[30] Zmowa milczenia.
Przeraża mnie nieco w jakim tempie ta książka ostatnio zyskuje wyświetlenia i that's kinda crazy :o
Plus pytanko again, bo jestem ciekawskim człowiekiem - jakie są wasze opinie na temat poszczególnych bohaterów?
Ze snu wyrwał ją ból głowy, który był na tyle silny i ostry, że jej skronie nagle zaczęły niebezpiecznie pulsować.
Florence powoli uniosła ciężkie powieki, starając się ujrzeć cokolwiek, lecz nie było to możliwe, gdyż wszystko, co miała przed oczami było zupełnie rozmazane.
Dopiero po dłuższej chwili udało się jej szeroko otworzyć oczy, a świat wokół przestał być jak istna karuzela i zaczął nabierać właściwych kształtów, jednak ukłucie bólu, które poczuła na skroni, sprawiło, że z jej gardła wydarło ciche jęknięcie.
Przełknęła z trudem i prawie zapragnęła zwymiotować, a gdy poczuła pod sobą satynowy materiał, na moment spanikowała, podrywając się do pozycji siedzącej. Wtedy zrozumiała, że znajdowała się w sypialni Alexeia, co przyniosło jej dziwną ulgę i sprawiło, że odetchnęła.
Niegdyś nie przypuszczała nawet, że w jego domu będzie się czuła znaczniej pewniej i bezpieczniej niż w swojej rodzinnej rezydencji, ale i taki dzień wreszcie nastał.
Wspomnienia z poprzedniego wieczoru uderzyły w nią, tak bardzo boleśnie, że niemal zaczęło boleć ją serce.
Nie chciała w to wierzyć. Nie chciała, żeby to, co mówił Will Clayton okazało się prawdą i ciągle miała w sobie nadzieję, że tak nie jest, ale dopóki nie przekonała się o tym sama, niczego nie mogła być pewna.
Drżącymi dłońmi zsunęła z siebie pościel i chwyciła się za głowę, która nagle stała się dziwnie ciężka. Jakby nosiła na niej wielki kamień. Potem zaczęła masować obolały kark, co przez jej sztywne palce nie było zbyt wykonalne.
Właśnie w tym momencie, wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, że nie miała już na sobie jasnego swetra ani ciemnych jeansów tylko nieco przy dużą, białą koszulkę.
Gdy odgarnęła splątane włosy z twarzy, jej wzrok powędrował w kierunki szafki nocnej, na której stała szklanka wody i niewielkie opakowanie tabletek.
Gardło zapiekło ją niczym ogień, a ból skroniach zdawał się ją rozrywać, więc nie namyślając się długo wzięła do ręki opakowanie i wysypała jedną, białą tabletkę, po czym wzięła ją do ust i wypiła prawie całą zawartość szklanki, co chociaż na chwilę ukoiło to piekące ją uczucie.
W momencie, w którym próbowała się podnieść z łóżka, panującą dookoła ciszę przerwał dźwięk kroków. Florence starała się złapać równy oddech, gdy w drzwiach sypialni spostrzegła Marcię, która niosła jakieś naczynia na srebnej tacy.
— Dziękować Panu Bogu, że wreszcie się obudziłaś — odparła kobieta, niemal z ulgą w głosie, gdy przystanęła przy dębowym łóżku. — Już zaczynałam odchodzić od zmysłów, choć Pan Alexei był w znacznie gorszym stanie — dodała, gdy położyła tacę na nocnej szafce. — Ani na chwilę nie chciał odstąpić cię na krok.
— To znaczy... — wymamrotała Florence. — Alexei był tu przez całą noc? — zapytała słabo, na co Marcia skinęła.
— Poszedł dopiero nad ranem, gdy kazałam mu się nieco ogarnąć i coś zjeść, bo nie wyglądał najlepiej, a potem pojechał do Pana Ivana, bo dziś miała przyjść do niego nowa pielęgniarka i musiał ją wdrożyć w jej nowe obowiązki — wyjaśniła Marcia. — Widzę, że wzięłaś tabletkę — Marcia spojrzała na nocną szafkę, widząc otwarte opakowanie. — Niedługo powinna zacząć działać... Zrobiłam ci też trochę rosołu i zaprzyłam naparu z mięty — dodała z uśmiechem, którego Florence nawet nie miała siły odwzajemnić. — Od razu poczujesz się lepiej.
