3. To znowu ty, Tomlinson
LOUIS
Usłyszałem kroki na korytarzu. Wstałem z łóżka i przyciągnąłem się. Właśnie była pora na kolację. Byłem głodny jak wilk i to dosłownie. W brzuchu mi burczało i marzyłem o jakimś smakowitym jedzonku. Dwóch strażników zatrzymało się przed celą. Otworzyli kluczem drzwi i zaczekali aż wyjdę. Szybko znalazłem się na korytarzu. Szedłem pierwszy tuż przed nimi. Wyprowadzanie więźniów musiało być czasochłonne, ale to już nie moje zmartwienie.
To więzienie było bardzo nowoczesne. Każdy skazany miał osobne cele. Zdarzyło się kiedyś, że dwa wilkołaki rzuciły się na siebie. Od tamtej pory to zmienili. W sektorze D mało co się działo. Znajdowały się tu tylko Omegi. Zazwyczaj nie robimy problemów, chyba że ktoś powie o kilka słów za dużo. Z tego słynąłem ja. Miałem cięty język i uważali mnie za aroganckiego dzieciaka. Nie potrafiłem się przymknąć w odpowiedniej chwili i kończyłem źle. Ale nie tylko do strażników miałem takie nastawienie. Wśród więźniów byli i tacy, którzy mnie nie znosili. Zresztą z wzajemnością. Jedną z takich osób był Victor. Umięśniona Omega, która budziła strach samym wyglądem.
Victor był łysy, miał piwne oczy, którymi teraz śledził mój ruch. Na swoim ciele posiadał kilka tatuaży. Podobno zrobił je sobie wraz ze swoją Alfą. Nikt dokładne nie wie, czy tamta kobieta żyje. Pozostaje nam się tylko domyślać. Sam zastanawiałem się jak wygląda u nich seks. Kobieta Alfa i mężczyzna Omega to ciekawe połączenie. Ja byłem gejem i gustowałem tylko w chłopcach. Miałem dwadzieścia lat na karku i nigdy nie spotkałem tego właściwego. Może to przez moje okropne zachowanie i charakter?
Ale nie będę szukał winy u siebie, tylko u tych beznadziejnych Alf. Spędziłem trzy gorączki z partnerami, ale nie wspominam tego za dobrze. Żaden nie potrafił się mną odpowiednio zająć. Matka mówiła, że powinienem znaleźć kogoś na stałe, ale jak? Nikt mnie nie chciał oprócz napalonych zboków. Niestety to gorzka prawda.
Nie byłem za ładny. Miałem włosy koloru karmelu oraz niebieskie oczy. Oprócz tego piegi na nosie i głupie zmarszczki wokół oczu, gdy się uśmiecham. Niski, chudy i brzydki. Dziwiłem się, że nie wykończyła mnie selekcja naturalna.
Weszliśmy na stołówkę. Ustawiłem się z tacą w kolejce. Jeszcze chwilka i będzie jedzonko. Ostatnio ciągle chodzę głodny. To przez ostatnią gorączkę, którą przeszedłem w izolatce. To tam zamykają napalone Omegi. Zastanawiałem się czy z Alfami robią podobnie. Pewnie tak, ale kto ich tam wie. Alfy zajmują dwa sektory A i B. W tym pierwszym są najgorsi z najgorszych. Bałbym się tam pracować. Drugim były już spokojniejsze osobniki. Kolejnym sektorem był sektor C. Tam nie było nic ciekawego. Zwykłe Bety, które bez zmiennokształtności mogłyby być zwykłymi ludźmi. Nie mają ani rui ani gorączki. Farciarze. Zazdrościłem im tego.
Kolejka przesunęła się naprzód i w końcu dostałem coś do zjedzenia. Z wyglądu nie było to apetyczne, ale jadalne. Wielka breja miała być kawałkiem steku czy czymś mięsopodobnym. Nie wnikałem. Wraz z tacą udałem się do stolika. Z nikim szczególnie się nie przyjaźniłem. Znałem większość osób tylko z wyglądu. Starałem się nie robić sobie wrogów, ale wspominałem, że jestem pechowcem, prawda?
- Tomlinson! - usłyszałem głośne warknięcie.
Wszyscy przy stoliku zamarli. Ja nawet się nie odwróciłem. Spokojnie przeżuwałem swoje jedzenie. Czekałem aż pan łysy wybuchnie. Wiedziałem, że nie potrwa to za długo. Głośny huk mnie w tym uświadomił. Stolik przy którym jadłem zadrżał.
- To moje miejsce, wiesz doskonale, padalcu!
- Nie złość się Vici, bo ci żyłka pęknie. - odparłem spokojnie.
- Którą łapę mam ci złamać, abyś się nauczył?! - kontynuował.
Warczał jak pies, przy okazji opluwając moja twarz. Skrzywiłem się i spojrzałem na niego niechętnie. Aż kipiał ze złości. Na moje usta wkradł się cwany uśmieszek. Nie znosił go, więc już po chwili złapał mnie za bluzkę, unosząc odrobinę do góry.
- Puszczaj łysolu. - mruknąłem.
- Złamię ci kark. - stwierdził i przyciągnął mnie do siebie.
Potrąciłem stolik i w końcu znalazłem się przed nim. Wyszczerzyłem się szeroko, w ostatniej chwili unikając ciosu. Wyrwałem się i odskoczyłem, uciekając. Kilka osób zaczęło rzucać tacami i sztućcami. Rozpętał się chaos. Sam ukryłem się w rogu pomieszczenia pod stołem. Strażnicy wbiegli na salę ze srebrnymi prętami. Kilka wilkołaków przybrało swoje wilcze postacie. Uspokajanie podjudzonego tłumu zajęło sporo czasu. Mnie wyprowadzili ostatniego. Zdążyłem złapać stek z podłogi i go zjeść. Jeszcze jeden wziąłem na wynos.
- To znowu ty, Tomlinson. - westchnął Charlie.
- Zgadza się klawiszu. - opuściłem mu oczko i dumny z siebie wkroczyłem przez korytarz w asyście dwóch innych strażników.
><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie wilczki!
I w końcu pojawił się Louis ^.^
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top