[31] Nowy początek.

Prawie 4000 słów.

Popieprzyło mnie z tym rozdziałem, ale daję sobie uciąć własną głowę, że jest warto.

Przy okazji zapraszam was też na moje inne social media:

TWITTER - https://twitter.com/blinderpugh?s=09

IG - https://www.instagram.com/_menevis_/?hl=pl













Umiejętności kulinarne Charliego, a raczej ich brak nie były spowodowane jego lenistwem, gdyż chłopak wielokrotnie próbował się nauczyć ugotować coś, co chociaż trochę będzie zjadliwe, lecz często polegał na samym początku, gdyż nawet udało mu się spalić wodę na herbatę.

Nawet pomoc i celne rady Faith, która wzięła go pod swoje skrzydła na nic się zdały, a brunetka tylko załamywała ręce, gdyż jak sama powiedziała; jeszcze nigdy nie miała do czynienia z tak ciężkim przypadkiem.

Więc teraz, gdy późnym wieczorem blondyn starał się przygotować kolację dla Carli, która akurat była w odwiedzinach u ojca... cóż, nie miał zielonego pojęcia, co powinien robić.

Odkąd dziewczyna była w ciąży miała ochotę na tak dziwne rzeczy, że ten nawet nie wziąłby tego do ust, choćby ktoś mu groził.

Od dłuższego czasu krzątał się po kuchni, przekładając dokładnie wszystkie szafki oraz szuflady, w których był głównie... makaron.

W momencie, w którym blondyn zamknął ostatnią szafkę, a przez głowę przeszła mu myśl, żeby zamówić coś na wynos, w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka od drzwi.

Chłopak przeklął pod nosem.

— Noc jest, kurde.

Westchnął ciężko, wychodząc z jasnej kuchni i przeszedł przez wąski hol.

— Jeśli ten stary grzyb znowu twierdzi, że jestem za głośno to przysięgam, że... — Charlie urwał w momencie, w którym otworzył drzwi i ujrzał przed sobą twarz Florence. Tak bardzo smutną i ponurą, że niemal sprawiała wrażenie, jakby uszło z niej całe życie. — Flo? — wydukał niepewnie, wodząc za nią wzrokiem, gdy ta powoli przestąpiła przez próg mieszkania. — Co jest? — zapytał, cały czas zaciskając dłoń na klamce.

Blondynka drgnęła, jakby właśnie ktoś wyrwał ją z głębokiego snu.

— Nic.

— Moskal coś ci zrobił? — wtrącił chłopak, gdy ta obdarzyła go spojrzeniem.

— Nie, skąd — zapewniła pośpiesznie.

— To co się stało? — dopytywał. — Wyglądasz jakby ktoś umarł — stwierdził, początkowo żartując, ale poważny wyraz twarzy jego siostry sprawił, że dobry humor szybko go opuścił.

Florence zacisnęła wargi, po czym wzięła głęboki oddech i szepnęła:

— Musisz się o czymś dowiedzieć, Char...

***

Siedzieli tak w ciszy, która zdawała się trwać wiecznie, a nawet ktoś mógł stwierdzić, że czas zastygł w miejscu.

Florence splotła ze sobą drżące ręce, opierając się o tył szarej kanapy. Na moment przestała czuć bicie własnego serca. W zasadzie, to teraz nie czuła już nic, poza tym potwornym uczuciem, który niemal pożerało ją od samych stóp.

Obdarzyła Charliego zmęczonym spojrzeniem, który zajmował miejsce tuż obok niej, jednak od dłuższej chwili nic nie odpowiedział. Tylko siedział tak, ze spuszczoną głową, wpatrując się w jeden punkt gdzieś na ciemnej podłodze.

Jego wargi były lekko rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć, wyrzucić to z siebie, ale coś ciągle mu to uniemożliwiało.

W końcu, chłopak podniósł wzrok i opierając łokcie na swoich kolanach, mruknął słabym tonem:

— Tyle lat... Tyle lat, a nikt się nawet nie zająknął na ten temat.

Florence zbliżyła się w stronę brata i delikatnie dotknęła jego ramienia.

— Oni nie mogli, Charlie — szepnęła starając się zachować spokój, choć nie przychodziło jej to zbyt łatwo. — Złożyli przysięgę, gdyby ją złamali...

