2. Więc będziecie ciągnąć losy


HARRY

Dni i noce zlewały się w jedno. Leżałem na zimnym betonie i walczyłem z opadającymi powiekami. Ostatnio ciągle spałem. Regeneracja zabierała mi sporo energii. Ostatnim co pamiętałem po walce była moja przemiana w człowieka. Potem musiałem stracić przytomność i przenieśli mnie tutaj.  Bolała mnie ręką, w którą wgryzł się tamten wilkołak. Ugryzienia Alf goją się znacznie dłużej niż inne obrażenia. Kiedyś zwykłe rozcięcie po szkle zniknęło w mniej niż trzy minuty.

Próbowałem się podnieść, ale ręce nie były w stanie mnie utrzymać i znów wylądowałem twarzą na betonie. Kilka metrów dalej  widziałem miskę z jedzeniem, ale nie miałem siły by tam podejść. Leżała tak od rana, a teraz prawdopodobnie nastała noc. Chwilę temu strażnicy robili obchód. Nie zatrzymali się pod moją celą, jak to zawsze robili. Ich rozrywką było dręczenie więźniów. Ale byli tylko tacy cwani, gdy stali po drugiej stronie krat. Gdyby byli tu ze mną, to błagaliby na kolanach, aby ich nie zabijać.  Raz udało mi się dorwać jednego z nich. Był najgorszy. Raził paralizatorem i bez uzasadnienia traktował srebrnym prętem. Poparzenia od tego metalu długo się goiły. Kiedyś poparzyłem sobie pysk, gdy pod postacią wilka próbowałem się bronić.

Potem widywałem go rzadko. Odgryzłem mu rękę. Słyszałem trzask kości i czułem metaliczny smak krwi. Okropnie krzyczał. Wyplułem jego kończynę i zadowolony obserwowałem widowisko. Bali się wejść do mnie po kawałek jego ciała. Zwlekali z tym długie minuty, a przecież siedziałem w kącie celi, robiąc im miejsce. Nie chciałem atakować drugi raz, ale  za bardzo mi nie wierzyli. Weszli dopiero później, było ich pięciu. Czy się zemścił? Oczywiście, że tak, ale nie za dobrze wspominam srebro pod skórą. Gdyby nie Smith zapewne by mnie zabił. Dobrze walczyłem, więc dopóki wygrywałem byłem bezpieczny.

Chciało mi się pić, ale mi nic nie dali. Po prostu wrzucili mnie tu i odeszli. Przy każdym oddechu czułem sklejoną skórę od krwi. Prysznic też by mi się przydał. Gdy po raz kolejny odleciałem, obudziłem się dopiero po kilku godzinach.

- Bałem się, że zdechłeś. - usłyszałem Antony'ego.

Był obok mnie. Przysiadł na piętach i  mi się przyglądał. Po chwili poczułem jego dłoń na mojej głowie. Odgarnął trochę włosów i się skrzywił.

- Okropna rana. - westchnął. - Leżysz już trzeci dzień i wciąż się nie zregenerowałeś, dlaczego? Fascynuje mnie wasz świat, chociaż wciąż jeszcze mało wiem. Wezwę lekarze, aby zajrzał na tę ranę. Może jak ją oczyści to szybciej zniknie, myślisz, że to pomoże?

Chciałem coś powiedzieć, ale z moich ust wyszedł tylko cichy pomruk. Po raz kolejny próbowałem się podnieść. Smith to zauważył, ponieważ się cofnął. Ale i tym razem nic nie zdziałałem.

- Masz jakieś złamania? - dopytał.

Pokręciłem jedynie głową. Znów znalazł się przy mnie i złapał pod pachami, przenosząc na łóżko. Nie zwracał uwagi na to, że jego drogi garnitur pobrudził się krwią. Złapał za koc i przykrył mnie do połowy. Nie muszę chyba wspominać, że po przemianie w ludzką formę jestem zupełnie nagi. Nikt nie kłopotał się z tym, aby mnie w coś ubrać.

Podziwiałem Smitha. Nie bał się do mnie podchodzić w przeciwieństwie do strażników. Może to dlatego, że nawet jeśli spróbowałbym go skrzywdzić to skoczyłbym gorzej od niego. W zasadzie to moje życie zależało od tego faceta. Gdy nie będę już wygrywał, to pozbędzie się mnie. Już nic mnie nie ochroni przed sadystycznymi strażnikami.

- Dawaliście mu coś jeść? - zapytał, tym razem zwracając się do mężczyzn po drugiej stronie krat.

- Dostał wczoraj kolacje, ale chyba nie jest głodny. - odparł blondyn ze śmiechem i wskazał na miskę.

Antony podążył wzrokiem na wskazany przedmiot i westchnął, mamrocząc coś pod nosem. Spojrzał jeszcze na mnie. Sam nie zwracałem uwagi na mężczyznę. Chciałem tylko czegoś się napić i coś zjeść. Ruszył w stronę strażników.

- Za mało wam płacę? - warknął zirytowany. - Ten wilkołak jest warty więcej niż wy, idioci. Miał mieć dobrą opiekę, a wy go głodzicie. Czemu ta miska... - wskazał na przedmiot przed sobą. - Leży przy wejściu?!  - kopnął naczynie, które odbiło się od krat i potoczyło chwilę po podłodze. - Miał się do niej przyczołgać?!

- Panie Smith, z całym szacunkiem... - zaczął jeden z nich.

- W dupę sobie wsadź ten szacunek. - mruknął rozdrażniony. - Masz dopilnować, aby ten wilkołak otrzymywał regularne posiłki. Twoja w ty głowa, aby wszystko zjadał, bo gdy dowiem, że sytuacja się powtórzyła to...

- Zrozumiałem. - przerwał mu czarnowłosy strażnik.

- A teraz poślij po lekarza i butelkę wody oraz podwójną porcję śniadaniową.

- Nikt nie odważy się wejść do jego celi, panie Smith. A w dodatku tak blisko niego. - kontynuował brunet.  - To samobójstwo...

- Więc będziecie ciągnąć losy. - zaśmiał się. - Gdy będziecie grzeczni to nie zrobi wam krzywdy, prawda Harry? - spojrzał teraz na mnie z szerokim uśmiechem.


><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><><><><><




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top