— Dziękuję, Marcio, ale nie jestem głodna — szepnęła łagodnie blondynka, starając się nie urazić gospodyni, gdyż ani trochę nie odczuwała głodu, choć przecież od wczoraj nic nie zjadła.
— Jak to nie jesteś głodna? — zapytała nieco oburzona. — Jesteś blada jak ściana i chuda jak patyk — kobieta zmierzyła ją wzrokiem. — Powinnaś coś zjeść, inaczej mi się tu przekręcisz, a na to ja nie pozwolę — dodała, unosząc dłoń. — Wszystko ma być puste, gdy tu wrócę — Marcia ruszyła w kierunku drzwi i na chwilę przystanęła. — Rozumiemy się?
Florence wysiliła się na słaby uśmiech, po czym kiwnęła głową.
— Oczywiście.
***
Z trudem udało się jej przełknąć posiłek, który zrobiła dla niej Marcia, choć znacznie trudniejsze okazało się być dla niej przejście z sypialni do łazienki, aby wziąć ciepłą kąpiel, która, co prawda nieco rozluźniła jej obolałe mięśnie, ale nie sprawiła, że Florence poczuła się znacznie lepiej.
Przeciwnie - była jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej, a ból, który czuła zdawał się nie ustępować.
Dlaczego za każdym razem, gdy jej życie zaczynało się wyraźnie poprawiać i kierować się na dobre tory, coś okropnego musiało do niego wpaść bez zapowiedzi i wszystko doszczętnie zepsuć?
W tym przypadku akurat tym czymś był godny pożałowania Will Clayton, który niczym najgorsza zaraza wciąż siał zamęt i chyba nie istniało nic, co by mogło go powstrzymać, skoro nawet groźba Alexeia zdała się na nic.
Gdy opuściła łazienkę ubrana w ten samą koszulkę, co wcześniej i znowu znalazła się w ścianach sypialni, napotkała przed sobą spojrzenie błękitnych tęczówek Alexeia. Tak bardzo łagodne i zaskakująco dla niej kojące.
— Wstałaś — mruknął cicho, luzując czarny krawat, który miał na sobie. — Jak się czujesz? — zapytał wyraźnie zmartwiony, gdyż spostrzegł, że Florence ledwo trzymała się na nogach, a wyraz jej twarzy był nieco przygasł.
— Źle — odpowiedziała bez wahania, gdyż nie miała zamiaru udawać, że wszystko jest w porządku, gdyż była tym już po prostu zmęczona.
Gdy zbliżyła się w jego stronę, nieco zachwiała się na własnych nogach, na co Alexei w mgnieniu oka znalazł się przy niej i delikatnie chwycił jej ramiona, a potem zaprowadził ją do łóżka, gdzie pomógł jej usiąść na miękkim materacu.
— Przebrałeś mnie...
— Nie — wtrącił nad wyraz spokojnie, gdy przysiadł na brzegu łóżka. — Marcia to zrobiła.
Florence spuściła wzrok.
— Och...
— Co?
— Nic — zapewniła nieco smętnym tonem. — Po prostu... — zawahała się i odchrząknęła. — Po prostu niektórzy wykorzystaliby taką okazję, żeby... — urwała, gdy znowu podniosła na niego swój wzrok.
Patrzył na nią tak zatroskanym spojrzeniem, ale już nie widziała w jego oczach ani trochę tego strasznego chłodu, który zawsze mu towarzyszył.
Wiedział, co miała na myśli i nawet nie musiałam tego z niej wyciągać.
— Ja taki nie jestem, Florence — zapewnił łagodnie, kręcąc głową. — Nigdy bym nie zrobił czegoś tak obrzydliwego ani tobie ani żadnej innej dziewczynie — wyznał, a jego ton był niezwykle poważny. — Musiałbym chyba sam sobie odciąć palce, jeśli kiedykolwiek, by do czegoś takiego doszło...
