[9] Anioł w progach Piekła.
Nie mogę uwierzyć, że tyle osób czyta tę książkę :o
Tak wiem, dla niektórych to może nie jest zbyt wiele, ale dla mnie to naprawdę wiele znaczy i za to dziękuję ❤️
Wnętrze klubu wypełniała sowita czerń, którą przełamywały jedynie delikatne fioletowe światła wysokich lamp ustawionych tuż na samym środku. Głośna, ciężka muzyka wzięta niczym z lat osiemdziesiątych dudniła praktycznie w każdym kącie i była niemal ogłuszająca.
Alexei poprowadził Florence przez tłum tańczących na ogromnym parkiecie ludzi, których niemal palące spojrzenia skupiły się wyłącznie na niej. Jakby była najbardziej interesującą rzeczą jaką w życiu widzeli. Choć nie można było się temu za bardzo dziwić, gdyż na tle mroku Florence wyglądała prawie jak Anioł, który zgubił drogę i zamiast do Nieba trafił prosto do Piekła.
Nie lubiła tłumów. Można powiedzieć, że wręcz ich nie znosiła. Skupisko ludzi większe niż pięć osób było dla niej prawdziwym wyzwaniem, z którym nie potrafiła się zmierzyć, ale teraz musiała spiąć wszystkie swoje siły, aby jakoś go zwalczyć.
Gdy znaleźli się tuż przy szerokim barze, za którym rozciągała się wręcz oszałamiająca kolekcja przeróżnych i zapewne nie tanich alkoholi, Florence miała wrażenie, że zaraz zemdleje z tych nerwów.
— Dobrze się czujesz? — zapytał brunet stając przy barze.
— Tak, wszystko gra — zapewniła, choć żadne z tych słów nie było w najmniejszym stopniu prawdą.
— Jak się sprawuje Diaval? — nagle zmienił temat. — Czasami bywa... — zawahał się. — Nieco dziwny, ale taka już jego natura.
— Jest bardzo miły — zapewniła uśmiechając się sztywno, ale przynajmniej tym razem mówiła szczerze. Wyraźnie polubiła Diavala i wydawał się być taki... inny, choć jego wygląd sugerował coś innego, ale Florence już dawno nauczyła się, by nie oceniać ludzi po wyglądzie.
— Napijesz się czegoś? — wtrącił znowu zmieniając temat.
— Nie, dziękuję — wydukała. — Nie przyszłam tutaj pić — wyjaśniła. — Chciałam z tobą o czymś porozmawiać...
— Więc słucham — ponownie nie dał jej dokończyć.
— Ale... — zaczęła niepewnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Nadal czuła na sobie wzrok innych osób, a zwłaszcza grupki kobiet stojących nieopodal. Posyłały Florence najbardziej jadowite spojrzenia jakie w życiu widziała. — Czy moglibyśmy przejść w jakieś spokojniejsze miejsce? — zapytała, a głos zaczynał się jej łamać.
— Wedle życzenia — odparł beznamiętnie. — Chodźmy do mojego gabinetu.
Gdy wyciągnął w jej kierunku swą wytatuowaną dłoń, Florence poczuła jak krew w jej żyłach zastygała. Jednak, w momencie, w którym na nią spojrzał zauważyła, że coś w jego oczach uległo zmianie. Nie potrafiła powiedzieć co, ale z pewnością nie był to zwiastun niczego dobrego.
***
Zaprowadził ją do niewielkiego równie ciemnego pomieszczenia, mieszczącego się tuż obok szklanych, oświetlonych schodów. Ściany oraz podłoga były wyłożone drewnem w kolorze hebanu. Tuż przy wysokim, zasłoniętym oknie mieściło się szklane biurko, za którym stało czarne, skórzane krzesło, a przy samej ścianie znajdowała się mała sofa.
— Usiądź — polecił, w końcu puszczając jej dłoń.
Blondynka odetchnęła ciężko, ruszając w kierunku sofy, a gdy dotarł do niej dźwięk zamykając się drzwi omal serce nie wyskoczyło z jej piersi. Powoli opadła na dziwnie miękkiej w dotyku sofie i dostrzegła w kącie barek, którego w pierwszej chwili, nawet nie zauważyła.
