1
W barze jak zwykle było tłoczno i głośno od rozmów nawalonych ludzi. Przymknąłem ciężko oczy i stanowczo przeszedłem pomiędzy ludźmi do mojego standardowego miejsca na czarnym, skórzanych hokerze tuż przed barmanem. Rzuciłem swoją torbę tuż obok.
- Mój ulubiony klient! Na co masz dziś ochotę? Może jakieś whisky? - niebieskowłosy znacząco poruszył brwiami.
- Przyznaj po prostu, że wyciągasz ode mnie po znajomości jak najwięcej kasy. - kiwnąłem do niego głową, dając znak, że whisky wcale nie brzmi tak źle.
- Nie doceniasz mnie. - prychnął, odwracają się w stronę trunków.
W trakcie, gdy Kaeya szykował dla mnie swój kolejny eksperyment, spokojnie rozglądałem się po pomieszczeniu. Dziś zjawiło się kilka nowych twarzy. Głównie młodzi dorośli korzystający z ostatnich beztroskich lat swojego życia. Było też paru stałych bywalców. Od kiedy pamiętam, spotykali się po pracy na piwie i rozmawiali w najlepsze o starych czasach, swoich wrednych żonach oraz ciążących na nich podatkach. Ciekawy jestem, czy siedzieliby tak spokojnie, gdyby wiedzieli, że wśród nich jest morderca, który właśnie wrócił z misji zakończonej sukcesem.
- Proszę Cię bardzo! Moja autorska whisky specjalnie tylko dla Ciebie. - mrugnął do mnie i wygodnie oparł się o blat. Uniosłem szklankę i spojrzałem podejrzliwie na kolor trunku, który mi zaserwował.
- Z tego, co wiem, to mówiłeś mi o whisky. Dla mnie dobra whisky powinna być bursztynowego koloru. - pomachałem mu fioletową cieczą przed twarzą. - A to jest denaturat.
- Jeszcze mordy nie zamoczyłeś, a już narzekasz. - założył ręce na piersi i wlepił we mnie swój wzrok.
Było to dla mnie strasznie niekomfortowe. Nie lubiłem, jak ktoś przeszywał mnie swoim wzrokiem. A Kaeya będzie robił to specjalnie, dopóki nie wezmę łyka tej mikstury. Westchnąłem głośno, chwyciłem szklankę i wypiłem wszystko na jeden strzał. To coś było na tyle mocne, że na moment zacząłem się dusić. Zasłoniłem usta wierzchem dłoni, próbując odkaszlnąć.
- No, no... nie przestajesz mnie zaskakiwać. - mężczyzna nachylił się przez bar i poklepał mnie po plecach. Odtrąciłem jego dłoń, pokazując mu środkowy palec.
Niebieskowłosy zaśmiał się i polał mi Jack'a Danniels'a. W końcu. Diluc jest typem, który nie chce mi polewać alkoholu, a najchętniej kazałby wszystkim spieprzać z baru. Z kolei Kaeya wleje mi cokolwiek do szklanki, byleby mu zapłacić. Nie mam pojęcia, czemu ta dwójka zdecydowała się na prowadzenie dwóch, osobnych barów, naprzeciw siebie. To powinno być zabronione.
- Dzisiaj jakiś spokojny dzień w pracy? - zapytał, po czym ściszył głos. - Shuriken czy snajperka?
- Snajperka. - uśmiechnąłem się pod nosem. - Liczyłeś na to, że przyjdę umazany we krwi jak tydzień temu?
- Jeśli mam być szczery, to tak. Twój widok z tym opętaniem w oczach jest imponujący. - zaciął się na chwilę. - Ale mniej mi się podobał fakt, że zaatakowałeś mnie jakimś kijem.
- To była miotła. I nie zaatakowałem tylko upadła. - przewróciłem oczami.
- Na mnie?
- Na Ciebie.
