5
Po niecałej godzinie udało nam się bezpiecznie wyjść z tego labiryntu. Przez całą drogę próbowałem zrozumieć, co siedzi w głowie blondyna. Na początku widziałem w oczach Aethera przerażenie. Jakby patrzył w oczy śmierci. Ale z każdą kolejną chwilą blondyn był coraz bardziej rozluźniony. Kilka razy próbował zacząć ze mną rozmowę, ale co tu dużo mówić.. Ignorowałem go. Coś mi w nim nie pasuje. Kto normalny szedłby spokojnie obok mordercy.
- Xiao.. - Aether podał mi maseczkę, którą od jakiegoś czasu miał schowaną pod brodą. - Dziękuję, ale chyba Tobie bardziej się przyda. Jesteś dosyć rozpoznawalny w tych... kręgach.
Spojrzałem na niego przymrużonym wzrokiem i odebrałem swoją własność.
- Dam Ci jedną radę. - zatrzymałem się i założyłem na siebie maseczkę. - Nie kontaktuj się ze mną i trzymaj się ode mnie z daleka.
- A-ale...!
Ruszyłem przed siebie, zostawiając blondyna w tyle. Muszę to wszystko przemyśleć. Nie mogę podejmować pochopnych decyzji. Aether też musi sobie wszystko poukładać w głowie. Może niektóre rzeczy jeszcze do niego nie dotarły. W dalszym ciągu musi być w szoku...
***
... A przynajmniej tak myślałem. Na następny dzień wchodząc do baru, o mało co nie opuściłem torby na podłogę. Na hokerze siedział uśmiechnięty od ucha do ucha Aether i nonszalancko popijał sobie drinka.
- Xiao! - pomachał do mnie Kaeya. - Masz gościa!
- Co ty tu do cholery robisz?! - warknąłem do blondyna. - Chyba powiedziałem Ci, żebyś trzymał się z daleka!
- No weź! - niebieskowłosy klepnął mnie w plecy, po czym nachylił się do mojego ucha. - Nie sądziłem, że weźmiesz sobie moją radę do serca i tak szybko znajdziesz chłopaka.
- On nie jest moim chłopakiem, tylko problemem. - prychnąłem. Blondyn nic się nie odezwał, ale wydawało mi się, że nieco się zarumienił.
Kaeya wyszedł zza baru, objął mnie ramieniem i przeszedł parę metrów dalej w ustronne miejsce, gdzie nikt nie mógł nas usłyszeć.
- Jak on mnie tutaj znalazł? - zapytałem. - Ty wiesz, ile problemów mi narobił w ciągu jednego wieczora?
- Znasz moje zasady. - założył ręce na piersi. - Jeśli ktoś obcy szuka "Xiao", to nic nie wiem, ale jeśli chodzi o "Alatusa"...
- Moje też znasz, a kurwa wszystkie poszły się jebać! - krzyknąłem. - Nie ustaliłem do końca, kto jest winny, zdradziłem swoją pozycję, zabiłem połowę gangu, a wisienką na torcie był ten jełop, który wszystko widział!
- A skąd ja miałem to wiedzieć! Myślałem, że to kolejny kli... - Kaeya zawiesił się na chwilę. - Czekaj. Polazł za Tobą i tego nie zauważyłeś? - przyłożył dłoń do mojego czoła. - Chory jesteś czy to już starość?
- Chwila nieuwagi. - odtrąciłem jego dłoń. - Zaatakowali nas. Zrobiłem, co musiałem.
Pomiędzy mną a barmanem nastała cisza. Wsadził ręce do kieszeni i spojrzał w kierunku siedzącego mężczyzny. Aether patrzył w moim kierunku. Gdy nasz wzrok się spotkał, szybko odwrócił głowę w przeciwną stronę. To, że mógł teraz siedzieć i popijać drinka, było tylko i wyłącznie moją zasługą. Już dawno powinien nie żyć albo z rąk gangsterów, albo z moich. Kaeya prychnął pod nosem i uśmiechnął się na ten swój głupkowaty sposób.
- Musisz mu się podobać.
- Dlaczego niby miałbym mu się podobać? - uniosłem brew. - Jestem mordercą.
- Pomyśl tylko. Uratowałeś mu życie. Musi być zapatrzony w swojego wybawcę, jak w obrazek. - zaśmiał się. - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę. Sam mówiłeś, że kto mógłby być z mordercą. Myślę, że znalazłem dla Ciebie kandydata.
- Przestań myśleć, bo Ci to nie wychodzi. - westchnąłem. - Wiesz, że związki nie są dla mnie...
- Kiedy ostatnio uprawiałeś seks?
- A co Ci do tego?! - poczułem, jak moja twarz zaczyna piec.
- Bo jesteś cholernie spięty. Wszystko jest na nie. Masz przed sobą chodzącą istotę, która Cię adoruje, a na dodatek wie, kim jesteś i czym się zajmujesz. Zamiast podjąć odpowiednie kroki, to będziesz go odtrącał, dopóki Twoja szansa przepadnie.
