[23] Bolesna prawda.
Tym razem już wszystko działa, obiecuję.
A dzisiaj trudne sprawy...
W jej głowie krążyło tak wiele myśli.
Tak wiele pytań, na które pragnęła poznać odpowiedzi, ale sama nie wiedziała, czy aby na pewno chce żeby to się stało.
Przez całą drogę do rezydencji Alexeia panowała między nimi tak ciężka atmosfera, że śmiało można ją było kroić siekierą.
Próbowała skupić swoją uwagę na czymkolwiek innym, a krople deszczu, które zaczęły stukać o szybę samochodu były jej jedyną rozrywką.
Florence starała się niepotrzebnie odzywać, przez co samo oddychanie przychodziło jej z wielkim trudem, gdy w końcu ponownie znalazła się murach jego domu, w którym odniosła wrażenie, że było jeszcze zimnej niż na zewnątrz.
— Usiądź — polecił, gdy znaleźli się w salonie, który wypełniał mrok.
Blondynka wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę ciemnej kanapy, po czym opadając na nią, odłożyła swoją torebkę na mahoniowy stolik. Splotła ze sobą drżące ręce, czując jak coś ciężkiego nagle spadło na jej ramiona.
Siedziała tak bez ruchu dłuższą chwilę, jedynie sunąc wzrokiem za Alexeiem, który zbliżył się w jej stronę, jednocześnie rozpinając guziki swojej marynarki, która rzecz jasna była czarna. Następnie zsunął ją ze swoich ramion i powiesił na oparciu jednego z foteli.
Nadal się w niego wpatrywała, gdy usiadł tuż na przeciwko niej - w ciemnym, skórzanym fotelu i obdarzył ją spojrzeniem błękitnych tęczówek, tak bardzo pełnym chłodu, przez co czuła jakby zaraz miała się zamienić w sopel lodu.
— Zanim zaczniesz... — wypaliła nagle Florence, prostując plecy. — Mam nadzieję, że nie będziesz mi wciskał gadki o tym, że wybrałeś mnie, bo jestem inna niż wszystkie, czy coś takiego, bo to by była najbardziej idiotyczna rzecz na świecie...
— Nie — wtrącił brunet nad wyraz spokojnie. — Mam zamiar być z tobą szczery, Florence, a nie wymyślać jakiś słodki kit — dodał. — Tak między nami, nawet bym tego nie potrafił — stwierdził, a kącik jego ust lekko drgnął ku górze, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy.
— Więc... — zawahała się przez chwilę. — Dlaczego to musiałam być właśnie ja? — zapytała, starając się ukoić nerwy.
Alexei westchnął ciężko, a następnie sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni skąd wyciągnął swoją broń i upewniając się, że nie jest naładowana ostrożnie położył ją na mahoniowym stoliku, na co Florence niemal drgnęła.
— Po kolei, mała — odparł twardo, nie spuszczając z niej swego wzroku. — Pamiętasz, gdy przy naszym pierwszym spotkaniu zapytałaś mnie czym się zajmuję? — zapytał kompletnie zaskakując ją tym pytaniem, więc jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi. — Właśnie tym — dodał pewnie, ruchem ręki wskazując na broń.
Florence zmarszczyła czoło, nie bardzo wiedząc, co brunet ma na myśli, ale jej wyobraźnia zaczęła jej podsuwać najgorsze scenariusze.
— Chyba nie zabijasz... — spuściła wzrok. Tak bardzo nie chciała, żeby to, co jako pierwsze przyszło jej do głowy okazało się prawdą.
— Ludzi? — wtrącił, na co blondynka nie pewnie podniosła wzrok. — Nie — pokręcił głową. — Chyba, że zajdzie taka potrzeba, ale robię to tylko wtedy kiedy muszę, a nie dlatego, że chce. Musiałbym mieć z tego jakiś zysk, a nie mam — wyznał, opierając dłonie o powierzchnię stolika.
