[16] Pamiątka.
To chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam, ale stwierdziłam, że wam też się coś dobrego należy przed tym nieszczęsnym poniedziałkiem ❤️
Nawet nie próbowała udawać najmniejszego zdziwienia, gdy czarny Mercedes Alexeia zatrzymał się na parkingu La Strada Restaurant - jednej z droższych restauracji w Chicago i dokładnie tej samej, o której jakiś czas wcześniej usłyszała od Carli.
Nie chodziło tylko o prawdziwe włoskie jedzenie jakie tu serwowano, ale również o samą lokalizację tego miejsca - mieściła się bowiem nad rzeką, tuż obok kamiennego mostu, a jej wystrój przypomniał coś w stylu surowego filmu noir z końca lat pięćdziesiątych.
Florence milczała, gdy przekroczyli próg restauracji i niemal stanęła jak osłupiała, gdy przerzuciła swój wzrok na wnętrze lokalu, w którym poza młodą kelnerką nie dostrzegła... zupełnie nikogo.
Nadal nie odezwała się ani słowem, gdy dziewczyna zaprowadziła ich w kierunku jednego ze stolików, który znajdował się tuż przy ogromnym wejściu na ogród.
Wzięła do ręki białą kartę z daniami i... cóż, nie miała pojęcia, co powinna wybrać. Poza makaronem i pizzą nie jadła z tamtych regionów nic więcej, choć Włosi pewnie, by ją wyśmiali, gdyby powiedziała jak u nich robi się pizzę, która z tradycyjną miała niewiele wspólnego.
— Gnocchi ze szpinakiem i riccotą — oznajmił Alexei. — Dwa razy — dodał, po czym zamknął menu, a Florence obdarzyła go spojrzeniem.
Młoda kelnerka pośpiesznie zanotowała zamówienie w notatniku i uśmiechnęła się słabo, po czym zniknęła gdzieś we wnętrzu lokalu.
Florence wyprostowała się, a następnie pochyliła się w kierunku bruneta i zapytała niemal szeptem:
— Dlaczego jesteśmy tu sami?
— Znam się z właścicielem i poprosiłem go, żeby zamknął nieco wcześniej, by nikt nam nie przeszkadzał — odpowiedział pewnie.
— Och, rozumiem — westchnęła cicho. — Carla pewnie też ci w tym pomogła...
— Carla? — wtrącił nieco zaciekawiony. — Skąd ją znasz? — zapytał.
— Poznałam ją kiedy ostatnim razem do ciebie przyszłam — wyznała. —Rozmawiałyśmy chwilę i wspominała coś o tej restauracji.
— Mam nadzieję, że jej ojca nie poznałaś...
— Nie, to znaczy... — zawahała się przez chwilę. — Tylko go widziałam — dodała. — Był nieco... Przerażający.
— Fakt, Sal czasem sprawia takie wrażenie, ale zapewniam cię, że jest zupełnie inny niż się wydaje — odparł łagodnie. — To mój najbardziej zaufany człowiek — wyznał.
— Twoi kuzyni chyba są innego zdania — westchnęła, na co Alexei poderwał głowę. Cholera, dlaczego nie ona nie potrafiła w odpowiednim momencie ugryźć się w język. — Wybacz, ja nie podsłuchiwałam — zapewniła pośpiesznie. — Po prostu... bardzo głośno mówiłeś, a w zasadzie krzyczałeś, więc...
— Przepraszam, że musiałaś tego słuchać — nie dał jej dokończyć, ale powiedział to wyjątkowo szczerze i z takim... wstydem, jakby czuł się źle z tym jak się zachował.
— To prawda? — zapytała nerwowo, dostrzegając na twarzy Alexeia słaby grymas. — Że przez Sala prawie trafiliście do więzienia? — kontynuowała, ale nagle zapragnęła się wycofać. — To nie moja sprawa, więc nie musisz mówić, jeśli nie chcesz...
— Tak, ale to dawne niesnaski, Florence — wtrącił z dziwnym spokojem w głosie. — Byliśmy wtedy głupimi smarkaczami i zrobiliśmy coś pod wpływem emocji, ale dostaliśmy za to zasłużoną nauczkę — dodał, nieco ściszając ton. — Teraz już nie ma między nami żadnych spięć i żyjemy dalej.
