Prawda

Po świetnie spędzonym czasie na tańce i śmianie się musieli jeszcze załatwić sprawy papierkowe, jak zawsze z resztą. Siedzieli nieodmiennie w salonie przy stoliku i wypełniali ostatnie formalności związane z biblioteką.

       - Pójdę zaparzyć sobie herbaty. Chciałbyś coś? - zaproponowała w pewnym momencie, wstając zza swojego miejsca obok Radiowego Demona. Ten spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

        - Nie, moja droga. Nie będzie to konieczne - podziękował zanim zniknęła w drodze do kuchni. Podczas czekania na wodę nuciła piosenkę, którą słychać było z radia w salonie.

Chciało jej się już spać. Nawet nie trochę, z trudem nie zasypiała podczas wypełniania dokumentów. Przeciągnęła się z długim ziewnięciem. Wyłączyła zagotowaną wodę i zalała nią herbatę.

Zastanawiała się co począć ze swoimi uczuciami do Radiowego Demona. Uciec z piekła nie da rady do swojej rodziny. Zadowoliła się wiadomością, że są w niebie, miejscu raczej pokojowym i dobrym. Nigdy o nich nie zapomni, jednak nie da rady wiecznie być samotna. Minęło ponad sto lat od jej śmierci. Miała wystarczająco czasu, aby przemyśleć swoją sytuację oraz najbliższą przyszłość. Zdobyła w piekle nowych przyjaciół oraz Alastora. Ach, on był takim samym dżentelmenem jak jej mąż za życia. Pewnie dlatego tak szybko ją uwiódł swoim urokiem.

Istniała jeszcze czystka, przeleciało jej niechętnie przez głowę. No tak, powód, dla którego nie nawiązywała bliższych znajomości przez dłuższy czas. Czystka i złe doświadczenia z nią związane. Tak łatwo było tutaj kogoś stracić tego jednego dnia. To smutne.

       - Moja droga? - wzdrygnęła się na głos za sobą. Zerknęła na jego właściciela. Uśmiechnęła się do niego.

        - Wybacz, zamyśliłam się - odparła dokańczając przygotowywanie herbaty.

        - Nie szkodzi, moja droga! Martwi cię czystka? - spytał, śledząc każdy jej krok.

        - To aż tak oczywiste? - westchnęła ciężko.

       - Możesz spokojnie spać, moja droga! Jestem przekonany, że nikt z twojego grona dobrych przyjaciół nie zginie - rozmasował jej ramię, które było niewiarygodnie sztywne. - Moja droga Bitsy, jesteś strasznie spięta! Niech niepotrzebne zmartwienia nie zaśmiecają ci głowy. Jestem przekonany, że twoje zmartwienia są zbyteczne - dodał oczekując, że skrzyżuje z nim spojrzenia, jednak była zbyt skupiona na pilnowaniu gorącej herbaty w filiżance.

        - Pewnie masz rację, ale nikt nie powstrzyma mnie od zamartwiania się. Bardzo się martwię o ciebie na przykład. Oprócz eksterminatorów będą wtedy jeszcze inne demony czekające na twoją nieuwagę - jej uszy opadły smutnie. Wizja cierpienia Alastora przed drugą śmiercią była okropna. I demony i anioły lubiły pastwić się nad ofiarą.

        - Troska od takiej damy jest ukojeniem dla mojego oziębłego serca - położył dłoń na piersi. - Nie dałbym sobie żyć gdyby na tych policzkach pojawiły się łzy smutku - palcem u ręki, która znajdowała się na jej ramieniu, stuknął jej policzek. Z dalej smętnym uśmiechem jej humor nieco się poprawił.

        -  Dokładnie, więc lepiej nie giń wtedy - pogroziła mu palcem. - Oszalałabym gdybym cię więcej nie zobaczyła.

        - Doprawdy? - spytał, pochylając się nad nią. Zbliżał się do niej coraz bardziej. Jej umysł nie potrafił normalnie funkcjonować. Widziała jedynie jeden scenariusz. Chciał ją pocałować. Nie chciała uciec, dlatego stała w miejscu zamykając oczy i czekając na rozwój sytuacji. Nagle...

Oddalili się od siebie na sygnał telefonu. Skołowana Bitsy odłożyła filiżankę na bok, posyłając ciche przeprosiny do Radiowego Demona, zanim pobiegła do korytarza odebrać połączenie.

        - T-tak? - zająkała się podnosząc słuchawkę.

        - Bitsy? - odezwał się niepewny głos księcia. Rozejrzała się i nie widząc w pobliżu Alastora, wbiła pazury w stolik.

        - Obyś miał dobry powód do dzwonienia akurat teraz, inaczej wyrwę ci wszystkie pióra, Stolas - z furii zostawiła ślady pazurów na drewnie.

        - ... Jestem samot--

       - Na miłość Lucyfera, Stolas!