— W dupie mam te zasraną przysięgę — Charlie nie pozwolił jej dokończyć. Poderwał na równe nogi, wyrywając się od jej uścisku. — Gdyby, któreś z nich miało choć za grosz przyzwoitości, to by nam o tym powiedziało, a nie brało udział w tej maskaradzie i wymyślało jakieś durne bajeczki — stwierdził cierpko. Florence chyba pierwszy raz w życiu widziała swojego brata w takim stanie. — Banda jebanych tchórzy.

Blondynka gwałtownie wstała, próbując zachować spokój, jednak z każdą następną sekundą, to zadanie robiło się, co raz bardziej trudniejsze.

Stanęła przed swoim bratem i spojrzała prosto w jego brązowe tęczówki, które niemal przepełnione były wypełniającym go gniewem.

— Uwierz, też mi się to nie podoba i też jestem na wszystkich cholernie zła i po prostu... — zamilkła, starając się uspokoić oddech. — Po prostu mnie to boli, okej? — wyznała, a głos zaczął się jej nieco łamać. — Boli mnie, że ludzie, których znałam prawie całe życie ukrywali przed nami coś takiego.

— Ja jestem wkurwiony, nie zły — stwierdził, krzyżując ręce. — Ale... — zawahał się przez chwilę, gdy zaczął nerwowo przechadzać się po salonie. — Zastanawia mnie skąd ten rudy kurwiszon o tym wiedział? — zapytał, na co Florence jedynie zmarszczyła brwi. — Przecież on miał niecałe cztery lata, gdy to się stało.

— Nie mam pojęcia, Char — Florence pokręciła głową i westchnęła cicho. To pytanie również ją niemiłosiernie ją dręczyło i sama chciała móc znaleźć na nie odpowiedź. — Może... Może przypadkiem usłyszał to od swoich rodziców albo od kogoś innego, ale to już i tak nie ma znaczenia.

— Mam ochotę wydrapać mu oczy — odparł twardo, nie przestając się kręcić w miejscu. — W sumie i tak mu się coś gorszego należy za to, że się wygadał, ale... — Charlie westchnął ciężko. — Skoro nasz ojciec nie żyje, to zmowa już dawno przestała obowiązywać. Teraz nie ma ona żadnej wartości.

Florence przyznała bratu rację.

Wiedziała, jaka kara groziła ze złamanie zmowy milczenia, ale czasy się niezwykle szybko zmieniały, więc w ich świecie niektóre zasady również traciły swoje funkcje i przestały być tak sumiennie przestrzegane jak kiedyś.

Teraz chciała móc to zmienić.

Zacząć wszystko od nowa, na świeżym starcie.

Bez żadnych sekretów i tajemnic.

Z ludźmi, którym będzie mogła zaufać, a nawet móc powierzyć im własne życie.

— To, co teraz zrobimy? — zapytał nagle Charlie, wyrywając blondynkę z rozmyślań, a jego ton stał się znacznie łagodniejszy.

Ramiona Florence opadły i znowu się uniosły, gdy chłopak podszedł w jej stronę. Zapewne tak jak zawsze liczył na jakąś dobrą radę z jej strony, ale problem tkwił w tym, że blondynka sama nie wiedziała, co powinna teraz zrobić.

— Nie wiem — Florence lekko wzruszyła ramionami. — Możemy jedynie... — zamilkła na moment, starając się pozbierać myśli i jakoś to wszystko poukładać sobie w głowie. — Spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o mamie i uczcić jej pamięć tak jak na to zasłużyła — oznajmiła. Na twarzy Charliego pojawiło się coś w rodzaju ulgi. — Nie pozwólmy odejść jej w zapomnienie.

***

Musiał zostać w klubie znacznej dłużej niż przypuszczał, więc gdy wreszcie jego czarny Mercedes zaparkował na kamiennym podjeździe był już wczesny ranek.

Gdyby nie spotkanie z klientem, które utrudniał mu męczący jak zwykle Sal Rao i bójka jakiejś grupki dzieciaków, już zapewne dawno byłby w domu.

Och, ależ jego życie byłoby prostsze bez niektórych ludzi.

Alexei zgasił silnik, po czym wysiadł z auta, zamykając za sobą drzwi, po czym ruszył w kierunku rezydencji.

