8
Poranek był dla mnie niezwykle męczący. Obudziłem się ze strasznymi bólami głowy. Myślałem, że to pulsowanie rozsadzi mi czaszkę. Ledwo wyczołgałem się z łóżka i zszedłem do kuchni po leki przeciwbólowe. Zaparzyłem sobie gorącej herbaty. Nie powinno brać się lekarstw na pusty żołądek, ale zanim zbiorę się w sobie, by coś zrobić... Zaryzykuję.
Na zegarku dochodziła godzina ósma. Nie spałem zbyt długo. Może z trzy godziny? Tej nocy jeszcze raz wszystko chowałem po kątach, by przez przypadek Teucer nie znalazł jakiejś mojej zabawki. A kolejne godziny poświęciłem na przeglądanie danych mojej kolejnej misji. I tak nic nie pamiętam, więc wszystko poszło się jebać i muszę zacząć od nowa. Straciłem tylko czas.
Właśnie... Teucer. On naprawdę tutaj jest? Może to wszystko sobie wyobraziłem. Prawda, że byłem bardzo zmęczony, ale chyba nie do tego stopnia, żeby mieć halucynacje. Te wszystkie wydarzenia z wczorajszej nocy były dla mnie nierealne. Najpierw Aether, potem Teucer... To nie był po prostu jakiś jeden, wielki, dziwny sen?
Usłyszałem kroki. Uniosłem wzrok znad kubka.
- A jednak żyjemy w rzeczywistości. - mruknąłem, widząc rudowłosą czuprynę.
Teucer stanął przed schodami. Był schludnie ubrany w jasny sweter i ciemne, jeansowe spodnie. Włosy swobodnie opadały mu na czoło, tworząc niesforną grzywkę. Wyglądał jak nastolatek gotowy do wyjścia na randkę. Jedyne, co mi nie pasowało to godzina.
- Dobry.. - pochylił głowę.
- Wychodzisz gdzieś? - zapytałem, biorąc łyka herbaty. Tsk... Gorąca.
- Mam umówioną rehabilitację za godzinę w szpitalu. - odpowiedział, naciągając rękawy swetra.
- Podrzuciłbym Cię, ale nie czuję się najlepiej. - westchnąłem, odchodząc od blatu. - Kuchnia jest Twoja. Zrób sobie coś do jedzenia. Nie ruszaj mi tylko tofu z lodówki. - stanąłem obok niego. - Rusz mi tofu, a nie dotrwasz do rehabilitacji.
Udałem się do salonu i ległem na kanapie. Widziałem jeszcze kątem oka, jak Teucer buszuje po kuchni. Patrząc na jego plecy, miałem wrażenie, że obserwuję Childe'a. Byli naprawdę podobni. Jak dwie krople wody. Miałem obawy, że gdy stracę czujność, mógłbym się pomylić i nazwać go innym imieniem. Muszę się pilnować. Nie chcę, by sprawy były jeszcze bardziej niezręczne, niż są.
Chwyciłem telefon. Muszę na początek poinformować o tym Zhongliego. Nie mogę trzymać obecności chłopaka w tajemnicy. Jeśli na mieście są wspólnicy Daniela, mogą go rozpoznać i zrobić mu krzywdę. Chłopak nie wie, w jakie bagno wpadł jego starszy brat. A nawet jakby się dowiedział, myślę, że nie byłby świadomy niebezpieczeństwa. Pierwsze co trzeba zapewnić mu ochronę. Tylko jak mam przedstawić całą sytuację Zhongliemu?
- Wychodzę. - usłyszałem cichy głos za sobą.
- Młody! - krzyknąłem, gdy ten już był przy drzwiach. - Weź sobie klucze, leżą na komodzie.
Mruknął coś pod nosem i wyszedł. Nie wiem, czy mi nie ufa, czy to jego normalne zachowanie. Nie bój się, mi też jest niezręcznie w Twoim towarzystwie.
Wybrałem numer do Zhongliego. O tej porze musiał już być w pracy. Chyba że wczoraj robił kolejny nocny objazd w poszukiwaniu swojego kochanka. Wtedy mógłby odsypiać. Ale chyba nic takiego nie miało miejsca, ponieważ mężczyzna odebrał słuchawkę po kilku sygnałach.
- O co chodzi? - usłyszałem po drugiej stronie.
- Masz pieniądze i jakąś tam władzę, tak? - zacząłem. - Potrzebuję wynająć doświadczonego ochroniarza. Nie jakiegoś mameje.
- A po co Tobie ochroniarz? - zaśmiał się.
- Nie mi, a Twojemu szwagrowi. - ból powoli odchodził, ale nadal był nieznośny. - Wczoraj w nocy przyszedł do mnie brat Childe'a. Został wypisany ze szpitala.
- ...
- Komu? - odezwał się po dłuższej chwili. Podniosłem się do pozycji siedzącej. No nie mów...
- Nie gadaj, że nie wiedziałeś... - przejechałem sobie dłonią po twarzy. - Nie wiedziałeś, że Childe ma o trzy lata młodszego brata? I ty siebie nazywasz samcem Alfa, który poszukuje zaginionej połówki?!
