[17] Wybacz mi to, co teraz zrobię.


Spodziewam się, że zabijecie mnie za tę końcówkę, więc miło mi było was wszystkich poznać, elo.






Florence miała słabą głowę, o czym Alexei właśnie się przekonał, gdy dziewczyna powoli przekraczając próg jego rezydencji, prawie nie potknęła się o własne nogi i gdyby ten jej w porę nie złapał, wylądowałaby na zimnej posadzce.

Brunet chwycił ją delikatnie w talii i próbował sprawić, aby ustała na własnych nogach, co było nieco trude, gdyż blondynka bez przerwy mu się wyrywała i wyglądała jakby... świetnie się przy tym bawiła.

W przeciwieństwie do niego, gdyż zajmowanie się pijanymi kobietami nie należało zwykle do jego obowiązków.

— Mam pomysł... — mruknęła Florence, niemal niesłyszalnie i gdyby Alexei nie stał tuż przy niej zapewne, by jej wcale nie usłyszał. Nieco chwiejnie odwróciła się w jego stronę, kładąc drobne dłonie na jego marynarce. — Zaśpiewajmy Dancing Queen.

— Co?

— Dancing Queen — powtórzyła, nieco oburzona. — Taki z ciebie stary dziad, a nie znasz najlepszej piosenki na świecie — dodała prawie wieszając się brunetowi na szyi.

O tak, Alexei już wiedział, że Ivan z pewnością nie poczęstował Florence tylko jedną flaszką.

Ponownie wziął ją na ręce, gdyż dotarcie samodzielnie do najbliższego łóżka mogła się okazać dla blondynki nieco cięższym zadaniem niż z początku przypuszczał.

W końcu, gdy z trudem przeszedł z nią przez korytarz, w którym panował istny mrok, udało mu dotrzeć do salonu, gdzie ostrożnie postawił ją na ziemi, a następnie pomógł jej usiądź na ciemnej kanapie.

— Wow... — wymamrotała Florence słabym głosem, pochylając się bliżej bruneta. Ich twarze prawie się ze sobą stykały. — ...ale ty ładnie pachniesz.

Tak, tylko po tej ohydnej nalewce jego wuja blondynka mogłaby wygadywać takie bzdury, co z jednej strony było całkiem... urocze, gdyż na trzeźwo z pewnością nie byłaby z nim tak szczera, niemal aż do bólu.

Lecz, z drugiej strony nieco martwiło go to, że Florence była trochę za... grzeczna, gdyż nie potrafiła odmówić kiedy już należało to uczynić.

Rzecz jasna, nie miał jej tego za złe. Wiedział, że ta zapewne chciała być po prostu miła, a on sam mógł ją przecież wcześniej ostrzec, ale tego nie zrobił. Dlatego, nie gniewał się na nią, a wyłącznie na siebie.

Oczywiście, następnym razem miał zamiar ją wcześniej uprzedzić oraz zabić Ivana za to do jakiego stanu ją doprowadził.

Alexei westchnął ciężko, a potem, gdy Florence oparła się o brzeg kanapy, pomógł jej zdjąć białe szpilki z jej stóp, na których zauważył delikatne otarcia. Nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego kobiety robią sobie taką krzywdę, aby móc wyglądać i prezentować się jak najlepiej.
Równie dobrze mogłyby przejść po potłuczonym szkle i wyszłoby na to samo.

— Jaki piękny księżyc — wybełkotała, podnosząc głowę w górę i wskazując palcem w tamtą stronę.

— To jest lampa, Florence.

— Pf, nie znasz się — prychnęła, kręcąc głową i zmrużyła powieki. — Wiedziałeś, że bicie serca jest w stanie dostosować się do rytmu muzyki, której człowiek słucha... A pamięć złotej rybki trwa zaledwie trzy sekundy i, że Steve Jobs odreagowywał stres mocząc stopy w łazience w siedzibie swojej firmy...

— Nie, nie wiedziałem — wtrącił, gdy delikatnie wsunął rękę pod jej kolana i starał się jak najbardziej ostrożnie ułożyć ją na kanapie.

— Ale ja jeszcze nie chcę iść spać — wymamrotała, wiercąc się przy tym niczym małe dziecko.