— Przyznam, że trochę zaskoczyła mnie twoja propozycja — zaczął lekko zachrypniętym głosem, gdy wyminął blondynkę. — Ostatnio nie pokazałem ci się ze zbyt dobrej strony — dodał opierając się o krawędź biurka. — Sądziłem, że nie będziesz chciała mnie już oglądać.
— Też tak sądziłam, ale jest pewna rzecz, która wciąż nie daje mi spokoju — przyznała cicho, choć nadal nie wiedziała jak ubrać w słowa swoje przemyślenia.
— Co takiego? — zapytał przesuwając głowę nieco w bok. — Może będę mógł ci pomóc.
— Jesteś w stanie to zrobić? - zapytała szeptem.
— Ja mogę wszystko, Florence.
Oczywiście, jak mogła pomyśleć, że istnieje coś, czego bękart samego Diabła nie będzie w stanie zrobić.
— Nie wiem, jak to powiedzieć... — zaczęła, a jej ręce zaczęły się trząść. — Okej, może to zabrzmi jakbym zwariowała, ale jak się nie dowiem, to już chyba całkiem oszaleję.
— Powiedz mi.
— Czemu... — zawahała się. — Czemu tak bardzo się mną interesujesz? — zapytała, a gdy obdarzyła bruneta spojrzeniem szarych tęczówek, dostrzegła dziwny błysk w jego oczach. — I dlaczego tak ci zależy na moim bezpieczeństwie? — dodała, ale nawet jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął. Jej teoria, że Alexei Moskal nie był człowiekiem, co raz bardziej zaczęła się sprawdzać. — Czego ty chcesz?
Brunet nic nie odpowiedział. Kącik jego ust delikatnie drgnął ku górze w cierpkim uśmiechu, a potem powoli odepchnął się od brzegu biurka i stanął tuż przed blondynką, obdarzając ją niemal przeszywającym spojrzeniem.
Florence zacisnęła wargi, a wszystkie jej mięśnie spięły się boleśnie, gdy po chwili Alexei zajął miejsce na sofie, zaledwie parę centymetrów od niej.
Siedzieli tak w ciszy, przez krótki czas, aż wreszcie brunet pochylił się bliżej w jej kierunku i odpowiedział:
— Ciebie.
Florence dałaby sobie rękę uciąć, że w tym jednym momencie jej serce przestało bić. Otworzyła szeroko oczy, obdarzając bruneta zaskoczonym spojrzeniem. W myślach zaczęła błagać, by ten zaraz uznał to za naprawdę słaby żart, a po wyrazie jego twarzy nie była w stanie tego stwierdzić, gdyż ten jak zwykle nie okazywał żadnych emocji.
— Co?
— Wolałem ci to powiedzieć nieco później i w zupełnie innych okolicznościach, ale nie dałaś mi wyboru — odparł uśmiechając się nieco szerzej.
— Ale o czym? — zapytała.
— Chcę, żebyś została moją żoną, Florence — oznajmił pewnie.
Nagle, wszystko, co się wydarzyło od jej powrotu do Chicago, w tej jednej chwili zaczęło się układać w logiczną całość. Alexei Moskal chciał ją do siebie doprowadzić niemal od samego początku. Gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi miasta, w którym się urodziła, a może, nawet jeszcze wcześniej.
Każda z rzeczy, których Florence doświadczyła w ostatnim czasie była związana z Rosjaninem. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Przecież to było tak proste, prawda?
Otóż nie.
Jego plan był prawie idealny i to właśnie najbardziej ją przerażało.
Przygryzła wewnątrzną część policzka, ale naprawdę nie wiedziała, co powinna na to odpowiedzieć. W normalnych związkach, zapewne wyglądało to kompletnie inaczej, ale problem był taki, że w ich świecie nie istniało coś takiego.
— Ja...