Florence oparła się o tył krzesła, a jej ramiona opadły. W żadnym wypadku nie chciała uchodzić za ciekawską, czy też wścibską, ale chciała po prostu móc dowiedzieć się czegoś o przeszłości człowieka, z którym miała spędzić życie. Przynajmniej do tego miała prawo.
Wypuściła powietrze, gdy dostrzegła młodą kelnerkę, która ponownie pojawiła się przy ich stoliku, z już gotowym zamówieniem.
Dziewczyna podała talerze z gorącą potrawą, a Florence, nawet nie zdążyła jej podziękować, gdyż ta tylko szybko skinęła i kolejny raz zniknęła gdzieś wśród stolików.
— I co sądzisz? — zapytał nagle brunet.
— Wow — mruknęła, wcześniej przełykając kawałek kluski, która smakowała naprawdę wybornie. Teraz się nie dziwiła, czemu tak wielu ludzi odwiedzało ten lokal. — Musisz mnie tu częściej zabierać...
— Nie ma sprawy — wtrącił, zaciskając wargi. — Ale następnym razem ty wybierasz miejsce.
Nastepnym razem.
Jakby takie wypady miałaby być u nich czymś zwyczajnym, choć kto powiedział, że właśnie tak nie mogło między nimi być?
— Zgoda — odparła, uśmiechając się delikatnie, gdyż zrobiło się jej dziwnie miło, że ktoś wziął pod uwagę jej zdanie. — Zabiorę cię do mojej ulubionej cukierni — dodała, dostrzegając, że kącik jego ust lekko drgnął ku górze.
I właśnie wtedy Florence wyobraziła sobie jak Alexei Moskal siedzi w czarnym garniturze w małej, uroczej kawiarance, popijając herbatę z filiżanki i przegryzając przy tym ciastko.
Ponownie obdarzył ją tym samym cierpkim uśmiechem, który widniał na jego twarzy i dodawał mu takiej dziwnej łagodności. Uśmiechał się zdecydowanie za rzadko, ale przynajmniej był to jak najbardziej prawdziwy i szczery uśmiech, a nie w żadnym stopniu wymuszony.
Florence poczuła jak jej policzki oblewa rumieniec i gdyby nie makijaż, nad którym jej szwagierka siedziała kilka godzin, zapewne oblała, by się kieliszkiem nektaru, stojącym na brzegu stolika.
W chwili, w której wzięła do ust kolejny kawałek, a potem znowu obdarzyła bruneta spojrzeniem, ten wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, białe pudełeczko.
Gdy położył je tuż przed nią, Florence na moment przestała oddychać.
— To dla ciebie, Florence — odparł pewnie. — Chcę, abyś go nosiła — oznajmił.
Florence ostrożnie wzięła do ręki welurowe pudełeczko i nagle jej palce zrobiły się strasznie zdrętwiałe, a jej serce zaczęło bić jak szalone.
Po chwili, jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota, z wielkim szafirem po środku, który niemal z każdej strony otaczały małe, delikatne brylanty.
— Jest... — zamilkła na moment. — Przepiękny, dziękuję, ale nie musiałeś mi niczego kupować — zapewniła nieco zmieszana, zamykając pudełeczko i odstawiła go na stolik. — Znowu — przypomniała.
Fakt, najpierw róże, a teraz pierścionek. Florence nie była przyzwyczajona, że ktoś codziennie obsypuje ją prezentami. Jakby każdego dnia obchodziła urodziny i czuła się z tym nieco niekomfortowo.
— I nie kupiłem — wyznał, na co Florence obdarzyła go lekko zaskoczonym spojrzeniem i zmarszczyła brwi. — Ten pierścionek to rodzinna pamiątka.
— Tym bardziej nie mogę go przyjąć — mruknęła pośpiesznie. — Nie zasłużyłam na taki prezent — dodała, ale zanim zdążyła odsunąć pudełko w stronę bruneta, ten położył swą wytatuowaną dłoń na jej drobnej dłoni, a po chwili pochylił się bliżej w kierunku, patrząc jej prosto w oczy i szepnął:
— Uwierz mi, że ze wszystkich kobiet, które w mojej rodzinie go nosiły, ty jako jedyna na niego zasłużyłaś, więc proszę cię, noś go przy sobie i... Nigdy nie zdejmuj.
Florence była zbyt zaskoczona, żeby cokolwiek powiedzieć.
Skoro było to dla niego takie ważne postanowiła przyjąć ten prezent, a przecież prezentów się nie zwraca.