— To mnie akurat mało obchodzi — odparł twardo, a gdy głowa dziewczyny opadła na miękką poduszkę, przykrył ją kocem, który leżał złożony w kostkę tuż obok.

— Jesteś bardzo niemiły — zachichotała, odnajdując gdzieś w tej ciemności jego tęczówki. Uśmiech, który pojawił się na jej jasnej twarzy był prawdopodobnie najpiękniejszą rzeczą jaką dane mu było kiedykolwiek zobaczyć. — Ale wiesz co... — dodała nieco mniej wyraźnym tonem, na co brunet lekko pochylił się nad nią, by lepiej ją usłyszeć. — Nie jesteś taki zły jak myślałam i... i chyba nawet cię lubię — szepnęła na wpół sennie.

Alexei nic nie odpowiedział. Jedynie zacisnął usta w cienką linię i odsunął z jej policzka zagubiony kosmyk włosów, a potem tylko zobaczył krótki moment, w którym blondynka po prostu zasnęła.

Po chwili odsunął się od niej, cofając się w tył, a gdy zatrzymał się tuż przy szerokim oknie, ukradkiem na nią spoglądając, delikatny uśmiech niezauważalnie przyozdobił jego bladą twarz.

Cóż, może jeszcze nie wszystko było tak do końca stracone?

Lecz, czy potrafił sprawić, żeby była z nim chociaż na chwilę tak szczęśliwa jak dzisiejszego wieczoru?

Prawdopodobnie nie.

Z kimś kogo dusza jest tak ciężka i brudna nie da się być szczęśliwym, ale nikt przecież nie powiedział, że nie jest to możliwe.

Brunet wyciągnął z kieszeni garniturowych spodni i wybrał numer na swojej liście kontaktów, którego ostatnio używał dość często.

Przysunął telefon do ucha po czym wbił wzrok w widok na ogród, który rozciągał się za szerokim oknem, a który trudno można było w ogóle nazwać ogrodem.

— Słucham, Panie Moskal — w słuchawce rozbrzmiał znajomy niemal głęboki męski głos.

— Mam dla ciebie zadanie, Diavalu — odparł twardo Alexei, przechadzając się po pokoju.

— Tak?

— Przekaż Panu Sharpowi pewną wiadomość ode mnie...

***

Prawie zbliżała się północ, gdy Charlie siedział na tarasie, oparty o jeden z wiklinowych foteli. Przykrył ramiona kolorowym kocem, gdyż dzisiejsza noc była wyjątkowa chłodna i nic się nie zapowiadało, by miała się polepszyć.

Blondyn nie mógł spokojnie spać i nawet oglądanie powtórek Przyjaciół i widok Rachel Green nie sprawił, że poczuł się lepiej. Bowiem, jego myśli jakby cały czas były przy jego siostrze, która... Cóż, znajdowała się teraz nie wiadomo, gdzie i mimo, że dobrze wiedział z kim, to wcale nie sprawiało, że czuł się spokojnieszy.

Nie ufał Moskalowi. Zapewne nie on jeden, ale fakt, że reszta jego rodziny zdawała się być pod jego pełną kontrolą i nic najwyraźniej sobie z tego nie robiła, zdawał się go jeszcze bardziej denerwować.

— Charlie! — donośny ton jego brata rozbrzmiał tuż za jego plecami, co sprawiło, że blondyn odwrócił głowę i ujrzał za sobą Jacka odzianego w czarny szlafrok. — Co ty tu, do cholery, jeszcze robisz?—- zapytał twardo, robiąc krok w jego stronę. — Nie pamiętasz, że jutro mamy spotkanie z Claytonami?

Claytonowie byli niegdyś ich sąsiadami oraz ich dobrymi przyjaciółmi. Kiedyś prowadzili w Chicago dużą sieć hoteli, ale po paru latach przenieśli swoją działalność do Nowego Yorku. Jednak tam interes nie kwitł tak dobrze jak przypuszczali, więc postanowili wrócić i podjąć współpracę z Sharpami.

— Pamiętam — odparł Charlie, wzdychając ciężko. — Po prostu... — zamilkł na moment. — Flo jeszcze nie wróciła. Trochę się o nią martwię...

