[29] Wspólne plany.
Pytanko - teoretycznie, gdyby miała powstać ekranizacja tej *ekhem* książki, to kogo byście widzieli w poszczególnych rolach?
Pytam, bo jestem zwyczajnie ciekawa waszych odpowiedzi :D
Cisza tak bardzo męcząca i głucha, która nagle wypełniła ciemny salon, z każdą następną sekundą stawała się, co raz bardziej nie do zniesienia.
Florence siedziała na jednym z foteli, cały czas wpatrując się w Carlę, która ze spuszczoną głową siedziała tuż na przeciwko niej, zaciskając dłonie na materiale żółtej sukienki, którą miała na sobie. Kątem oka spojrzała również na Charliego, który w mileczeniu bawił się swoimi palcami.
Chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu jej brat zachowywał się w ten sposób, a ona nie miała najmniejszego pojęcia, co powinna z tym zrobić.
Rozchyliła wargi, obdarzając spojrzeniem Alexeia, który stał oparty o brzeg ciemnej kanapy. Dostrzegła, że mięsień jego szczęki drgnął, a na jego twarzy zaczął malować się gniew.
Widząc to, blondynka przełknęła z trudem, po czym wyprostowała się i zapytała cicho:
— Więc, ty...
— Tak, jestem w ciąży. — wtrąciła Carla, podrywając głowę i wysilając się na coś w rodzaju uśmiechu, który okazał się jedynie krzywym grymasem.
Florence otworzyła szerzej oczy, a potem spojrzała na brata, który pośpiesznie odwrócił wzrok. Nie była na nich zła, w żadnym wypadku. Nie potrafiłaby nawet, ale nie umiała ukryć jak bardzo była zszokowana, a może również i nieco rozczarowana.
— To dopiero czwarty tydzień, ale jak się dowiedzieliśmy... — Charlie zawahał się, biorąc głęboki oddech. — Nie wiedzieliśmy, co zrobić, więc uznaliśmy z Carlą, że wy będziecie mogli nam pomóc...
Urwał, gdy niepewnie spojrzał na Florence, która nawet nie drgnęła. Nie spodziewała się po prostu, że jej młodszy brat, który... Cóż, rzadko kiedy bywał odpowiedzialny i sumienny, ale sądziła, że udało mu się wreszcie wyrosnąć z dawnych zachowań i uczyć na swoich błędach, ale najwidoczniej się, co do tego bardzo pomyliła.
Carla obdarzyła wszystkich zmieszanym spojrzeniem, a potem przewróciła oczami, po czym mruknęła:
— Chryste, patrzycie na nas jakbyśmy kogoś zabili, a to przecież nic takiego...
— Nic takiego? — wtrącił twardo Alexei, niemal rzucając się w stronę rudowłosej, na co Charlie prawie spadł ze swojego miejsca. — Carla, do cholery... Nic takiego, to jest jak ci wypadnie ząb, a nie jak zaciążysz w wieku dziewiętnastu lat — prychnął, co raz bardziej zdenerwowany. — Kurwa, wy się zabezpieczaliście w ogóle? — zapytał.
Rudowłosa pokręciła głową.
— No, czasem brałam tabletki...
— Czasem? — powtórzył brunet, podnosząc ton. — Już ty lepiej nic nie mów — dodał i machnął ręką, po czym zwrócił się w stronę Charliego. — A ty, dzieciaku, nie wiesz jak się z gumy korzysta, czy co? — warknął, ale już nie mówił tylko krzyczał, a blondyn widząc to niemal nie schował się gdzieś za Carlą, jakby ta mogła go uchronić przed gniewem Alexeia.
— Odwal się od niego — odparła twardo Carla, prawie zasłaniając Charliego własnym ciałem. — To nie jest jego wina...
Resztę jej wypowiedzi przerwał śmiech Alexeia. Tak bardzo pusty i wypruty z emocji, że Florence niemal drgnęła, gdy ten zaczął nerwowo chodzić w miejscu.