Chłodny wiatr rozwiewał ciemne kosmyki jego włosów i wdarł się pod jego marynarkę. Zaczął żałować, że wczoraj nie ubrał żadnego płaszcza, ale szczerze, żadne zimno nie robiło na nim wrażenia, a czasem nawet było dla niego niewyczuwalne.

W rezydencji powitała go cisza, jednak tym razem nie była w żadnym stopniu nieprzyjemna.

Odłożył klucze na niewielki stolik, stojący przy wejściu, tuż obok wysokiego wieszaka i przechodząc przez korytarz, zaczął się kierować w kierunku salonu.

Odetchnął, gdy przeszedł przez próg, a potem zmarszczył brwi, gdy w ciemnym fotelu spostrzegł siedzącego w nim Diavala, na którego kolanach spoczywała książka.

Brunet zrobił krok w jego stronę i głośno odchrząknął, na co mężczyzna momentalnie podniósł się ze swojego miejsca, pośpiesznie zamykając książkę i odkładając ją gdzieś na bok.

— Panie Moskal — mruknął Diaval, stając przed nim jak na baczność.

— Co ty tu robisz, Diavalu? — zapytał Rosjanin bez wahania, gdyż dziwiła go obecność bruneta w jego domu. Zwłaszcza, że ten go do siebie nie wezwał i nie kazał mu przyjeżdżać.

— Och, odwoziłem Panienkę Florence i prosiła, żebym jeszcze został, by...

— Jak to odwoziłeś? — wtrącił Alexei, unosząc wyżej podbródek, początkowo sądząc, że się tylko przesłyszał. Diaval nagle zamarł. — Chcesz mi powiedzieć, że Florence gdzieś wychodziła? — doptywał, a uśmiech mężczyzny nagle spłynął z jego twarzy. — Sama?

Diaval wyprostował się, przełykając z trudem.

— Sądziłem, że Panu mówiła...

— O czym, do cholery? — Alexei kolejny raz mu przerwał, nieco podnosząc ton.

— Była tylko odwiedzić brata i nad ranem zadzwoniła, żebym po nią przyjechał — wyznał, starając się uważać na każde swoje słowo, gdyż widząc malującą się na twarzy swojego szefa złość, musiał być niezwykle ostrożny, a dobrze wiedział jak to się kończy.

— To dlaczego nic mi o tym nie powiedziała? — doptywał robiąc krok w stronę Diavala, na co ten mimowolnie się cofnął. — Czemu ty nic mi o tym nie powiedziałeś? — podniósł ton głosu, tak bardzo, że można było go usłyszeć w każdym kącie rezydencji. — Za co ja ci płacę? — już niemalże nie mówił tylko krzyczał.

Diaval od dawna nie widział swojego szefa tak zdenerwowanego. Wiedział, co było powodem jego gniewu i teraz tylko ten powód mógł sprawić, że mógł stąd wyjść w jednym kawałku.

— Gdzie ona jest? — nie dawał za wygraną, gdyż widząc, że Diaval nic mu więcej nie powie, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

— W kuchni, ale...

Już nie zdążył dokończyć, gdyż Alexei pośpiesznie wyminął go, przy okazji lekko go szturchając, przez co ten zachwiał się na własnych nogach.

Rosjanin pokonał odległość jakie dzieliła salon z kuchnią, a gdy tam dotarł i przeszedł przez próg, tuż przy kuchennym blacie ujrzał Florence.

W drobnych dłoniach trzymała czajnik, który postawiła na piecu, gdy tylko zalała wrzątkiem coś, co było w dwóch, ceramicznych filiżankach.

Alexei wyczuł w tym gorzki zapach kawy, który zaczął roznosić się po całej kuchni.

Wpatrywał się w nią tak przez krótką chwilę, zanim blondynka wreszcie go nie spostrzegła, podnosząc na niego swój wzrok. Nagle dziwnie zbladła, gdy go ujrzała. Jakby już wiedziała.

— Jest Pan wreszcie.

Radosny głos Marci, która nagle pojawiła się nie wiadomo skąd, sprawił, że Alexei drgnął, przenosząc wzrok na kobietę.

— Kawki? — zapytała gospodyni, gdy obwiązała talię białym fartuchem.

— Później — odparł beznamiętnie, podchodząc w kierunku blondynki. — Najpierw muszę porozmawiać z Florence — dodał, gdy już znalazł się w jej pobliżu.

Dostrzegł, że blondynka nieco się spięła na dźwięk ostatniego zdania, po czym wzięła krótki, urwany oddech i zapytała:

— Teraz?