Zwłaszcza, gdy temu, kto go wręczył przyniósł więcej szczęścia niż osobie obdarowanej.
***
Prawie nie rozmawiali aż do końca kolacji. Florence z trudem udało się zjeść resztę posiłku, mimo, że jej porcja było stosunkowo niewielka i za taką cenę mogłaby w takim McDonaldzie najeść się do syta i jeszcze, by na tym sporo zaoszczędziła.
Gdy Alexei regulował płatność, Florence wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę wielkiego drewnianego parkietu, który oświetlały wiszące na drzewach łańcuchy z białych lampek, a gdzieś z wnętrza lokalu, zaczęły dochodzić dźwięki muzyki.
Nie miała zamiaru tego przyznawać, ale spędziła naprawdę przyjemny wieczór i nie sądziła, że w towarzystwie kogoś takiego jak Alexei Moskal będzie to możliwe.
Spojrzała na pierścionek, który tkwił na jej palcu i... Cóż, był piękny, ale jakoś nie umiała się cieszyć z tego podarunku. Czuła po kościach, że Alexei go jej dał, gdyż tak należało uczynić, a ona nie chciała go do niczego zobowiązywać.
Z myśli oderwał ją dźwięk kroków. Poderwała głowę i odwróciła się, gdy ujrzała przed sobą Alexeia, który właśnie zmierzał w jej stronę.
Nagle, do głowy przyszła jej pewna myśl. Coś, co zawsze chciała zrobić, ale nigdy nie miała na tyle odwagi, by to uczynić i nie nie chciała zmarnować takie okazji, skoro warunki były do tego wręcz idealne.
Gdy brunet znalazł się tuż przy niej, Florence zrobiła krok w przód i zapytała pewnie:
— Może zatańczymy?
— Ja nie tańczę, Florence — odpowiedział bez nawet chwili zastanowienia.
— Dlaczego? — zapytała, widząc po wyrazie jego twarzy, że chyba nie doczeka się od niego odpowiedzi. — Okej, to w takim razie będę musiała, poprosić o to kucharza... On na pewno mi nie...
— Nie — wtrącił.
Florence niemal drgnęła, gdy brunet chwycił jej dłoń, a następnie przyciągnął ją ku sobie, po czym położył jedną rękę na jej talii. Nie pewnie zacisnęła palce na jego ramieniu, ale zrobiła to tak lekko, że aż prawie niewyczuwalnie.
Nie spostrzegła chwili, w której zaczęli tańczyć. Powoli, jakby cały świat wokół nich zdawał się nagle zatrzymać i poza nimi nie pozostał już nikt więcej.
— Mogę cię o coś spytać? — mruknęła nagle, na co Alexei jedynie skinął. — Co mi chciałeś wtedy powiedzieć? — zapytała cicho. — Wczoraj — doprecyzowała. — Kiedy mówiłeś, że zastanawiałeś się jakbym zaraeagowała, gdybyś coś zrobił i...
— I?
— Chciałabym wiedzieć, co.
— To nie jest ważne, Florence — odparł beznamiętnie.
— Dla mnie jest — wyznała. — Skoro będziemy małżeństwem powinniśmy sobie o wszystkim mówić, nie sądzisz? Chciałabym, żebyś...
Resztę jej wypowiedzi zagłuszył dźwięk telefonu, który zawibrował we wewnętrznej kieszeni jego marynarki.
— Wybacz na chwilę — westchnął, oddychając ciężko i pośpiesznie wypuszczając ją ze swoich ramion, a potem wyciągnął telefon z kieszeni i wbił wzrok w jego ekran, a po chwili jego twarz wykrzywiła się w gorzkim grymasie.
— Coś się stało? — zapytała. — Możesz mi powiedzieć — dodała spokojnie, gdy ten po dłuższej chwili milczenia nadal się nie odezwał.
— Mój wuj, źle się poczuł — zaczął, chowając telefon z powrotem do kieszeni. — Ostatnio ma problemy ze zdrowiem, więc lekarz kazał mu leżeć i odpoczywać, ale on... Cóż, jest cholernie uparty i rzadko się kogokolwiek słucha — wyznał. —Muszę do niego pojechać.
— Oczywiście — odparła, próbując ukryć lekki zawód, który poczuła, ale sama dobrze wiedziała, że rodzina jest najważniejsza i nie ważne, co by się działo, trzeba ją wspierać. — A czy... Mogłabym pojechać z tobą?