Wśród moich "znajomych" tylko paru wie tak naprawę, czym się zajmuję. Keaya i Diluc są moimi informatorami. Pomagają mi w kwestiach, gdzie ja sam nie mam już wglądu, a także pozyskują dla mnie klientów. Często zlecenia przechodzą przez tę dwójkę. Childe chcąc nie chcąc odkrył to, gdy mieszkał razem ze mną. Pewnego dnia przyszedł niespodziewanie, gdy ja wracałem z krwawej misji. Najśmieszniejsze jest to, że w tamtym momencie nie obawiałem się jego krzyku, straty przyjaciela czy innych konsekwencji swoich działań. Obawiałem się, że poszcza się ze strachu na mój nowy biały dywan. Chwilę mnie unikał, ale po paru dniach i długich rozmowach wszystko wróciło do normy. Z kolei Zhongli... Nie jestem pewny, czy wie, czy udaje, że nie wie. Nigdy mu nie powiedziałem wprost, że jestem płatnym mordercą.
- Jakieś wieści od Kazuhy? - zapytałem po chwili ciszy. Niebieskowłosy westchnął i pokiwał przecząco głową.
- Pytasz mnie o to niemal codziennie. - oparł się stanowczo o blat. - Xiao, wiem, że się martwisz o Childe'a, ale spójrz prawdzie w oczy. Zniknął. Od zawsze podążał swoimi ścieżkami. Ile razy mu mówiłeś, że to, co robi, jest głupie? Ile razy ratowałeś mu dupę, bo wpierdolił się w jakieś gówno? Było tego o wiele za dużo. Zacznij w końcu myśleć o sobie. Zakochaj się w jakimś idiocie, zwiążcie się ze sobą, zniknij, a potem niech ten idiota Ciebie szuka po całym świecie. - zatrzymałem szklankę w połowie i spojrzałem na niego, unosząc brew. - Nie pytaj.. Ten Zhongli próbuje swoich sił.
- Jakbym nie miał zakazu opuszczania miasta, to sam bym się po niego wybrał. - zacisnąłem dłoń na szklance. - Znalazłbym go i dobił.
- Może już nie pij, co? - złapał za szklankę w moich dłoniach. - Sio, sio! Naczynia też mnie kosztują, a ty zaraz zmiażdżysz szkło!
- ...
- Xiao. - spojrzał na mnie, jak matka na syna, która zamierza wygłosić mantrę o tym, jakie to zabezpieczanie się jest ważne. Nie podobał mi się ten wzrok. - Jeśli Kazuha da nam znać, że znalazł na swojej drodze cokolwiek, co jest powiązane z rudowłosym, to będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Na to masz moje słowo. Ale i tak uważam, że musisz w końcu zacząć żyć. Spójrz na siebie! Masz 25 lat, a ja ani razu nie widziałem Cię na mieście z kimś innym niż my!
- Kaeya zakończ ten temat. - spojrzałem na niego stanowczo. - Wiesz, czym się zajmuje. Mogę pracować pod przykrywką i fałszywym imieniem, ale jestem tak samo łatwy do namierzenia, jak każdy inny. Jeśli zdecydowałbym się na związek... Pomyśl. Raz coś mi nie wyjdzie i to nie ja pójdę na pierwszy ogień, tylko ta osoba.
- Nie wyolbrzymiasz trochę? - prychnął. - Jesteś najlepszym egzekutorem w tej branży. Co miałoby pójść nie tak?
- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. ,,Hej, jestem murarzem, a ty czym się zajmujesz", ,,A nic specjalnego, zabijam ludzi na zlecenie", ,,Ale ekstra, chcesz ze mną chodzić?" - odgrywając scenkę, zmanipulowałem swoim głosem, przez co Kaeya ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Dobra. - wydukał, ocierając łzę z kącika oka. - Może to nie był najlepszy przykład, ale nie można się tak od razu zniechęcać! A może ktoś podzieli wraz z Tobą Twoją pasję?
- Zaczynasz pieprzyć głupoty. - mruknąłem, wstając z miejsca. - Masz coś dla mnie, czy mogę się ewakuować?
- Jesteś sztywny jak parasol. - prychnął. - Dam Ci niedługo namiary. Może to być grubsza sprawa, więc przygotuj się.