— Nie masz czym — wtrącił Jack. — Jest u Alexeia i wróci dopiero rano — odparł, na co Charlie otworzył szeroko oczy i lekko rozchylił wargi. Jakby miał nadzieję, że właśnie źle coś usłyszał, a Jack widząc to kontynuował: — Dostałem od niego wiadomość. Zatruła się czymś w restauracji, czy coś i źle się poczuła, więc zabrał ją do siebie, bo mieli do niego bliżej.

— I to cię nie martwi? — zapytał z niedowierzaniem Charlie, marszcząc brwi. — Flo jest u jakiegoś obcego faceta i ty tak spokojnie o tym mówisz? Nie boisz się, że... — zawahał się, przygryzając wargę. Wiedział, co chce powiedzieć, ale zastanawiał się jak to najdelikatniej ująć. — No, wiesz...

— Nie, Char — wtrącił pewnie Jack. — Nie mam się o co bać, więc i ty zrób to samo. Moskal jej nawet nie dotknie, jeśli o to ci chodzi.

— A skąd to wiesz? — zapytał, podnosząc się z fotela i zrobił krok w stronę brata.

— Bo wiem — odparł dziwnie pewny swego. — Nie zadawaj mi już głupich pytań tylko idź spać.

Szatyn obdarzył brata ostatnim spojrzeniem i w mgnieniu oka opuścił taras, po czym zniknął gdzieś w jasnym korytarzu.

Charlie wziął głęboki oddech, a potem podszedł w kierunku metalowych barierek i zacisnął na nich swe dłonie.

Teraz martwił się o swoją siostrę jeszcze bardziej niż wcześniej.

***

Jeszcze za nim Florence podniosła powieki przez jej ciało przebiegło gorące, niemal duszące zmęczenie. Poczuła dziwny, trochę gorzki posmak w ustach, a jej skronie pulsowały tak, że miała wrażenie, że jej głowa zaraz wybuchnie niczym bomba.

Powoli podniosła się do pozycji siedzącej, starając się wyprostować, ale widocznie spędziła zbyt wiele czasu w jakiejś dziwnej pozycji, gdyż bolały ją chyba wszystkie mięśnie.

Czuła się... Cóż, jakby gdzieś na długo odleciała i niepotrzebnie wróciła.

Przetarła zaspane oczy i dopiero po dłuższej chwili obraz przed jej oczami zaczął się robić wyraźniejszy, po czym odkryła, gdzie się właśnie znajdowała.

Nie miała zielonego pojęcia jakim cudem nagle znalazła się w domu Alexeia Moskala.

Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek z poprzedniego wieczoru, ale ostatnie, co zapamiętała, to moment, w którym piła nalewkę z Ivanem Moskalem w jego apartamencie i cóż, wyglądało na to, że zdecydowanie przesadziła z jej ilością.

Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej torebki, która gdzieś się zapodziała.

W końcu dostrzegła ją na niskim, mahoniowym stoliku, więc powoli usiadła na brzegu kanapy, odgarniając poplątane włosy z twarzy, a gdy po nią sięgnęła, by po chwili wyciągnąć z niej swój telefon i zerknęła na widniejącą na ekranie godzinę.

Była godzina dziesiąta rano, co oznaczało, że przespała... Cóż, musiała spać naprawdę długo.

— O matko — jęknęła, chwytając się za głowę.

Miała jedno nieodebrane połączenie od Charliego i wiadomość, w której blondyn prosił, aby zadzwoniła do niego jak tylko będzie w stanie.

Co się do cholery wczoraj stało?

Ostatni raz czuła się tak okropnie po swojej osiemnastce i od tamtego czasu obiecała sobie już nigdy nie brać takiej ilości alkoholu do ust.

— Moja głowa — syknęła, zrzucając z siebie koc, którym była przykryta.

Podniosła się z ciemnej kanapy, a następnie udała na poszukiwania łazienki, gdyż jedyna o czym teraz marzyła to przepłukać twarz zimną wodą, a co nie przyszło jej łatwo, ponieważ każdy, nawet najmniejszy krok sprawiał jej dużo bólu.