Wszystko mówił tak beznamiętnym i chłodnym tonem, jakby właśnie nucił słowa jakiejś smutnej piosenki.
— Więc... Co robisz? — zapytała cicho, próbując jakoś przygotować się na to, co właśnie miała usłyszeć.
Alexei zamilkł na moment, po czym odchrząknął i odparł:
— Handluję bronią.
— Och, ale...
— Więcej nie musisz wiedzieć — ponownie nie dał jej dokończyć. — I żeby było jasne; nie chcę byś pomyślała, że ci nie ufam dlatego ci więcej nie zdradzę, po prostu... — brunet potarł dłonią linię żuchwy. — Nie chcę cię w to wciągać, Florence. Wolałbym nie przynosić pracy do domu, choć dotychczas to robiłem, ale przy tobie... — jego spojrzenie jak i ton jego głosu w jednym momencie stało się dziwnie łagodne. — Chciałbym poświęcić trochę czasu dla ciebie.
— Nie musisz — odparła pośpiesznie. — Poza tym, do tej pory tego nie robiłeś, więc teraz też cię nie zmuszam, żebyś spędzał ze mną czas...
— Ale ja chcę, Florence — wtrącił zaskakująco spokojnym tonem. — Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Dlaczego? — zapytała ponownie.
— Sam nie wiem — wzruszył ramionami. — Jest coś w tobie...
Nie pozwoliła mu dokończyć. Przewróciła oczami, a potem zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku wyjścia.
— To nie jest odpowiedź — rzuciła. — Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, więc...
— Moja siostra... — słowa, które wypowiedział sprawiły, że Florence zatrzymała się gwałtownie tuż przy samym wejściu do salonu. — Moja siostra była jedyną osobą na świecie, która się dla mnie liczyła, Florence. Savva chciała żebym się ożenił i znalazł kogoś z kimś będę szczęśliwy. To było jej jedyne marzenie, zanim... — urwał, przełykając z trudem. — Zanim popełniła samobójstwo.
Ramiona Florence opadły, a tempo jej serca znacznie przyśpieszyło. Dziwny smutek nawiedził nagle jej ciało.
— Czyli... — zaczęła słabo. Obserwowała każdy jego ruch, gdy brunet powoli podniósł się z fotela. — Dlatego postanowiłeś się ożenić? — zapytała nerwowo, przystępując z nogi na nogę. — Żeby spełnić jej prośbę? — dopytywała, na co Alexei jedynie skinął. — Ale nadal nie wiem dlaczego akurat mnie wybrałeś...
— Ponieważ... — brunet zrobił krok w jej stronę, by po chwili się zatrzymać. Chciał zachować między odpowiedni dystans. — Cóż, pewnie uznasz to za głupie i wcale ci się nie dziwię, ale gdy cię poznałem... — zacisnął wargi. — Byłaś pierwszą osobą, która traktowała mnie zupełnie zwyczajnie, a nie jak nie wiadomo Bóg wie kogo — wyznał bez żadnego zawahania. — Nawet się mnie nie bałaś, co również rzadko mi się zdarza. Przy tobie czułem się po prostu swobodnie, chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu.
Nie wiedziała jak powinna interpretować jego słowa. Przecież sam mówił, że zawsze jest szczery o czym już wielokrotnie się przekonała, ale teraz niczego już nie była pewna.
— Myślałam, że ty akurat nie musisz się martwić o powodzenie u kobiet — zauważyła, krzyżując ręce na piersi i nie bardzo wiedząc dlaczego przypomniały się jej słowa Charliego.
— Bo nie muszę — odparł pewnie, unosząc wyżej podbródek. — Ale jedyne, co robiłem to spotykałem z nimi na seks, żeby tylko spuścić trochę z pary i na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach. Jednak... — zamilkł na moment. — Przez lata z żadną nie potrafiłem się związać na dłużej, więc już wolałem umawiać się z jakimiś dziwkami, bo im przynajmniej nie musiałem się z niczego tłumaczyć.
