[33] Miejsce na trochę szczęścia.
Wybaczcie, że znowu zamulam z rozdziałem, ale aktualnie jestem wrakiem człowieka i z trudem udało mi się napisać to, co jest.
Plus pytanka - co myślicie o tej książce do tej pory?
Czy uważacie, że jest w niej czegoś za mało bądź też za dużo?
I co wam się w niej narazie podoba najbardziej, a co najmniej?
Walcie prosto z mostu, o nic się nie obrażę.
Nie wiedziała, co jako pierwsze wyrwało ją ze snu.
Czy to był dźwięk uderzających o szybę gałęzi, czy też niezwykle nieznośny ból, który niemal rozrywał jej wszystkie mięśnie, ale ona zdecydowanie stawiała na to drugie.
Twarz Florence wykrzywiła się w gorzkim grymasie, gdy syknęła pod nosem, starając się ruszyć ze swojego miejsca, ale nie było to łatwe, gdyż najmniejszy ruch sprawiał jej ogromną trudność i czuła ból prawie na każdym fragmencie swojego ciała.
Miała wrażenie jakby była pijana, a przecież wczoraj nie wzięła do ust, nawet kropli alkoholu.
Zamrugała kilkukrotnie i wypuściła powietrze, gdy ostrożnie przewróciła się na drugi bok, przyciskając satynową pościel do nagich piersi.
Wtedy niemal podskoczyła, gdy ujrzała przed sobą twarz Alexeia, który nadal pogrążony był we śnie.
Wzięła krótki, urwany oddech, ponieważ dopiero teraz przypomniała sobie, co się wczoraj między nimi wydarzyło i mimowolnie dotarły do niej wspomnienia z wczorajszej nocy.
Wczorajszej nocy.
Blondynka nie mogła przestać się uśmiechać na samo wspomnienie chwil spędzonych z brunetem.
Czuła się... Cóż, sama nie potrafiła tak naprawdę określić swoich emocji, ale mogła przyznać jedno - była szczęśliwa.
Pierwszy raz od bardzo dawna.
Co prawda była prawie cała obolała i czuła po kościach, że z pewnością będzie tak jeszcze przez kilka dni, ale teraz miała to kompletnie gdzieś.
Zignorowała nieprzyjemne uczucie, które buzowało między jej nogami i bezszelestnie przesunęła się bliżej bruneta, by móc lepiej się mu przyjrzeć, gdyż tak naprawdę pierwszy raz budziła się u jego boku.
Chciała zapamiętać ten moment i wspominać go jeszcze przez długi czas, choć zdawała sobie sprawę, że zapewne dla niektórych to nie było nic ważnego i wartego uwagi, ale dla niej miało większe znaczenie niż cokolwiek innego.
Alexei leżał na lewym boku, jednocześnie wspierając się na jednej ręce, drugą spoczywającą na jego umięśnionym torsie, a ciemne kosmyki jego włosów lekko opadały na jego bladą twarz.
Wyglądał tak... niewinnie.
Po chwili dotarło do niej jak bardzo dziwnie to brzmiało, gdyż nikt nawet pod wpływem jakiś śmiesznych substancji nigdy, by tak o nim nie pomyślał, ale Florence to nie obchodziło.
Dla niej liczyła się tylko ta strona Rosjanina, której nikt poza nią nie miał okazji poznać i miała nadzieję, że właśnie tą będzie częściej oglądać.
Wsparła się na jednej ręce i spojrzała na niego. Mimo, że dostrzegła w nim spokój to nadal miał w sobie coś niebezpiecznego i zadziornego. Dotknęła opuszkami palców rany na jego ramieniu, która prawdopodobnie została mu po ostatnim spotkaniu z Revonem Blackwellem, po czym prześledziła jego umięśniony tors, skupiając się na jego tatuażu i na małych bliznach, które wokół niego widniały.
Starała się go nie obudzić, gdy delikatnie odsunęła z jego twarzy zagubione kosmyki jego włosów.
Florence przymknęła powieki, a po chwili poczuła jak dłoń Alexeia zaciska się na jej talii i ten jednym ruchem przyciągnął ją ku sobie, na co blondynka cicho westchnęła.
— Wybacz — Florence utkwiła wzrok w jego twarzy, gdy Alexei uniósł powieki, obdarzając ją spojrzeniem. — Obudziłam cię? — zapytała niemal szeptem.
Alexei tylko pokręcił głową, zaciskając wargi.
— I tak już nie spałem — mruknął pod nosem, lekko zachrypniętym głosem.
Florence zmarszczyła brwi.
— Doprawdy?