— Tak, teraz.

Stanowczy ton jego głosu nie pozwolił jej odmówić ani w żaden inny sposób zareagować, gdyż Alexei nagle dotknął jej nadgarstka i pociągnął za sobą, nawet nie pytając o nic więcej.

Florence jedynie zdołała posłać Marci słaby uśmiech, gdy ta ze dziwieniem na twarzy patrzyła na całą tę sytuację.

Wyprowadził ją z kuchni, zaciągając w kierunku wyjścia prowadzącego na taras, jednak nawet na sekundę na nią nie spojrzał.

Gdy znaleźli się na zewnątrz, brunet jedną ręką cały czas trzymał nadgarstek blondynki, a drugą zamknął przesuwane drzwi tak mocno, że Florence bała się, że te zaraz po prostu pękną na pół.

W końcu ponownie obdarzył ją spojrzeniem. Tak bardzo przeszywającym, że niemal zrobiło się jej słabo, a nogi odmówiły jej posłuszeństwa.

Był na nią zły, a ona dobrze sobie zdawała sprawę, dlaczego.

A przecież on tylko wpatrywał się w jej szare tęczówki, aż w końcu, nabrał gwałtowny oddech i zaczął:

— To prawda, Florence? — przechylił głowę w bok. — To, co powiedział mi Diaval... — dopytywał. — Że wyszłaś sama, bez obstawy i wróciłaś dopiero nad ranem?

Florence przygryzła wewnętrzną część policzka, spuszczając wzrok, a potem znowu go podniosła, gdy Alexei bliżej przyciągnął ją ku sobie.

— Odpowiedz. — domagał się.

Czuła w nim narastającą złość i nie chciała jeszcze bardziej mu podpaść skoro i tak miała niemałe kłopoty, których skutki musiała teraz przyjąć na siebie.

— Tak — przyznała, starając zabrzmieć pewnie. Alexei zmarszczył czoło i popatrzył na nią z zaskoczeniem, jakby nie spodziewał się tak szybkiej i konkretnej odpowiedzi. — Zanim o cokolwiek zapytasz, to wiedz, że zrobiłam to, bo miałam konkretny powód, a nie żeby zrobić ci na złość — oznajmiła łagodnie, wyrywając rękę z jego dłoni. — To było dla mnie bardzo ważne — dodała, patrząc mu prosto w oczy.

— Co to był za powód? — zapytał nieco ściszając ton.

Florence skrzyżowała ręce na piersiach.

— Nie mogę ci tego powiedzieć.

— Dlaczego? — cały czas zadawał jej pytania. Nie ze złości, chciał po prostu znać prawdę. — Dlaczego nie możesz mi tego powiedzieć? — dopytywał, ale blondynka ciągle milczała. Spuściła wzrok nie chcąc na niego patrzeć. — Nie zachowuj się jak dziecko, Florence — dodał, a jego ton znowu stał twardszy i oschły. — Mam wystarczająco dość takich głupich gówniarzy, którym trzeba ciągle ratować dupę, więc chociaż ty mnie nie denerwuj.

Florence poderwała na niego swój wzrok. Mówił to wszystko tak podłym tonem, że niemal uderzyło ją to w samo serce.

— Czyli jestem głupią gówniarą, tak? — Florence uniosła wyżej podbródek i mimo, że oczy nieco ją zapiekły nie rozpłakała się. Nie chciała już więcej płakać i uchodzić za słabą. — Właśnie tak o mnie myślisz?

Nic nie odpowiedział. Utkwił w niej swój wzrok, a na jego twarzy dostrzegła coś na kształt zmęczenia pomieszanego z irytacją.

Znała ten wyraz twarzy aż za dobrze.

— Jeśli tak ci przeszkadza mój wiek, to mogłeś sobie wziąć żonę w swoim wieku, a nie o prawie dziesięć lat młodszą, więc teraz nie zwalaj na mnie całej winy — stwierdziła cierpko, a jej głos zaczął drżeć.

Czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony, ale ten nawet nie drgnął.

Florence wypuściła powietrze, a potem ruszyła w kierunku drzwi, ale przystanęła, gdy poczuła jak dłoń bruneta zaciska się na jej ramieniu.

Odwrócił ją ku sobie, zmuszając, by na niego spojrzała.

