45. Liam piecze babeczki
HARRY
Czekałem aż Louis skończy swój posiłek. Siedział na łóżku i w spokoju przeżuwał sałatkę. Z niczym się nie spieszył. Po jego dwóch stronach umieszczone zostały poduszki. Wyglądał niczym król na tronie.
- Ta sałatka jest okropna - mruknął.
- To jej nie jedz - westchnąłem.
- Ale jestem głody - odparł i znów nabrał na widelec nieco jedzenia.
- Zrobiłeś się ostatnio strasznie marudny - zauważyłem.
- Po prostu się martwię, Hazz.
Pokiwałem tylko głową i spojrzałem na korytarz. Od kilu minut wyczekiwałem Charliego lub Nialla. Mieli dostarczyć wiadomość od mojej rodziny. Byłem pewien, że Anne nie będzie miała nic przeciwko, by zająć się swoim wnukiem. Pewnie była z początku w szoku po przeczytaniu wiadomości. Nie wiedziała nawet, że mam Omegę.
- Na pewno nie chcesz dokończyć swojej sałatki, Harry?
- Nie, weź ją sobie - odparłem.
Na korytarzu zauważyłem jakąś osobę. Po chwili rozpoznałem, że był to Charlie. Zatrzymał się przy naszej celi i wszedł do środka. Przywitaliśmy się z nim, a raczej tylko ja, ponieważ szatyn miał buzie wypchaną jedzeniem.
- Mam list - poinformował mnie strażnik.
Podał mi białą, zaklejoną kopertę, na której było napisane jedynie moje imię. Otworzyłem szybko i spojrzałem na kartkę z wiadomością. Szybko prześledziłem wzrokiem litery.
- I jak? - zapytał Louis.
- Na początku dostałem opieprz za to, że jej nie poinformowałem o ważnych sprawach dotyczących mojego życia. Gdy już się uspokoiła, a patrząc po liście, to zajęło jej trzy czwarte strony... w końcu się zgodziła. Powiedziała, że poradzi sobie i z miłą chęcią nam pomoże.
- To wspaniale - podsumował Louis.
Skinąłem głową i doczytałem ostatnie zdania w liście. Pozdrawiała nas i napisała, że nie może doczekać się aż pozna mojego wybranka. Złożyłem kartkę na pół i następnie ją porwałem na małe kawałeczki. To wszystko zapakowałem do koperty i podałem Charliemu, aby się tego pozbył, by nikt nie odczytał wiadomości. Tragicznie by było, gdyby ten list trafił w łapy Smitha.
- Lekarz przyjdzie jutro - poinformował nas jeszcze strażnik. - Gdy tylko Antony opuści więzienie, zaraz się pojawi.
Usłyszeliśmy kroki na korytarzu. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i zauważyliśmy uśmiechniętego blondyna. Wszedł do środka i przywitał się z nami.
- Co tam u was? - zapytał.
- Co ty tu nadal robisz? - zapytałem. - Malik niedawno co wyszedł, nie powinieneś być z chłopakami?
- Wspólnie zdecydowaliśmy, że zostanę jeszcze przez jakiś czas, aby wam w razie czego pomóc - odparł. - Bo potrzebujecie mnie, prawda?
- Możesz się przydać - zgodził się Charlie. - Szczególnie, kiedy trzeba będzie odprowadzić do wyjścia Grimshawa wraz z dzieckiem.
- Jasna sprawa - uśmiechnął się i skinął głową. - Poza tym jestem tu również po to, aby informować chłopców o tym, co u was słychać. Tęsknią za wami, wiecie?
- My za nimi też - odezwał się Lou. - I za tymi babeczkami, które mi oddawali...
- Liam piecze babeczki - podchwycił temat blondyn. - Są przepyszne, musisz kiedyś koniecznie spróbować!
- Nie dobijaj mnie - westchnął szatyn, przekręcając się na łóżku.
Zaśmialiśmy się z wyrazu jego twarzy. Chwilę pogadaliśmy i Charlie musiał już iść. Został z nami natomiast Niall. Usiadł na łóżku i żywo opowiadał Louisowi o wszystkim, co tamten chciał wiedzieć. Ja pilnowałem, czy nikt nie idzie korytarzem. Byłoby dość dziwne, że strażnik plotkuje z więźniami. Szczególnie, że tę posadę dostawali mężczyźni, którzy nienawidzili wilkołaków i na każdym kroku sprawiali nam ból. Wyjątkiem był Charlie, a teraz Niall, blond włosy wilkołak.
- Następnym razem przyniosę listy od chłopaków - powiedział Horan. - Mam spróbować skontaktować się z twoją rodziną, Lou?
- Nie - pokręcił głową szatyn. - Nie trzeba, nie chcę ich niepokoić i niepotrzebnie martwić. Napiszę do nich dopiero wtedy, gdy urodzę. Może pojadą do mamy Harry'ego i odwiedzą naszego synka? Moje siostry były by w siódmym niebie - zaśmiał się na koniec.
- To wspaniały pomysł - pokiwałem głową. - Mogliby się spotkać, jak wyjdziemy przedstawie cię mojej rodzinie, a ty mnie swojej.
Niebieskooki uśmiechnął się i pokiwał głową. Niall przez chwilę jeszcze z nami porozmawiał, po czym zabrał talerze po obiedzie i wyszedł. Znów zostaliśmy sami. Podszedłem do łóżka i ostrożnie się na nim położyłem, przybliżając do szatyna.
- Jak się mają moje skarby? - zapytałem, podwijając bluzkę Louisa do góry, aby przyłożyć dłoń do wystającego brzuszka.
- Jesteśmy najedzeni i teraz jedyne czego potrzebujemy to snu - odpowiedziała Omega. - Położysz się ze mną, Hazz?
- Oczywiście - uśmiechnąłem się i pocałowałem go w czubek głowy - Dobranoc kochanie, dobranoc synku.
><><><><><><><><><
Witajcie wilczki!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top