Florence spuściła wzrok, czując jak jej ręce zaczynają się trząść, gdy szepnęła:
— Pocieszające.
— Wiem jak to brzmi, Florence, ale sama chciałaś między nami szczerości, więc właśnie to robię.
— Więc czemu tak nagle postanowiłeś to zmienić? — zapytała, gdy ponownie utkwiła wzrok w jego błękitnych tęczówkach. — Nie da się tak po prostu zmienić swoich nawyków.
— Stan zdrowia mojego wuja nieco się pogorszył, więc chcąc nie chcąc potem ogłosił, że zajmę jego miejsce — odparł, gdy zrobił krok w bok, po czym oparł dłonie na skórzanym fotelu. — Stwierdził też, że jest to odpowiedni moment na to, żebym wreszcie się ożenił, nawet wpadł na pomysł, bym zwrócił się z tym do kogoś bardziej rozeznanego w tych sprawach — dodał. Odpowiadał o tym wszystkim jakby dusił to w sobie przez długi czas, gdyż nie miał przy sobie nikogo z kim mógłby na ten temat porozmawiać. — Na początku tego nie chciałem, nawet próbowałem się z tego wymigać, ale gdy twój brat zjawił się w moim gabinecie, niemal błagając o pomoc...
— Więc pomyślałeś, że skoro nasza rodzina ma taką nienaganną opinię i znamy tyle ludzi z wyższej klasy to Jack znajdzie dla ciebie kogoś odpowiedniego — dokończyła za niego. Właśnie wtedy wszystko niczym puzzle ułożyło się w jedną, logiczną całość. — Tak było, prawda? — zapytała.
— Owszem, ale w życiu bym nie pomyślał, że twój brat skaże na mnie własną siostrę — wyznał, odsuwając z czoła kosmyk ciemnych włosów. — Nie obraź się, ale trzeba być ostatnim chujem, by coś takiego zrobić...
— A ty się na to zgodziłeś, choć wcale nie musiałeś, więc jesteś dokładnie taki sam jak Jack — wtrąciła chłodno, a głos zaczął jej nieco drżeć. — We wszystkim szukasz wyłącznie interesu i, co możesz na tym zyskać — dodała, gdy poczuła jak do jej oczu zaczęły napływać łzy. — Tak jak on nie masz za grosz sumienia.
Gardło niemiłosiernie zaczęło ją piec, a każde słowo, które wychodziło z jej ust było bolesne, jakby coś ostrego sprawiało jej ten ból.
— Tak jak każdy w naszym świecie, Florence — zauważył. W jego głosie nie słyszała żadnej irytacji, czy nawet cienia złości. Był cholernie spokojny, co jeszcze bardziej ją denerwowało i wyprowadzało z równowagi. — To nie jest żadna nowość, więc jeśli ci to przeszkadza, to możesz odejść — dodał, gdy zbliżył się w jej kierunku, na co blondynka cofnęła się w tył, więc po chwili przystanął. — Decyzja należy do ciebie.
— Ja... Muszę pomyśleć — szepnęła słabo, z trudem łapiąc oddech i odwróciła się. — Daj mi trochę czasu.
— W porządku — odparł łagodnym tonem.
Florence wzięła głęboki oddech, a potem ponownie ruszyła w kierunku ciemnej kanapy, wymijając przy tym Alexeia, który nawet nie drgnął. Wzięła swoją torebkę i na krótką chwilę przerzuciła swój wzrok na bruneta. Nie wiedzieć jakim cudem, w mroku salonu jego ostre rysy twarzy były znacznie wyraźniejsze.
— Mogłabyś... — blondynka zatrzymała się gwałtownie w pół drogi do wyjścia, gdy dotarł do niej dźwięk głosu Alexei. — Tutaj dzisiaj zostać — dokończył.