— Mhm — potwierdził brunet. Zmienił pozycję, przekręcając się na plecy, a jedną rękę zarzucił na twarz, przez co głowa Florence wylądowała na jego twardej piersi. — Zawsze mam jedno oko otwarte, żeby móc zareagować, gdyby... — przerwał na moment, po czym odchrząknął. — Gdyby coś się stało, choć przez to czasem w ogóle nie kładę się spać.
— To trochę niezdrowe — zauważyła, przerzucając przez ramię włosy, które swobodnie opadły na jej plecy.
— Nic co robię, Florence, nie jest zdrowe.
— To może czas to zmienić? — zasugerowała.
— Może — westchnął tak bardzo bez przekonania, gdy jego druga ręka przesunęła się na górę jej pleców. Florence przeszedł przyjemny dreszcz, gdy ponownie uderzył w nią chłód jego dłoni. — Dzisiaj jest poniedziałek? — zapytał nagle, na co Florence kiwnęła głową. — W południe mamy spotkanie z prawnikiem — przypomniał. Przez wydarzenia, z minionego weekendu blondynka kompletnie o tym zapomniała. — Pójdziemy na nie razem, ale potem będę cię musiał opuścić — oznajmił. — Mam jeszcze trochę spraw do załatwienia na mieście i za chuja nie wiem jak to wszystko pogodzę...
— Jakie? — wtrąciła łagodnie. — Jeśli mogę wiedzieć.
Alexei wziął głęboki oddech, nie spuszczając z niej wzroku, po czym oznajmił:
— Przychodzi dzisiaj nowa dostawa towaru dla stałego klienta, więc potem muszę się z nim spotkać, a znając go trochę mi z nim zejdzie. Miałem jeszcze dzisiaj wpaść do Maksima, a potem do Ivana, ale musiałbym się chyba sklonować, żeby zdążyć do tego starego durnia...
— A ja nie mogę do niego zajrzeć? — ponownie nie dała mu dokończyć.
— Jesteś pewna? — dopytywał, nieco zaskoczony jej propozycją, gdyż po ostatnim spotkaniu z jego wujem przypuszczał, że ta już sobie darowała takie spotkania.
— I tak chciałam go jeszcze odwiedzić i spędzić z nim trochę czasu — wyznała, dostrzegając na twarzy bruneta zaniepokojenie, więc zapewniła pośpiesznie: — Nie martw się, pamiętam, żeby nic od niego nie brać, po prostu chcę... — zawahała się przez chwilę. — Chcę bliżej poznać twoją rodzinę. Maksima już nieco znam, więc został mi tylko twój wuj i Demid.
Brunet przewrócił oczami, a mięsień jego szczęki drgnął.
— Z Demidem lepiej nie próbuj — mruknął nagle Alexei niemal się przy tym krzywiąc, jakby samo wypowiedzenie tego imienia go irytowało.
— Dlaczego? — zapytała, podrywając głowę.
— Bo to zwyczajny kutas, Florence — stwierdził cierpko, przybliżając jej twarz ku swojej. — Nie szanuje nikogo ani niczego. W głowie mu tylko picie i dziwki. Wszystkim zawsze próbuje zrobić na złość, nawet własnego ojca traktuje jak ostatnie gówno i dla ciebie też nie zrobi wyjątku.
— Moim zdaniem każdy zasługuje na drugą szansę, ale skoro tak twierdzisz — westchnęła nieco smętnie, a jej uśmiech osłabł, gdy wtuliła twarz w jego szyję.
Nie czuła rozczarowania, czy też zawodu, ale nie chciała być jedną z tych żon, które w każdej sprawie słuchają wyłącznie męża i robią wszystko, by tylko ich zadowolić.
Na własne oczy widziała przecież jak większość z nich przez to skończyła, więc ona nie miała zamiaru powtórzyć ich losu.
Chciała go uniknąć i móc napisać własną, lepszą historię.
— Przeczytałaś tą książkę, którą ci dałem? — wypalił po dłuższej chwili Alexei, kompletnie zaskakując ją tym pytaniem, gdyż sądziła, że ten o tym zapomniał, zupełnie tak jak ona, ale nie chciała tego przed przyznawać.
Florence uniosła głowę i przechyliła ją nieco w bok.
— Och, całkiem o niej zapomniałam — szepnęła słabo, dostrzegając, że kącik ust bruneta drgnął ku górze. — Coś tam zaczęłam, ale jeszcze jej nie skończyłam... Przypomniałeś sobie o naszym zakładzie? — zagadnęła widząc jak jego uśmiech, co raz bardziej się poszerza.
— Który wygrałem.
— Jeszcze nie — zauważyła, po czym zaśmiała się krótko. — Najpierw daj mi ją skończyć.