Mięsień jego szczęki drgnął, gdy szepnął:

— Przepraszam, Florence — jego głos osłabł. — Naprawdę, nie chciałem cię obrazić i wcale cię nie uważam za taką osobę, tylko... — nagle urwał, gdy zmierzył ją wzrokiem i zatrzymał się na jej ustach.

— Tylko, co? — zapytała, chcąc żeby dokończył.

Alexei pokręcił głową, a potem Florence poczuła jak jego dłonie przenoszą się na jej talię, by ten mógł ją przesunąć jeszcze bliżej siebie.

Pochylił się nad nią, a jego oddech niemal musnął jej szyję, przez co ta poczuła na ciele przyjemny dreszcz.

— Cholernie się o ciebie boję — szepnął jej prosto do ucha. — Boję się, że stanie ci się krzywda, a ja nie będę mógł cię obronić, bo mnie przy tobie nie będzie — wyznał. Te słowa były niczym lekarstwo na wszystkie ich boleści. — Jeśli coś, by ci stało, to chyba bym sobie palnął w łeb.

Florence słuchała tego wszystkiego i z jednej strony poczuła dziwne ciepło, które opanowało okolice jej serca, ale z drugiej ogarnął ją dziwny smutek, który wyczuła też u Rosjanina.

— Ja też cię przepraszam — szepnęła nerwowo, przerywając ciszę jaka między nimi nastała. — Masz rację, zachowałam się strasznie głupio i nie powinnam była tego robić — dodała, gdy ten spojrzał w jej oczy. — Ale to była naprawdę ważna sprawa...

— Powiesz mi jaka? — zapytał spokojnie, odsuwając kosmyki jasnych włosów z jej twarzy.

Florence skinęła.

Starała mu się to opowiedzieć w jak największym skrócie. W niektórych momentach musiała przerwać, by móc uspokoić oddech, a Alexei cały czas uważnie jej słuchał.

— Przykro mi, mała — odezwał się w końcu, gładząc jej policzek, co przyniosło jej nieco więcej luzu. Był w tym wszystkim tak szczery i prawdziwy, że blondynka poczuła się o wiele lepiej. — Ale teraz przynajmniej znasz prawdę, a moim zdaniem tak jest lepiej — przyznał.

Mówił prawdę.

Bowiem, znacznie lepiej jest usłyszeć najgorszą prawdę niż całe życie żyć w kłamstwie. Nie ważne jakie piękne i wspaniałe, by one nie było.

— Nie mówmy już o tym — poprosiła go, gdy lekko pociągnęła nosem i wtuliła się w jego tors. — A przynajmniej na razie — dodała szeptem.

— W porządku — mruknął Alexei. — Chciałbym ci jakoś poprawić humor, mała — dodał, gdy ta na niego spojrzała.

— Jak?

— Może pójdziesz dziś wieczorem ze mną do klubu? — zaproponował. — Wiem, że nie przepadasz za takimi miejscami, ale... — zamilkł na moment, gdy dostrzegł na jej jasnej twarzy zmieszanie. — Z tobą będzie znacznie fajniej niż z tymi durnami.

— Ja chyba nie bardzo pasuję do takich klimatów — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Nawet nie mam odpowiedniego stroju, a wieczorowe sukienki zostawiłam w domu i...

Urwała, gdy Alexei wyswobodził ją ze swoich ramion, po czym sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, skąd po chwili wyjął czarny, skórzany portfel, średniej wielkości, a z niego - złotą kartę.

— Alex, ja nie mogę...

— Bierz — wtrącił łagodnie, podając jej kartę. — Kup sobie, co tam chcesz — dodał, posyłając jej delikatny uśmiech. — A następnym razem pójdziemy do tej twojej cukierni, tak jak ci obiecałem.

— Stoi.

***

Florence nie znosiła zakupów.

Była to jedna z wielu czynności, których po prostu nie potrafiła znieść.

Chyba, że chodziło o kupno jakiś książek, wtedy mogła spędzić na tym nawet cały dzień.

Dlatego, poprosiła o pomoc Carlę, która niemal od razu się do tego zaoferowała i była niemalże w siódmym niebie, gdy mogła chodzić po eleganckich butikach i wydawać... Cóż, nie swoje pieniądze.

Więc, gdy po prawie całym dniu wreszcie wróciły do rezydencji Florence prawie padała na twarz, a przecież to nie był jeszcze koniec przygotowań.