- A skąd miałem o tym wiedzieć jak mi nie powiedział?! - odsunąłem telefon od ucha. Zhongli krzyczał coś jeszcze przez dłuższy czas. Gdy się uspokoił, ponownie przystawiłem telefon do ucha.
- Nie obchodzą mnie Wasze prywatne sprawy. - mruknąłem, masując się po skroni. - Najlepiej przyjedź po pracy i zobacz na własne oczy. Teucer nie może u mnie zostać na długo. Potrzebuje ochrony.
- Dobra, załatwię to. - westchnął. - Teraz jest mi głupio, że o tym nie wiedziałem.
- Miałeś prawo nie wiedzieć. Childe nigdy nie mówił o sobie swoim kochankom. - ugryzłem się w język. Nie powinienem tego mówić. Nie miałem ochoty na dyskusję z Archonem pod tytułem ,,Jakim jest żałosnym chłopakiem". Już wiele razy to z nim przerabiałem. Nie wszystko z tego było całkowicie jego winą. Childe też dużo ukrywał i jeszcze więcej mu nie mówił. Zawsze tak było i Zhongli nie był wyjątkiem.
- Mam jeszcze jedną sprawę. - odłożyłem kubek na stolik. - Twój sekretarz dotarł do pracy?
- Aether? - zdziwił się. - Wiesz coś na jego temat?
To pytanie wydało mi się dziwne. Ale wiedziałem już na pewno jedno - Aether nie dotarł do pracy. Zacisnąłem zęby.
- Jakbym wiedział, to bym nie pytał. - warknąłem. - Gdzie on jest?
- Nie przyszedł. Nie mogę się do niego dodzwonić. Sygnał jest, ale odrzuca połączenie.
Aether. Jeśli chciałeś wzbudzić we mnie poczucie winy za wczorajszą noc... Udało Ci się. I wcale mi się to nie podoba.
- Daj mi jego adres. - podniosłem się. Głowa nadal mnie bolała. - Zajmę się nim.
***
Aether mieszkał po drugiej stronie miasta w mieszkaniu z sąsiadami po bokach. Stałem pod jego drzwiami i wgapiałem się w nie przez dobre dziesięć minut. Gdy się ubierałem i jechałem tutaj, to nie myślałem o niczym konkretnym. Chciałem przyjechać. Nawet zignorowałem moją bolącą głowę. Tylko... co teraz? Co ja mam mu powiedzieć? Przyjechałem sprawdzić, czy żyjesz? Hej, przepraszam za wczoraj, nadal nie chcę z Tobą być, ale się martwiłem i przyjechałem sprawdzić, czy wszystko jest okej. Przecież to się kupy nie trzyma!
- Co ja robię... - mruknąłem, naciskając dzwonek do drzwi.
Słyszałem hałasy po drugiej stronie. Kroki, stuknięcie... Ale drzwi nadal się nie otworzyły. Nacisnąłem dzwonek jeszcze raz. Możliwe, że zobaczył mnie w judaszu i teraz nie chce otworzyć drzwi. Prychnąłem pod nosem. Odsunąłem się na krok od drzwi.
- Aether, wiem, że tam jesteś. - powiedziałem głośno z nadzieją, że mnie usłyszy. - Liczę do trzech. Raz...
Stanąłem bokiem, przygotowany do dalszej akcji. Muszę uważać.
- Dwa...
Nie chciałem zrobić też wielkich szkód. Musiałem kontrolować swoją siłę.
- Trzy! - zamachnąłem się i kopnąłem w środek drzwi, zostawiając na nich odbicie swojego glana i delikatne wgniecenie.
Akustyka w korytarzu sprawiła, że po pomieszczeniu rozniósł się głośny huk. Rozglądnąłem się. Dziwne, że sąsiedzi nie wyszli ze swoich domów. Może dookoła nikogo nie ma?
Aether nadal nie wyszedł. Westchnąłem i stanąłem obok drzwi, od strony zawiasów. Nie zadziałało kulturalne dzwonienie dzwonkiem. Nie zadziałało wołanie. Nawet nie ruszył go hałas, który spowodowałem. Spróbujemy innej taktyki. Tak jak się spodziewałem, tym razem otworzył. Blondyn odblokował drzwi i powoli zaczął je otwierać. Nie widział mnie pewnie w judaszu, więc chciał się upewnić, czy na pewno już poszedłem. Chwyciłem dłonią za drzwi i mocnym szarpnięciem otworzyłem je szerzej. Przede mną stanął blondyn w za dużej, białej koszuli oraz dresowych spodniach. Za to z mieszkania wydobywał się odór alkoholu.
- Co ty tu robisz? - zapytał. - Nie, wróć. Najpierw, jak mnie znalazłeś?
- To nie jest ważne. - zbyłem go i wyminąłem, wchodząc do środka. - Mogę wejść?
- Już wlazłeś. - mruknął, zamykając drzwi. - Jeśli to nic ważnego, wyjdź. Chcę w spokoju zapijać smutki.
