[8] Diaval.
Już jest ponad 900 wyświetleń ❤️
Dziękuję bardzo i jak zwykle zachęcam do komentowania, bo... cóż, aktualnie nie mam siły by żyć :')
Ujrzała swoje odbicie w lustrze i zrobiło się jej słabo. Nawet kolejna warstwa makijażu nie była w stanie ukryć cieni pod jej oczami, ani tego jak fatalnie się czuła. Nie spała dobrze tej nocy. Tak naprawdę, nie spała już od prawie tygodnia.
Bowiem, jak miała zasnąć w spokoju skoro już, nawet we własnym domu nie mogła czuć się bezpiecznie?
Za dnia, gdy jeszcze dom wypełniony był całą gromadą ludzi potrafiła jakoś uspokoić nerwy, ale nocą gdy wokół panowała kompletna cisza, każdy najmniejszy dźwięk sprawiał, że jej serce ściskało się boleśnie i nie potrafiła zmrużyć oka ani na moment.
A więc, tak miała wyglądać jej codzienność?
Już do końca swoich dni miała drżeć ze strachu o własne życie?
Czuła się taka... słaba i zupełnie bezradna.
Nigdy nie sądziła, że Revon Blackwell będzie w stanie posunąć się do tak... okropnych czynów. Pamiętała go jeszcze z dzieciństwa. Nadal miała w pamięci dni, gdy ten odwiedzał ją i jej rodzeństwo. Przynosił prezenty, opowiadał różne niestworzone historie i bardzo lubił żartować. Sharpowie uwielbiali go do tego stopnia, że traktowali go jak prawdziwego członka rodziny.
Wtedy Florence nie miała najmniejszego pojęcia, że za maską tak miłego i sympatycznego człowieka, kryje się tak bezduszny i pozbawiony własnego sumienia potwór.
Bowiem, czasami i coś dobrego, może skrywać za sobą coś złego.
Gdy w końcu zeszła na dół ubrana w czarną jeansową spódniczkę, białą koszulkę Queen i czarne trampki, udała się w kierunku kuchni, gdyż powoli zbliżała się pora kolacji, a po całym dniu nie wychodzenia z czterech ścian swej dziupli, chociaż na niej planowała się pojawić.
Chciała, a przynajmniej próbowała udawać, że wszystko jest w porządku i to, co się wydarzyło parę dni temu już dawno przestało ją obchodzić, lecz sama dobrze wiedziała, że było zupełnie odwrotnie.
Nie mogła spędzić kolejnego dnia zamknięta w swojej sypialni, choć w tej chwili nie marzyła o niczym innym, ale przeczuwała, że jeśli tego nie zrobi jej bliscy i tak prędzej czy później ją stamtąd wyciągną. Choćby mieli użyć przy tym siły.
Gdy stanęła w progu kuchni, przy piecu ujrzała Faith, która wyciągała gorące naczynie z pieca.
— Oh, już jesteś, Flo — uśmiechnęła się radośnie, gdy blondynka nie pewnie weszła do pomieszczenia. — Cieszę się, że w końcu zeszłaś — odparła odkładając naczynie na drewniany blat. — Patrz — wskazała dłonią na ceramiczne naczynie znajdujące się na piecu. — Zrobiłam twój ulubiony makaron z truskawkami.
— Dziękuję, ale nie musiałaś — wtrąciła spokojnie.
— Przestań — Faith machnęła dłonią. — Wiesz jak lubię gotować — odparła cały czas się uśmiechając. — Dobrze się czujesz? — zapytała, gdy dostrzegła na twarzy Florence słaby grymas.
— Tak, jak najbardziej — przytaknęła słabo. — Pójdę nakryć do stołu — mruknęła biorąc z drewnianego blatu sztućce i odetchnęła głęboko, opuszczając pomieszczenie.
— Dobry wieczór — niski, niemal głęboki głos rozbrzmiał tuż za nią, gdy znalazła się tuż przy wejściu do jadalni i o mały włos nie upuściła trzymanych w rękach sztuców.
Odwróciła się w kierunku mężczyzny, który zdawał się wyrosnąć przed nią tuż spod samej ziemi. Ubrany był w czarną koszulę i równie ciemne spodnie. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego włosy miały kolor hebanu i pozostawione były w lekkim nieładzie, a na twarzy miał kilkudniowy zarost. Jednak uwagę Florence najbardziej przykuwała niewielka blizna znajdująca się na prawym policzku bruneta.