- Mam swoje powody. - odwróciłem wzrok. - Idę dokończyć swoje zadanie. Mam tylko jedną prośbę, trzymaj go dzisiaj ode mnie z daleka.
Wyminąłem go i skierowałem się w stronę wyjścia. Miałem w planach walnąć drinka przed misją, ale chyba spasuję. Wszystko jest nie tak.
- Xiao..!
Zacisnąłem zęby. Wyjąłem nóż z pokrowca przy pasie spodni, odwróciłem się i rzuciłem nim przed siebie. Ostrze wbiło się w blat obok blondyna. Mój oddech stał się ciężki. Nie wytrzymam..
- TO MOJE OSTATNIE OSTRZEŻENIE! - wydarłem się. - Jak za mną pójdziesz, to będzie koniec wszystkiego!
Widziałem, jak blondyn przełyka ciężko ślinę, a jego wzrok zmienia się na poważny. Odwróciłem się po raz kolejny. Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Dlaczego się mnie nie boisz?
Już chwytałem za klamkę od drzwi, gdy nóż, którym rzuciłem, wbił się we framugę przy mojej twarzy. Spojrzałem zabójczym wzrokiem w kierunku baru. Kaeya w szoku opuścił szklankę, która rozbiła się w drobny mak. Ludzie dookoła również zamilkli. Za to Aether zastygł w rzucającej pozycji, ciężko przy tym oddychając.
- Będę na Ciebie czekał. - wydyszał. - Muszę Ci coś powiedzieć.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wyjąłem nóż z framugi. Jeszcze zobaczymy...
***
Bez osób trzecich całe zadanie poszło gładko. Osoby odpowiedzialne za gwałt na kobiecie trafiły do piekła. Chociaż po tym, co im zaserwowałem, piekło jest niezłym pensjonatem wypoczynkowym.
Po telefonicznym zawiadomieniu o wykonanym zadaniu moje kroki automatycznie skierowały się w kierunku baru. Nie to, że chciałem się spotkać z blondynem. Byłem po prostu ciekaw czy dalej tam siedzi. Minęło sporo czasu, nawet ja nie wysiedziałbym tyle godzin na tym niewygodnym hokerze.
Powolnym krokiem wszedłem do baru. Jak zwykle o tej porze było głośno i tłoczno, przez co powietrze był bardzo ciężkie. Ci sami stali klienci siedzieli na swoich miejscach i wspominali te same stare historie jak zacięta kaseta. Czyli wszystko na swoim miejscu. No, prawie...
- Hah... - zaśmiałem się.
Aether w dalszym ciągu siedział na tym samym hokerze. Jedyna zmiana była taka, że ciałem leżał na blacie, a wokół niego było pełno opróżnionych szklanek. Spojrzałem wymownym wzrokiem na niebieskowłosego, który widząc mnie, uśmiechnął się szeroko i pomachał na dzień dobry.
- Mówiąc ,,trzymaj go ode mnie z daleka" nie chodziło mi o to, żebyś go upił. - spojrzałem podejrzliwie na fioletową ciecz. - Dałeś mu ten denaturat?
- A bo to raz. - Kaeya wzruszył ramionami. - Bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. Co nie, Aether?
Blondyn podniósł się i oparł twarz na ręce. Widząc go, chciało mi się śmiać. Miał zaczerwienioną twarz, rozczochrane włosy i minę zbitego psa. Jego wzrok był lekko przygaszony, przez co wyglądał na mocno najebanego. Delikatnie mówiąc.
Mruknął coś pod nosem, cały czas wgapiając się we mnie.
- Jesteś pijany? - zapytałem.
- Nie. - odpowiedział bez zastanowienia.
- Czyli sam trafisz do domu?
- Nie.
- To zostajesz z Kaeyą.
- Nie.
- Macie wiele wspólnego. - prychnął niebieskooki.
Nie chciało mi się już komentować. Westchnąłem głośno, poprawiając torbę na ramieniu. Nagle blondyn wstał, podszedł do mnie i przejechał kciukiem po moim policzku. Odruchowo złapałem go za nadgarstek, odsuwając od swojej twarzy. Na początku spojrzał na mnie trochę zmieszany i zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się, pokazując swoją dłoń.
- Byłeś umazany krwią. - wyszczerzył się w moją stronę.
Nie wiem czemu, ale poczułem ucisk w klatce piersiowej. Dziwne, nieprzyjemne, ciepłe uczucie... Odwróciłem od niego wzrok. Spojrzałem na Kaeyę, który patrzył na mnie wzrokiem ,,a nie mówiłem?". Tsk.. Mam Was wszystkich dość.
- Chodź. - puściłem jego dłoń. - Odprowadzę Cię.
- Nie zostajesz na drinku?
