27. A jak czuje się nasz maluszek?


HARRY


Przez ostatnie dni Louis dziwnie się zachowywał. Z początku jego złe samopoczucie tłumaczyłem kiepskim jedzeniem. Zwalałem to na zatrucie pokarmowe. Ale to nie było wszystko. Szatyn stał się dziwnie cichy i nie pyskował mi jak miał w zwyczaju. Nie żartował ani prawie nie opuszczał łóżka. Wiele razy przyłapałem go na tym, że ręką trzyma się za brzuch. Pierwsza myśl jaka mi się pojawiła w głowie to to, że naprawdę musi go on boleć, ale szatyn nie chce się skarżyć. Ale czułbym to, prawda? Zagadką pozostał jego słodszy niż zazwyczaj zapach. I dlaczego jeszcze nie miał gorączki?

- Jak się dzisiaj czujesz? - zapytałem jak co dzień.

- W porządku. - zapewnił i uśmiechnął się do mnie.

Pocałowałem go w tył głowy i pogładziłem po brzuszku. Wyczułem  dłoń, którą szatyn próbował stamtąd zabrać. Wtuliłem swoją twarz w zagłębienie jego szyi. Tam również złożyłem kilka drobnych pocałunków, a niebieskooki cicho zamruczał.

-  A jak czuje się nasz maluszek? - zapytałem.

- Już mówiłem, że czuję się dobrze. - mruknął, marszcząc brwi.

Odsunął się ode mnie prawie na sam brzeg łóżka. Okrył się kocem i zwinął w kuleczkę, przez co wyglądał bardziej krucho niż zazwyczaj. Westchnąłem cicho wiedząc już, że potwierdziły się moje przypuszczenia. Loueh miał pod serduszkiem nasze dziecko. Taka malutka wersja mnie i Louisa. Na pewno będzie przepiękny lub przepiękna. Ciekawe czy to chłopczyk czy dziewczynka? A może jedno i drugie? Czy u wilkołaków rodziło się kilka szczeniąt czy tylko jedno? Ale dlaczego Louis mi nie powiedział o swoim odkryciu?

Usiadłem na materacu i spojrzałem w jego stronę. Miał mocno zaciśnięte oczy, ale spod powiek spływały łzy, mocząc poduszkę. Przy ustach znajdowała się zaciśnięta piąstka, która tłumiła jego cichutki, ledwo słyszalny szloch.

- Loueh? - spróbowałem zwrócić jego uwagę na siebie.

Nic to nie dało. Wręcz przeciwnie, nie panował już nad szlochem i pozwolił łzom spływać po nosie i policzku. Zaczynałem się poważnie martwić. A może on nie chciał mieć ze mną dzieci? Nachyliłem się nad nim i pocałowałem w czoło, ostrożnie chwytając go za ramię, aby przekręcił się na plecy.

- Przepraszam... - szepnął. - Tak bardzo przepraszam...

- Co się dzieje? - zaniepokoiłem się. - Stało się coś z maleństwem?

Dopiero teraz otworzył oczy i spojrzał na mnie smutno. Przyciągnąłem go do siebie, przytulając. Tego właśnie potrzebował - bliskości drugiej osoby, swojej Alfy. Czułem jak drżał mi w ramionach, ale potem już się wyciszył. Odczekałem jeszcze chwilę, by mógł pozbierać myśli.

- Porozmawiamy? - zapytałem.

Skinął głową i spojrzał na mnie. Starałem się być delikatny, gdyż to kruche stworzonko w każdej chwili mogło rozpaść się na tysiące kawałków. Nigdy nie widziałem go w takiej rozsypce.

- Ja jestem w ciąży. - powiedział niepewnie. - Ono jest twoje, nie zdradziłem cię, nie mógłbym... tylko ty  się dla mnie liczysz. - dodał gorączkowo.

- Spokojnie, powoli, Loueh. - odparłem. - Dlaczego mi nie powiedziałeś o takiej dobrej nowinie? Dziecko to prawdziwy dar.

- Bałem się, jak zareagujesz, gdy się dowiesz. - odpowiedział. - Nadal się boję. - dodał ledwo słyszalnie.

- Jestem bardzo szczęśliwy, Boo. - uśmiechnąłem się licząc, że szatyn również obdarzy mnie uśmiechem. - Kocham cię i to stworzonko u ciebie w brzuszku. - położyłem dłoń na jego brzuchu.

- Nie odtrącisz mnie? - zapytał ze strachem. - Też cię kocham, Harry.

- Nie, jesteśmy przecież rodziną, prawda? - położyłem się obok niego i przyciągnąłem do siebie. - Wspaniałą, wilczą rodzinką. Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy. Będę o was dbał i opiekował się wami.

Wtulił się w mój tors i cichutko zamruczał, kiedy zacząłem drapać go pod bluzką po plecach, co tak bardzo uwielbia.

- Od kiedy wiesz o Harrym Juniorze? - zapytałem, nie przestając wykonywać  ruchów ręką.

- Od kilku dni miałem podejrzenia. - przyznał. - Nadal nie mamy pewności, że we mnie jest malutki wilczek, ale częste wymioty i brak gorączki chyba na to wskazuje...

- I jeszcze słodki zapach. - pokiwałem głową. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłem. Myślałem, że to nieświeże jedzenie,  a tu taka niespodzianka!

Przez kilka minut rozmawialiśmy. Byłem szczęśliwy jak nigdy. Louis nie mógł się nadziwić temu w jakim byłem nastroju. Czułem się już jak dumny rodzic. Niedługo na świecie pojawi się wspaniały maluszek, którego pokocham równie mocno, co Lou.  Planowałem uciąć sobie małą drzemkę, ale od nadmiaru emocji było to niemożliwe.

- Harry?

- Hm? - spojrzałem uważnie na swoją miłość.

- Nie nazwiemy dziecka Harry Junior, możesz o tym zapomnieć. - zaśmiał się, widząc moją rozczarowaną minkę.

- Zobaczymy. - mruknąłem, dając mu szybkiego całusa.


><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

I znowu weekend ^.^

Miłego wieczoru kochani i niech Larry wraz z Larrątkiem będzie z  wami ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top