Gdy mężczyzna obdarzył ją spojrzeniem zielonych tęczówek, uśmiechnął się delikatnie, co wywołało u niej małe zmieszanie. Nie wiedziała jak powinna się zachować ani nawet, co odpowiedzieć.
— Oh, proszę mi wybaczyć — odparł pewnym siebie tonem kładąc rękę na piersi. — Nie chciałem, Panienki przestraszyć — dodał spokojnie. — Jestem Diaval. Nowy pracownik Pana Sharpa, a od dziś również twój osobisty ochroniarz.
— Ochroniarz? — zapytała nieco zdezorientowana robiąc mały krok w przód. — Ale po co mi ochrona?
Co prawda Jack zdążył coś na bąknąć, że od dnia tego "wypadku" znacznie powiększył swój odział o kilku dodatków ludzi, a ochrona zaczęła sprawdzać każdego, kto przekraczał bramę rezydencji, ale ani słowem nie wspomniał nic o jakimś człowieku, który będzie jej pilnował prawie na każdym kroku.
— Cóż — zaczął krzyżując ręce. — Według słów Pana Moskala oraz twego brata po tym nieszczęsnym ataku powinnaś mieć przy sobie kogoś, kto będzie dbał o twoje bezpieczeństwo.
Na samo wspomnienie choćby nazwiska tego człowieka, Florence miała wrażenie jakby traciła wszelkie zmysły, a w środku czuła dziwny niepokój. Jakby wymówienie tego jednego, krótkiego słowa było czymś złym, a nawet i zakazanym.
— Alexei Moskal cię tu przysłał? — zapytała, na co Diaval jedynie skinął. — W takimi razie, przekaż mu, że nie jestem już dzieckiem i nie potrzebuję ochrony. Zwłaszcza od kogoś z jego otoczenia — słowa same opuszczały jej usta, jakby cała złość, którą czuła bez pozwolenia wydobywała się z jej wnętrza. — Przepraszam — dodała po chwili odgarniając jasne włosy z policzka. — Zachowałam się niegrzecznie.
— Nic się nie stało — zapewnił łagodnie. — Rozumiem, twój gniew, ale proszę mi zaufać. Zrobię wszystko, aby Panienka czuła się przy mnie bezpiecznie.
— No, dobrze — westchnęła cicho. — Ale czy mogę o coś spytać? — zapytała, gdy wraz z Diavalem weszła do dużej jadalni i zaczęła układać sztućce na szerokim stole. — Dlaczego Alexeia Moskala tak obchodzi moje bezpieczeństwo? — dodała. — Nie zrozum mnie źle, ale pojawił się w moim... — zawahała się. — ...naszym życiu z dnia na dzień i sprawia wrażenie jakby chciał nas... — przygryzła wargę jakby zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów. — ...kontrolować.
— Na to nie jestem w stanie odpowiedzieć, Panienko — odparł beznamiętnie. — Dostałem zadanie, by cię strzec. To wszystko — dodał niezwykle rzeczowo. — Ale jeśli...
— Jeśli co? — wtrąciła.
— Jeśli chcesz poznać odpowiedź, powinnaś sama zapytać o to Pana Moskala.
***
Kolacja o dziwo przebiegła w spokojnej atmosferze. Florence nie poruszyła tematu swojego nowego ochroniarza. Nie miała siły, by znowu konfrontować się z Jackiem. Zapewne i tak została, by przez niego spławiona, a nie miała najmniejszej ochoty się z nim kłócić, nie dzisiaj.
Gdy po skończonym posiłku blondynka pomogła Faith posprzątać ze stołu i uporządkować kuchnię wraz z Charliem udali się na górę, do pokoju blondyna, gdzie mieli zamiar nadrobić ostatni sezon "Fleabag".
Zatrzymali się tuż na jasnym, oświetlonym korytarzu, gdzie po chwili dostrzegli Diavala, który w niezwykłym skupieniu rozmawiał z kimś przez telefon.
Charlie, nawet nie zwrócił uwagi na bruneta. Jedynie wzruszył ramionami i pośpiesznie zniknął za drzwiami swojego pokoju.
— Nie wiem, czy Florence będzie zainteresowana, szefie.
Florence przystanęła, gdy dotarł do niej dźwięk własnego. Obdarzyła Diavala spojrzeniem szarych tęczówek, a gdy brunet w końcu ją dostrzegł kącik jego ust lekko drgnął ku górze i pewnym krokiem podszedł w jej stronę.
