Cud

Kap...
Kap..
Kap.

Czerwona ciecz spadała z głuchym odgłosem do miski postawionej na podłodze pod zawieszonym do góry nogami człowieku. Nacięcie na jego łysej głowie potęgowało wypływ krwi.

Kap.
Kap.
Kap.

Obok niego było jeszcze dwóch innych, podobnie urządzonych mężczyzn. Ich lepka krew skapywała do naczyń. Wszyscy byli nieprzytomni. Uwięzieni.

Kap,
Kap,
Kap.

Rozbrzmiał głos w pomieszczeniu. Kobiecy, pewny siebie, zimny.

"Pogłębić nacięcia. Chcę, aby krew leciała szybciej."

Jej życzenie jest dla sług rozkazem.

Bitsy niechętnie wybudziła się z niechcianego snu. Z warknięciem przetarła oczy. Nienawidziła mieć tych prześwitów swojego dawnego życia. Zerknęła zaspanym wzrokiem na zegarek na nadgarstku. Dziesiąta.

         - O cholera! - najeżyła się zaskoczona. Podniosła się zbyt szybko dostając chwilowego zawrotu głowy. Kiedy odzyskała równowagę i pole widzenia zamarła.

Początkowo myślała, że dalej śni. Na szczęście uszczypnięcie ręki i uderzanie policzków wybiło ją z tej myśli. Znajdowała się... W bibliotece jak z bajki. Ogromna komnata wypełniona zdobieniami, nowymi meblami, wygodnymi kanapami ze stolikami i lampkami do czytania, regałami na regałach z książkami, które zdołała uratować. Większość z nich była pusta. Sufit wymalowany w różne motywy roślinne. Schody drewniane z mosiężne zdobionymi barierkami prowadzącymi na piętro, część mieszkalną. Wszystko mieniło się w oczach złotem, przepychem, lśnieniem.

        - Gdzie ja jestem?! - krzyknęła, jej głos niósł się echem. To wyglądało bardziej jak miejsce z dworu niż jej dawna biblioteka. Doszedł ją dźwięk pukania w drzwi. Szybko podbiegła do wejścia i zerknęła na zewnątrz. U progu stał Sir Pantious.

        - Dzień dobry. Bitsy... Spałaś w ogóle? - spytał z dziwnym wyrazem twarzy. Otworzyła szerzej drzwi.

        - Wiem, że nie wyglądam najlepiej, ale nie musisz mi teraz o tym przypominać - mruknęła cicho.

         - Nie o tym mówię! Zastanawiałem się,czy w ogóle dobrze zapamiętałem to miejsce! Jak udało ci się to zrobić w niecałą noc?! - wskazał na budynek. Uniosła brew i wyślizgnęła się na zewnątrz obok gadziego demona. Kiedy zobaczyła swoją bibliotekę z zewnątrz straciła oddech.

         - O Szatanie! - krzyknęła na widok wiktoriańskiej budowli. To miejsce w ogóle nie przypominało jej starego miejsca pracy i zamieszkania. Co się stało? Jak to możliwe?

         - Co to za reakcja? Ty to zrobiłaś, prawda? - spytał zdziwiony konstruktor. Spojrzała na niego ze zirytowaniem.

         - Czy wyglądam jakbym to zrobiła? - teraz Sir Pantious wydawał się tak samo zagubiony w tej sytuacji jak ona. Weszli do środka, aby nie robić zamieszania na ulicy. Dopiero wtedy jej nowy towarzysz zobaczył nowe wnętrze biblioteki i zareagował tym samym zaskoczeniem co właściciela miejsca. Nie mogło być to inne miejsce, ponieważ są w tej samej okolicy w piekle. To na prawdę jej nową biblioteka. - Ale kto to zrobił?

         - Hm... Może ten znajomy książę? - zapytał. Wydawało się to jedynym, poprawnym wyjaśnieniem tej dziwnej sytuacji.