— To może pójdziemy na kompromis? — zaproponował, gdy zaczął powoli masować jej plecy. — Przyznam ci rację, a ty spełnisz moje jedno życzenie, tak jak obiecałaś?
— Zgoda — odparła, a uśmiech znowu przyozdobił jej jasną twarz. — A czego sobie życzysz? — dodała, dotykając opuszkami palców wzoru tatuażu na jego klatce piersiowej.
— Muszę pomyśleć, ale jak wymyślę to ci powiem — odpowiedział, choć tak naprawdę pragnął tak wiele rzeczy, że ciężko je było zliczyć.
Jednak... większość z nich już udało mu się spełnić, więc pozostało tylko jedno - najważniejsze, ale najtrudniejsze jednocześnie, dlatego na razie nie chciał zrzucić na barki Florence czegoś tak trudengo, a może i nawet nie możliwego do spełnienia.
— Florence — zwrócił się do niej głębokim tonem swojego głosu, po czym przysunął ją jeszcze bliżej siebie i objął jej drobne ciało swoimi ramionami tak, że niemal ją uwięził. — To całe kochanie się jest...
— Tak? — wtrąciła, nieco niepewnie.
— Całkiem mi się podoba.
Florence lekko rozchyliła wargi i poczuła nerwowe łaskotanie w podbrzuszu, którego nie potrafiła opanować, ani nawet wydusić z siebie ani jednego słowa.
I nie musiała.
Jej reakcja była dla niego wszystkim, czego teraz potrzebował, a jego wyzanie było najlepszym, co mogła ostatnio usłyszeć.
Alexei skupił wzrok na jej ustach, po czym delikatnie je musnął, następnie pogłębiając pocałunek, przez co ciche sapnięcie wydarło się z jej gardła, gdy Florence także go odwzajemniła.
Całował ją powoli, jakby mieli jeszcze przed sobą dużo czasu i nigdzie się nie musieli śpieszyć.
Chciał ją tak całować.
Sprawiać przyjemność każdego dnia i nie wypuszczać jej z ramion, dopóki ona będzie tego chciała.
W końcu należała do niego, a on należał do niej.
***
Spotkanie z prawnikiem, które załatwił dla niej Alexei poszło lepiej niż Florence się spodziewała. Szybko udało się załatwić, to co trzeba i nie zeszło im na to dużo czasu, więc, gdy brunet zawiózł ją pod apartamentowiec jego wuja, a sam pojechał zająć się resztą swoich obowiązków i powiadomić Diavala, żeby ten czekał na nią w wyznaczonym miejscu, dochodziła prawie czternasta.
Florence poprawiła materiał czarnej sukienki, gdy drzwi windy się przed nią otworzyły, po czym znalazła się na ostatnim piętrze i przechodząc przez jasny hol, zaczęła się kierować na sam jego koniec.
Mocniej zacisnęła torebkę na swoim ramieniu, gdy po chwili dostrzegła, że ciemne drzwi prowadzące do mieszkania Ivana Moskala były lekko uchylone.
Przygryzła wewnątrzną część policzka i powoli podeszła w tamtą stronę.
W momencie, w którym stanęła w progu apartamentu, dotarł do niej dźwięk czyjegoś głosu, który brzmiał wyjątkowo znajomo. Był niezwykle oschły i donośny lecz w pierwszej sekundzie go nie rozpoznała.
— Tobie to wińsko już chyba całkiem odebrało zdolność myślenia.
Florence zrobiła krok w przód, zatrzymując się w pół drogi do salonu. Wstrzymała oddech, gdy ostrożnie oparła się o ścianę. Domyśliła się, że głos należał do Demida Moskala.
— Nie pyskuj mi tu. Już postanowiłem i zdania nie zmienię.
I drugi znajomy głos dotarł do jej uszu. Był równie mocny i donośny, dlatego na początku nie potrafiła go rozpoznać. Dopiero po chwili dotarło do niej, że był to głos Ivana Moskala.
— Jasne — mruknął Demid, a po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk jego kroków. — Zapomniałem przecież, że jakaś sierota jest ważniejsza od twoich rodzonych dzieci.
— To twoja rodzina, Demid — odparł twardo Ivan. — Płynie w was ta sama krew, więc lepiej miarkuj słowa.
— Och, przepraszam — Demid teatralnie uniósł dłonie, przyciskając je do piersi. — Jak w ogóle mogłem obrazić jakże świętego Alexeia, któremu chcesz wszystko zostawić, a nie własnemu synowi.
