30.

GuitarBoy: bum

GuitarBoy: godzina minęła!

GuitarBoy: jeśli pójdę do ciebie, nie będzie miłej pobudki

Muffin: luzuj gacie

Muffin: już wstaję

GuitarBoy: jedzenie szybko

GuitarBoy: umieram z głodu

Muffin: mogę ci posmarować chleb masłem i zaparzyć herbatkę

GuitarBoy: wolałabym naleśniki

Muffin: to nie koncert życzeń

GuitarBoy: przypomnij mi, dlaczego wciąż się lubimy?

Muffin: ponieważ jestem wyjątkowa

GuitarBoy: wyjątkowo złośliwa

Muffin: i tak mnie kochasz

GuitarBoy: właśnie chodzi o to, że ty kochasz mnie

GuitarBoy: nigdy nie powiedziałem, że to odwzajemniam

Muffin: ups, właśnie straciłeś szansę na śniadanie

GuitarBoy: ups, właśnie pozbawiasz dużą ilość fanek koncertu w Krk

Muffin: ty naprawdę zasługujesz na miano MENDY

GuitarBoy: a ty rusz swój zgrabny tyłek i przygotuj mi śniadanie

Odrzuciłam kołdrę i ziewając udałam się do łazienki, by szybko wykonać toaletę poranną. Gdy udało mi się ogarnąć chaos na głowie, zbiegłam na dół i skierowałam się prosto do kuchni. Szybko wyciągnęłam potrzebne produkty i wzięłam się za przygotowanie cholernych naleśnikow, przeklinając pod nosem na Shawna.

W końcu gdy udało mi się usmażyć naleśniki, wyciągnęłam telefon i napisałam do Shawna, by przyszedł na śniadanie. Czekając na niego wyrzuciłam wszystko, co zdążyłam spalić lub zepsuć.

- Dzień dobry - odezwał się Shawn, przekraczając próg kuchni. - Oho, to mi się podoba.

Trzasnęłam szafką, z której wyciągnęłam talerze i ze sztucznym uśmiechem podałam chłopakowi jedzenie.

- Przecież nie umiesz się na mnie złościć.

- Nie drażnij mnie w miejscu, gdzie mam dostęp do zestawu najlepszych noży.

Zaśmiał się, mimo że nie powiedziałam niczego śmiesznego. Chyba, że chęć mordu jest dla niego rzeczą zabawną.

- Co dzisiaj robimy?

Zmrużyłam oczy i przeżułam kolejny kęs.

- To co zwykle robię w życiu. Nic.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, po czym przygryzł lekko wargę i zaczął przegląd coś w swoim telefonie.

- Może dom strachu?

Zakrztusiłam się i musiałam upić łyk soku.

- Chyba oszalałeś. Ja i dom strachu, już to widzę.

- No nie pękaj!

- Jest cholernie zimno! Nie lubię zimna.

Właściwie nie wiedziałam jakim cudem przekonał mnie, bym poszła do tego cholernego domu strachu. Pewnie podświadomie nie umiałam mu się oprzeć. W końcu idol to idol, nieważne jakim jest gnojkiem.

- Misia, chodź!

Odetchnęłam głęboko i podbiegłam do Shawna, by razem z nim wejść do środka.

Od samego początku miałam ochotę uciec. Shawn świetnie się bawił, podczas gdy ja umierałam ze strachu. Po jakimś czasie zorientowałam się, że Mendes ruszył szybko do przodu i zniknął mi z oczu.

- Shawn?

Dreptałam powoli do przodu, starając się zagłuszyć okropne odgłosy nuceniem piosenki TYB. Usłyszałam za sobą kroki.

- Shawn, to ty?

Odwróciłam się, a przede mną stał... Matt. Mój były, dzięki któremu przypadkiem poznałam Shawna.

- Misia? Cóż za miła niespodzianka.

- To musi być jakiś żart - wymamrotałam, a Matt zmarszczył brwi.

- Co mówisz?

- Nic.

Chciałam się od niego odsunąć i uciec jak najdalej, ale chłopak złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie.

- Słuchaj, głupio wyszło z tą twoją siostrą, ale nie wszystko stracone. Pomyślałem, że może gdzieś razem wyskoczymy...

Przerwał mu mój niekontrolowany wybuch śmiechu. Gdy dostrzegłam zniecierpliwienie na jego twarzy, przestałam się uśmiechać.

- Ty tak na poważnie?

Nagle Matt ujął moja twarz i złożył pocałunek na moich ustach. Potem kolejny. Próbowałam go odepchnąć, ale ponownie chwycił mnie za nadgarstki i uśmiechnął się triumfalnie.

- Gdzieś się spieszysz? Mamy mnóstwo czasu, kochanie.

Skierował swoje usta na moją szyję, a ja wykorzystałam tę chwilę.

- SHAWN! KTOKOLWIEK! POMOCY!

Matt skrzywił się i chwycił mój podbródek, mocno go ściskając.

- A więc już masz kogoś?

- Zostaw mnie w spokoju, śmieciu!

- Oh, ostre słowa Misiu. Jak ja się pozbieram?

Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ugryźć, kopnąć lub cokolwiek, ale jakie szanse miałam z większym ode mnie i dużo silniejszym facetem?

- Misiu? Wszystko okej?

Shawn wyłonił się zza zakrętu i kiedy dostrzegł mnie szarpiącą się z Mattem, podbiegł szybko i odepchnął chłopaka.

- Co ty sobie wyobrażasz, dupku?

- Oh, a więc ty jesteś Shawn? Może nie wtrącałbyś się w cudze sprawy?

- Shawn, chodźmy stąd, proszę - poprosiłam cicho, na co Matt pokręcił głową.

- Mamy parę spraw do obgadania.

Wszystko potoczyło się tak szybko. Shawn rzucił się na Matta z pięściami i wywiązała się bójka. Chłopcy rzucili się na ziemię, a ja zaczęłam krzyczeć. Na całe szczęście nim doszło do poważnych obrażeń, pojawiła się ochrona i wszyscy zostaliśmy wyrzuceni z domu strachu.

- To jeszcze nie koniec, Misiu - rzucił Matt na odchodnym. Spojrzałam na Shawna i delikatnie musnęłam jego zasiniony policzek.

- Przepraszam. To moja wina. - wymamrotałam.

- Daj spokój. Wracajmy do domu robić nic.

Shawn posłał mi uśmiech, który rozwiał wszelkie moje wątpliwości.

Tylko to było mi w tamtej chwili potrzebne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top