23. To maleństwo może odgryźć ci ogon
LOUIS
- To był chyba fałszywy alarm. - przyznałem, gdy następnego dnia czułem się znacznie lepiej.
- Jesteś pewien? - zapytał Charlie.
- Tak, raczej tak. - westchnąłem.
- Nie wyglądasz na szczęśliwego. - zauważył. - Przecież wiesz, że więzienie to nie miejsce dla dziecka.
- Wiem, Charlie. - powiedziałem. - Po prostu przez chwilę sobie wyobraziłem takiego małego wilczka i... fajnie byłoby mieć rodzinę, wiesz?
- Jak stąd wyjdziesz, a raczej obaj wyjdziecie, będziecie mogli ją stworzyć. - odparł.
- Za kilka naprawdę długich lat. Będę stary i Harry nawet na mnie nie spojrzy. - wzruszyłem ramionami.
- On jest od ciebie starszy. - przypomniał. - Też nie będzie wiecznie młody.
Wzrok wbiłem w podłogę. Pokiwałem smutno głową. Najlepsze lata mojego życia spędzę zamknięty w celi. To było przytłaczające, ale cholernie realistyczne. Powinienem teraz spotykać się z przyjaciółmi, imprezować i brać z życia jak najwięcej. Mogę sobie tylko pomarzyć o wspaniałym życiu jakie bym miał.
- Smith tu idzie. - odezwał się Charlie i podniósł się z łóżka.
Do mojej celi weszło trzech ludzi: biznesmen i dwóch strażników. Antony spojrzał najpierw na Charliego, potem na mnie. Czego on tu chciał? Może znów zabierze mnie do Harry'ego?
- Idziemy. - odezwał się tylko. - Pójdziesz sam, czy chłopcy maja ci pomóc?
Podniosłem się z łóżka i podszedłem bliżej. Mój przyjaciel milczał i w ciszy przyglądał się jak odchodzę. Wrócił do swoich spraw, chociaż obejrzał się na mnie ze dwa razy.
- Idziemy do Harry'ego, prawda? - zapytałem.
- N... Tak. - skinął głową. - Tyko jest w innym pomieszczeniu.
- W porządku. - odparłem i podążałem za mężczyzną.
Droga była dosyć długa. Zeszliśmy na dół, a potem znów długim korytarzem. Nie znałem tego miejsca. Pierwszy raz tutaj byłem. Jeden ze strażników otworzył mi drzwi. Wszedłem jako pierwszy. Czułem zapach Alfy, ale to nie był mój Harry. On miał o wiele słodszy zapach niż ten tutaj. Odwróciłem się w momencie, gdy drzwi były zamykane. Coś tu nie grało.
- Halo?! - zawołałem- To pomyłka, to nie Harry!
- Wiemy, wilczku. - usłyszałem głos Smitha.
Spojrzałem w górę i zauważyłem go stojącego przy barierce. Dopiero teraz spostrzegłem, że jest więcej ludzi. Na co znów czekali? Rozglądałem się zdezorientowany po pomieszczeniu. Na dole byłem sam, ale czułem obcy mi zapach.
- Jeśli chcesz zobaczyć się ze Stylesem, musisz być cierpliwy. - kontynuował.
Po chwili drzwi się otworzyły i wszedł przez nie mężczyzna. Był bardzo wysoki i umięśniony. Życie znów mi pokazało jak bardzo jest niesprawiedliwe. Wyglądałem przy nim jak pięciolatek! Pożerał mnie wzrokiem aż poczułem ciarki.
- Tyler dotrzyma ci towarzystwa. - uśmiechnął się.
- Podziękuję. - mruknąłem cicho, odsuwając się w jak najdalszy kąt.
- Nie musisz się mnie bać, mały. - odezwał się wilkołak. - Nie zrobiłbym krzywdy takiemu maleństwu.
- Uważaj na słowa! - warknąłem. - To maleństwo może odgryźć ci ogon.
- Zajmę się tylko twoim chłopakiem, a w zamian pozwolą mi cię przygarnąć. - kontynuował.
- Nie widzisz, że już do kogoś należę? - spojrzałem na niego gniewnie. - Jestem Harry'ego, nigdy twój.
- Jak tamten będzie trupem, powiesz zupełnie coś innego. - zaśmiał się. - Jak się nazywasz?
- Odczep się ode mnie. - odkręciłem się do niego plecami. - I nie odzywaj się do mnie.
- Słodko pachniesz. - zamruczał niczym kot i podszedł bliżej.
Poczułem jak przytulił się do moich pleców. Próbowałem się uwolnić, ale mocno mnie trzymał. Czy te Alfy mają chociaż odrobinę przyzwoitości? Nie jestem rzeczą, którą mogą sobie od tak wziąć. Spojrzałem na dół i uśmiechnąłem się lekko. Uniosłem nogę i z całej siły nadepnąłem mu na stopę. Jęknął głośno, w końcu mnie puszczając.
- Może to cię czegoś nauczy. - fuknąłem, przemieszczając się.
Przemienił się w wilka i podążył za mną. Miał nastroszoną sierść i obnażył swoje kły. Nie wyglądał już tak przyjaźnie jak wtedy. Teraz miał chyba ochotę pożreć mnie żywcem. Ja również zmieniłem formę. Starałem się nie kulić pod wpływem jego głosu. Nie będzie mi byle jaki Alfa mieszał w głowie.
- Tyler! - zawołał jakiś wąsaty facet. - Bez używania głosu Alfy, to Omega.
- Postaraj się go za bardzo nie uszkodzić. - zaśmiał się Smith.
Patrzyłem na nich nie rozumiejąc o co im chodzi. Miałem walczyć? Z Alfą? Tą Alfą? Przecież to pewna śmierć! Ledwo co dawałem sobie radę z Victorem. Zwykle ratował mnie mój spryt i przebiegłość. To było nie fair!
- Jednak zmieniłem zdanie. - powiedział Tyler. - Troszkę zaboli.
><><><><><><><><><><><><><><
Witajcie wilczki!
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
><><><><><><><><><><><><><><
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top