— Tak się składa, że to jest po znacznej części jego wina, koleżanko — stwierdził cierpko, przechylając głowę w bok. — Ja pierdole, jak twój stary się dowie, to cię zamknie na strychu, a ciebie dzieciaku wykastruje...
Charlie prawie poderwał się na równe nogi słysząc słowa bruneta, a jego twarz nagle dziwnie zbladła.
— Co?
Florence westchnęła cicho, po czym podniosła się z fotela i ostrożnie podeszła w kierunku Alexeia.
— Alexei, proszę, uspokój się — odparła, w chwili, w której chwyciła bruneta delikatnie za ramię i przyciągnęła go bliżej siebie. — Kłótnie nic tu nie pomogą — dodała spokojnie, starając się jakoś go uspokoić, a wiedziała, że nie była to łatwa sztuka. — Trzeba... Trzeba pomyśleć, co należy teraz zrobić.
Alexei zacisnął wargi w cienką linię, po czym mruknął i wskazał na Charliego:
— Zapytaj o to swojego brata... Do pyskowania jest pierwszy, ale jak przychodzi, co do czego, to nawet się nie odezwie.
— Może porozmawiamy o tym z Jackiem? — zaproponowała nie pewnie, gdyż po tym, co się ostatnio stało nie była. — Pewnie nie będzie zachwycony, ale... — przerwała, gdy Charlie głośno odchrząknął na jej słowa, na co blondynka spojrzała na niego dość zdezorientowana. — Co jest, Char? — zapytała po chwili.
— Jeśli chodzi o Jacka... — zaczął blondyn, spuszczając wzrok.
Florence zrobiła krok w jego kierunku.
— Tak?
Charlie wiedział, że jego siostra prędzej, czy później się o wszystkim dowie, dlatego zdecydował się wyznać jej, co się stało dzisiejszego dnia. Zaczynając od pobicia Willa Claytona, a kończąc na uderzaniu Jacka i odejściu z ich rodzinnej firmy.
— Boże, Char... — Florence zasłoniła usta dłonią i zamrugała kilkakrotnie, starając się powstrzymać łzy, które napłynęły do jej oczu. — Dlaczego to zrobiłeś? — zapytała.
Była bowiem jeszcze bardziej zszokowana niż do tej pory, a nie sądziła, że to jest możliwe. Nie spodziewała się, że jej własny brat był zdolny do czegoś takiego. Z jednej strony powinna się cieszyć, że Charlie nie przechodził obojętnie, gdy komuś działa się krzywda, ale z drugiej nie była za tym, by przemoc rozwiązywać przemocą.
— Należało im się i ktoś musiał im wreszcie dać w mordę, a nie moja wina, że wypadło akurat na mnie — odparł dziwnie z siebie zadowolony, krzyżując ręce na piersi. — Powinniście mi podziękować — dodał, jakby oczekiwał jakiś podziękowań. — Wyręczyłem twojego chłopaka, więc...
Charlie przerwał, gdy Alexei nagle ruszył w jego stronę. Florence dostrzegła na twarzy bruneta malujące się najbardziej surowe spojrzenie, jakie dane jej było zobaczyć.
— Ty jesteś głupi, czy tylko udajesz? — zaczął twardo. — Nie bez powodu nie posłałem żadnego z nich na tamten świat. Wystarczy, że tylko tknął bym Jacka, a doprowadziłoby to do wojny między naszymi rodzinami — wyznał, oddychając ciężko, a jego głos lekko ochrypł. — Już z wieloma patałachami się muszę użerać, więc kolejnych do listy nie chciałem sobie dopisywać i robić przy okazji jeszcze wam dodatkowych problemów.
W pokoju znowu zapadła długa i niezręczna cisza.
Florence rozejrzała na wszystkie strony, dostrzegając, że zarówno Charlie jak i Carla, siedzieli bez ruchu na swoich miejscach, jakby zapuścili tam korzenie. Widocznie już żadne z nich nie miało nic więcej do powiedzenia i zapewne nie tego oczekiwali, gdy tutaj przyszli.