Kiwnąłem tylko głową, zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z baru. Na dworze nadal było ciemno, ale zrobiło się zimniej. Co jakiś czas powiewał delikatny wiaterek. Odetchnąłem głęboko, rozkoszując się tą przepiękną nocą. Już niedługo sprzątaczka wejdzie do apartamentu, zacznie głośno krzyczeć, gdy zobaczy ciało w kałuży krwi i całą sprawę nagłośni Policja. Funkcjonariusze dobrze będą wiedzieli kto za tym stoi, ale i tak nic z tym nie zrobią. Sprawa będzie w toku do momentu, aż wszyscy zapomną o istnieniu Louis'a albo gdy zabiję kolejną osobę.
Była to późna godzina, a wokół mnie nie było żadnej żywej duszy. Przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Słyszałem za sobą ciche kroki. W momencie, gdy się odwracałem - cichły. Sytuacja powtarzała się kilka razy. Byłem śledzony. Ale osoba, która za mną szła nie była raczej nastawiona na zaatakowanie mnie. Gdyby tak było, już dawno by to zrobiła. Ludzie nie są zazwyczaj aż tak bardzo cierpliwi. Reagują szybko i pochodnie. Szczególnie tacy amatorzy. Uśmiechnąłem się pod nosem i stanąłem na środku drogi. Mężczyzna. Ma ciężkie kroki, pewnie jest gdzieś mojego wzrostu. Czułem na sobie ten wzrok. Wzrok, który bacznie obserwował każdy mój ruch.
Amator.
Wykonałem gwałtowny ruch w prawo, udając, że wbiegam w jedną z uliczek. W rzeczywistości stanąłem tuż za ścianą, czekając na prześladowcę. Słyszałem, jak biegnie. Był coraz bliżej. Bliżej... Tuż obok... Jeszcze chwila... Gdy tylko zobaczyłem cień, zwinnie kucnąłem i podciąłem mu nogi, sprawiając, że upadł twarzą na ziemię. Usłyszałem głośny jęk. Szybko usiadłem na nim, wyginając jego ręce do tyłu. Gdy upewniłem się, że jest nieruchomy pod ciężarem mojego ciała, powoli nachyliłem się do jego ucha.
- Kto Cię tu wysłał i dla kogo pracujesz? - wyszeptałem bardzo niskim głosem.
Nie odezwał się. Prychnąłem pod nosem. Odjęło Ci mowę? Chwyciłem mocniej za nadgarstek i zacząłem go powoli wyginać. Nie minęła sekunda, a usłyszałem jego głośne stękanie.
- Aaa! Przepraszam! - krzyknął. Głos wydawał mi się znajomy.
W dalszym ciągu na nim siedząc, odwróciłem jego twarz w swoją stronę. Mój wzrok spotkał się z jego złotymi tęczówkami. Zamarłem. To był ten gość, co oskarżał mnie i Childe o stalking Zhongliego.
Czym prędzej go puściłem i podniosłem się z niego. I jak ja się teraz wytłumaczę? Powinienem powiedzieć, że myślałem o jakimś innym agencie, co ma zlecenie, żeby mnie zabić? Przecież to od razu wymknie się spod kontroli! Forma samoobrony? To już prędzej... Przecież każdemu może się zdarzyć. Przypływ adrenaliny i w ogóle... Chwila. Tylko dlaczego to ja mam się tłumaczyć?
Mężczyzna, podczas mojego rozmyślania, zdążył się już podnieść i otrzepać z kurzu ulicy. Coś z nim było nie tak. Jego wzrok był nieobecny, włosy w nieładzie, a skóra wyraźnie zniszczona. Jednym słowem jakby nie spał przez kilka tygodni.
- Xiao Yaksha? - zapytał, prostując się. Skinąłem głową. Zacisnął usta i wykonał przede mną pełny ukłon. - Potrzebuję Twojej pomocy.
- Możesz się wyprostować? To niezręczne. - odwróciłem wzrok.
- Ty znasz mojego szefa Zhongliego Archona, tak? - podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. A gdzie Twój szacunek do przestrzeni osobistej?! - Wiem, że mu pomagasz! Wiem, że szukasz z nim tego idiotę! - jego uścisk stał się mocniejszy. - Musisz pomóc mi ściągnąć tu tego idiotę...