— Tak właśnie na nią patrzę — odparł odsuwając telefon z ucha i wręczając go blondynce. — Do ciebie, Panienko.
— Do mnie? — zapytała unosząc jasną brew. — Niby kto?
— Pan Moskal.
Otworzyła szerzej oczy i spojrzała na Diavala z nadzieją, że to tylko jakiś godny pożałowania żart, ale poważny ton mężczyzny sugerował, co innego.
Uśmiech niemal w jednym, krótkim momencie spłynął z jej twarzy, a jej nogi zrobiły się miękkie jakby były z waty.
Miała ochotę po prostu to zignorować, ale nagle dotarło do niej, że nadarzyła się idealna okazja, aby porozmawiać z Rosjaninem i dowiedzieć się, o co mu, do cholery, chodziło.
Nawet jeśli, jego odpowiedź miała na zawsze zmienić jej dotychczasowe życie.
Wypuściła powietrze, biorąc do ręki telefon bruneta i przyłożyła go do ucha, a potem bardzo słabym głosem szepnęła:
— Słucham?
— Dobry wieczór, Florence — w słuchawce rozbrzmiał głos Rosjanina, który sprawił, że blondynka poczuła na swojej skórze nieprzyjemny dreszcz.
— Dobry wieczór — odpowiedziała cicho.
— Chciałem się dowiedzieć jak się czujesz? — zapytał.
— W porządku — zapewniła niezbyt przekonującym tonem.
— Cieszę się — brzmiał na dziwnie zadowolonego. Florence mogła przysiądz, że Alexei, nawet uśmiechał się po drugiej stronie. — Jeśli jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, to się nie wahaj i mów śmiało. Możesz też poprosić Diavala, on z pewnością...
— Właściwe... — wtrąciła cofając się w tył i udała się na sam koniec jasnego korytarza, stając przy wysokim oknie. — Jest taka jedna rzecz.
— Tak?
Dochodziła prawie dwudziesta pierwsza. Florence spojrzała na okno, za którym mrok zdawał się otoczyć niemal każdą część ogrodu oraz cały szeroki podjazd.
— Ale to nie jest rozmowa na telefon — wyjaśniła po chwili. — Chciałabym się z tobą spotkać. Jeśli masz czas, oczywiście — dodała niepewnie. — Nie chcę cię odrywać od pracy.
W słuchawce rozległa się krótka, prawie niepokojąca dla Florence cisza.
— Nie ma problemu — odpowiedział w końcu Alexei. — Spotkajmy się w moim klubie. Za pół godziny. Diaval wie, gdzie to jest, zawiezie cię.
To nie brzmiało jak zaproszenie, ale jak rozkaz i zanim Florence zdążyła w ogóle zastanowić się nad jakąkolwiek odpowiedzią połączenie zostało przerwane.
Florence przeklęła pod nosem i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie do końca przemyślała swój plan.
— Diavalu — zwróciła się po chwili w stronę bruneta, który nagle znalazł się tuż przy niej. — Ja muszę...
— Wiem — nie dał jej dokończyć, jakby czytał jej w myślach, albo najzwyczajniej w świecie, doskonale wiedział, co jego szef planuje. — Będę czekał na dole.
— Ale nie wiem, czy Jack...
— Na pewno nie będzie miał nic przeciwko — wtrącił ponownie posyłając jej niemal promienne spojrzenie, a potem w szybkim tempie zszedł po dębowych schodach, znikając z pola widzenia i zostawiając Florence samą na jasnym korytarzu.
Co tu się właśnie, do cholery, stało?
— Co jest, Flo?
Głos Charliego wyrwał blondynkę z tego dziwnego amoku, w którym się znajdowała, a gdy się odwróciła jej młodszy brat stał przy wejściu do swego pokoju, marszcząc brwi.
— Nic, tylko muszę, gdzieś wyjść — poinformowała bez zastanowienia.
— Teraz? — zapytał.
— Tak — przytaknęła. — Wybacz, Charlie — odparła łagodnie. — Zacznij beze mnie. Potem to nadrobię — dodała, poprawiając materiał koszulki i pośpiesznie opuściła jasno oświetlony korytarz.
Charlie odetchnął ciężko i zacisnął wargi w cienką linię, a potem westchnął:
— Typowe.