        - Obawiam się, że Stolas zna się lepiej na seksie i pogodzie niż na stawianiu budynków - wymamrotała do siebie. - Ale wyślę do niego wiadomość, nie mam czasu teraz na odwiedziny - dodała głośniej podchodząc do lady, gdzie znajdowała się lista rzeczy. Wykreśliła to, co było już magicznym sposobem załatwione. Zostało jej ukraść książki, kupić płyty do magnetofonu i kilka drobnych akcesoriów do wnętrza biblioteki.

         - W takim razie pójdę z tobą - zaproponował Pantious.

         - Chciałabym, abyś przeniósł książki z mojej biblioteczki w pokoju tutaj. Na jakiś czas będą zajmować miejsce dopóki nie ukradnę odpowiedniej ilości książek - odpowiedziała wysyłając do pomocy wężowi swoje cieniste towarzystwo. W międzyczasie udała się jeszcze do swojego pokoju na toaletkę poranną oraz przebranie się. Była to okazja aby oprowadzić pomocnika po piętrze.

         - Da się zrobić - uśmiechnął się poprawiając kapelusz na głowie. Jego płaszcz uniósł się z ekscytacją.

         - Nie dotykaj książki z magią. Inaczej odetnę ci język i usmażę na wrzącym oleju - upomniała go zanim wzięła wszystko ze sobą i opuściła budynek. Gadzi demon nie miał zamiaru się sprzeciwiać, nie po takiej niepokojącej groźbie.

Oczywiście mogła wysłać na zakupy jego, jednak nie miała pewności czy kupiłby odpowiednie rzeczy. Wolała zrobić to własnoręcznie, jak bardzo tego nienawidziła. Dookoła czaiło się wiele demonów. Miała nadzieję, że pamiętają ją z emisji Radiowego Demona i nie odważą się jej zaatakować. Niestety zniszczenie biblioteki upewniło ją, że nie zawsze tak będzie. Rzucała każdemu przechodniowi nieufne spojrzenie. Na szczęście sklep muzyczny nie był daleko.

Kiedy weszła do środka niemal od razu przywitał ją znajomy odgłos radiowych zakłóceń. Odwróciła się za siebie zauważając nikogo innego jak Radiowego Demona.

        - Witaj, moja droga! Cóż za przypadek - przywitał się radośnie.

        - Dzień dobry - odezwał się w tym samym czasie co Bitsy właściciel sklepu. Nadstawiając uszu spojrzała na osobnika znacząco. Ten głos. Kojarzyła go z nie tak odległej przeszłości. Kompletnie zignorowała Alastora stojącego za nią i doskoczyła do demona za ladą.

         - Ty! - wymierzyła w niego palcem. Bezwstydnie wskoczyła na blat ciągnąć muskularnego demona za fraki bliżej siebie. - To ty zdemolowałeś wczoraj moją bibliotekę! - krzyknęła wściekle.

         - Co? O czym ty mówisz?! - zaśmiał się nerwowo zerkając na podchodzącego bliżej władcę. Ryś wiedział, że będzie grał niewinnego w obecności tak potężnego demona.

         - Już mnie zapomniałeś? - spytała wbijając pazury w koszulę bandyty. Wyszczerzyła kły mierząc go nienawistnym spojrzeniem toksycznych oczu.

        - Ah, więc nareszcie znalazłem sprawcę tego zamieszania! Wybacz, moja droga bibliotekarko, że tak długo musiałaś czekać na tą odrobinę sprawiedliwości za wyrządzone ci krzywdy - wtrącił się Alastor. Spojrzeli na niego kiedy zbliżał się do lady i ostrożnie złapał kotkę za ramię. Nastroszyła swoje futro w odpowiedzi na dotyk niebezpiecznego władcy tych ziem.

         - Nic nie zrobiłem, przysięgam! Jestem niewinny, co by mnie obchodziła jakaś biblioteka? - bronił się zwracając na siebie uwagę dwójki przybyszów.