Na twarzy Alexeia wymalował się nie mały szok, ale szybko się tego pozbył i wrócił do poprzedniego stanu. Uniósł wyżej podbródek, a potem zacisnął usta w cienką linię i odparł spokojnie:
— Będę ci bardzo wdzięczny.
***
Florence przez całą drogę nie odezwała się do Alexeia. Nie próbowała, nawet ciągnąć dalej ich rozmowy i próbować od niego wyciągnąć odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Stwierdziła, że jeśli sam będzie chciał to jej o tym powie, a naciskanie na niego nic, by tu nie pomogło, a nawet mogłoby wyłącznie zaszkodzić.
Nawet, gdy wjechali windą na sam szczyt ogromnego apartamentowca, nie zadawała żadnych pytań, a tylko pozwoliła brunetowi zaprowadzić ją do drzwi, mieszczących się na samym końcu jasnego holu.
Alexei, nawet nie zapukał. Po prostu wszedł tam z impetem, jakby właśnie przyszedł do własnego domu. Dla Florence takie zachowanie byłoby nie do pomyślenia.
Gdy blondynka również przekroczyła próg mieszkania jej oczom ukazał się wielki salon, który był urządzony w dość... Cóż, starodawnym stylu. Wszystkie meble począwszy od szerokiego kredensu, a kończywszy na wielkim stole były w kolorze ciemnego drewna.
Nawet połączona z salonem mała kuchnia, była jakby wzięta z poprzedniego stulecia. Drewniane szafki zamykane na klucz, blaty, na których dostrzegła ułożone w słoiczkach przyprawy i zioła, kończąc na ceramicznym piecu, znajdującym się zaraz obok niewielkiej spiżarki.
— Och, jesteś wreszcie, Alexei — Florence drgnęła, gdy usłyszała znajomy głos. Odwróciła się, a w wejściu na taras, za którym rozlegała się szeroka panorama miasta i ujrzała przed sobą Maksima, ubranego w granatową koszulę i szare spodnie. — O, cześć, Florence — odparł posyłając jej słaby uśmiech. — Jak się masz?
— W porządku — odparła cicho.
— Gdzie jest ten stary dureń? — wypalił nagle Alexei zwracając się w stronę swojego kuzyna.
— W gabinecie. Weź z nim pogadaj, bo ja już nie daje rady. Demida gdzieś wcięło i zostałem z nim sam.
Brunet poprawił mankiety marynarki i wziął głęboki oddech, po czym udał się w kierunku ciemnego korytarza, pociągając za sobą Florence, która nawet nie zdążyła zaprotestować.
Gdy przeszli przez korytarz, praktycznie od razu znaleźli się w małym, ale przestronym, jasnym pokoju z dębowym biurkiem, małą skórzaną kanapą i niezwykle imponującym regałem, po brzegi wypełnionym książkami.
— Ivanie, co ty znowu wyczyniasz? — odparł twardo brunet, obdarzając starszego mężczyznę spojrzeniem błękitnych tęczówek.
Ivan Moskal, którego Florence wreszcie miała okazję poznać wyglądał zadziwiająco... Łagodnie. Ubrany był w szary garnitur, a jego twarz była pokryta zmarszczkami. Jego nieco zbyt długie, siwe włosy, opadały na jego ramiona, a na prawym policzku dostrzegła średniej wielkości pieprzyk, który dodawał mu uroku.
Mężczyzna siedział za swym biurkiem w skórzanym fotelu, a w jego rękach spoczywała książka.
— Czytam.
— Nie, o tym mówię — warknął. — Czemu nie przyjmujesz leków tak jak ci kazał doktorek? — zapytał podwyższonym tonem. — I znowu pijesz? — dodał, gdy ujrzał na blacie biurka butelkę z winem.
— A to... — mruknął niewyraźnie, gdy odchrząknął i odstawił książkę na blat biurka. — To tylko na dobre trawienie.
— Tsa — prychnął Alexei. — Takie bzdety to ja mogę dziennikarzom wciskać...
— Daj spokój — wtrącił swobodnie Ivan i machnął dłonią. — Lepiej mi powiedz, co to za dziewczę obok ciebie stoi — dodał, gdy jego spojrzenie spoczęło na Florence. — Czyżby to ta bezimienna narzeczona, o której ciągle słyszę?
Blondynka uśmiechnęła się delikatnie i starając się powstrzymać zdenerwowanie szepnęła słabo:
— Mam na imię Florence. Miło mi Pana poznać.