Mówił to wszystko tak śmiertelnie poważnie, że aż Florence poczuła na swojej skórze dreszcze. Jakby podpisał jakiś cholerny pakt sam ze sobą, jeśli dopuściłby się takiego czynu.
Nie powinno ją to zbytnio dziwić, gdyż sama pamiętała jak ten obchodził się z gwałcicielami, bądź z tymi, którzy choćby pomyśleli o takim nieludzkim czynie.
— Skąd... — słowa utknęły, gdzieś w jej gardle, które ponownie ją zapiekło, przez co nie mogła wydusić z siebie ani słowa. — Skąd się...
— Carla do mnie zadzwoniła — wtrącił bez zastanowienia, jakby od razu wiedział, o co ta chciała móc go zapytać. — Powiedziała, że zemdlałaś, bo pierdolony Will Clayton przyszedł do La Strady i gadał jakieś pierdoły na waszą rodzinę — wyznał, choć na samo wspomnienie rudowłosego na jego twarzy malowała się złość. — Od razu po ciebie pojechałem i zabrałem do domu. Mój lekarz próbował cię zbadać, ale nie miał za bardzo jak, bo byłaś nieprzytomna, więc przepisał ci tylko jakieś tabletki, ale kazałem mu znowu przyjść jak już się obudzisz.
Florence rozchyliła wargi, ale poza cichym mruknięciem nie mogła powiedzieć nic innego. Jej głos był tak bardzo słaby i ochrypły, że każde słowo z wielkim trudem wychodziło z jej ust.
— Ostrzegałem tego zasrańca — syknął Alexei, jednocześnie przeklinając pod nosem. Florence dostrzegła jak jego pieści się zaciskają. — Jak tylko go zobaczę, to go wyrzucę pod pierwszy lepszy samochód, który akurat nadjedzie...
— Nie, Alexei — wtrąciła pośpiesznie blondynka, na co ten popatrzył na nią nieco zmieszany. — Nie rób tego. On właśnie tego chce. Żebyś się tym przejął i zrobił mu krzywdę. Wtedy oboje będziemy mieli problemy, jeśli go tkniesz.
Brunet popatrzył na nią z niedowierzaniem i zacisnął wargi. Może sądził, że Florence jest po prostu zmęczona i dlatego mówi coś czego przysięgał sobie nigdy nie usłyszeć.
— Więc mam to olać? — Alexei niemal poderwał się na równe nogi, na co Florence nieco się spięła. — Udawać, że nic się nie stało? — dopytywał, podnosząc ton. — Tacy jak on zasługują na karę, a jeśli ktoś obraża ciebie tym samym obraża też i mnie, a ja nie pozwalam sobie na takie skurwysyńskie zachowanie.
Rosjanin był już wystarczająco zdenerwowany, a słowa Florence jeszcze bardziej go wzburzyły. Nigdy nikomu niczego nie darował. Jeśli ktoś zrobił coś karygodnego bądź złamał jedną z jego surowych zasad, to zawsze czekała na niego kara i każdy doskonale o tym wiedział.
Wpatrywał się w nią w jak obrazek, czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Na jej bladą twarz, jej zarumienione policzki, duże szare oczy i jej długie niemal złote włosy, które swobodnie opadały na jej plecy.
Chciał coś powiedzieć. Odmówić jej tego kategorycznie i nie zgadzać się na coś, co nie pasowało do zasad jakimi zwykle się kierował.
Jednak, gdy blondynka powoli wstała i delikatnie chwyciła jego dłoń, spuszczając wzrok, a potem ponownie wbiła w niego swoje tęczówki i westchnęła cicho:
— Alex, proszę. Zostaw go. Zapomnijmy o nim raz na zawsze i udawajmy, że nie istnieje. On nie jest warty, żeby sobie nim zawracać głowę. Żyjmy tak jakby go nigdy nie było, proszę.
