10
***
Muszę działać szybko, nim zacznie mi zależeć na blondynie. A może już mi zależy? Nie. Nie mogę tak myśleć. Uczucia nie są mi teraz potrzebne. Jedyne, czym mam się martwić to moja praca i zaginiony Childe. I jego brat w moim domu. Ehh... Skup się na sobie Xiao. Nic więcej się nie liczy. Bądź tym samolubnym skurwysynem, co zawsze byłeś. Myśl o sobie.
Spojrzałem kątem oka na śpiącego Aethera, którego zdołałem przenieść na łóżko. Mężczyzna nie obudził się i w dalszym ciągu równomiernie oddychał. Zastanawiałem się, kiedy sprawy zdążyły zajść za daleko. Nie mieliśmy większych interakcji. Nie mam też ze sobą nic wspólnego. Na jakiej podstawie zrodziły się tutaj uczucia. I dlaczego mnie też to dotknęło?
Zacisnąłem dłoń na swoich włosach. Muszę coś z tym wszystkim zrobić. Muszę poukładać swoje sprawy. Po prostu muszę, bo oszaleję.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Diluca. Zaczynam mieć wrażenie, że moje życie to jebana sinusoida. Nie wiem, co robię, tracę kontrolę nad swoimi działaniami. Nie podoba mi się to. Jestem tym wszystkim cholernie sfrustrowany.
- Halo? - usłyszałem głos po drugiej stronie.
- Diluc, mam sprawę. - mruknąłem, cicho zamykając za sobą drzwi od sypialni.
- Hmm? Coś się dzieje? Zwykle nie dzwonisz bez dobrego powodu.
- Ściągnij Kazuhę. - złapałem się za skroń. - Potrzebuję ochrony dla dwóch osób na czas nieokreślony.
- Ochrony? - powtórzył. - A co z Childem? Kazuha nadal go szuka za granicami miasta.
Zagryzłem dolną wargę. Doskonale o tym wiedziałem. Ale nie mogłem bardziej ryzykować. Teucer potrzebuje ochrony, Childe to zrozumie. W końcu to jest jego jedyna rodzina. A ponadto sam kazał mi się nim opiekować.
Zhongli miał kogoś załatwić, ale Kazuha na pewno jest sto razy bardziej doświadczony od niejednego wykwalifikowanego ochroniarza. Przezorny zawsze ubezpieczony. Lepiej mieć podwójne zabezpieczenie niż żadne.
No i Aether. Na nim też trzeba trzymać oko. Mam wrogów na każdym kroku. Jeśli jakimś cudem ktoś dowiedział się, że blondyn chodzi za mną jak cień... Może to się naprawdę źle skończyć. Mam złe przeczucia.
- Zostawiamy sprawę Childe w spokoju. Teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie. - mruknąłem, wychodząc z mieszkania. - Muszę wyruszyć na północ miasta. Będę zaraz w barze, to Ci wszystko wyjaśnię. Po prostu ściągnij tu Kazuhę jak najszybciej.
- Przecież na północy jest Zona... Chyba mi nie powiesz, że wysyłają Cię tam na misję. - zaśmiał się w słuchawkę. Nie odezwałem się słowem. Gdyby nie zadanie to w życiu bym tam nie pojechał. - Xiao, kurwa. Powiedz, że to żart!
- Nie mam wyboru. - syknąłem. - Jak się zbuntuję, to mnie zabiją. Jak tam pojadę, to mnie też zabiją. Jak przeżyje, to sam się ze szczęścia zabiję.
- ...
- Będę za dziesięć minut. - westchnąłem i rozłączyłem się.
Zona.
Miejsce, skąd pochodzę.
Miejsce, którego nienawidzę.
Miejsce, przez które jestem, kim jestem.
***
Znajdywaliśmy się na zapleczu baru. Miałem tu parę swoich rzeczy, które potrzebowałem zabrać na drogę. Pakowanie tego wszystkiego byłoby o wiele przyjemniejsze, gdyby nie wzrok Diluca, który przeszywał mnie na wskroś. Każda część jego ciała krzyczała, żebym nie pchał się w to gówno. Wiedział, że moja decyzja jest ostateczna i nikt nie może mnie zatrzymać. Ale to, że wiedział, nie znaczy, że się zgadzał z moją decyzją.
- Dzwoniłeś? - przerwałem niezręczną ciszę.
- Mhm.
Westchnąłem na jego odpowiedź. Wyprostowałem się i odwróciłem w jego stronę. Stał oparty o framugę drzwi z założonymi na piersi rękami. Spojrzałem mu wymownie w oczy. Obdarował mnie chłodnym spojrzeniem, a po chwili odwrócił wzrok.
- Muszę pogodzić się z decyzją agencji. Jestem im winien przysługę za wyciągnięcie mnie z tego piekła. To nic wielkiego.
- Nic wielkiego?! - krzyknął. - Dobra, ok! Wyciągnęli Cię stamtąd. Ale po chuja każą Ci tam wracać?!
- Mieli wśród swoich kreta, który tak naprawdę pracował dla Zony. Dobrze wiesz, że to najwięksi konkurenci. - mruknąłem. - Skurwysyn wykradł dane, które nie mogą trafić do centrali. A ja, niestety jestem jedyną osobą, która zna cały układ tego przeklętego miejsca. - wróciłem do pakowania swoich rzeczy. - Postaram się wrócić żywy, ale nie mogę tego gwarantować.
Czerwonowłosy westchnął ciężko na moje ostatnie słowa. Naprawdę nie mam wyboru.
- Agencja będzie mnie chronić tak długo, jak nie opuszczę miasta. - kontynuowałem. - Jeśli mnie zabiją na tym terenie, to biorą na siebie całą odpowiedzialność.
- Jak ty możesz mówić o tym tak spokojnie? - prychnął. - To jest chore. Wezmą odpowiedzialność za Twoją śmierć. Jacy wielkoduszni. A co z Twoim życiem? Co z ludźmi, którym na Tobie zależy?
Zastygłem w bezruchu. Nie wiem, czemu przez myśli przeleciał mi radosny wyraz twarzy Aethera. Jego złote, lśniące oczy i szczery, szeroki uśmiech. Im dłużej tak go sobie wyobrażałem, tym bardziej cieszyłem się, że zakańczam naszą znajomość w tym momencie. Po tej misji, jak wyjdę z tego cało, zmienię lokum. Rozpłynę się w powietrzu tak samo, jak Childe. Zrobię wszystko, żeby Aether mnie nie znalazł i o mnie zapomniał. Tak będzie najlepiej i dla mnie, i dla niego.
- Proszę, przekaż Kaedeharze dane osób, które ma chronić. Poinformuj też Zhongliego o całej sytuacji, miał spotkać się z bratem Childe'a. I najważniejsze. Nie mów nikomu, gdzie idę.
- Ha! Na pewno! Uwierz, że powiem. - burknął. - Zaraz idę do Kaeyi i wszystko mu opowiem.
- Diluc? - uniosłem brew.
- Akurat w tej sprawie mamy to samo zdanie, więc się dogadamy. - wzruszył ramionami.
Pokiwałem zrezygnowany głową. Nigdy nie zrozumiem ich relacji. Jak dłużej o tym pomyślę, to też wcale nie chcę tego zrozumieć.
- I jeszcze jedna rzecz. - zarzuciłem na siebie torbę. - Pożycz mi motocykl.
***
Yo,
trochę krótsze niż miało być, ale muszę to bardziej rozłożyć, żeby historia tak szybko się nie wyjaśniła :3
Do następnego,
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top