— Dobra, Pani Moskal — zaczęła Carla, gdy Florence postawiła papierowe torby na dębowym łóżku. — Trzeba cię odpicować, a została nam tylko godzina — westchnęła poprawiając materiał białego topu, który miała na sobie. — Które torby były twoje? — zapytała, gdy ta opadła na miękki materac.

— Ta — odparła blondynka, wskazując na białą torbę z czarnym logiem. — Reszta jest twoja — zauważyła. — Kupiłaś tyle ubranek dla dzieci, że chyba nic w sklepie nie zostało, a nawet nie znasz jeszcze płci dziecka.

— Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać — Carla niemal klasnęła w dłonie. — Były takie śliczne, a jak się nie nadadzą dla tego dziecka, to będą dla następnego — dodała z uśmiechem. — Albo może i dla waszego...

Florence niemal nie zachłysnęła się powietrzem, na słowa Carli, która tylko krzywo na nią spojrzała.

— My nie myślimy o takich sprawach — zapewniła pośpiesznie blondynka, gdy drgnęła nerwowo na swoim miejscu. — Poza tym, my jeszcze... — urwała, gdy Carla prawie otworzyła usta, patrząc na nią, a jej źrenice bardziej się rozszerzyły.

— Spoko, rozumiem — odparła rudowłosa i machnęła ręką. — Ale wiesz, że chyba dzisiaj będzie na to idealna okazja — stwierdziła, na co Florence zmarszczyła brwi, a Carla zajęła miejsce obok niej. — Idziecie do klubu, trochę wypijecie i potańczycie, na koniec wrócicie do domu, a potem... — dziewczyna sugestywnie poruszyła brwiami. — Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.

— Carla...

— Tylko nie bierz ze mnie przykładu i pamiętaj o zabezpieczeniu — wtrąciła ze śmiechem. — Skoro jeszcze nie chcesz mieć tu małego kaszojada, to lepiej przygotuj się za wczasu.

— Jasne — mruknęła Florence pod nosem. — Tylko, skąd będę wiedziała, że... No, wiesz.

— Och, to się po prostu wie — stwierdziła przeczesując dłonią włosy. — Zresztą, sama się o tym w końcu przekonasz — dodała, podrywając się na równe nogi. — Chodź — Carla wzięła swoją szarą torbę. — Zrobimy ci fryzurę, makijaż i ubierzemy cię w tę boską kieckę, żeby wszystkie te lambadziary w klubie ci zazdrościły.

***

Dochodziła prawie dwudziesta pierwsza, gdy Florence w towarzystwie Diavala, przekroczyła próg Apocalypse i właśnie w tym momencie uderzył ją potworny gorąc, a w uszach zaczęła jej dudnić ciężka, rockowa muzyka.

Wtedy wzrok ludzi z tłumu, przez który przeszli, skupił się wyłącznie na niej i nagle zapragnęła się wycofać, a sukienka, którą miała na sobie może i była wprost przepiękna, ale w jednej sekundzie zrobiła się strasznie niewygodna.

Była wykonana z białego, satynowego materiału, z subtelnym brokatowym połyskiem, na ramiączkach, choć może nieco zbyt krótka jak to stwierdziła Florence, z delikatnym rozcięciem na lewym udzie i z głębokim dekoltem, który eksponował jej biust i podkreślał szczupłą talię.

Nawet srebne szpilki, które założyła zrobiły się zaskakująco ciasne, a przecież, gdy przymierzała je w sklepie były wręcz idealne.

Poczuła gulę w gardle, gdy zaczęli się zbliżać w kierunku kręconych schodów, a gdy je pokonali, znaleźli się na parterze, gdzie znajdowały się długie, ciemne kanapy, ogromny szklany stół i mały, schowany gdzieś w kącie barek.

Z tej perspektywy, można było zobaczyć niemalże każdy kąt Apocalypse.

— Usiądź, Florence.

Drgnęła, gdy dotarł do niej głos Alexeia, który nagle, niczym jakaś zjawa się przed nią pojawił.

Ich spojrzenie się spotkały, a świat wokół nich przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko on - Alexei Moskal ubrany w czarny, dopasowany garnitur i równie czarną koszulę wyglądał jak prawdziwy władca ciemności.