Ostrożnie odwróciła się w jego stronę, marszcząc przy tym jasne brwi.
— Słucham?
— Pogoda jest fatalna. Ma padać całą noc i ciężko jest prowadzić w takich warunkach, więc byłoby lepiej jakbyś została. Rano od razu cię odwiozę.
Właśnie wtedy Florence przeniosła wzrok na szerokie okno, za którym ciężko było cokolwiek dostrzec, gdyż poza wielkimi kroplami deszczu i niemal porywistym wiatrem, który niczym w amoku kołysał skąpanymi we mroku gałęźmi wysokich wierzb, nie dało się zauważyć nic więcej.
— Okej — odparła w końcu. — Położę się na kanapie...
— Nie, mała — wtrącił, zanim zdążyła dokończyć. — Będzie spała w mojej sypialni — dodał, gdy znalazł się bliżej niej.
Florence otworzyła szerzej oczy, przeczesując drżącą dłonią włosy, a potem westchnęła cicho:
— Ale chyba nie... No, wiesz... — odchrząknęła, widząc jak na bladej twarzy Alexeia maluje się słaby uśmiech. — Z tobą? — zapytała, mrużąc przy tym powieki.
— Skąd — odparł, wkładając ręce do kieszeni ciemnych spodni. — Po prostu pomyślałem, że tam ci będzie wygodniej niż na tej kanapie.
— Nie masz pokoju dla gości? — zapytała, nie wiedząc czemu akurat zadała to pytanie.
— Nigdy nie miałem tu gości, Florence — wyznał. — Ty jesteś pierwsza — dodał, jakby było w tym coś specjalnego. — Więc jak? — zapytał, przechylając głowę w bok.
— Prowadź.
***
Florence czuła się nieco... Cóż, dziwnie, gdy pokonała szklane schody, a potem przeszła przez ciemny hol, gdzie cały czas towarzyszył jej Alexei.
Mimo, że przecież już wcześniej tutaj była nie mogła się powstrzymać, by rozejrzeć się po pomieszczeniu, gdzie kolejny raz uderzył w nią ten sam delikatny zapach lawendy, który unosił się w powietrzu.
Brunet znajdował się na przodzie, aż w końcu zatrzymał przy dużych, ciemnych drzwiach, po lewej stronie i krzyżując dłonie za plecami poinformował:
— Łazienka znajduje się w środku, gdybyś chciała się umyć.
— Dziękuję — mruknęła, gdy także przystanęła.
Brunet cofnął się w tył, obserwując każdy jej ruch, gdy chwyciła za klamkę i obdarzając go ostatnim spojrzeniem, popchnęła ciemne drzwi, by po chwili za nimi zniknąć.
Mimowolnie odetchnęła, gdy lekko zamknęła drzwi i oparła się o ich powierzchnię.
Sypialnia Alexeia nie wyróżniała się niczym szczególnym na tle reszty jego domu - była całkiem spora, z szarymi ścianami, dębową podłogą, z wielkim łóżkiem ustawionym tuż przy samej ścianie i dwiema parami drzwi, z których jedne prowadziły zapewne do łazienki, a drugie do garderoby.
Jedyne, co zwróciło jej uwagę, to niebywały chłód, który panował w pomieszczeniu. Nie żeby była to jakaś nowość, gdyż już przy samym wejściu poczuła go, gdy była tu ostatnim razem, ale teraz zdecydowanie bardziej dawał jej w kość.
Florence musiała odpocząć i... przede wszystkim pomyśleć.
W jej sercu i głowie krążyło tak wiele skrajnych i sprzecznych ze sobą emocji, że aż sama nie wiedziała, w którą stronę powinna się kierować.
Alexei nie był dobrym człowiekiem, o czym oczywiście wiedziała, ale z czasem, gdy poznała tą lepszą stronę jego osobowości... Cóż, zaczęła na niego patrzeć zupełnie inaczej niż dotychczas.