Blondynka spojrzała na Alexeia, który znalazł się przy szerokim oknie, a jego wzrok utkwiony był w widok rozciągający się za szybą.
Był naprawdę wkurzony i to bardzo.
— Ale... — wypaliła w końcu Carla, przeczesując dłonią włosy. — Co teraz będzie? — zapytała, a ton jej głosu nagle osłabł i stał się smętny.
— Alexei — Florence zwróciła się do niego najbardziej łagodnym tonem na jaki był ją stać, gdyż bała się, że najmniejszy gest mógłby go jeszcze bardziej zdenerwować.
Brunet odwrócił głowę, pocierając dłonią linię żuchwy.
— Powiem wam, co następuje — odparł po dłuższej chwili, wkładając ręce do kieszeni dresowych spodni. — Od razu pójdziecie z tym do twojego ojca, Carla, i o wszystkim mu powiecie, jak na spowiedzi — dodał, przechadzając się po pokoju. — Mogę go ewentualnie za wczasu uprzedzić i przygotować na to, ale resztą musiecie zająć się sami — brunet zatrzymał się w wyjściu do salonu, na co Carla rozchyliła wargi, ale nie zdążyła nic powiedzieć, gdy ten powiedział na zakończenie: — Koniec tematu.
***
Kolejne dni mijały Florence praktycznie tak samo. Nie działo się nic szczególnego i było nad wyraz spokojnie, co powinno jej w sumie przynieść ulgę, ale było zupełnie odwrotnie.
Maksim nadal pozostawał nieprzytomny, gdyż obrażenia, których doznał były zbyt ciężkie i nic nie wskazywało na to, by szybko miał się wybudzić.
Również nadal nie dało się namierzyć, tego kto stał za atakiem na niego ani nawet ustalić tożsamości zdrajcy, a co spędzało Alexeiowi sen z powiek i sprawiało, że ten nie potrafił się skupić na niczym innym, nawet na swojej narzeczonej.
Florence nie miała mu tego za złe. Oczywiście, chciałaby móc spędzać z nim więcej czasu, ale przez ostatnie wydarzenia nie było to możliwe.
Jedynie późnym wieczorem mogła z nim porozmawiać, choć brunet nie był szczególnie chętny na jakiekolwiek, nawet krótkie rozmowy, więc czasem tylko leżali tak w ciszy, wtuleni w siebie.
Przynajmniej w ciągu tych dziwnych dni blondynka mogła dokończyć swoj plan, który już od dawna krążył jej po głowie, a którego do tej pory nie miała możliwości zrealizować, w czym bardzo pomógł jej Diaval, który także mógł zająć czymś swoje myśli.
Tego wieczoru, gdy tak jak zwykle czekała na Alexeia przed domem, otulona w kremowy płaszcz, czarne jeansy i jasny sweter była zaskakująco podekscytowana, gdyż nie mogła się doczekać aż podzieli się z nim swoim pomysłem.
W momencie, w którym dostrzegła ciemnego Mercedesa, który właśnie zatrzymał na kamiennym podjeździe, mimowolnie na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Mogło to nieco dziwić, zważywszy na fakt, że jeszcze jakiś czas temu nie chciała, nawet go oglądać, a teraz z niecierpliwością oczekiwała jego powrotu, żeby wreszcie go ujrzeć.
Gdy Alexei wysiadł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi, Florence podbiegła w jego stronę, na co ten obdarzył ją nieco zmęczonym wyrazem twarzy, który jednak starał się przed nią ukryć.
W chwili, w której wpadła w jego ramiona, poczuła wewnątrz siebie dziwny spokój, gdyż za każdym razem, gdy brunet wychodził z domu i znikał na cały dzień, odczuwała niepokój i zwyczajnie się o niego bała, mimo, że nie powinna. Przecież on umiał się obronić i zawsze potrafił dać sobie radę, ale to, że zawsze wszędzie chodził sam, bez żadnej ochrony wprawiało ją w zaniepokojenie.