Z tego amoku wyrwał ją Diaval, który powoli puścił jej ramię, po czym skinął w kierunku bruneta, a jej posłał ostatni uśmiech, zanim ponownie zniknął gdzieś w mroku klubu.

Florence zamarła na chwilę, ale gdy Rosjanin wyciągnął w jej kierunku swą dłoń, a potem posadził obok siebie na jednej z kanap, kamień spadł jej z serca.

— Chyba trochę przesadziłam... — stwierdziła niepewnie Florence, przerzucając loki przez ramię.

— Wyglądasz obłędnie, Florence — odparł, nie przestając na nią patrzeć. — Znaczy, zawsze tak wyglądasz, ale dzisiaj zwłaszcza.

Florence nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy poczuła dziwne łaskotanie w podbrzuszu, a jej nogi zrobiły się miękkie, jakby były z waty, dlatego cieszyła się, że siedziała, bo inaczej źle, by się to dla niej skończyło.

— Napijesz się czegoś? — zapytał, zmieniając temat.

— Chyba nie — pokręciła głową. — Wolałabym nie ryzykować... Pamiętasz jak to się ostatnio skończyło...

Kącik ust Alexeia drgnął ku górze.

— Tak, ale ja nie jestem jak Ivan i nie mam zamiaru cię upić.

— A jak on się czuje? — zapytała Florence. — Marcia mówiła, że miała do niego przyjść nowa pielęgniarka.

— Ta, już szósta z kolei... — westchnął ciężko. — Jak tak dalej pójdzie to ten człowiek udupi całą służbę zdrowia, a do tego to on jest zdolny — dodał, po czym nalał sobie wódki do małego kieliszka stojącego na stoliku.

— A co z Maksimem?

Alexei wziął do ręki kieliszek.

— Bez zmian — wyznał nieco smętnie. — Nasz lekarz mówi, że może być nieprzytomny jeszcze kilka tygodni, jeśli nie więcej — brunet wypił całą zawartość kieliszka, po czym odstawił go na swoje miejsce i ponownie przerzucił na nią swój wzrok. — Ale nie rozmawiajmy już o mojej rodzinie — zaproponował, na co ta przystała.

Odnalazł jej dłoń i delikatnie ją chwycił, po czym przysunął się bliżej niej, pochylając głowę, tuż przy jej uchu, którego płatek musnął, na co Florence zadrżała.

Gdy jego usta delikatnie zaczęły kąsać skórę jej szyi, z jej gardła wyrwało się ciche jęknięcie, więc przygryzła wargę, by nieco stłumić ten dźwięk.

Jego druga ręka przesunęła się na jej udo, które brunet zaczął muskać opuszkami chłodnych palców. Florence na moment przepadła i zrobiło się jej jeszcze gorącej, gdy jego dłoń zaczęła się przesuwać, co raz wyżej i już po chwili wdarła się pod materiał jej sukienki.

Była to tak cholernie przyjemne, że blondynka miała wrażenie, że znalazła się w innym, lepszym świecie.

Nagle, jednak Alexei odsunął się od niej, a ona już nie czuła na skórze jego dotyku. Trafiło w nią dziwne ukłucie rozczarowania.

— Kurwa mać, Florence — brunet nabrał powietrza, odsuwając z czoła kosmyk ciemnych włosów. — Zagalopowałem się, a ty nic nie mówisz — dodał, ponownie obdarzając ją spojrzeniem. Było tak bardzo obce, że aż niedoopisania. — A przecież miałem...

— Gdyby coś było nie tak i mi się nie podobało, to chyba bym jakoś zareagowała, prawda? — wtrąciła pośpiesznie, przesuwając się bliżej bruneta. Nie chciała kończyć tego wieczoru w taki sposób.

— A podobało ci się? — zapytał, gdy odchrząknął, pocierając dłonią linię żuchwy.

Florence dotknęła jego ramienia i pochyliła się tuż nad jego uchem, po czym szepnęła:

— Bardzo — zacisnęła wargi. — I może jak już wrócimy do domu, to mógłbyś... — zawahała się przez chwilę, gdyż nagle przypomniały się jej słowa Carli.

— Co? — zapytał niemal szeptem, ale z wyraźnym zaciekawieniem w głosie.

Florence uśmiechnęła się delikatnie, spoglądając w jego błękitne tęczówki, które w otaczającym ich mroku zdawały się być jeszcze piękniejsze.

— Sprawić, żebym była twoja.












Menevis.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top