Niemal błagalny ton jej głosu sprawił, że brunet westchnął ciężko i dopadło go jakieś dziwne uczucie. Coś czego nie potrafił zbyt dokładnie opisać. Mógł jedynie przyznać, że było dla niego dość obce, ale również... wyjątkowo przyjemne.
Wyswobodził dłoń z jej uścisku, po czym dotknął opuszkami palców jej policzków i ostrożnie przybliżył jej twarz ku swojej, na co ta sapnęła.
Nie potrafił dłużej powstrzymać się od chęci pocałowania jej.
Nie protestowała, gdy lekko musnął jej wargi, a potem nieco mocniej na nie napierając, odchylił jej głowę nieco w tył, a z jej gardła wyrwało się ciche westchnienie.
Nagle, odsunął się od niej rozdzielając ich usta i nabierając głęboki oodech, nie przestawał się wpatrywać w jej tęczówki. Piękne, szare tęczówki, w których dostrzegł mały błysk, który widywał prawie każdego dnia.
— Nie zabiję tego padalca tylko z jednego powodu — oznajmił, przeczesując dłonią włosy. Potem dotknął jej podbródka, unosząc go nieco wyżej. — Tym powodem jesteś ty, Florence — dodał, na co ta tylko otworzyła szerzej oczy. — Tylko dlatego, że ty mnie o to prosiłaś, bo wiedz, że każdemu innemu bym bez zastanowienia odmówił — wyznał, gdy ta nawet nie drgnęła na żadne jego słowo. — Ale... Już nigdy więcej nie proś mnie o nic podobnego.
Florence na chwilę zastygła w miejscu, gdy docierały do niej słowa Alexeia. Wiedziała, że dużo kosztowało taka decyzja. W końcu doskonale zdawała sobie sprawę jak w ich świecie rozwiązywano takie problemy, ale chociaż ten jeden raz chciała żeby nie musiało dojść do rozlewu krwi.
Zmusiła do delikatnego uśmiechu, a potem skinęła i szepnęła:
— Rozumiem... Dziękuję ci za to.
Alexei jedynie kiwnął głową.
Mimo, że dzień dopiero się zaczął on już miał go najzwyczajniej dość.
— Chodź — odparł po chwili brunet, gdy ujął jej dłonie i zaprowadził w kierunku łóżka. — Musisz odpocząć...
***
Cały dzień spędzili razem i o dziwo Alexei nie musiał nigdzie wyjść, nawet na chwilę, a jego telefon nie zadzwonił ani razu, więc sama jego obecność sprawiła, że Florence poczuła się o niebo lepiej.
Jednak z nadejściem wieczoru wiedziała, że brunet będzie musiał niedługo udać się do klubu, gdyż ten nie mógł funkcjonować bez właściciela, a ten nie chciał go zostawiać pod opieką kogoś innego.
Gdy tak razem siedzieli na ciemnej kanapie, głowa blondynki spoczywała na kolanach bruneta, a ten gładził ją po włosach, w tak przyjemny sposób, że ta mimowolnie się uśmiechała.
W rodzinnym domu zapewne nie mogłaby większość dnia spędzić w samym podkoszulku, ale tutaj na szczęście takie zasady nie obowiązywały.
Nic nie mogło tego zepsuć, chyba, że...
— Cholera — Florence poderwała głowę, opadając na tył kanapy.
— Co jest, mała? — zapytał, marszcząc ciemne brwi.
— Mieliśmy przecież załatwiać sprawy związane z sierocińcem, a nie tu sobie leżeć — jęknęła pod nosem. Wstała z kanapy, niemal nie potykając się o mahoniowy stolik.
— Florence...
— Jak mogłam o tym zapomnieć — westchnęła nie pozwalając Alexeiowi dojść do słowa. Zaczęło bez celu chodzić po salonie. — Boże, a ja już obiecałam tym dzieciakom, że wszystko zaczęłam planować...
Nie zdążyła dokończyć, gdy brunet znalazł się przy niej i poczuła na talii jego dłonie, po czym ten bez problemu uniósł ją i posadził na brzegu kanapy.