Gdy Florence lekko musnęła swoimi ustami jego policzek, Alexei pogładził ją po włosach, jednocześnie składając pocałunek na czubku jej głowy, na co cicho westchnęła.
— Już ci mówiłem, mała, że nie musisz tu na mnie czekać — odparł łagodnie, mierząc ją spojrzeniem błękitnych tęczówek.
— Ale chcę — szepnęła Florence, cały czas się uśmiechając. — Nie podobają ci się takie powitania?
— Przeciwnie — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Po prostu... nie przywykłem do takiego traktowania — wyznał, dotykając dłonią jej policzka.
Florence dostrzegła w jego głosie mały cień smutku. Jakby... Jakby nigdy nie zaznał żadnych milszych uczuć, jakby nikt nigdy nie okazywał mu miłości i jakby całe jego życie było przepełnione wyłącznie cierpieniem.
— To będziesz się musiał do tego przyzwyczaić — Florence uśmiechnęła się nieco szerzej, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. — Czy jako dobra dziewczyna mam zapytać jak ci minął dzień? — zagadnęła po chwili, gdy dłonie Alexeia przesunęły się na jej plecy.
— Nie — Alexei pokręcił głową, na co Florence skinęła. — Dzisiaj chcę się skupić wyłącznie na tobie...
Florence uśmiechnęła się nieco szerzej, przygryzając wargę, gdyż nie potrafiła zignorować dziwnego łaskotania, które nagle poczuła podbrzuszu. Jakby jakieś małe, kolorowe owady właśnie urządzały tam sobie bal nie pytając jej o zgodę.
— Bardzo jesteś zmęczony? — zapytała, gdy Alexei zbliżył jej twarz ku sobie.
Alexei pokręcił głową.
— To dobrze, bo chcę cię ci coś pokazać — oznajmiła z przejęciem, chwytając go za dłoń i pociągając w kierunku szerokiej bramy.
— Gdzie ty mnie ciągniesz...
— Zaraz zobaczysz.
***
Kłamał.
Był cholernie zmęczony i nawet jeśli sam Prezydent kazał, by mu jeszcze gdzieś iść, to zapewne fatalnie, by się to dla niego skończyło, ale Florence nie potrafił w żaden sposób odmówić.
Nawet nie zwrócił większej uwagi, gdy blondynka prowadziła go po okolicy, którą przecież doskonale znał, ale nigdy nie znalazł na tyle czasu, żeby bliżej się z nią zaznajomić.
Pośpiesznie mijali pojedyncze, wykonane z czerwonej cegły domy, a ulice kompletnie opustoszały i poza światłem bijącym od księżyca, nie można było zobaczyć nic więcej.
W końcu, zatrzymali się na samym końcu chodnika, przy dużym, pomalowanym na szaro budynkiem, z dużymi dwuskrzydłowymi drzwiami i szerokimi oknami, a który stał pusty znacznie dłużej niż chyba ktokolwiek w mieście tutaj mieszkał.
Alexei zmarszczył ciemne brwi, a potem spojrzał pytająco na blondynkę, która wyjaśniła pośpiesznie:
— Ostatnio byłam tutaj z Diavalem i zauważyłam ten budynek. Mówił, że kiedyś mieścił się tutaj sierociniec, ale zamknęli go z braku środków. Przez to wiele dzieci, które w nim mieszkały wylądowały na ulicy. Udało mu się dowiedzieć, że teraz już do nikogo nie należy, więc pomyślałam, że...
— Że?
Florence wzięła głęboki oddech.
— Że moglibyśmy przywrócić mu dawną świetność i znowu stworzyć dom dla dzieci, które go nie mają — oznajmiła. — Które w zasadzie niczego nie mają... — dodała, a jej uśmiech nieco osłabł.
Alexei wpatrywał się nią dłuższy czas, zanim nie zaczął kierować się w jej stronę, gdy ta spuściła wzrok.