— Gorzej się trafić nie dało — odparł mężczyzna.
— Ivanie — wtrącił Alexei wyraźnie wzburzony.
— Cicho, Alexei — skarcił go Ivan. — Rozmawiam z Florence — dodał posyłając jej dziwnie, promienny uśmiech, który ta nie bardzo wiedziała jak powinna zinterpretować.
Ivan zachowywał się tak, jakby... Cóż, znał ją od dawna i zupełnie nie wyglądał na kogoś, kto tak jak krewni zajmuje się ciemnymi interesami.
Tak swoją drogą, bardziej przypominał jakiegoś miłego, starszego człowieka z osiedla, który zawsze częstuje swoich sąsiadów ciastkami i lemoniadą.
— Alexei — łagodny głos Maksima, który nagle znalazł się w progu przerwał ich rozmowę. — Doktorek już jest.
Alexei jedynie skinął, a następnie puścił rękę Florence, którą cały czas trzymał, a potem pochylił się nad nią i wyszeptał:
— Zaraz wrócę.
Dziewczyna zbyt zmieszana, by cokolwiek powiedzieć, jedynie powiodła za nim wzrokiem, by zobaczyć jak opuszcza pomieszczenie.
Potem ponownie przeniosła swój wzrok na jego wuja, który nadal się uśmiechając, odparł:
— Usiądź, moja droga.
— Ma Pan bardzo imponującą kolekcję — zaczęła, subtelnie wskazując na półkę z książkam, po czym zajęła miejsce tuż na przeciwko niego.
— Owszem, jest całkiem zacna — przyznał, splatając ręce. — Powiedz mi, Florence — zaczął, na co ta obdarzyła go spojrzeniem. — Lubisz czytać?
— Uwielbiam — wyznała z nieukrywaną radością.
Bowiem, czytanie było jednym z niewielu rzeczy, które tak naprawdę lubiła i przed nikim nie musiała się z tym kryć. Nie wiedziała, czemu, ale gdy brała do ręki kolejną książkę, czuła się jakby przenosiła się do innego świata, a wszystkie jej ówczesne problemy po prostu znikałay.
Szkoda tylko, że działo się to tylko w jej wyobraźni.
— To dobrze. Nie ufam ludziom, którzy nie czytają książek — przyznał ze śmiechem. — Cieszę się, że dołączysz do naszej rodziny, choć nie ukrywam, że decyzja mojego bratanka o ożenku nieco mnie zaskoczyła, ale nie powiem, że nie jestem zadowolony.
— Też się cieszę — mruknęła chcąc powiedzieć cokolwiek, gdyż... Cóż, nie wiedziała, czy powinna wyznać jak naprawdę doszło do tych nieszczęsnych zaręczyn między nią, a Alexeiem.
Wolała o tym nie wspominać, gdyż niektóre kwestie czasami lepiej zachować dla siebie.
— Alexei to dobry chłopak. Może przy pierwszym wrażeniu nie wygląda na takiego i czasami bywa... Cóż, daje nam wszystkim popalić, ale nie wyobrażam sobie swojego życia bez niego. Poza tym, nigdy nie przypuszczałem, że po tej tragedii kiedykolwiek zdecyduje się na małżeństwo, więc tym bardziej jestem szczęśliwy.
— Jakiej... — zawahała się przez chwilę, ale jej ciekawość była zbyt duża, aby z nią walczyć. — Tragedii?
— Masz może ochotę na nalewkę, moja droga? — zaproponował po chwili milczenia, zmieniając temat, jakby poprzedni nie był godny, by go kontynuować.
Schylił się, a potem wyciągnął z szuflady biurka kryształowy flakon, wypełniony ciemno-bordową cieczą.
— Och, nie wiem, czy powinnam... — westchnęła, przymykając powieki i przygryzając wewnątrzną część policzka.
— Ale to z przepisu mojego świętej pamięci tatusia. Rarytas po prostu. Nawet moja żona, świeć Panie nad jej duszą gdziekolwiek teraz jest, nigdy jednego nie odmawiała.
— Skoro tak — mruknęła, na co Ivan uśmiechnął się szerzej, a przez jego brązowe oczy przebiegł dziwny błysk, po czym wyciąganął z szuflady dwa, takie same kieliszki, które następnie postawił na blacie biurka. — Ale tylko jednego.
