9. Mamy dla siebie cały dzień i kolejne

Drugi rozdział na dziś!

HARRY


- Mógłbyś mieć te palce trochę dłuższe. - jęknął, nabijając się na mnie. - Potrzebuję czegoś więcej!

- A ty mógłbyś mieć większe dłonie, marudo. - mruknąłem. - Nic nie poradzę, że mój interes jest dosyć spory i nie potrafisz go objąć swoimi dziecięcymi dłońmi.

- Nie są dziecię-oh... dziecięce. - dokończył.

Po raz kolejny doszedł na swój brzuch. Mi jeszcze daleko było do spełnienia. Najchętniej wszedłbym w tę ciasna dziurkę i zaspokoił nas obu. Męczyliśmy się tak już drugą godzinę, a nie zapowiadało się na koniec. Przed nami jeszcze kilka dni. Nie wiem jak moje palce to zniosą.

Sięgnąłem wolną ręką po butelkę wody. Podniosłem się nieco i odkręciłem nakrętkę, upijając nieco płynu. Zadowalanie napalonej Omegi było męczące.

- Styles! - warknął, gdy tylko wyciągnąłem z niego palce.

Całe były pokryte śluzem. Pod chłopakiem zrobiła się spora plama i przydałoby się zmienić pościel. Był taki mokry i gotowy na mnie. Byłoby mu tylko przyjemnie, gdybym go wypełnił.

- Szybciej pracuj tą ręką. - mruknąłem. - Zawsze możesz pomóc sobie ustami.

- Jesteś okropny. - spojrzał na mnie z wyrzutem.

Moim wybawieniem okazał się sen. Razem zasnęliśmy po kolejnym już szczytowaniu. Pozwoliłem pochłonąć się krainie snów. Okazało się, że nie na długo. Obudził mnie szatyn. Jęczał głośno, zwijając się w małą kuleczkę na materacu. Po chwili przewrócił się na brzuch i ocierał o koc. Przez chwilę go obserwowałem. Tyle wystarczyło bym znowu zrobił się boleśnie twardy.

- Mam dość. - jęknął niebieskooki, gdy zauważył, że mu się przyglądam. - Przez ciebie moja gorączka jest gorsza niż przedtem. Przestań wydzielać ten zapach!

- Pragnę ci przypomnieć, że znajdujesz się w mojej celi. - zaakcentował przedostatni wyraz.

- Pieprz się. - warknął.

- Chętnie, ale tylko z tobą. - puściłem mu oczko i zacząłem poruszać ręką na swoim członku.

Zapadła między nami cisza. Nic nie mówiliśmy, jedynie co jakiś czas z naszych ust wydostawały się jęki i sapnięcia. To były jakieś tortury. To tak, jakby zamknąć głodnego wilka w klatce z soczystym stekiem. Oczywistym był fakt, że by się na niego rzucił. Tym mięskiem był dla mnie Louis. Ale nie chciałem go zjeść, a wykorzystać w innym celu.

- Jesteś zdrowy? - niespodziewanie padło to pytanie z ust Louisa.

- C-co? - zdziwiłem się.

- Chorujesz na coś? - popatrzył na mnie uważnie, a ja nadal tylko się na niego gapiłem. - Ugh... nieważne. Pieprz mnie.

- C-co? - powtórzyłem wcześniejsze pytanie.

- Pieprz mnie, Styles. - mruknął. - Bo zaraz zwariuję, jeśli coś mnie nie wypełni.

- Z przyjemnością, wilczku. - uśmiechnąłem się szeroko. - Po co tyle było zwlekać? Zająłbym się tobą od razu.

- Zamilcz, albo się rozmyślę. - zastrzegł.

- Dobrze, już dobrze. - westchnąłem, szczerząc się jak idiota.

Przysunąłem się do chłopka bliżej. Leżał on na plecach, nabijając się na swoje palce. Złapałem go za rękę  i wyciągnąłem jego paluszki. To już była  robota dla mnie. Złączyłem nadgarstki ze sobą tuż nad jego głową.

- Nie dotykasz się, jasne? - popatrzyłem na niego sprawdzając, czy rozumie.

Pokiwał gorączkowo głową i obserwował każdy mój ruch. Rozłożyłem szerzej jego uda, robiąc sobie dostęp do wejścia. Delikatnie przejechałem opuszkami palców po obręczy mięśni. Zacisnął się na niczym, był aż tak bardzo spragniony. Nie potrzebowaliśmy nawilżacza. Niebieskooki wytworzył tyle śluzu, że nawet nie poczuje, gdy w niego wejdę. Był tak dobrze przygotowany dla mnie.

Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Powoli zwilżyłem swoje usta końcem języka. Tak długo na to czekałem. Wsunąłem w niego jeden palec, ale po chwili dodałem kolejne dwa. Był bardzo dobrze rozciągnięty, nie potrzebował niczego więcej. Wyjąłem z niego palce, na co jęknął przez uczucie pustki. Znów zacisnął się, szukając wypełnienia.

- Jeszcze chwilka - szepnąłem. - Mamy dla siebie cały dzień i kolejne...

Przejechałem dłonią po swoim członku. Podsunąłem się pod chłopaka bliżej. Dłońmi rozszerzyłem pośladki i wszedłem w niego do połowy. Od razu się na mnie zacisnął, wzdychając przy tym błogo. Po chwili cofnąłem się i dobiłem do końca. Dopiero teraz poczułem mały opór. Tu już moje palce nie sięgnęły. Sapnąłem cicho, gdy znów się zacisnął.

- W porządku? - zapytałem, nie chcąc zrobić mu krzywdy.

- Tak - jęknął, zaciskając swoje pięści na prześcieradle. - Zacznij już.

- Co chcesz, abym zrobił, Lou? - chciałem się z nim podroczyć.

Spojrzał na mnie groźnie i pokazał środkowy palec. Ale ta Omega ma charakterek! Już mi się spodobał. Może gdyby nie okoliczności w jakich się spotkaliśmy, to kto wie...

- Zaraz się rozmyślę! - warknął, gdy nie wykonałem żadnego ruchu.

Uśmiechnąłem się szeroko. Cofnąłem biodra, wychodząc z niego do połowy, po czym mocno w niego pchnąłem.  Skoro chciał pieprzenia, to wypieprzę z niego całą gorączkę. 


><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i tyle komentarzy! ♥

><><><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top