— Nie musisz się śpieszyć z odpowiedzią — wtrącił spokojnie. — Dam ci czas, ale też bez przesady — dodał łagodnie. — Nie będę czekał w nieskończoność.
— Zaraz... — wymamrotała. — To znaczy, że mogę sama zdecydować?
— Oczywiście — przytaknął.
Nigdy samodzielnie nie podejmowała żadnej decyzji. Nawet, to ile naleśników zje na śniadanie, czy jakie buty dzisiaj włoży zależało od kogoś innego. A teraz, po raz pierwszy w życiu mogła sama, bez niczyjej łaski, decydować za siebie. Czekała na ten dzień jak na zbawienie, ale nie sądziła, że będzie to dotyczyło wyboru przyszłego męża.
— A jeśli się nie zgodzę? — wypaliła po chwili.
Po tych słowach, kącik ust bruneta powoli opadł, a mężczyzna jedynie westchnął głęboko i wstając z sofy, poprawił mankiety koszuli, a potem ponownie udał się w stronę biurka.
— Jakoś to przeżyję — odparł chłodnym tonem. — Lecz wtedy, nie tylko ty na tym stracisz, ale również twoja rodzina.
— A co oni mają do tego? — zapytała.
— Mówi ci coś nazwisko Revon Blackwell? — zapytał, ponownie siadając na brzegu biurka, na co Florence jedynie skinęła niepewnie, nie bardzo wiedząc do czego Alexei zmierzał. — Tak myślałem — dodał. — Także, jeśli się zgodzisz, ten szczur już nigdy więcej się do was nie zbliży. A jeśli nie... — potarł dłonią linię żuchwy. — Cóż, po co mam ochraniać ludzi, z którymi nic mnie nie łączy... — Florence niemal drgnęła, gdy brunet wypowiadał te słowa. Mówił to takim.... chłodnym i nieprzyjemnym tonem, jakby załatwiał jakieś interesy, a nie rozmawiał z przyszłą żoną. — A sama dobrze wiesz, że bez mojego wsparcia... — zamilkł na moment, jakby się nad czymś zastanawiał. — Cóż, nie wiadomo, kto z twojej rodziny następny ucierpi.
— To jest szantaż? — zapytała wstając na równe nogi.
Boże, kiedy ta rozmowa zaczęła iść takim dziwnym torem?
— Ostrzeżenie — mruknął. — Dlatego radzę ci to sobie bardzo dokładnie przemyśleć.
Gdy już miała zamiar powiedzieć mu, co o tym myśli, telefon bruneta leżący na szklanym biurku za wibrował. Alexei sięgnął po niego, nawet nie spuszczając z blondynki swego wzroku, poza dosłownie paroma sekundami, podczas których spojrzał na ekran telefonu, a następnie znowu na Florence.
— Wybacz, obowiązki wzywają — odparł pośpiesznie chowając telefon do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki i ruszył w przód w kierunku drzwi. — Dobrej nocy, Florence.
Zniknął.
Tak po prostu wyszedł i ją zostawił.
***
Gdy Florence oparła głowę o szybę samochodu, wzięła krótki, urwany oddech. Poczuła się jakby... ktoś wyssał z niej całą energię. Była cholernie zmęczona i cieszyła się, że wreszcie opuściła mury tego przeklętego klubu, gdyż miała wrażenie, że mało brakowało, a tamte kobiety zabiłyby ją spojrzeniem.
Musiała się przespać i ułożyć sobie tą całą pokręconą sytuację w głowie, a przede wszystkim wyjaśnić parę spraw z pewnym ktosiem, który z pewnością o wszystkim wiedział od samego początku, a mówiąc ktoś Florence miała na myśli swojego brata. Nie było innej możliwości. Przecież to właśnie on zaprosił Rosjań na to cholerne przyjęcie i to on również poznał ją z Alexeiem.
Choć wiedziała, że Jack użyje wszelkich, możliwych sposobów, by jakoś się z tego wykręcić i tak nie miała zamiaru mu tego darować. Miała już dość, że o wszystkim się dowiaduje jako ostatnia, nawet jeśli dotyczyło to jej najbliższej przyszłości.