Gdy stanęła tuż przy szerokim kredensie, niemal wpadła na Marcię, która akurat niosła jakiś parujący napój na srebnej tacy.

— Och, wreszcie wstałaś, złociutka — kobieta posłała jej promienny uśmiech.

— Ja... — westchnęła. — Jak długo spałam?

— Dziesięć godzin, co najmniej — odparła Marcia, kładąc tacę na mahoniowym stoliku. — Ale to dobrze. Po takim balowaniu, sen jest potrzebny — dodała ponownie obdarzając ją spojrzeniem. — Zrobiłam ci herbatę z imbirem. Moja babcia zawsze mawiała, że na kaca nie ma nic lepszego.

— Dziękuję, ale nie musiała Pani — wymamrotała nie pewnie Florence.

— Ależ to żaden problem, moja droga — Marcia machnęła dłonią. — I ja nie jestem żadna Pani tylko Marcia, więc proszę, tak się do mnie zwracaj.

— Dobrze, Pa... To znaczy Marcio — odparła, zbliżając się w kierunku kanapy i ponownie na niej zasiadając.

Podniosła z tacy biały kubek i przyłożyła go do swych ust po czym wzięła łyk gorącego napoju, który smakował jak istny napój Bogów.

— I jak? — zapytała kobieta, opierając się o brzeg kanapy.

— Pyszne — stwierdziła.

— No, ja myślę — odparła Marcia. — Miło jak ktoś wreszcie cię doceni. Nie, co niektórzy tutaj — westchnęła.

— A gdzie jest... — szepnęła słabo i zamyśliła się na chwilę, gdy gorący kubek parzył ją w dłonie.

— Pan Moskal? — wtrąciła kobieta, na co Florence przyznała jej rację. — Wyszedł jakieś pół godziny temu, ale mówił, że niedługo wróci i prosił bym się tobą zajęła jak już się obudzisz — poinformowała. — Nie wiem, co go tak nagle ruszyło z samego rana. Zawsze wychodzi dopiero wieczorem i mi znika na całą noc, a potem siedź człowieku i się gorączkuj, co on tam znowu wyprawia z tymi swoimi kuzynami degeneratami.

— To znaczy... — wtrąciła niepewnie Florence. — Alexei nie wychodzi z domu przez cały dzień? — zapytała, na co Marcia skinęła. — Dlaczego?

— A ja wiem — westchnęła kobieta, biorąc krótki oddech. — Tak już jest odkąd tu pracuję, a ja się nie mieszam w cudze sprawy i w to, co mu tam w głowie siedzi — wyznała. — A tak między nami... — Marcia pochyliła się nad Florence i ściszyła ton głosu. — Wydaje mi się, że Pan Moskal bardzo cię lubi skoro cię tu wczoraj przyprowadził. Za mojej kadencji nie było tu jeszcze żadnej kobiety, więc już zaczęłam się bać... — kobieta zawahała się. — Nie ważne, ale myślę, że musisz być dla niego naprawdę ważna.

— Tak myślisz? — zapytała Florence, odkładając kubek zpowrotem na srebną tacę.

— A gdybyś nie była, to czy byś teraz nosiła pierścionek po jego matce... — odparła, wodząc wzrokiem po jej dłoni.

Florence spuściła wzrok i utkwiła go w pierścionku, który tkwił na jej palcu. Zupełnie zapomniała, że przez ten cały czas miała go przy sobie. Co prawda, brunet wspominał, że to była jego rodzinna pamiątka, ale blondynka nawet się nie domyśliła, że mógł należeć do jego matki.

Przynajmniej te głupie plotki, które krążyły po mieście nie okazały się w żadnym stopniu prawdą.

A Alexei Moskal za każdym razem, co raz bardziej ją zaskakiwał.

***

Marcia pozwoliła Florence skorzystać z łazienki dla gości, więc blondynka poczuła się jak nowo narodzona, gdy wzięła długi, zimny prysznic, a potem ponownie założyła różową sukienkę, którą miała na sobie poprzedniego wieczoru.

Chociaż nadal miała wrażenie, że umiera od środka, ale jej samopoczucie było już zdecydowanie lepsze niż wtedy, gdy się obudziła.

