50. Możesz pocałować mnie w ogon
LOUIS
- Nie śpij! - wydarł się strażnik, po raz kolejny nie pozwalając mi uciec do krainy snu.
Było to denerwujące i męczące. O ile strażnik ,,Pączek'', jak go tak nazwałem, był w miarę znośny, ten natomiast to zło wcielone. Dwa razy wszedł do środka celi i przyłożył mi srebrnym prętem w głowę, tylko dlatego, że leżałem do niego tyłem i nie widział mojej twarzy. Od tamtego czasu dzwoniło mi w uszach. Udało mi się go kopnąć, ale niewiele co to dało. Strażnik Pączek zdjął mi kajdanki, z czego byłem mu bardzo wdzięczny i powstrzymałem się przed ugryzieniem go.
- Zamknij się już - mruknąłem, spoglądając w sufit. - Doprawdy chce ci się tu sterczeć?
- Za zwykłe siedzenie tutaj dostanę dodatkową pensję, więc tak - uśmiechnął się szeroko. - Przynajmniej nie muszę użerać się z tymi z sektora A.
- Nie wiesz co mówisz - prychnąłem. - Oni są w porządku.
- Raczej byli - odparł. - Twój kochaś narobił strasznego bałaganu. Widziałem nagranie zanim tu przyszedłem.
Spojrzałem na niego zdziwiony. O co znów chodziło? Co zrobił Hazz? Nie chciałem, aby narobił sobie jakichś kłopotów. Ochota na sen szybko ze mnie wyparowała. Podniosłem się do pozycji siedzącej i obserwowałem twarz mężczyzny. Nie wyglądał, jakby żartował.
- Przejąłeś się tym, wilczku? - zaśmiał się. - Nie martw się, twój luby się nie wydostanie i po ciebie nie przyjdzie.
Zdjąłem koszulkę i odłożyłem ją na łóżko. Po chwili zdjąłem buty i ładnie ułożyłem na podłodze. Spodnie były następne w kolejce.
- Co ty wyprawiasz? - zapytał zdezorientowany strażnik. - Tomlinson!
Pokazałem mu środkowy palec i zsunąłem z siebie bokserki. Nie obchodziło mnie to, że się gapił. Może to będzie jedyny piękny widok, jaki zobaczy w całym swoim życiu. Szybko przemieniłem się w wilka. Nie miałem nieco futerka wokół swoich przednich łap, ponieważ srebrne kajdanki zrobiły swoje, wypalając mi paskudne rany. Podszedłem do krat i spojrzałem na więźnia, znajdującego się w celi po drugiej stronie.
Usiadłem na podłodze i zacząłem głośno wyć. Nastawiłem uszy i słuchałem, czy ktoś mi odpowie. Musiałem wiedzieć, czy ktoś posiadał jakieś informacje o Alfach z sektora A. Z końca korytarza odpowiedziało mi ciche wycie. Po kilku chwilach inny wilkołak dołączył się do naszej rozmowy. Kilku więźniów przemieniło się w wilki i podawało dalej wiadomości.
- Trochę to potrwa - usłyszałem myśli chłopaka z naprzeciwka.
- Wiem, ale muszę się dowiedzieć - odparłem.
- Ten cuchnący cebulą strażnik ma zapasowe klucze przypięte z tyłu do paska - poinformował mnie. - Gdy wejdzie do celi, spróbuj mu je zwinąć.
- Dobra - skinąłem do niego łbem.
Spojrzałem na strażnika. Co chwila zerkał to na mnie, to na wilkołaka, który siedział w celi za nim. Nic nie rozumiał z naszej wymiany zdań. Wycie wilkołaków roznosiło się echem. Wiedziałem, że zanim dotrze do pozostałych sektorów, trochę się zejdzie.
- Tomlinson uspokój się! - mruknął strażnik. - Przemieniaj się natychmiast i nie rób żadnych sztuczek!
- Możesz pocałować mnie w ogon - zaśmiałem się, odchodząc w stronę łóżka.
Wskoczyłem na nie i przemieniłem w ludzką formę. Tym razem naciągnąłem jedynie na siebie bokserki. Nie było sensu kompletnie się ubierać, gdyż za chwilę mogę znów potrzebować się zmienić.
Zerknąłem na strażnika i upewniłem się, że na mnie spogląda. Odwróciłem się do niego plecami i zamknąłem oczy. Wiedziałem, że za chwilę się tu zjawi. Gdy tak leżałem, nie mógł widzieć czy śpię czy nie. Cała ta sytuacja z durnym rozkazem Alexa była śmieszna.
- Co ja ci mówiłem, wilku?! - warknął. - Mało oberwałeś?
Usłyszałem jak otwiera celę. Przyszykowałem się na uderzenie, które nastąpiło po krótkiej chwili. Gdy zamachnął się drugi raz, przeturlałem się po łóżku i sięgnąłem po komplet kluczy. Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Planowałem teraz wyjść na korytarz i zamknąć tego faceta w celi, ale on był sprytniejszy. Złapał mnie za włosy i mocno rzucił o ścianę. Poczułem piekący ból na nagich plecach, kiedy przyłożył mi tam srebrny pręt.
- Gdzie się wybierałeś?!
- Puszczaj mnie! - zawołałem, próbując go ugryźć czy chociażby wyswobodzić swoje ramię z jego uścisku.
To ja okazałem się tym słabszym. Zanim strażnik wyszedł, podarował mi na pamiątkę ślady oparzeń na plecach oraz garstkę karmelowych włosów, które wyrwał z mojej głowy. Osunąłem się na ziemię i oparłem prawym barkiem o ścianę.
Przemieniłem się w wilka, ignorując fakt, że nie ściągnąłem bokserek, które teraz były strzępkami. Szeroki uśmiech strażnika wyrył mi się w pamięci. Powoli poczłapałem na łóżko, na którym się położyłem.
- Bardzo mi przykro, Louis - usłyszałem Cody'ego, tego wilkołaka z naprzeciwka.
- Później spróbuję jeszcze raz - odparłem.- Na pewno się uda.
><><><><><><><><
Witajcie wilczki!
Co tam u was? Jak minął poniedziałek?
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top