— Alexei nie jest święty — wtrącił mężczyzna, poruszając się na fotelu, który zajmował. — Żaden z was nie jest, ale znacznie bardziej nadaje się do tej roboty niż ty i Maksim razem wzięci, a poza tym... — opadł na tył fotela i zamilkł na moment. — On chociaż myśli o innych, a ty tu wpadniesz raz do roku i spodziewasz się, że cokolwiek dostaniesz. Trochę więcej pokory, synu — dodał na, co Demid jedynie prychnął przechadzając się po pomieszczeniu. Ivan widząc to pokręcił głową i kontynuował. — Alexei za miesiąc bierze ślub, wtedy też zajmie moje miejsce i zostanie waszym nowym szefem. Może i dla ciebie znajdzie jakieś stanowisko...
— Niech się pierdoli — Demid nie pozwolił mu dokończyć, podnosząc ton swojego głosu. — Nie chcę nic od tej miękkiej faji i tej jego małej kurwy — dodał na zakończenie, gdy niemal poderwał się w kierunku wyjścia.
— Demid! — krzyknął za nim Ivan, podnosząc się z fotela.
Lecz ten już go nie słyszał albo raczej tak wolał udawać.
Florence niemal drgnęła, delikatnie przesuwając się w bok i odpychając się od jasnej ściany, po czym wstrzymała oddech, a gdyby nie cofnęła się nieco w tył to prawie wpadłaby z impetem prosto na blondyna.
Gdy przeszyło ją spojrzenie jego zielonych tęczówek, niemal potknęła się o własne nogi. Oblało ją coś w rodzaju strachu, ale nie dała po sobie tego poznać. A przynajmniej się starała, żeby tak to nie wyglądało.
Wyprostowała się, po czym siląc się na coś w rodzaju uśmiechu, odparła cicho:
— Przepraszam, nie...
— Zejdź mi z drogi — Demid niemal syknął, gdy wyminął blondynkę, jednocześnie prawie uderzając ją w ramię, po ruszył przed siebie.
Florence westchnęła pod nosem, a jej twarz trochę się wykrzywiła.
Cóż, Alexei miał rację i również w kwestii swojego kuzyna okazał się nieomylny.
W momencie, w którym Florence przerzuciła na niego swoje spojrzenie dostrzegła jakiś mały przedmiot, leżący tuż na podłodze.
Schyliła się, by lepiej się temu przyjrzeć i właśnie wtedy zauważyła łańcuszek z różowego złota z małą zawieszkę w kształcie księżyca, który dookoła otaczały delikatne brylanty.
Ostrożnie wzięła go ręki, ale nie zdążyła się mu bliżej przypatrzeć, gdyż nagle poczuła nad sobą czyjś cień. Gdy uniosła głowę ponownie spostrzegła nad sobą Demida Moskala, który posłał jej niezwykle mordercze spojrzenie, jakby właśnie trzymała w dłoniach najcenniejszą dla niego rzecz.
— To chyba...
— Oddawaj to — blondyn ponownie jej przerwał, niemal wyrywając łańcuszek z jej dłoni, po czym włożył go wewnętrznej kieszeni bordowego garnituru, który miał na sobie.
Florence zdodała podnieść się z podłogi i odprowadzić Demida wzrokiem, gdy ten zniknął za drzwiami, przy okazji je za sobą zatrzaskując.
Odetchnęła z ulgą, odsuwając za ucho kosmyk swoich jasnych włosów, po czym pokonała odległość jaka dzieliła hol z salonem, a gdy już się w nim znalazła, spostrzegła Ivana Moskala siedzącego w brązowym fotelu, który początkowo nawet jej nie zauważył.
— Moja droga — Ivan obdarzył ją spokojnym spojrzeniem, a ton jego głosu nagle złagodniał, jakby nic się przed chwilą nie stało. — Kiedy przyszłaś?
— Niedawno — odparła, gdy niepewnie zbliżyła się w jego stronę.
— Jeśli słyszałaś, co za bzdety ten sraluch mówił, to serdecznie cię za niego przepraszam — westchnął ciężko, a w jego głosie można było dostrzec coś w rodzaju zawstydzenia i zdenerwowania jednocześnie. — Choć może i to moja wina — przyznał, gdy blondynka powoli przystanęła przy skórzanej kanapie, a po chwili zajęła na niej miejsce. — Mogłem mu poświęcać więcej czasu, a może nie wyrósł, by na takiego wstrętnego... — mężczyzna zamilkł, po czym mocno odchrząknął, niemal się przy tym krztusząc. — Cholera.
— Nie wygląda Pan najlepiej — przyznała blondynka, gdy odłożyła na bok swoją torebkę. — Bierze Pan leki, które przepisał lekarz? — zapytała, ale Ivan jej nie odpowiedział. — W zasadzie, to pielęgniarka powinna je Panu podawać...