Potem odsunął zagubiony kosmyk jej włosów, który opadał na jej policzek, po czym oznajmił:
— Już to załatwiłem, mała.
Ramiona Florence opadły, po czym znowu się uniosły, gdy spojrzała na niego zaskoczona.
— Jak to? — zapytała.
— Mój znajomy jest prawnikiem, więc kazałem mu przygotować potrzebne dokumenty i w poniedziałek mamy z nim spotkanie, żebyśmy mogli podpisać, co trzeba i sfinalizować transakcję — wyznał.
— Naprawdę? — może to było głupie pytanie, ale na ten moment nie było jej stać na nic innego.
Alexei skinął.
— Resztę zostawiam tobie, Florence — odparł, unosząc wyżej podbródek. — Skoro masz już plan, co i jak chcesz zrobić, to proszę. Pozwalam ci na wszystko, co tylko zapragniesz — dodał, a kącik jego ust drgnął w coś, co przypominało uśmiech. — Cena nie gra roli — dodał pewnie.
Florence nie potrafiła ukryć szczęścia, które ją ogarnęło. Nawet w następnym życiu nie dałaby rady odwdzięczyć sie brunetowi za to, co dał niej robił i chyba był to pierwszy raz, gdy ten nie szukał w tym żadnego zysku czy też interesu, który wpłynąłby na jego korzyść.
— Teraz muszę wyjść, mała — odparł nagle, powoli się od niej odsuwając. — Postaram się wrócić wcześniej, o ile obejdzie się bez problemów — dodał, poprawiając mankiety koszuli.
— Będę czekać — odpowiedziała, posyłając mu szeroki uśmiech.
Alexei obdarzył ją ostatnim spojrzeniem, by po chwili zniknąć w mroku korytarza. Florence usłyszała jak zamykają się za nim drzwi, a potem podbiegając w kierunku okna, odprowadziła go wzrokiem, gdy ciemny Mercedes zniknął za bramą.
Wzięła głęboki oddech. Czekała aż ten w końcu wyjdzie, by móc zrobić coś, co chodziło po jej głowie cały dzień.
Czuła, że Alexeiowi się to nie spodoba, ale tym razem musiała się zmierzyć z czymś, co go nie dotyczyło.
***
Ostatnim razem, gdy przekraczała próg tego domu przysięgała sobie, że już nigdy tutaj nie zawita, ale chęć poznania prawdy oraz wlasnej przeszłości była znacznie silniejsza od złożonych obietnic.
Gdy znalazła się w jasnym holu, poprawiając materiał błękitnej sukienki, którą miała na sobie, niemal wpadła na Faith, której wzrok utkwiony był w jakimś kolorowym magazynie.
— Flo? — brunetka, popatrzyła na nią jakby właśnie zobaczyła ducha. Zapięła guzik czerwonej bluzki, która opasała jej zgrabne ciało. — Miło cię widzieć, ale...
— Jest Jack? — wtrąciła pewnie blondynka.
— Tak, jest w gabinecie, tylko...
Już nie zdążyła dokończyć, gdyż Florence wyminęła ją, po czym udała w wiadomym sobie kierunku.
Gdy pokonała jasny hol i stanęła przed drzwiami, które prowadziły do gabinetu jej brata, nie czuła zdenerwowania. Nie czuła strachu czy przerażenia...
Czuła zwyczajną złość.
Była zła. Najbardziej w całym swoim życiu.
Gdy popchnęła ciemne drzwi i niemal wpadła do środka, ujrzała Jacka odzianego w szarą koszulę i siedzącego tuż za dębowym biurkiem, który był tak zajęty przeglądaniem jakiś papierów, że w pierwszej chwili nawet jej nie zauważył.
— Flo — mruknął, gdy zwrócił ku niej swój wzrok, odsuwając na bok kilka kartek. — Też przyszłaś dać mi w twarz? — zapytał cierpko. — Nie sądzisz, że już wystarczająco dostałem po mordzie...