       - Żart! To żart, chodzi o coś poważnego, zaufaj mi!

       - Mów - mruknęła pod nosem.

       - Nie wiem, czy słyszałaś ostatnie wiadomości w telewizji - zaczął z dziwnie poważnym tonem. Jego zmiana nastroju była tak nagła, że Bitsy faktycznie się zmartwiła. - Ale Vox wystąpił z pewnym... Obwieszczeniem.

       - Nie miałam okazji jeszcze włączyć telewizji - odpowiedziała zaniepokojona.

      - Szlag, naprawdę nie jest mi dobrze mówić ci o tym jako pierwszy.

       - Wyduś to z siebie, Stolas - jej słowa zainteresowały Alastora, który wychylił się z kuchni i pomaszerował bliżej Bitsy. Spojrzała na niego niespokojnie.

        - Dostaliśmy wiadomość od Lucyfera. Zmienił się termin czystki. Ma nastąpić za pięć godzin - przez pierwszą chwilę bibliotekarka była cicho, trawiąc słowa przyjaciela. To nie mogła być prawda. Jej zszokowaną twarz zauważył Radiowy Demon. Przekrzywił głowę w bok pytająco.

        - Kłamiesz...

        - Moja droga? - demon położył dłoń na jej ramieniu.

        - Uspokój się, kiciu! - zaczął Stolas. - Zrobię co w mojej mocy, żebyś była bezpieczna - zapewnił, jednak ona milczała przez długi czas, starając się zebrać myśli. Niepokoiło to księcia. - Bitsy... Chcesz, żebym cię odwiedził? Myślę, że nie powinnaś teraz być sama - troska księcia była dla niej ukojeniem, ale nie teraz. Była zbyt zdruzgotana.

        - Nie, dam sobie radę. Muszę to wszystko przemyśleć... Ja... - westchnęła drżącym głosem. - Odezwę się potem. Obiecuję - chwyciła słuchawkę oburącz.

        - Jestem z tobą, kiciu - pożegnał się sowi książę, zanim rozłączyli się. Rysia diablica spuściła głowę w dół podobnie jak uszy. Westchnęła ponownie. Oparła się ciężko o stolik dygotając. Dłoń Radiowego Demona nie uciekła z jej ramienia, powędrowała za to na jej plecy. Rozmasowywał je cierpliwie.

        - No już, moja droga. Uśmiech ci lepiej pasuje do twarzy.

        - Jak mogę się uśmiechać, kiedy ktoś ma zniszczyć mój dom? - wyszeptała, podnosząc na niego wzrok. Jej oczy zalane łzami, świdrujące strachem i bólem. 

        - Moja droga - przykucnął przy niej i mocno ją do siebie przytulił. Jej słone łzy przesiąkały przez jego koszulę, nie dbał o to. Objęła go mocno, szlochając cicho. Powinien najpierw zadbać o jej dobro, jak na dżentelmena przystało. Każdy jego najmniejszy ruch powodował desperackie zaciskanie palców Bitsy na jego koszuli. Jakby martwiła się, że ma zamiar ją opuścić w tym krytycznym momencie. W odpowiedzi podniósł ją i ostrożnie przeniósł do jej sypialni na łóżko. Nawet wtedy niechętnie go puściła.

        - Przeniesiono termin czystki. Odbędzie się za pięć godzin - powiedziała cicho zwijając się w kulkę. - Książę dzwonił, aby mi to powiedzieć - dodała, by jej informacja była wiarygodna. Nie ma możliwości, by Stolas kłamał w takiej sprawie. 

       - Moja droga, będę cały czas w pobliżu podczas czystki. Pragnę zostać z tobą w tym czasie, jednak nie mogę -  otarł kciukiem łzy zbierające się w kącikach jej oczu. Mówił łagodniejszym głosem, niż zazwyczaj. 

        - Wiem... J-ja po prostu martwię się, że... Możesz nie wrócić - rozumiała doskonale jego obowiązki. Nie mógł spędzić tego groźnego okresu z nią, zamknięty w czterech ścianach. Jako władca ziem musiał strzec swojego terytorium. Bitsy, nieważne jak bardzo tego chciała, nie mogła być zbyt zachłanna. Nie mogła pragnąć uwagi Alastora w każdej chwili. Jednak groźba utraty go na wieczność jest przerażająca. Nie chciałaby popełnić tego samego błędu co za życia. Może powinna zmusić go do zostania?

Nie! Zamknęła mocno oczy, kiwając przecząco głową na boki. Złapała jego nadgarstek w swoje mniejsze dłonie. Otarła policzka o rękaw i spojrzała demonowi w oczy. 

       - Wybacz, to przez szok - pociągnęła nosem. - Nie możemy tracić czasu. Ja zabezpieczę się tutaj tak, jak jeszcze jestem w stanie. Ty musisz wracać do swoich obowiązków, prawda? Nie mamy dużo czasu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top