- Po tym wszystkim, co przeszedłem, by tu się dostać, każesz mi wyjść? Nie ma opcji. - ściągnąłem buty. - Lubisz wzbudzać we mnie poczucie winy i odpowiedzialności. - zaśmiałem się krótko. - To samo robiłeś przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Błąd. Przy naszym pierwszym spotkaniu, uważałem Cię za przystojnego stalkera. - pokazał mi język.
Weszliśmy do kolejnego pomieszczenia.
- Ile ty wypiłeś? - rozejrzałem się po salonie, udając, że tego nie słyszałem.
Na podłodze walały się butelki po piwie, winie i innych nalewkach nieznanego mi pochodzenia. Blondyn na pewno nie mógł być teraz trzeźwy. Skoro pił wczoraj i dzisiaj.. Jego organizm może tego nie wytrzymać. Albo skończy na tygodniowym kacu. Już teraz mogę dzwonić do Zhongliego i powiedzieć mu, że blondyn bierze L4.
Mężczyzna podszedł do kanapy i usiadł przed nią na podłodze. Chwycił butelkę z nadpoczętym winem. Przechylił ją i zaczął pić z gwinta. Podszedłem do niego i wyrwałem mu trunek z ręki. Spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.
- Zachowujesz się nie racjonalnie! - krzyknąłem. - Czy ty wiesz, co robisz?!
- Piję, by zapomnieć o Tobie!
- To wymówka dla nastolatków! - warknąłem. - Jesteśmy dorośli. Przestań zachowywać się jak dziecko tylko dlatego, że dostałeś kosza.
W jednej chwili zobaczyłem szklanki w jego oczach. Podciągnął kolana do brody i ukrył swoją twarz w nogach. Zaczął łkać. Boże.. Tak bardzo nie lubię mieć do czynienia z pijanymi ludźmi. Nie wiedzą, co robią, nie myślą i zachowują się nieznośnie. Jestem pewny, że Aether wpadł na pomysł dalszego picia, gdy nadal był pijany po tym denaturacie od Kaeyi. Ale nie mogę też całą winę zwalać na niebieskowłosego. Aether doprowadził się do tego stanu, ponieważ go odrzuciłem.
- Jestem pewnie dla Ciebie żałosny.. - wydukał. - Naprawdę mi się spodobałeś. A ty nawet nie dałeś mi szansy. - spojrzał na mnie. - Nie jestem dla Ciebie atrakcyjny?
- Tu nie o to chodzi. - westchnąłem i usiadłem obok niego.
W dalszym ciągu trzymałem butelkę z winem. Skorzystałem z tego faktu i też się napiłem. Wino pozostawiło po sobie słodki, mdły smak. Sam w życiu bym tego nie wypił, było dla mnie zbyt słodkie.
- O co?
- Nie mogę Ci mówić o takich rzeczach.
Pomiędzy nami nastała cisza. Słyszałem cykanie zegara. Było jeszcze wcześnie. A ja siedziałem na podłodze z pijanym mężczyzną, sam przy tym waląc wino z gwinta. Wymarzony początek dnia każdego menela. Blondyn tak szybko, jak zaczął płakać, tak samo szybko przestał. Jego policzki pozostały mokre, a oczy lekko spuchnięte. Wcześniej też musiał popłakiwać. Tylko co ja mogę zrobić w takiej sytuacji? W rzeczywistości bym się tym w ogóle nie przejął. Mało tego - już dawno pozbyłbym się świadka wydarzeń. Ale zachowałem go przy życiu, a nawet martwię się o niego. Nie licząc się z własną niedyspozycją, ruszyłem do niego sprawdzić, czy wszystko jest okej. Zachowuję się jak nie ja. To dziwne, nieprzyjemne uczucie..
- Prześpij się ze mną.
- C-co? - blondyn wyrwał mnie z głębokich przemyśleń. - Długo nad tym myślałeś?
- Prześpij się ze mną. - powtórzył.
Zaczął intensywnie się we mnie wpatrywać. Po raz kolejny jego złote tęczówki mnie hipnotyzowały. Odwróciłem wzrok. Gdybym się w nie wpatrywał, jestem pewny, że zgodziłbym się na tę niemoralną propozycję.
- Nie wiesz, co mówisz. - zbyłem go.
Blondyn poderwał się z miejsca. Pobiegł do jakiegoś pomieszczenia i wrócił z kartką i długopisem. Usiadł na swoje miejsce, położył kartkę na stole i zaczął coś na niej bazgrać. Z ciekawości zajrzałem przez jego ramię. Na samej górze, napisał wielkimi literami "KONTRAKT". Widząc to, prychnąłem pod nosem.
- Bawisz się z Childe'a i Zhongliego? - uniosłem brew. - Mam Ci przypomnieć, jak ich historia się zakończyła?
- Ja Cię nie wydoję z pieniędzy. - mruknął, zapisując swoje słowa.
- Nie podpiszę tego. - zaśmiałem się, biorąc kolejny łyk wina.
Blondyn mnie zignorował i w dalszym ciągu zapisywał postanowienia swojej umowy. Zaczynam żałować, że tu przyszedłem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top