Tak jak ona ównież wiele przeszedł w swoim życiu i stracił bardzo bliską sobie osobę. Florence poznała ten rodzaj bólu, więc doskonale rozumiała jak brunet się czuł, ale w żaden sposób nie usprawiedliwiało go do robienia takich rzeczy.
Ruszyła w kierunku łazienki, której wnętrze nie zrobiło na niej jakiegoś szczególnego wrażenia, gdyż składające się z czarnych kafelek ze srebnymi wykończeniami, dużego kwadratowego, oświetlanego lustra i ogromnej porcelanowej wanny.
Gdy zobaczyła swoje odbicie niemal się skrzywiła - wyglądała naprawdę źle i tak też się czuła.
Nalała wody do wanny i zdjęła z siebie czarną sukienkę oraz resztę bielizny, po czym zanużyła się w wodzie aż po same jej brzegi.
Nie spędziła w niej dużo czasu. Owinęła ciało w biały ręcznik, który wisiał tuż przy umywalce, a potem ponownie znalazła się w ścianach sypialni bruneta.
Na moment zamarła, gdy zobaczyła, że na materacu łóżka spoczywał jakiś materiał. Podeszła w tamtą stronę, po czym biorąc go do ręki spostrzegła, że był to czarny, męski t-shirt.
Odwróciła wzrok ku drzwiom i przymknęła powieki. Była aż tak bardzo zatracona we własnych myślach, że nawet nie usłyszała jak Alexei tutaj wszedł?
Westchnęła głęboko, a potem zrzuciła ręcznik, po czym założyła na siebie koszulkę bruneta, która była na nią zdecydowanie za duża i sięgała jej prawie do kolan. Następnie powiesiła ręcznik na jego miejsce, a potem opadła na miękki materac, przykrywając się satynową pościelą.
Mimo zmęczenia nie potrafiła zasnąć i czuła, że dzisiejszej nocy sen nie przyjdzie do niej zbyt szybko.
***
Florence przewidziała swoje obawy.
Przez całą noc nie mogła zmrużyć oka, nawet na minutę, gdyż zastanawiała się jaką powinna podjąć decyzję i nie była w tej kwestii, nawet jeden mały krok do przodu.
Myślała o tym nawet, gdy wczesnym rankiem zerwała się z łóżka, przepłukała twarz wodą, po czym przebrała się z powrotem w swoją czarną sukienkę i zeszła na dół, wprost do salonu.
Wokół panowała tak bardzo przyjemna i kojąca cisza, która w jej domu była niezwykle rzadkim przypadkiem.
— Maksim? — mruknęła, gdy spostrzegła szatyna ubranego w szarą, elegancką koszulę i czarne spodnie, który stał oparty o brzeg ciemnej kanapy, przeglądając przy tym jakieś dokumenty, które trzymał w białej teczce.
— Cześć, Florence — odparł z uśmiechem, pośpiesznie zamykając teczkę. — Alexei nie mówił, że cię tu zastanę...
— To nie to, co myślisz — wtrąciła, nerwowo przystępując z nogi na nogę. — My nic... — w moment zamilkła zdając sobie sprawę jak głupio to brzmiało.
— Luz, mi się nie musisz z niczego tłumaczyć — zapewnił spokojnie, machając ręką. — Wpadłem tylko po jakieś papiery dla Alexeia — wyznał. — Nie wiem, czy ci mówił, ale dziś w nocy złapaliśmy tych gnojków, którzy postrzelili twojego brata, fajnie co? — dodał, uśmiechając się nieco szerzej, ale szybko jego wyraz twarzy się zmienił, gdy dostrzegł na twarzy blondynki niewyraźny grymas. — Coś nie tak? — zapytał, odkładając teczkę na mahoniowy stolik.
