29. Pęknie mu serce


HARRY


Obserwowałem jak Louis powoli zasypiał. Gdy miałem pewność, że pogrążony jest we śnie, przestałem śpiewać. Nachyliłem się i pocałowałem go w czoło. Bardzo mnie zmartwił, gdy wcześniej zaczął szlochać i krzyczeć przez sen. Pragnąłem zabrać wszystkie jego smutki na siebie.

Cieszyłem się na nasze małe maleństwo równie mocno, co się o nie bałem. Więzienie to nie miejsce dla dzieci. Nie chciałem, by ktoś odebrał nasz mały skarb. Smith zachowywał się podejrzanie. Myślę, że on wiedział.

Odsunąłem się nieco od szatyna i dłonią sięgnąłem do bokserek. Ruja to nic przyjemnego, jeśli przechodziło się ją samemu. Położyłem się na plecach i powoli zacząłem wykonywać ruchy ręką. Wyobraziłem sobie piękne ciało Louisa. To błyskawicznie na mnie podziałało i po kilku dodatkowych ruchach doszedłem. Sięgnąłem po kawałek papieru, aby się wytrzeć. Starałem się zachowywać cicho, by nie obudzić Lou.  Byłem zmuszony zadowolić się tylko swoją dłonią.

Po kilku minutach przyszedł Charlie. Powoli podniosłem się z materaca i podszedłem do niego. Otworzył celę i wszedł kawałek do środka. Oparł się o kratę i spojrzał na szatyna.

- Śpi. - powiedziałem.

- Musimy porozmawiać. - odezwał się cicho.

Skinąłem tylko głową. Charlie wyszedł z celi i gestem ręki nakazał mi to samo. Zamknął celę z powrotem i powiedział, abym za nim poszedł. Udaliśmy się w stronę pryszniców. Tam byliśmy tylko my, nie było nawet kamer. Moglibyśmy rozmawiać na korytarzu, ale ktoś by usłyszał. W celi też nie było jak, ponieważ nie chciałem martwić Lou.

- Louis jest w ciąży. - powiedziałem rzeczowo.

- Wiem, Harry. - przyznał. - Podejrzewałem to od czasu, gdy ciągle wymiotował.

- Będziemy mieć dziecko. - uśmiechnąłem się na te słowa. - Będę ojcem!

- Też się cieszę. - odparł, uśmiechając się tylko na chwilę.

Spoważniał i spojrzał na mnie. Podrapał się nerwowo w tył głowy i nabrał głęboko powietrza. Jeszcze raz spojrzał na drzwi, aby upewnić się, że nikt nie wszedł. Nigdy nie był taki nerwowy, jak teraz.

- Co się dzieje? - zapytałem.

- Zabiorą je wam. - powiedział. - Dziecko. Jesteście więźniami i nie pozwolą wam go tu mieć.

- Wiem... - popatrzyłem na swoje buty. - Louis się załamie...

- To sprawka Smitha.  - dodał.  - Zawarł umowę z tym facetem z którym przyszedł tu Tyler. On chce wasze dziecko.

- Co? - zdziwiłem się. - Po co im nasze maleństwo?

- Podsłuchałem jak o tym rozmawiali. Planują zabrać je zaraz po urodzeniu. Antony pozwolił Omedze zostać z tobą tylko po to, abyś go zapłodnił. Uważają, że gdy dziecko podrośnie, będzie jeszcze lepsze w walkach niż ty. Chodzi tu o zysk.

- To potwory... - szepnąłem czując się bezsilny. - Louis musi natychmiast stąd uciec. Charlie...

- Wiem, Harry. - skinął głową. - Tylko to nie takie proste. Nawet ja nie dam rady pomóc mu wydostać się stąd.

- I co teraz? - szepnąłem do siebie. - Mam pozwolić, aby ci sadyści położyli brudne łapy na naszym wilczku? Co ja narobiłem...

Pokręciłem głową i zacząłem przechadzać się po pomieszczeniu. Jak mogłem ulec i przespać się z Louisem? Powinienem wiedzieć jakie są tego konsekwencje, ale on tak bardzo tego chciał... Ja też tego chciałem. W tamtej chwili liczyło się zaspokojenie swoich potrzeb. Mogłem się zastanowić choć przez jedną, jebaną sekundę!

- Uspokój się, Harry. - odezwał się strażnik, wyczuwając zmianę mojego nastroju. - Mamy jeszcze czas...

- Niedługo będzie widać jego brzuch, o jakim czasie ty mówisz? - warknąłem. - Przecież magicznie nie zniknie!

- Wiem, że to co teraz powiem wyda ci się okropne, ale może usunie dziecko?

- Co?! - przeszyłem go mrożącym spojrzeniem.

 - Dla tego dziecka lepiej by było, gdyby się nie urodziło, niż aby w późniejszych latach cierpiał i zginął jako zabawka swojego pana, pomyśl Harry. - powiedział cicho. - Nie chcę, aby coś stało się waszemu dziecku, ale to jedyne rozwiązanie.

Zastanowiłem się nad jego słowami. Najpierw zapragnąłem się na niego rzucić i odgryźć mu głowę za to, co powiedział, ale z drugiej strony... Miał rację. Nie mieliśmy żadnego wyboru. I tak stracimy dziecko.

- Ale Louis...

- Trzeba mu to jakoś delikatnie powiedzieć. - wyczuwałem smutek w jego głosie.

- Nie zrobię mu tego, on się załamie. - pokręciłem głową. - Nie zgodzi się na to, on kocha tak mocno to szczenię... Ja też i...

- Jedyne co mogę zrobić, to dostarczyć tabletki. Gdy poroni, można zwalić to na duży stres, to też się zdarza...

- Pęknie mu serce. - przetarłem dłońmi swoją twarz.

Czułem się jak zdrajca. Spiskowałem za plecami ukochanej osoby, którą zapewniałem, że nigdy nie skrzywdzę. Gdy dowie się o tym, co planuję zrobić, znienawidzi mnie.  Gdyby tylko istniał inny sposób, choć cień nadziei... Byłem gotowy walczyć do końca o swoje dziecko, szatyn też byłby w stanie, ale to daremny trud. Oni i tak zabraliby to, czego chcieli. Robiłem to po to, aby maluszek nie cierpiał.

- Harry?

- Przynieś te tabletki na jutro, dobrze? - spojrzałem na niego przez chwilę. - Nie mów niczego Louisowi.


><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top