— Wiem, że to nieco szalony pomysł i przeczuwam, że się na to nie zgodzisz, ale ja naprawdę chcę pomóc tym dzieciakom, co prawda nie wiem jak to jest być w ich sytuacji, ale żadne dziecko nie zasługuje na takie życie...
— Zgadzam się, Florence.
— Wiedziałam, że to cię nie przekona, ale to przecież nic... — zamilkła, gdy podniosła na niego wzrok i dotarł do niej dźwięk jego słów. — Zaraz, co powiedziałeś? — dopytywała, gdy ten przed nią stanął.
— Powiedziałem, że się zgadzam — powtórzył wyraźnie, jakby Florence nadal nie dowierzała w żadne jego słowo. — Jeśli to jest to, co chcesz robić, to nie będę cię powstrzymywał — dodał, chwytając jej dłonie. — Pomogę ci ze wszystkimi formalnościami, jeżeli tego naprawdę pragniesz...
— Pragnę — przerwała mu, starając się powstrzymać wzruszenie.
Na twarzy Alexeia pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu, gdy blondynka wyrwała się z jego uścisku i oplotła ramionami jego szyję.
— Dziękuję — szepnęła, nieco drżąc w jego objęciach, a jej głowa spoczęła na jego torsie. — Jesteś kochany — dodała, na co kącik ust bruneta drgnął ku górze w pełnym rozbawienia uśmiechu.
— Nie mów tak przy innych, bo jeszcze sobie pomyślą nie wiadomo, co... — mruknął, gdy ta spojrzała na niego kątem oka.
— Mówię tylko jak jest — mruknęła pod nosem.
W chwili, w której odsunęła się od niego telefon w kieszeni jej płaszcza za wibrował. Sięgnęła po niego i widząc na wyświetlaczu wiadomość od Carli, zmarszczyła nos.
— Coś nie tak? — zapytał brunet.
— Nie, tylko... — zawahała się przez moment. — Carla chciała, żebym wpadła do niej do restauracji — wyznała, unosząc głowę. — Ale chyba jest na to za późno...
— Idź, jeśli chcesz — Alexei nie pozwolił jej dokończyć.
— Mogę? — Florence uniosła brwi, patrząc na bruneta z zaskoczeniem, gdy ten kiwnął głową. — Ale mieliśmy...
— Jutro też jest dzień, Florence — ponownie nie pozwolił jej dokończyć patrząc na nią łagodnie. — Nie będę cię przecież zamykał w domu. Możesz przecież wychodzić kiedy chcesz — oznajmił, tak bardzo spokojnie.
Florence schowała telefon, spowrotem do kieszeni płaszcza, a gdy wrócili z Alexeiem przed bramę rezydencji, ta odparła cicho:
— Nie musisz mnie wieźć. Powinieneś trochę odpocząć, Alexei.
— Skoro tak każesz — mruknął z lekkim rozbawieniem. — Yegor cię zawiezie — oznajmił, gdy stanął przed ciemnym Mercedesem, a potem zawołał w stronę wysokiego mężczyzny o brązowej brodzie, który w zaledwie parę sekund znalazł się na miejscu. — Nie zarysuj — odparł twardo, gdy wyjął z kieszeni płaszcza kluczyki i rzucił je w stronę Yegora.
Florence skinęła, gdy mężczyzna otworzył jej drzwi, a ta wsiadła do samochodu, posyłając Alexeiowi ostatni uśmiech.
Patrzył na nią jeszcze przez moment, gdy jego samochód znowu opuścił kamienny podjazd i zniknął gdzieś w mroku zaczynającego się wieczoru.
***
— I jak to przyjął twój ojciec? — zapytała Florence, poprawiając materiał swetra.
Wraz z Carlą siedziały przy jednym ze stolików. Zegar wiszący na ścianie właśnie wskazywał godzinę ósmą, co oznaczało, że restauracja już dawno została zamknięta.