— Chcę porozmawiać — nie pozwoliła mu dokończyć, gdy popatrzyła na niego z góry.
— O czym? — zapytał szatyn, opierając się o tył fotela.
Blondynka zamknęła za sobą drzwi i pokonała dzielącą ich odległość, a potem zaczęła:
— O mamie — oznajmiła bez wahania. Uśmiech zniknął z twarzy Jacka, jakby nigdy go tam nie było. — Usłyszałam coś na jej temat i chcę wiedzieć, czy to prawda.
— Co takiego? — zapytał, gdy jego głos nieco ochrypł.
— To prawda? — spojrzała na Jacka, który wydawał się w jednej chwili po prostu zastygnąć w miejscu. — Że... Że odebrała sobie życia? — dopytywała.
Jack nic nie odpowiedział. Jego twarz nagle stała się blada niczym kreda, ręce, które oparł na blacie biurka zaczęły się trząść, a jego oddech znacznie przyśpieszył, gdyż jego klatka piersiowa zaczęła się unosić.
— Jack, błagam cię... — jęknęła, zaciskając wargi. — Ja muszę wiedzieć... — wyszeptała nerwowo. — Chociaż tyle mi się należy za te wszystkie lata. Nic nie wiem o kobiecie, która mnie urodziła, a ty tak, więc powiedz mi, prawdę, do cholery...
— Chcesz znać prawdę? — Jack przerwał jej i gwałtownie podniósł się z fotela. Ton jego głosu stał się cholernie przerażający. — Dobrze — odparł, zaciskając dłonie na oparciu fotela. — Nasza mama podcięła sobie żyły zaraz po urodzeniu Charliego — wyznał. — Pamiętam to, bo to ja jako pierwszy ją znalazłem. Leżała w wannie, a wszędzie było pełno krwi — Jack wziął krótki oddech. — Miałem dziesięć lat, ale zdawałem sobie sprawę, że nie doszłoby do tego, gdyby nie nasz ojciec...
Florence poczuła jak jej serce ściska się w istny supeł i coś ostrego zakuło ją w klatce piersiowej.
Poczuła ból. Okropny ból, który niemal pożerał ją od środka.
— A co on ma do tego? — zapytała, starając się uspokoić. — Przecież oni tak się kochali...
Jack niemal zaśmiał się na jej słowa, a potem prychnął:
— A ty uwierzyłaś w te bzdety... Oni się nienawidzili. Wzięli ślub tylko dlatego, że obie ich rodziny miały hajsu jak lodu. Matka na początku myślała, że coś może z tego być, ale szybko się przekonała jaki błąd popełniła.
— To znaczy? — dopytywała, choć sama nie była pewna, czy chciała znać więcej szczegółów.
— Ojciec miał ją kompletnie gdzieś — Jack kontynuował. Wszystkie te wydarzenia wróciły do niego z podwójna siłą. — Nie interesował się nią, zdradzał na prawo i lewo, a sypiał z nią tylko dlatego, żeby mieć następców. Czasem, gdy chciała zwrócić jego uwagę to się cięła. Kilka razy, nawet się zrzuciła ze schodów, a ja musiałem na to wszystko patrzeć, bo byłem zbyt mały, żeby ogarnąć, że coś złego się dzieje...
Florence czuła narastający ból w swoim sercu. Nagle, zrobiło się jej słabo, więc po chwili oparła się o krawędź dębowego biurka.
— Po jej śmierci ojciec kazał wyrzucić wszystkie jej rzeczy, w tym także zdjęcia i nikomu o tym nie wspominać — jego głos drżał, co raz bardziej. Wiele go kosztowało, by to z siebie wyrzucić. — Każdy, nie tylko z rodziny, ale także znajomych, czy sąsiadów musiał przyjąć zmowę milczenia. Ta tajemnica miała umrzeć wraz z nami wszystkimi, ale to już nie ma znaczenia — stwierdził, gdy machnął dłonią. — Przepraszam, Florence, że to przed wami ukrywaliśmy, ale jak sama widzisz tak było zwyczajnie lepiej...
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top