Zew
Bitsy znajdowała się w pułapce. Wyjścia zablokowane przez anioły, które uważnie przeszukiwały i rujnowały wnętrze biblioteki. Nawet jeśli podjęłaby walkę, było ich już tutaj zbyt wiele. Z każdą chwilą ich kroki stawały się liczniejsze oraz głośniejsze. Zbliżali się do biurka, pod którym się chowała. Nie ma szans. Mogła jedynie sprawić, że jej śmierć będzie szybsza jeśli spróbuje zaatakować tak liczną grupę napastników w pojedynkę. Mogła jeszcze spróbować...
Postanowiła przywołać do siebie swoje cieniste stworzenia. O dziwo ani jeden, nawet najmniejszy nie pojawił się przy jej boku. Zawsze pojawiały się błyskawicznie na jej komendę, ale teraz. Wtem przed nią pojawiły się nogi anioła. Stuknął bronią o podłogę i jednym ruchem dłoni rozrzucił wszystko z biurka. Diablicy nie umknęło zauważenie, że czegoś tutaj szukali. Wstrzymała oddech. Co się nagle stało z jej cienistymi sługami? Spróbowała przywołać je ponownie. Nic.
Wzdrygnęła się, kiedy usłyszała, że coś jeszcze z hukiem weszło do środka biblioteki. Anioł przed nią zadygotał i jednym trzepnięciem skrzydeł wzniósł się w powietrze. Wywiązała się walka. Anioły zdecydowanie nie walczą ze sobą. To musi być jakiś demon! Wychyliła się z ukrycia. Spotkało ją ogromne zaskoczenie! Wielki, cienisty obłok pochłaniał anioła za aniołem, zostawiając po nich jedynie pył. Oszczepy niebiańskich stworzeń przeszywały czarną chmurę, jakby nie miała ciała i nie cierpiała. Anioły nie miały szans.
Diablica wypuściła powietrze z płuc, gdy ujrzała, w co chmura materializuje się przed biurkiem. Znajome kształty, oczy, w które za życia nie była w stanie długo patrzeć, bo dostawała mdłości. Postać skryta za kapturem, posiadająca czarne jak smoła macki i głosie dumnym oraz głębokim, mrożącym szpik kostny słuchającego. Zastanawiała się, czy Aeron jest w stanie ją rozpoznać, mimo innej postaci.
- Nie odwracasz wzroku jak podczas naszego pierwszego spotkania - te słowa upewniły ją w przekonaniu, że faktycznie pamiętał ją sprzed wielu lat. - Chociaż dalej chowasz w sercu strach przede mną - zbliżył się do niej. - Obawiasz się mnie, mimo że współpracujemy od tak wielu lat? - chwycił jej łapę i wyprowadził zza biurka, które ich oddzielało. Gdy znalazła się bezpośrednio przed majestatem starożytnego stworzenia, chciała się odezwać. Współpracowali? Czy to oznacza, że te cienie to tak naprawdę on? To on był jej cienistymi sługami? - Nie ma czasu na pytania. Przebili moją barierę z pomocą Boga, więc musisz stąd uciekać. Nie wracaj do biblioteki, dopóki nie skończy się czystka - pod jej nogami pojawiła się czarna dziura.
- Nie, zaczekaj! - chwyciła jego dłoń mocniej, ale nie spodziewała się, że zmieni się ona w czarny dym. Nie zdołała chwycić się krawędzi przepaści, która na jej oczach zamknęła się i nim zdołała mrugnąć wypadła w innej części piekła. Pozbierała się z betonowej ziemi, rozglądając się dookoła z frustracją. Przeniesiona została na czubek bloku, skąd rozciągał się widok na niszczone miasto. Gdzieniegdzie w górę uciekały płomienie i dym. Anioły strącały z nieba latające demony, albo same spadały trącone czyimś pociskiem. - Co to jest?! - krzyknęła w szoku, widząc wstającego z ziemi olbrzymiego anioła przed jej biblioteką. Miała ochotę wrócić tam i powstrzymać go od zniszczeń, ale wtem powstrzymała się, pamiętając o słowach Aerona. Skoro do tej pory był jej sprzymierzeńcem, to na pewno zauważył, jak cenne jest dla niej to miejsce. Wtedy zobaczyła na własne oczy, jak jego postać urasta do rozmiarów anioła i zaczyna walczyć z istotą bożą. - Och... - to mogło oznaczać, że nie musi się martwić o bibliotekę? W takim razie co ma robić?
- Bitsy? - za jej plecami usłyszała znajomy głos i krzyki. Odwróciła się. Drzwi na dach budynku otwarły się i wyskoczyła ze środka banda demonów i sam Alastor, przed którym starali się uciec. Stawiali opór, ale nie mieli z nim szans. Dziwne, że przybiegli na sam szczyt bloku, zamiast zostać na drogach. Walka nie ustała, kiedy wszyscy siebie zobaczyli.