***
— Niech przyjmuje te leki trzy razy dziennie. Najlepiej od razu po posiłku. I proszę go pilnować, żeby je brał. Inaczej Pan Ivan znowu wyląduje w szpitalu, ale już może z niego nie wyjść.
— Jasne, dziękuję, doktorze — odparł Maksim, ściskając dłoń mężczyzny w średnim wieku. Odprowadził mężczyznę do wyjścia, a gdy drzwi wreszcie się zamknęły, odetchnął ciężko i zwrócił się w stronę swego kuzyna, który stał oparty o jasną ścianę. — I co teraz, Alexei?
— A co ma być? — zapytał, jakby był wyrocznią, która przewidzi wszystko, co się wydarzy w najbliższym czasie. — Stary i tak nie będzie brał tego świństwa i sam się wpakuje do trumny na własne żądanie — warknął, odpychając się od ściany.
— A jakby... Załatwić mu jakąś opiekę? — zapytał szatyn.
— W sumie, można, ale wiesz jaki on jest... — potarł dłonią linię żuchwy. — Prędzej da się pokroić, niż zgodzi się na leczenie. Musiałaby, to być ktoś...
Zamilkł, gdy usłyszał głośny huk. Jakby coś ciężkiego uderzyło o ścianę. Owy dźwięk dochodził, gdzieś z końca korytarza, więc Alexei zmarszczył brwi, a potem zrobił kilka kroków w tamtym kierunku, ale to, co tam zobaczył było ostatnią rzeczą jakiej się spodziewał.
Ujrzał swoją narzeczoną, która leżała na zimnej posadzce, ale ani trochę nie wyglądała źle. Przeciwnie, cieszyła się jak małe dziecko, a szeroki uśmiech nie schodził z jej jasnej twarzy.
Właśnie do niego dotarło, że zostawienie Florence z jego nie do końca zdrowym na umyśle wujem, nie było najlepszym pomysłem.
— Nieźle — mruknął Maksim, który nagle znalazł się za plecami bruneta.
— Cześć, chłopcy — wymamrotała blondynka, rozglądając dookoła.
— Florence, wszystko gra? — zapytał Alexei, gdy pochylił się nad nią.
Delikatnie chwycił dziewczynę za ramiona i powoli pomógł się jej podnieść, co przyszło mu z dużym trudem, gdyż ta ledwo trzymała się na nogach.
— Jak w zegarku — odpowiedziała z uśmiechem, niemal rzucając się mu na szyję. — Wow, ktoś ci już mówił jakie masz piękne oczy? — zapytała niemrawym tonem, gdy spojrzała mu głęboko w jego tęczówki.
— Czy ty... — przybliżył swoją twarz do jej policzka, ale praktycznie od razu ją odsunął, gdyż uderzył go mocny zapach alkoholu. — Na Lucyfera. — syknął. — Ivanie — zwrócił się do mężczyzny, który stanął w drzwiach swego gabinetu i gdyby nie chwycił się klamki, również wylądowałby na podłodze.
— Upiłeś moją narzeczoną? Już całkiem cię pojebało?
— Zimno było, a to był tylko jeden... — wybełkotał. — Może dwa kieliszki.
— Mhm, po oczach widzę, że cała flaszka poszła — warknął, widząc do jakiego stanu ta dwójka się doprowadziła.
— Ej, czy wy jesteście nadzy? — zapytała, a raczej wybełkotała blondynka, starając powstrzymać opadające powieki. — Czy my wszyscy jesteśmy nadzy?
— Wychodzimy, Florence — odparł Alexei odrywając się od jej uścisku.
— Ja nigdzie nie idę... — wymamrotała. — Zostaję z moją nową przyjaciółką...
— Dość tego — warknął, a następnie bez żadnego problemu wziął ją na ręce i delikatnie uniósł. Potem przeszedł przez korytarz mijając salon, po czym w mgnieniu oka znalazł się tuż przy wejściu do windy. — Nie wrócisz w takim stanie do domu — westchnął ciężko. — Florence, spójrz na mnie... — dodał, gdy poczuł jak głowa dziewczyny opada na jego pierś, a jej palce mocniej zaciskają się na materiale jego koszuli. — Zabieram cię do siebie, okej?
— Ale pójdziemy potem do Disneylandu? — szepnęła słabo.
Alexei zaśmiał się krótko i nacisnął przycisk znajdujący się przy windzie, a gdy drzwi powoli się otworzyły, wyszeptał:
— Pojedziemy, gdzie tylko zechcesz.
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top