16. Dwie Alfy

Drugi rozdział na dziś!


LOUIS


Ruja Harry'ego się skończyła. Pomagałem mu przez ostatnie dni, z czego był zadowolony. Ja już mniej, ponieważ nie mogłem usiąść na tyłku. Mieliśmy dość już cielesnych uniesień, więc przystopowaliśmy z tym. Wieczorem zasypialiśmy w swoich objęciach, aby nad ranem obudzić się razem. Dzisiejszego dnia również tak było. Obudziłem się i pierwsze co doświadczyłem, to czuły pocałunek w czoło i widok pięknych, zielonych oczu.

- Jak ci się spało, Lou? - szepnął, odgarniając włosy z mojego czoła.

- Bardzo dobrze. - uśmiechnąłem się, wtulając w jego ciepłe ciało. - A tobie?

- W końcu nie budzę się w nocy, więc wspaniale. - zapewnił.

Chciałem jeszcze poleżeć, ale przyszli strażnicy. Były to nowe osoby. Musieli przysłać ich na zastępstwo za tamtych mężczyzn, którzy zapewne spędzali dnie w szpitalu. Byłem dumny z Harry'ego, że nie zrobił im nic poważniejszego. Nie chciałbym, aby miał kogoś na sumieniu. W dalszym ciągu nie wiedziałem za co siedział. Chciałem się go spytać, ale potem dotarło to do mnie, że on spytałby się mnie dlaczego to ja znajduję się w takim miejscu. A tego powiedzieć nie mogłem. Nikomu o tym nie mówiłem.

- Śniadanie. - powiedział młody chłopak.

Otworzył celę i odsunął się na bok. Z westchnięciem podniosłem się z materaca. Naciągnąłem na siebie bluzkę, potem spodnie, ponieważ spaliśmy w samych bokserkach. Tak było nam wygodniej. Na koniec założyliśmy buty.

Zdziwiłem się trochę, że nikt nie przyniósł nam jedzenia. Powinni pojawić się jak co dzień z tacą, ale jej nie mieli. Skoro skończyła się ruja Harry'ego, pewnie uznali, że możemy jadać z innymi więźniami. Ale ja się bałem innych. Co jeśli znów się na mnie ktoś rzuci?

- Jestem tu. - powiedział. - Wyczuwam twój strach, mały. - odpowiedział na moje nieme pytanie.

- Wiem. - spuściłem głowę.

Złapałem go za dłoń, którą do mnie wystawił. Wyszliśmy z celi i ruszyliśmy powoli przed siebie. Strażnicy trzymali się dwa metry za nami. To było bardzo mądre posunięcie. Nie rzucali głupimi komentarzami w naszą stronę, więc mogli być spokojni.

Dotarliśmy na miejsce. Wtuliłem się bardziej w zielonookiego, na co się zaśmiał. Znów wszystkie rozmowy ucichły i każdy na nas spojrzał. Przełknąłem i spojrzałem niepewnie na twarz chłopaka. Nie wydawał się spięty, wręcz przeciwnie. Szedł pewnym krokiem w stronę stolika. Harry poprowadził nas do wolnego miejsca i usiedliśmy.

- Zaraz przyniosę dla nas jedzenie. - zapewnił.

Spojrzałem na niego dużymi oczami i złapałem za rękaw.

- Nie zostawiaj mnie tu samego. - poprosiłem. - Pójdę z tobą.

- Wszyscy już wiedzą, że jesteś moją Omegą. - zapewnił.

Jak na potwierdzenie swoich słów nachylił się nawet mną, robiąc malinkę na bladej skórze szyi. Przesunął się nieco w bok i ugryzł mnie w tym samym miejscu, gdzie znajdował się znak przynależności. Na koniec pocałował delikatnie to miejsce i pogładził po policzku.

- Czy teraz będzie w porządku? - uśmiechnął się, a ja pokiwałem głową.

Harry odszedł w kierunku miejsca, gdzie wydawali posiłki, a ja czekałem. Zerknąłem ukradkiem na siedzących mężczyzn. Pod wpływem mojego spojrzenia, wracali do swoich spraw. Nikt mnie nie zaczepiał. Bali się Stylesa. Podobało mi się to. Na mojej twarzy pojawił się szeroki, pewny uśmiech.

Spojrzałem na mężczyznę siedzącego obok. Był pogrążony w rozmowie z jakimś brunetem. Jeszcze raz się rozejrzałem i ukradłem małą babeczkę. Uśmiechnąłem się, zadowolony ze swojego sprytu. Szybko wepchnąłem cały przysmak do ust. Zacząłem się krztusić, gdy jakiś okruszek podrażnił moje gardło.

- Nie ładnie kraść, Omego. - zaśmiał się właściciel słodkości.

Próbowałem coś powiedzieć, ale ważniejsza była walka o oddech. Alfa podała mi swój kubek z wodą, który przyjąłem z wdzięcznością. To dosłownie uratowało mi życie. Wytarłem usta, czując ogromny wstyd. Nie przemyślałem tego...

- Jestem Liam. - wyciągnął do mnie rękę. - Hazz to ma szczęście, jak się nazywasz, słodziaku?

- Ja... Louis. - odparłem. - Przepraszam za tę babeczkę, ja tylko...

- I tak nie chciałem jej jeść. - zaśmiał się.

W tym samym czasie wrócił Harry. Usiadł po mojej drugiej stronie i spojrzał na mojego rozmówcę. Wyciągnął dłoń, witając się z nim.

- Co podrywasz moją Omegę, Li?

- Prędzej ratuję. - poprawił go.

Harry spojrzał na mnie niezrozumiale, a ja tylko wzruszyłem ramionami. Sięgnąłem po swoje jedzenie i zacząłem je jeść. Byłem naprawdę głodny i miałem ogromny apetyt. Mężczyźni zaczęli rozmawiać między sobą, a ja siedziałem wśród nich i pochłaniałem swoją porcję. Gdy skończyłem, stwierdziłem, że Harry'emu przyda się dieta i zabrałem i jego babeczkę. Nawet tego nie zauważył.

Do nas dołączył kolejny, czarnowłosy mężczyzna. Rzucił się Harry'emu na szyję, głośno śmiejąc, gdy opowiadał o jakiejś sensacji. Nie podobało mi się to, ale zielonooki nie zwracał na mnie swojej uwagi. Odepchnąłem tacę od siebie i patrzyłem znudzony jak o czymś dyskutują. Złapałem przybysza za rękę i zdjąłem ją  z szyi mojej Alfy. Podniosłem się i wspiąłem  na kolana zielonookiego. Wyglądał na zdziwionego, lecz objął mnie w pasie i pocałował w kark.

- Ty musisz być Louis. - odezwał się mężczyzna. - Omega Hazzy.

- JEGO Omega. - przytaknąłem, zaznaczając pierwszy wyraz. - Jego. - dodałem. - On jest mój.

- Jaki zazdrośnik. - zaśmiał się Liam, który obecny był przy rozmowie. - Ale możesz być spokojny o Harolda, Zayn należy do mnie.

- Dwie Alfy? - zdziwiłem się.

- Kocham tyko Liama. - odparł dumnie.

- Ale jak oni... ruja i te sprawy?

- Później, Lou. - zaśmiał się Harry. - Później opowiem ci wszystko.


><><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top