Florence obdarzyła Maksima słabym uśmiechem, który naprawdę wiele ją kosztował.
— Tak tylko... — zawahała się, przysiadając na krawędzi jednego z foteli. — Alexei powiedział mi wczoraj o Savvie...
Szatyn uniósł brwi, a potem rozchylił wargi i wypalił:
— Serio?
Florence jedynie skinęła w odpowiedzi.
— Nie bądź na niego zła, że ci nie powiedział, ale to dla niego cholernie ciężka sprawa...
— Dlaczego? — wtrąciła.
— Och, czyli nie powiedział ci wszystkiego? — zapytał. — Nie wiesz czemu Savva popełniła samobójstwo...
Florence pokręciła głową i zaczęła się nerwowo poruszać na swoim miejscu.
— On mi za to nogi z dupy powyrywa, ale i tak byś się dowiedziała — mruknął, biorąc krótki oddech. — Przez pierwsze lata swojego życia ani ja ani Demid nie poznaliśmy Alexeia — zaczął. — Nawet nie wiedzieliśmy, że ojciec ma jeszcze jakąś rodzinę. Po raz pierwszy go spotkaliśmy dopiero, gdy miał jakieś piętnaście lat i trafił do nas wraz z siostrą, ona miała wtedy z jakieś dziesięć lat. Okazało się, że ojciec miał brata, ale lata wcześniej zerwał z nim kontakt, dopiero, gdy matka Alexeia zmarła, a jego ojciec trafił do więzienia, przygarnął ich i wtedy dowiedzieliśmy się prawdy...
— Boże...
— To był dopiero początek tragedii w naszej rodzinie — Maksim westchnął ciężko. — Siedem lat później nasza matka zachorowała na raka i po roku zmarła, a Savva... — jego ramiona opadły, a potem znowu się uniosły. — Miała plany, marzenia, chciała nawet studiować architekturę, ale wszystko się zjebało w ciągu jednej nocy.
— Co się stało? — zapytała, a głos zaczął się jej łamać.
— Pewnego wieczoru wyszła z koleżankami do klubu — wyznał. — Miała wrócić około północy, ale zniknęła na całą noc. Gdy rano w końcu ją znaleźliśmy okazało się, że... Że ktoś ją zgwałcił — dodał, przygryzając wargę. — Potem wyszło, że odpowiadał za to syn jakiegoś polityka. Poszliśmy z tym do sądu jak przystało na porządnych obywateli, ale ten drań został uniewinniony, bo wysoko postawiony tatuś załatwił mu alibi. Savva nie potrafiła się z tym uporać i dzień po ogłoszeniu wyroku... — Maksim spuścił wzrok. — Powiesiła się w swoim pokoju.
Florence czuła jak po jej policzkach spływają łzy. Nawet nie próbowała się przed tym powstrzymać. Coś ciężkiego uderzyło ją w sam środek jej serca. Czuła straszny, piekący ból wewnątrz siebie.
— Alexei wtedy nie wytrzymał i znalazł tego gnojka, a potem przez kilka dni się nad nim znęcał. Chciał, żeby poczuł ten sam ból, co jego siostra aż w końcu facet umarł z powodu odniesienoch obrażeń. To był nasz koniec, więc musieliśmy uciekać z miasta. Trafiliśmy tutaj, bo tylko poza granicami Europy byliśmy nietykalni, choć przez Sala prawie nas złapali, bo siłą go zmusili, żeby zdradził, gdzie się ukrywamy, ale udało się nam z tego wywinąć.
Florence otarła łzy ze swoich rumianych policzków i schowała twarz dłoniach, starając się stłumić płacz.
— O matko...
— Alexei już nigdy nie był taki sam po śmierci Savvy — odparł cicho, prostując plecy. — Zakazał nam o tym kiedykolwiek wspominać, a sam praktycznie odizolował się od nas i od ośmiu lat jest w żałobie, która nigdy się nie skończy...
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top