- Alastor! - o dziwo nie została w tyle i nie przyglądała się potyczce. Znała tę bandę. Raz próbowali podpalić jej starą bibliotekę, teraz może się na nich odegrać. Nie potrzebowała broni, wystarczyły jej ostre szpony i zwinność, jakimi doskonale dysponowała przy swoim niewielkim wzroście. Demony padały jak muchy z rąk pary. Kiedy zostali sami, Bitsy doskoczyła do Radiowego Demona.
- Jak się tutaj znalazłaś, moja droga? Myślałem, że miałaś nie opuszczać biblioteki, byłem w drodze po ciebie - przyznał, ciekawy obecnej sytuacji diablicy.
- Tak wiele się wydarzyło i mało co z tego rozumiem - westchnęła, adrenalina dalej krążyła w jej żyłach, ale postanowiła błyskawicznie skrócić swoją przygodę Alastorowi. Uważnie jej słuchał, dopóki nie usłyszeli, że na dach zbliża się więcej demonów. Byli gotowi do walki. Uderzyli w napastników razem, nagle w Bitsy obudził się dawny zew, który czuła podczas grzeszenia za życia. Znajomy powiew przyjemności kiedy jej wróg krzyczał w agonii, orzeźwiająca satysfakcja z uczucia, jakie niosło rozcinanie skóry. Jak to możliwe, że w tak niewinnej istocie jawiła się tak sadystyczna natura, skrywana w czeluściach jej ciemnej duszy?
Nim się obejrzała, u jej stóp ścielił się dywan z krwi i ciał. Oczy płonęły dzikim, jadowitym odcieniem zieleni. Ach, jak przyjemnie dać upust swoim pierwotnym zachciankom. Była zdumiona, że znalazła tak niespodziewanie drogę do łatwości zabijania. Nie przerażały ją trupy, czy krew. Niedawno bała się, że te mroczne szepty w jej głowie całkowicie ją ogarnął. Jednak wygląda na to, że nie ma sensu trzymać ich zamkniętych pod kluczem. Wystarczy mieć je na mocnej, grubej smyczy. Gdyby wcześniej odblokowała się na te doznania, może byłaby w stanie uratować swoją dawną przyjaciółkę podczas czystki? Kto wie?
- Wspaniała robota, moja droga. Nie działam zespołowo, ale z tobą tworzę udany duet! - skomentował Alastor, wybijając ją z myśli. Zauważyła, że jej ubrania i sierść pokryte były krwią. Nie przejęła się, zamiast tego posłała mu cień uśmiechu.
- Już zapomniałam, jakie to przyjemne uczucie rozpłatać gardło czy dwa. Na szczęście przyszła pora na powtórkę z rozrywki - prychnęła.
- Wracając do twoich wcześniejszych słów - zmienił nagle temat demon. - Na ostatnim spotkaniu, Lucyfer wspominał o Aeronie. Mówił, że od wieków jest uśpiony i ukryty przed wszystkimi. To zaskakujące, że cały czas był przy tobie i nikt się nawet tego nie spodziewał!
- To prawda. Jednak... Co teraz? Czemu akurat teraz się pokazał i czemu są tutaj te anioły? - spytała, rzucając wymowne spojrzenie ogromnej istocie.
- Było ich trzech. Dwójka z nich została już powalona przez Aerona - zauważył Alastor, ku kompletnemu zaskoczeniu diablicy.
- Naprawdę?! - rzuciła demonowi wzrok pełen szoku i niedowierzania. Czyżby miała po swojej stronie istotę potężniejszą, niż początkowo myślała? Przemilczeli chwilę, podziwiając walkę olbrzymów z bezpiecznej odległości. - Kazał mi trzymać się z dala od biblioteki. Co mamy teraz robić? - podniosła wzrok na Alastora. Uśmiechał się szeroko.
- Moja droga, co innego mielibyśmy robić w takiej sytuacji? Co powiesz na świętowanie powrotu twojej formy w postaci eliminowania kolejnej zgrai takiej jak ta? - zaproponował, chwytając jej ramiona i odwrócił ją ku trupom. Uniosła jedną brew ku górze, z wyraźnym zawahaniem się. Odeszła od Alastora, zauważając coś przy jednym ciele. Była to strzebla myśliwska. W kieszeni martwego demona znajdowały się napoje.
- Kiedyś zabraniano mi chodzić na polowania z mężem, ale myślę, że to najwyższa pora to zmienić - na pyszczku bibliotekarki wyrósł tak złowrogi uśmiech, jakiego jeszcze u niej nikt nie widział. Ostre kły kotowatej diablicy dodały jej specyficznego uroku. Wreszcie się przebudziła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top