40. Ładnie to tak wykorzystywać przeciwko mnie moje drugie imię, Williamie?


HARRY


Patrzyłem na niego zdziwiony. On kogoś zabił? Co prawda wiedziałem, że musiał mieć problemy z prawem, skoro tutaj trafił. Za byle głupotę by tu go nie zamknęli. Nie chciało mi się wierzyć, że ten uroczy chłopiec byłby w stanie odebrać komuś życie. Musiałem się przesłyszeć.

- Powiedz coś. - szepnął.

Wciąż nie obdarzył mnie spojrzeniem. Przygryzł dolną wargę i czekał. Próbowałem ułożyć sobie wszystko w głowie. Skoro zabił, musiał mieć powód, wspomniał, że chodziło o rodzinę. Gdyby mojej coś zagrażało, również bym się nie wahał. Broniłbym rodziny.

- Dlaczego... - zacząłem. - Dlaczego byłeś do tego zmuszony, Loueh? Co oni wam zrobili?

- On... ten, którego zabiłem, on... zgwałcił moją siostrę. - wydusił to z siebie. - A tamci patrzyli...

Przysunąłem się bliżej chłopaka. Przytuliłem go do siebie czując, jak jego ciało drży. Nie jest łatwo mówić o czymś takim. Doskonale go rozumiałem. Oparłem podbródek na jego głowie i delikatnie nas kołysałem.

- Nagrali to wszystko, znalazłem to nagranie pod drzwiami na wycieraczce. Chcieli ją szantażować, że opublikują to, a ja nie mogłem im tego puścić płazem. Musieli za to zapłacić.  - dodał.

- Nie mogliście pójść z tym...

- Na policję? - wciął się w moje zdanie. - To był syn policjanta, nikt nie chciał nam pomóc tylko i wyłącznie ze względu na naszą rasę. W mieście ludzie nas unikali i traktowali jak zwierzęta. My nigdy nic nikomu nie zrobiliśmy, nie wyrządziliśmy żadnej krzywdy, Harry... nigdy...

- Już dobrze, cichutko. - próbowałem go uspokoić, gdy spomiędzy jego warg wyrwał się cichy szloch. - Wiem, że to niesprawiedliwe, ale tak już jest. Jesteś dobrym chłopakiem, nie zasługujesz na takie traktowanie.

- Jestem zabójcą... - szepnął. - Zabiłem. Jak możesz nadal na mnie patrzeć?

- Kocham cię, Lou. - powiedziałem pewnie. - Kocham. Zrobiłbym wszystko, aby zabrać całe zło świata z dala od ciebie. Zasługujesz  na szczęście, jesteś wspaniałym bratem i osobą, nie możesz uważać inaczej.

- Bałem się tobie o tym powiedzieć. - wyznał. - Bałem się, że mnie nie zrozumiesz.

- Może teraz przejdziemy do lekkich tematów? - zasugerowałem.-  Masz drugie imię? Ja nazywam się Harry Edward Styles.

- William. - uśmiechnął się lekko. - Ulubione warzywo?

- Groszek. - odpowiedziałem pewnie. - Nie znajdziesz drugiej takiej osoby na całym świecie, która kochałaby tak zielony groszek jak ja.

- Wolę marchewki. - lekko się skrzywił.

Spojrzałem na jego twarz i starłem samotną łzę, która powoli spływała po jego pliczku. Zdecydowanie szatyn za dużo płakał. Zbyt dużo razy widziałem jego łzy. To powinno się zmienić. Powinien ciągle się uśmiechać, tak pięknie wtedy wygląda.

- Piłka nożna czy koszykówka?

- Piłka nożna. - odparł. - Zrobiłeś to specjalnie, wiesz przecież, że jestem za niski na kosza.

- Wcale nie. - wytknąłem mu język i połaskotałem.

Zwinął się na materacu w mały kłębuszek i próbował odgonić moje ręce. Gdy się skrzywił, od razu przestałem.

- Wszystko w porządku? - zapytałem z przejęciem. - Coś cię boli?

- Nie, ale to jedyny sposób, aby cię zatrzymać, Hazza. - odparł, po chwili lekko się do mnie uśmiechając. - Ale martwię się o naszego maluszka. Nie chcę, aby Smith nam go odebrał.

- Nie pozwolę mu na to. - zapewniłem. - Wymyślimy coś z Charliem oraz Nickiem. Oni nam pomogą.

- Wiem, ale tak bardzo się  o nie boję.

Przytuliłem go do siebie i pocałowałem w kącik ust, aby po chwili złączyć nasze wargi razem. Louis wyplątał się z moich ramion i usiadł mi na udach. Obserwowałem go uważnie co zamierza zrobić. Jak na Omegę był sprytną bestyjką, która potrafiła owinąć mnie wokół swojego małego palca. To nie tak, że rozgryzłem go już dawno... Chyba wciąż tkwił w przekonaniu, że nieświadomie mu ulegam. Ale kto by odmówił takiemu ślicznemu chłopcu?

- Zajmij się mną. - powiedział zniecierpliwiony, kiedy nic nie zrobiłem  i w dalszym ciągu tylko się patrzyłem.

- Mam utulić cię do snu, kochanie? - postanowiłem trochę się z nim podroczyć.

Poruszył się, siadając teraz na moim kroczu, ocierając się o nie. Już wcześniej skarżył się, że go zaniedbywałem. Robiłem to przecież z troski o nasze szczenię, nie chciałem go skrzywdzić. Szatyn uważał, że to bezpieczne, ale nie chciałem mu wierzyć. Kiedyś spytałem się o to  na osobności Nicka. Poklepał mnie wtedy po ramieniu i rozbawiony powiedział, abym był spokojny i nie musiał się powstrzymywać. Wyznał mi, że wcześniej Louis zdążył się wyżalić, że go zaniedbuję, jeśli chodzi o te łóżkowe sprawy. Ale ja tylko chciałem być najlepszą Alfą. To wszystko było dla mnie nowe.

- Harry! - warknął zirytowany, gdy złapałem go za biodra, uniemożliwiając poruszanie się.

- O co chodzi, promyczku? - próbowałem powstrzymać śmiech.

Zrobił naburmuszoną minę  i zabijał mnie samym spojrzeniem. Louis Tomlinson, Omega z pazurkiem wraca do gry! Już się bałem, że bezpowrotnie schował się za potulną, nieśmiałą Omegą.

- Haroldzie Edwardzie Styles!

- Ładnie to tak wykorzystywać przeciwko mnie moje drugie imię, Williamie? - zaśmiałem się, czego od razu pożałowałem, gdyż podskoczył, urażając mnie w czułe miejsce.


><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top