***
Ostatni raz była w klubie, gdy... W zasadzie, to nigdy nie była w klubie, chyba, że akurat obok niego przejeżdżała. Wtedy mogła jedynie rzucić okiem na budynek i spojrzeć na tłum stojących tam ludzi. Zawsze ją zastanawiało, co takiego znajduje się w środku, że wielu ludzi ustawiało się w długich kolejkach, stojąc w nich wiele godzin, by móc tylko dostać się do środka.
W takiej metropolii jak Chicago klubów było więcej niż liści na drzewie, ale mimo to, zdecydowana większość mieszkańców wolała udać się wyłącznie do jednego, położonego w samym centrum miasta, a który ojciec Florence zza życia zwykł nazywać "siedliskiem zła i rozpusty" i, do którego właśnie zmierzała.
Poczuła dziwny skurcz w żołądku, gdy Diaval zatrzymał auto tuż przed wielkim, wykonanym z szarej cegły budynkiem, przed którym stała kolejka ludzi, rozciągająca się prawie do drugiego końca ulicy.
Nad wejściem widniał czarny, neonowy napis - Apocalypse, który swoim światłem oświetlał znaczną część drogi i chodnika.
Florence drgnęła, odrywając wzrok z budynku, gdy drzwi z jej strony otworzyły się, a Diaval wyciągnął w jej kierunku swą dłoń.
Ledwo udało się jej ruszyć z miejsca, a gdy chwyciła dłoń bruneta i wysiadła z samochodu ciepły, letni wiatr zaczął rozwiewać jej jasne włosy. Mimo, że powoli zaczynała zbliżać się noc ciepłe powietrze nadal się utrzymywało, co było miłą odmianą w chłodnym i ponurym Chicago.
Diaval zaproponował jej ramię, które przyjęła. Razem ruszyli w kierunku budynku, jednak po chwili zamiast iść prosto do wejścia, udali w zupełnie odwrotną stronę i przeszli obok, gdzieś na tyły parceli.
— Myślałam, że idziemy do klubu... — mruknęła oglądając się za siebie.
— Bo idziemy — odparł Diaval. — Ale wejdziemy drugim wejściem — wyjaśnił. — Tak będzie bezpieczniej.
Florence jedynie skinęła, nie chcąc już wchodzić w szczegóły, a gdy w końcu znaleźli się z brunetem przy tylnym wejściu do Apocalypse, blondynka niemal wstrzymała oddech i gdyby nie jej ochroniarz mogłaby z hukiem runąć na twardy beton.
Przy szerokich, tylnych drzwiach napotkała spojrzenie błękitnych tęczówek Alexeia Moskala, który stał oparty o ścianę, a ręce miał schowane w kieszeniach czarnych, garniturowych spodni. Wyglądał na wyjątkowo... rozluźnionego podczas, gdy Florence zapragnęła jedynie jak najszybciej stamtąd uciec.
Diaval zachował kamienny wyraz twarzy, gdy stanęli zaledwie parę kroków od Rosjanina i pośpiesznie puścił jej ramię.
— Poczekaj w samochodzie, Diavalu — odparł twardo Alexei, na co brunet skinął, obdarzając Florence ostatnim spojrzeniem, po czym nagle rozpłynął się, gdzieś w otaczających ich mroku.
— Wejdźmy do środka — odparł odsuwając się od ściany, a ton jego głosu zmienił się niedopoznania. Brzmiał tak... spokojnie, w przeciwieństwie do Florence, która była istnym kłębkiem nerwów.
Jeśli, jednak miała zamiar po rozmowiać z nim sam na sam, musiała doprowadzić się do porządku i uspokoić nerwy, co mogło być bardzo trudnym zadaniem, a przynajmniej dla niej.
— Dobrze — mruknęła cicho, chcąc powiedzieć cokolwiek.
Alexei uchylił drzwi, przez które zaczęła brzmieć głośna muzyka. Florence zrobiła kilka kroków w przód i po chwili zatrzymała się, niemal się wzdrygając, gdy brunet położył swą wytatuowaną dłoń na jej plecach.
Starała się jednak, by umknęło to jego uwadze, a gdy wreszcie przekroczyła próg budynku, miała wrażenie jakby właśnie przeszła przez bramę samego Piekła.
A ten, kto raz trafi do Domu Szatana, już nigdy z niego nie wyjdzie, o czym Florence już niedługo miała się przekonać.
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top