Przerzuciła swój wzrok na Diavala, który po ich wyjściu z klubu nie odezwał się ani słowem. Fakt, może był nieco dziwny, ale skoro pracował także dla Alexeia Moskala, na pewno wiedział o nim więcej niż osoby z poza jego otoczenia.
— Diavalu... — zwróciła się do bruneta, który prowadził samochód. — Jak długo znasz Alexeia? — zapytała niemal szeptem.
— Prawie całe życie — odparł z uśmiechem. — Byłem zaledwie nastolatkiem, gdy spotkałem go po raz pierwszy — dodał. — Bardzo mi wtedy pomógł.
— Naprawdę? — zapytała nieco zaskoczona, gdyż Rosjanin nie wyglądał na kogoś, kto by kwapił się do bezinteresownej pomocy. — W jaki sposób?
— Cóż — zaczął Diaval, a jego głos nagle zrobił się smętny. — Moi rodzice zmarli, gdy byłem jeszcze bardzo mały, a że żyliśmy w dość biednej dzielnicy, nikt tam się nie przejmował kolejną sierotą, która żebrała na ulicy — dodał wzdychając ciężko. — Pewnego dnia, udało mi się zdobyć coś konkretnego do jedzenia, ale jakiś większy dzieciak pobił mnie i zabrał wszystko, co miałem...
Serce Florence ścisnęło się w supeł, a jej oczy lekko się zeszkliły. Nie mogła, nawet sobie tego wyobrazić. Nie znała czegoś takiego jak bieda, czy głód. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że istnieją ludzie, którym się nie powodzi, ale nie sądziła, że do tego stopnia, by walczyć choćby o okruszek chleba. To wszystko było dla niej niepojęte, a wręcz nieludzkie.
— I co się stało? — zapytała, starając się powstrzymać łzy.
— Następnego dnia, ten sam dzieciak wrócił i oddał mi moje zapasy, ale wyglądał jeszcze gorzej ode mnie — kontynuował. — Miał złamany nos, podbite oko i chyba połamane żebro. W dodatku, nie przyszedł sam... — dodał. — Towarzyszył mu nieco starszy i niezwykle elegancko ubrany chłopak o ciemnych włosach — Diaval uśmiechnął się delikatnie. — To był właśnie Pan Moskal — wyznał. — Kazał temu typowi mnie przeprosić i zagroził, że jeśli ten znowu coś takiego zrobi, to znacznie gorzej się to dla niego skończy...
— I co było dalej? — zapytała wyraźnie zaciekawiona.
— Od tamtej pory, już nigdy nie chodziłem głodny — odparł spokojnie. — Pan Moskal załatwił mi pracę w domu jego wuja. Na początku tylko wykonywałem typowe domowe obowiązki — wyznał. — Kosiłem trawnik, gotowałem posiłki, ale potem dostałem posadę kierowcy. — dodał wyraźnie przejęty. — Później zostałem jego asystentem, aż w końcu, po paru latach zostałem przyjęty do jego oddziału.
— Bardzo dużo dla ciebie zrobił... — westchnęła cicho.
— Och, nie tylko dla mnie — wtrącił łagodnie. — Pan Moskal ciągle komuś pomaga — przyznał. — Wiele już było takich dzieciaków jak ja, których los odmienił się właśnie dzięki niemu.
Florence siedziała na miejscu pasażera i nie miała bladego pojęcia, co o tym myśleć. Diaval nie wyglądał na kogoś, kto by mógł coś takiego zmyślić, ale Alexei Moskal również nie kojarzył z kimś, kto by oferował komuś pomoc i to za darmo.
Nijak nie pasowało to do obrazu tak... chłodnego, a nawet i okrutnego człowieka jakim Rosjanin zdawał się być.
Gdy w końcu, samochód zatrzymał się przed wysoką bramą, Diaval uśmiechnął się promiennie i odparł:
— Więc, widzisz, Panienko. Alexei Moskal nie jestem aż takim Diabłem za jakiego go masz.
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top