— Cóż... — zaczęła dziewczyna, biorąc łyk soku. — Na początku nie był specjalnie zadowolony, że jego pierwszy wnuk będzie bękartem, ale w końcu mu przeszło i teraz nie może się na cieszyć, że zostanie dziadkiem.
— To dobrze.
— No, i obiecał, że nam trochę pomoże — kontynuowała Carla. — Chce nam nawet kupić jakieś większe mieszkanie, bo nasze stare jest zbyt małe i nie ma tam miejsca dla dziecka — dodała, uśmiechając się słabo.
— A jak zareagował na Charliego? — zapytała Florence, prostując plecy.
— Był dla niego cholernie miły — wyznała Carla, nieco się przy tym krzywiąc. — Nawet się ucieszył na jego widok i, że nareszcie będzie miał kogoś, kto mu pomoże z papierkową robotą, bo ja jestem w tym kompletnie beznadziejna — dodała z westchnieniem. — Nie wiem, co on ćpał, ale jak ma być taki miły do porzygu, to niech lepiej je odstawi.
— Może nie jest taki zły jak myślisz...
— Florence, proszę cię... — Carla pokręciła głową. — To mój ojciec, znam go i wiem, że on jest miły tylko jak czegoś chce, więc nie zdziwię się jak w tym przypadku też tak będzie — dodała, po czym zbliżyła się w stronę Florence. — A jak wam się układa? — zapytała, zmieniając temat.
Florence uśmiechnęła się delikatnie.
— Narazie zaskakująco dobrze — wyznała, a tym razem mówiła zupełnie szczerze. Bez cienia falszu. — On jest... Inny. — dodała, nie mogąc znaleźć lepszego słowa. — Chyba naprawdę coś może z tego być...
— Och, nawet nie wiesz jak się cieszę — Carla niemal klasnęła w dłonie. — Fajnie widzieć tego starego dziada uśmiechniętego, co się zdarza raz na ruski rok, poza tym...
Carla w moment zamilkła, gdy drzwi wejściowe "La Strady" otworzyły się ze cichym skrzypnięciem. Wstała, więc na równe nogi, marszcząc nos, a Florence uczyniła to samo.
— Już zamknięte, kolego...
Blondynka prawie zamarła, a jej ramiona opadły, gdy w wejściu dostrzegła Willa Claytona ubranego w czarną koszulkę i jasne jeansy, a na jego twarzy dostrzegła średniej wielkości opatrunek.
— Florence... — zaczął, gdy zbliżył w jej stronę, na co ta się cofnęła, niemal wpadając na jeden ze stolików.
— Nie zbliżaj się do mnie — jej głos zaczął drżeć, a nogi zrobiły się miękkie, gdy otuliła dłońmi swoje ramiona.
— Chcę tylko...
— Głuchy jesteś? — wtrąciła Carla, zagradzając mu drogę. — Spadaj stąd albo... — urwała na chwilę, wyciągając z kieszeni, małe, czarne opakowanie. — Albo całe opakowanie gazu wyląduje na twoich ślepiach — dodała, mierząc prosto na niego.
Will Clayton na chwilę zastygł w miejscu, po czym zrobił kilka kroków w tył i warknął:
— Wy wszyscy jesteście jacyś pojebani. Cała wasza rodzinka... — dodał, gdy chwycił klamkę od drzwi, a potem obdarzył Florence przepełnionym złością spojrzeniem. — Nic dziwnego, że twoja matka się zabiła...
Florence poczuła jakby dostała czymś ciężkim twarz. Miała nadzieję, że tylko się przesłyszała, albo Will sobie to zwyczajnie wymyślił, ale poważny wyraz twarzy, który przybrał zanim opuścił ściany "La Strady" sugerował coś znacznie innego.
— Co on pieprzył? — Carla odwróciła się w stronę Florence, ale nie zdążyła zapytać już o nic więcej, gdyż tylko zobaczyła chwilę, gdy blondynka osunęła się na ziemię.
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top