44. Odsuń się od mojej rodziny
LOUIS
- Czy jest ktoś, kto mógłby zająć się dzieckiem do czasu, aż stąd wyjdziecie? - zapytał Nick.
Skończył rutynową kontrolę i spojrzał wyczekująco na nas. Przygryzłem wargę i czekałem na Alfę. Moja rodzina nie byłaby przygotowana na zajęcie się naszym dzieckiem. Mieszkali w takiej okolicy, że bałbym się o maluszka. Ludzie potrafili być bezwzględni i bezlitośni.
- Może moja rodzina - zastanowił się przez chwilę. - Poproszę Nialla, aby przekazał ode mnie wiadomość Liamowi. Payne odnajdzie moją rodzinę. Myślę, że poradzą sobie z dzieckiem.
- W porządku - pokiwał głową mężczyzna. - To sprawę z dzieckiem mamy załatwioną.
Podszedł do torby i podał Harry'emu kartkę wraz z długopisem. Styles zaczął zapisywać swoją wiadomość. Dzięki decyzji Smitha poczta do niego nie trafiała i nie miał żadnych wieści od swojej rodziny. To było podłe ze strony tego faceta.
- Gdy twoja rodzina ci odpisze, będziemy mogli szykować się do porodu - oznajmił.
- Już? - zawołałem. - Przecież zostały jeszcze dwa miesiące!
- Wiem, Lou - westchnął. - Smith też to wie i z tego co słyszałem, zamierza być przy tym obecny. Dlatego też trochę to przyspieszymy.
- Co? - zdziwiłem się. - Jak to ,,przyspieszymy''?
- Spokojnie - próbował uspokoić mnie lekarz. - Będę podawał ci hormony, lecz dziecku nic się nie stanie.
- A Louisowi? - zapytał Harry, kończąc pisanie listu.
Spojrzał uważnie na lekarza. Schował kartkę do kieszeni i czekał na odpowiedź.
- Louisowi też nic nie będzie - zapewnił.
- W porządku - westchnął Harry i podszedł do mnie.
Dłonią dotknął dużego już brzuszka. Malec rozwijał się prawidłowo i od kiedy zaczął kopać, nie dawał mi spokoju. Ostatnie miesiące bardzo szybko minęły. Nasze życie było ciągłą rutyną. Smith chciał dwa razy zabrać Harry'ego na walki, ale z pomocą przyszedł Nick, który uświadomił go, że jesteśmy ze sobą połączeni. Jeśli Alfa będzie cierpieć, ja również. To go przekonało, aby zostawić nas w spokoju. Pozwolono nawet wychodzić często na dwór, z czego byłem najbardziej zadowolony.
- Daje ci trochę w kość, co? - zapytał zielonooki, uśmiechając się. - Zapewne już nie może się doczekać wyjścia na świat.
- Uwierz mi, że ja bardziej tego pragnę - skrzywiłem się, kiedy mocno mnie kopnął.
- Słyszałem, że Smith niedługo ma wyjazd służbowy. Leci za granicę. Postaram się dowiedzieć kiedy dokładnie to się stanie i na jak długo. Wtedy przyjmiemy dzidziusia na świat i bezpiecznie stąd zabierzemy. Antony musi myśleć, że jeszcze ma czas.
Drzwi się otworzyły i do środka zajrzał Charlie. Spojrzał na nas, a następnie na doktora.
- Smith już wraca - powiedział.
Skinęliśmy tylko głowami. Czarnowłosy zamknął za sobą drzwi. Po chwili w nich ukazał się Antony. Spojrzał na nas z uśmiechem. Schował swoją komórkę do kieszeni i usiadł na krześle. Nick przekazywał mu informacje na temat dziecka. Biznesmen tylko kiwał głową i się uśmiechał.
- Za dwa miesiące, tak? - dopytał jeszcze. - Już niedługo będzie z nami ten wspaniały wilczek.
Podniósł się z krzesła i podszedł do mnie. Położył swoją ręką na moim brzuchu. Nienawidziłem tego. Harry warknął zdenerwowany i przybliżył się o dwa kroki.
- Zachowuj się, psie - zwrócił się do niego. - To moja własność i mam prawo robić co chcę.
Złapałem dłonią za nadgarstek Stylesa. Dłoń miał zaciśniętą w pięść, zgrzytnął zębami i zabijał spojrzeniem biznesmena.
- Spokojnie, Hazz - szepnąłem. - Jest w porządku.
- Nie dotykaj go - wysyczał zielonooki. - Nie kładź brudnych łap na moim dziecku!
- Uspokój się, Styles! - podniósł głos Smith. - Nie zapominasz się czasem?
- Harry... - próbowałem go uspokoić.
- Odsuń się od mojej rodziny! - warknął.
- Ostatnio zrobiłeś się strasznie drażliwy - wytknął Smith. - Skoro masz tyle energii, to może jednak spożytkujemy ją w innym, lepszym celu?
- Panie Smith - zainterweniował Nick. - Czy mógłby pan podpisać upoważnienia? Gdyby coś działo się z Omegą lub dzieckiem, będę musiał dostać się do nich tu do więzienia, ale bez pana podpisu to niemożliwe. Nie będę mógł czekać, aż pan osobiście mnie wprowadzi.
W duchu dziękowałem Nickowi za ratunek. Jeszcze chwila i Harry rzuciłby się na mężczyznę w garniturze. Ostatnio faktycznie zrobił się zbyt zaborczy i chronił mnie nawet przed samym Charliem.
- To zrozumiałe - pokiwał głową i zajął się podpisywaniem papierów. - Musi pan wiedzieć, panie Grimshaw, że ten dzieciak jest dla mnie ważny. Absolutnie nie może nic mu się stać.
- Robię co w mojej mocy - zapewnił Nick zgodnie z prawdą. - Na razie nie ma powodów do zmartwień.
- Mam wyjazd służbowy, ale do czasu porodu na pewno się wyrobię - powiedział po chwili biznesmen. - Za dwa miesiące powinno być rozwiązanie, tak?
- Dokładnie - skinął głową. - Może trochę później, sam pan wie, jak to jest - zaśmiał się.
- W rzeczy samej - uśmiechnął się Smith. - Dziękuję za pana cenny czas i do zobaczenia za dwa tygodnie. To nie problem, że będzie troszkę wcześniej, prawda? To będzie dzień przed moim wyjazdem i wolałbym być obecny przy kolejnej kontroli.
- Oczywiście - skinął głową Nick. - Do zobaczenia w takim razie za dwa tygodnie.
><><><><><><><><><
Witajcie wilczki!
Dziś napisałam rozdziały na cały tydzień. ^.^
Troszkę się wydarzy w życiu Larry'ego ☺
Miłego wieczoru!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top