Spojrzałem wymownym wzrokiem na niebieskowłosego, który tylko uniósł dłonie w geście poddania się. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Aether szedł obok mnie. Na szczęście nie zataczał się i szedł w miarę prosto. Musi mieć mocną głowę. Gdy stanęliśmy przy moim aucie, wyciągnąłem papierosa. Potrzebuję chwili rozluźnienia. Nie miałem drinka, to chociaż zapalę.
- Możesz wejść do środka i poczekać na mnie. - mruknąłem, otwierając auto.
Blondyn dalej stał naprzeciw mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Odpaliłem papierosa i wypuściłem dym.
- Palisz?
- A nie widać? - zaśmiałem się.
To nie tak, że jestem uzależniony. Niosę na sobie olbrzymie brzemię. Odpowiadam za śmierć wielu osób. Widok martwych ciał, krwi, kości... Zwariowałbym, gdybym nie miał w życiu jakiejś ucieczki. Dlatego po każdym zadaniu idę do baru coś wypić, a jak nie mam na to ochoty, to palę.
- Przestań.
Mężczyzna wyglądał komicznie. Mimo że dużo wypił jego zachowanie i słowa były bardzo stanowcze. Bawił mnie ten widok, ale starałem się zachować twarz. Co nie znaczyło, że nie mogłem go trochę podenerwować. Ten cały stres i moje ,,spięcie" jak to nazwał Kaeya, są przez niego. Od kiedy pojawił się w moim życiu, nie miałem ani chwili spokoju. Ciągle coś się działo i to na moją niekorzyść.
- A jak nie, to co? - uśmiechnąłem się, wypuszczając dym prosto w jego twarz. Blondyn kaszlnął dwa razy i otarł piekące oczy.
- Więc potrafisz się uśmiechać. - mruknął cicho pod nosem, patrząc na mnie załzawionym wzrokiem. Pewnie myślał, że tego nie usłyszę. - Jak nie... to Ci przerwę.
- Ciekawe. - prychnąłem, po raz kolejny się zaciągając.
Blondyn wyrwał mi papierosa z dłoni i sam włożył go do ust, wciągając dym. Taka cicha woda. Wystarczyło powiedzieć, to bym Ci dał.
Ku mojemu zdziwieniu Aether wyrzucił peta i przybliżył się do mnie. Gdy był wystarczająco blisko, wydmuchał chmurę w moją twarz. W porę zamknąłem oczy, by dym, nie dostał się do nich. I właśnie wtedy poczułem coś na swoich ustach. Delikatny nacisk czegoś miękkiego.
Otworzyłem oczy.
Mogłem zobaczyć tylko przymknięty wzrok blondyna i jego kosmyki włosów. Oparł się delikatnie na mojej klatce piersiowej, powoli coraz bardziej napierając na moje usta. Szczerze mówiąc, byłem w szoku. Nie wiedziałem co mam zrobić. Stałem nieruchomo, nie odwzajemniając jego pocałunku.
Po chwili oderwał się ode mnie i spuścił wzrok. Jego ciało dalej przylegało do mojego.
Dopiero to do mnie dotarło. To ciepło oraz wilgoć na ustach. Delikatny dotyk jego dłoni na mojej klatce piersiowej. Aether mnie pocałował. Ale.. dlaczego? Po co?
- Muszę być pijany... Przepraszam. - złotooki złapał się za głowę. - Zapomnij o tym.
- Dlaczego to zrobiłeś?
Nie mogłem pozbierać swoich myśli. Chciałem poczuć to jeszcze raz. Chciałem go pocałować. Nawet jeśli Aether coś do mnie czuł. To chciałem egoistycznie wykorzystać ten fakt dla własnej satysfakcji.
- Kaeya powiedział, że to zadziała.
Zacisnąłem zęby. Ten idiota. O czym wy gadaliście przez ten cały czas? Trzydzieści sposobów, by uwieść mordercę? Czy może poleciał monolog?
Nie wiem, co mu powiedział, ale...
- Zadziałało.
Chwyciłem jego twarz i złączyłem nasze usta w pocałunku. Czuję, że to się na mnie odbije. Trafię do piekła za wykorzystanie niewinnej osoby dla własnych celów. Ale teraz, to jest silniejsze ode mnie.
Jego usta były takie miękkie i wilgotne. Przygryzłem jego dolną wargę, tym samym prosząc o coś więcej. Długo nie musiałem czekać. Rozchylił usta, pozwalając mi na bardziej namiętny pocałunek. Delikatnie wysunąłem swój język. Nie sądziłem, że może to być takie przyjemne. Oczywiście miałem wcześniejsze doświadczenia, ale teraz jest inaczej. Odczuwam wszystko bardziej intensywnie. Erotycznie. Mam ochotę na większą eksplorację. Blondyn mruknął przeciągle i zarzucił dłonie na mój kark. Jedną dłoń wplotłem w jego włosy, a drugą objąłem w talii, lekko ją ściskając. Jęknął. Jestem ciekaw wszystkich dźwięków, które mogą wydobyć się z tego drobnego ciała. Chcę je odkryć.
Co się ze mną dzieje?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top