        - Może dlatego, że nie podoba ci się zmiana władcy tych okolic co? To dobre wyjście aby wyrzucić swoją agresję nie bezpośrednio na Radiowego Demona, prawda?!

        - Poza tym jak wyjaśnisz te ślady na ciele? - dodał drugi przybysz z szerokim uśmiechem.

        - Dużo jest walk w okolicy - wymamrotał pod nosem. Bitsy i Alastor wpatrywali się w niego nieufnie.

        - Moja droga? - Radiowy Demon rzucił na nią okiem. Skrzyżowali ze sobą spojrzenia. Wiedziała, że dla niego przemoc nie jest niczym trudnym. Z przyjemnością zajął by się tym osobnikiem skoro ma powód. Jednak takie wyjście nie było w jej stylu. Westchnęła ciężko wypuszczając z dłoni frak sklepikarza.

        - Za rekompensatę chcę wybrane płyty otrzymać za darmo - powiedziała pewna siebie. Mimo, że była z towarzystwa najmniejsza gromiła spojrzeniem właściciela sklepu. Wszyscy mierzyli się ostrymi spojrzeniami. Alastor był zaciekawiony tym nagłym zwrotem akcji. Nie spodziewał się, że zła Bitsy wyjdzie z taką propozycją.

         - ... Dobrze. Bierz ile chcesz - było to jednocześnie przyznanie się do swojej winy. Rogacz mierzył go dość intensywnym spojrzeniem. Ostatecznie Bitsy zeskoczyła z lady i z satysfakcją udała się w poszukiwanie ciekawych płyt.

        - Myślałem, że jesteś wściekła na niego na tyle, aby rozszarpać go na strzępy! - przyznał Alastor śledząc ją w jej poszukiwaniach.

         - Kto powiedział, że nie jestem? Nie rozwiązuje takich spraw siłowo. Używam głowy - wyjaśniła cicho. Znalazła jedna z lepszych kolekcji znanego artysty i wzięła wszystkie jego płyty. Korzystała z okazji jak tylko mogła.

        - Bardzo mądre! - pochwalił ją. Zauważył, że na wyższe pułki bibliotekarka musiała się wspinać, aby dosięgnąć znalezisko dlatego zaoferował jej drobną pomoc w postaci podawania jej płyt z wyższych półek.

         - Często tutaj przychodzisz? - spytała nie mogąc znieść ciszy między nimi.

        - Nie do końca! Przechodziłem obok i zauważyłem niecodzienny widok. Wyszłaś z biblioteki! - przyznał z uśmiechem. Nigdy go nie opuszczał. Trudno jej było sobie wyobrazić Alastora bez uśmiechu.

         - Gdybym nie opuściła biblioteki nie doszłoby do jej zniszczenia - westchnęła zaczynając obwiniać samą siebie. Może nie powinna iść ze Stolasem na bal? W końcu to wcale nie były jej klimaty.

         - Moja droga, świeże powietrze dobrze ci zrobi od czasu do czasu! - obserwował jak zabrane płyty zaczynają powoli wypadać z jej objęć. Zaśmiał się na ten widok zwracając jej uwagę na siebie. - Za chwilę zabierzesz wszystkie płyty z tego sklepu! Jesteś pewna że dasz radę je zanieść do siebie? - spytał rozbawiony.

        - Masz rację... Ale taka okazja... Dobrze, będę wracać. Zostawię płyty w bibliotece i wrócę po dodatki - mamrotała do siebie. Poprawiła swój bagaż i z uśmiechem podziękowała demonowi za pomoc. Ruszyła przodem do wyjścia ze sklepu po drodze rzucając właścicielowi oschłe spojrzenie ze złośliwym uśmiechem. Tuż obok niej stał Alastor z podobną miną wyrażającą jedno. Jeszcze wróci do sklepikarza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top