— Żadna wredna piguła już nie przekroczy progu mojego mieszkania — oznajmił twardo, gdy w końcu uspokoił kaszel i nabrał oddechu. — Diabeł, by się mógł od nich wszystkich uczyć — dodał i machnął ręką. — A skoro o Diable mowa... Czemu Alexei sam się tu nie pofatygował tylko przysyła mi ciebie? — dopytywał.
— Sama chciałam Pana odwiedzić — zapewniła pośpiesznie blondynka, uśmiechając się lekko. — Alexei też miał przyjść, ale był zbyt zajęty.
— Rozumiem — odparł Ivan trochę niezbyt przekonany.
— Mogę Pana o coś zapytać? — zaczęła Florence, gdy splotła ze sobą dłonie i oparła je na swoich kolanach, na co Ivan skinął od razu. — Jaki Alexei był kiedyś? — zapytała, pochylając się bliżej niego. — Zanim... — wzięła głęboki oddech. — Zanim zmarła jego siostra?
Ivan Moskal popatrzył na nią z przejęciem. Przez jego twarz przeszedł dziwny błysk, a mężczyzna zamilkł na nieco dłuższą chwilę, jakby szukał odpowiedzi na jej pytanie, gdzieś głęboko w sobie.
— Zawsze bywał dość skryty i zamknięty w sobie, ale bardzo często się uśmiechał — zaczął poprawiając mankiety koszuli, która opinała jego sylwetkę. — Uwielbiał czytać. Potrafił całe dnie przesiedzieć w bibliotece, a jego ulubioną książką była bodajże "Hrabia Monte Christo". Czytał ją chyba ze sto razy, a jakiś czas nawet uczył się grać na pianinie, ale potem przerzucił się na szachy.
Florence nie potrafiła ukryć zaskoczenia, gdy słuchała wyznania Ivana. Ten opis tak kompletnie nie pasował do mężczyzny jakiego znała, że nie umiała w to uwierzyć.
— Alexei grał w szachy? — zapytała, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Kącik ust mężczyzny drgnął ku górze.
— I to jak prawdziwy zawodowiec — wyznał pewnie. — Moja świętej pamięci żona go nauczyła i cóż, w tym przypadku uczeń przerósł mistrza. Miał nawet startować w krajowych mistrzostwach, ale gdy zmarła Savvcia... — głos Ivana osłabł, a ten na moment spuścił wzrok, po czym znowu go podniósł. — Nic mu już nie sprawiało przyjemności. Zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż wcześniej i już się bałem, że powtórzy los mojego nieszczęsnego brata, ale... — urwał, jakby nie wiedział, czy powinien był jej o tym mówić.
Florence poruszyła się nerwowo na swoim miejscu.
— Ale?
— Ale odkąd jest z tobą — Rosjanin popatrzył na nią tak... Cóż, tak bardzo nie do opisania. — Zdarzają się takie momenty, w których znowu widzę w nim tego małego dzieciaka z bujną czupryną, choć wiem, że te czasy już nigdy nie wrócą, ale przynajmniej wiem, że dzięki tobie w jego życiu ciągle jest miejsce na trochę szczęścia.
Florence poczuła falę ciepła, które niemal zalała jej serce i jego okolice. Zaczęła się zastanawiać, co by było gdyby poznała bruneta wcześniej, choć przecież nawet nie mieli jak się spotkać skoro mieszkali na dwóch zupełnie różnych kontynentach.
Mimo to, nie mogła przestać sobie tego wyobrażać i, co by było gdyby nie dotknęły go te wszystkie tragedie.
Jakim byłby wtedy człowiekiem i czym, by się zajmował?
Czy założyłby rodzinę?
Wiele było pytań, na które nie znała odpowiedzi, ale teraz nie miało to znaczenie.
Ważne, że obecnie był tylko z nią i to najbardziej się dla niej liczyło.
Gdy chciała jeszcze zadać Ivanowi parę pytań, dotarł do niej huk drzwi, który sprawił, że niemal podskoczyła.
W momencie, w którym odwróciła głowę w tamtą stronę ujrzała przed sobą Diavala, który zatrzymał się gwałtownie tuż przy kanapie.
— Diaval, co ludzi straszysz? — skarcił go starszy Moskal, niemal chwytając się za serce.
— Co się stało, Diavalu? — zapytała Florence, gdy poderwała się ze swojego miejsca i podeszła w stronę bruneta, który ledwo łapał oddech.
— Maksim... Maksim się wybudził.
Menevis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top