- Childe'a? - zapytałem niepewnie.
- Nie! Mojego szefa! - krzyknął i zaczął delikatnie luzować uścisk. - On.. mnie.. wykończy..
- Wo! - szybko złapałem go pod ramiona.
Blondyn zemdlał. Pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, gdzie osoba na mnie krzyczy, a potem mdleje. Położyłem go na ziemi i sprawdziłem puls. Żyje. Ale co teraz? Skąd on w ogóle wie, że jestem zamieszany w sprawę poszukiwań. Nie znamy się. I jak mam być szczery to nawet nie pamiętam, jak się nazywa.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Zhongliego.
- Masz coś?
- Wytłumaczysz mi, dlaczego Twoi pracownicy śledzą mnie w środku nocy, atakują i krzyczą na mnie, a potem mdleją? - zapytałem podirytowany całą sytuacją.
- Co?
- Gówno. - warknąłem. - Przyjeżdżaj tu i zabieraj tego gościa.
- Kogo?
- Kurwa jakbym wiedział, to bym Ci powiedział. - syknąłem. - Blondyn z warkoczem. Śledził mnie pół drogi, a później gadał jak potłuczony. I nie, nie ja go potłukłem. - westchnąłem, próbując się uspokoić. - Wygląda jak żywy zombie, co ja mam z nim zrobić?
- To pewnie Aether, mój sekretarz. - usłyszałem spokojny głos po drugiej stronie. - Od tygodnia firma jest na jego głowie. Może trochę go to przerosło.
- A ty?
- Ja szukam swojej zguby.
Zacząłem tępo patrzeć w punkt przed sobą. Musiała dotrzeć do mnie jedna, bardzo ważna informacja. Pojechał. Szukać. Zguby.
- Czy ty jesteś pojebany? Zostawiłeś całą firmę na głowie swojego pracownika, a sam pojechałeś szukać faceta, którego nasz zespół nie może znaleźć od dwóch miesięcy?! - wrzasnąłem. - Wracaj natychmiast i bierz go ode mnie!
- Xiao nie mam teraz czasu, właśnie prowadzę auto. Wstąpię po niego rano. Cześć.
Rozłączył się.
Zacisnąłem dłonie na telefonie i z impetem rzuciłem nim na ziemię. On zwariował. Pojebało go już całkiem. Rzucił wszystko dla tego idioty. I jeszcze zwala na mnie swoje problemy.
Odgarnąłem włosy do tyłu, przy okazji próbując uspokoić oddech. Przez idiotów wokół siebie zaczynam mieć nerwicę. Potrzebne mi wakacje. Na bezludnej wyspie z WiFi i workiem treningowym.
Mężczyzna dalej leżał nieprzytomnie na ziemi. Jakby to nie był nikt ważny, to bym go tu zostawił. Ale to pracownik Zhongliego. W dodatku odpowiedzialny za całą firmę. Westchnąłem głośno. Nie mam wyboru. Podszedłem do szczątek mojego telefonu i wyciągnąłem z niego kartę pamięci. Ta mała bestia mimo wszystko nie może wpaść w niepowołane ręce. Gdy już ją zabezpieczyłem w folijkę, zabrałem się za blondyna. Chwyciłem go w pasie i pod nogami. Mimo że był wyższy ode mnie o parę centymetrów, to i tak był lekki.
Kolejny problem na głowie.
***
Yo witam w 1. rozdziale :3
Ogólnie to nigdy, przenigdy rozdział nie był tak długi. W żadnych moich poprzednich książkach xD
Chcę zachować mniej więcej taką długość rozdziałów. Jest to dla mnie dosyć nowe, więc dlatego proszę się nie denerwować, gdy rozdział zostanie opublikowany dzień lub dwa po terminie :D
Uprzedzając pytania - to nie wiem, ile pociągnę to side story, a drugi sezon będzie po zakończeniu TEJ książki. Dlaczego? Bo informacja na końcu side story, będzie miała kontynuację w drugim sezonie Two Faced :)
Do następnego!
Sashy ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top