Gdy opuściła łazienkę, wróciła do salonu, gdzie odnalazła swój telefon, po czym wysłała wiadomość do Charliego, w której napisała, żeby się o nią nie martwił i, że niedługo będzie już w domu.

Och, ona już wiedziała, co ją czeka jak tylko przekroczy próg swojej rodzinnej rezydencji i z pewnością nie będzie to nic miłego.

Schowała telefon, a potem chcąc rozprostować kości i obolałe mięśnie zaczęła przechadzać się po pokoju.

Dom Alexeia był urządzony niezwykle... surowo. Oczywiście, było widać, że jest zamożnym mężczyzną, lecz styl w jakim się prezentował był bardzo chłodny, zimny, a nawet można powiedzieć, że pusty, gdyż gdyby Florence nigdy tu nie zajrzała, nawet nie pomyślałaby, że ktoś tu mieszka.

Jakby... Nie było tu żadnego życia.

Gdy tak subtelnie rozglądała się po pokoju, nagle jej wzrok zatrzymał się na leżącej na kredensie książce.

Był to niezwykle gruby i bardzo ciężki egzemplarz, z zabarwioną na czerwono skórą. Florence przechyliła głowę delikatnie w bok, aby przeczytać tytuł. "Życie i los".

Książka była autorstwa Wasilija Grossmana i choć Florence nigdy nie było specjalnie po drodze z rosyjską literaturą kojarzyła tego autora, gdyż jedno z jego innych dzieł omawiała kiedyś ze swoim nauczycielem.

Florence dotknęła okładki, a gdy odwróciła się w kierunku wyjścia, niemal krzyknęła, gdy poczuła, że na kogoś wpadła. Zrobiła mały krok w tył, gdy zimno, które od niego biło sprawiło, że nagle nie mogła się ruszyć.

Podniosła głowę, a gdy napotkała spojrzenie jego błękitnych tęczówek, niemal kamień spadł z jej serca i odetchnęła głęboko.

Tymczasem Alexei spojrzał w dół, a następnie znowu skupił się na niej. Za każdym razem patrzył na nią w ten sam sposób - chłodny, ale jednocześnie zatroskany, jakby zawsze bał się, że coś jej się stanie.

— Nie powinnaś tego czytać — mruknął nagle lekko zachrypłym głosem.

— Czemu? — zapytała nieco zmieszana.

— Ta książka jest... — zamilkł na moment, zaciskając wargi. — Trudna, ciężka i... Cóż, może zostawić po sobie trwały ślad na twojej psychice.

To chyba nie czytałeś nigdy opowiadań na Wattpadzie z tego najgorszego sortu, napisanych przez jakieś dwunastolatki - pomyślała w duchu Florence, ale szybko ucięła ową myśl.

— To może się założymy? — zapytała pewnie Florence, robiąc krok w jego stronę. — Jeśli ją przeczytam, ty przyznasz mi rację, że się myliłeś — dodała, mocniej zaciskając dłonie na książce.

— A jeśli nie? — zapytał dziwnie zaciekawiony.

— Cóż... — zastanowiła się przez chwilę. — Spełnię twoje jedno życzenie — dodała wyraźnie pewna swego, gdyż chciała mu udowodnić, że się mylił i nie miała nawet najmniejszego zamiaru spełniać jakichkolwiek jego zachcianek.

— Zgoda — odparł po chwili. — Odwiozę cię do domu, Florence — dodał nagle zmieniając temat.

— W porządku.

***

Florence oparła głowę o szybę samochodu i przymknęła powieki. Jakoś nie miała ochoty wracać do domu, ale dobrze wiedziała, że musiała to zrobić, gdyż nie chciała zobaczyć reakcji swoich bliskich, a zwłaszcza Charliego, jeśli postąpi inaczej.

We wnętrzu auta ponowało wyjątkowo przyjemne ciepło, czego nie można było powiedzieć o zewnątrz, gdyż za oknem panowała niemal jesienna pogoda, a przecież lato nadal trwało.

Alexei natomiast nie odezwał się już do niej ani słowem, gdy opuścili mury jego rezydencji, a ona była już po prostu zbyt zmęczona, by próbować go namówić na jakąkolwiek rozmowę.

Zresztą, czy miała z nim o czymś jeszcze rozmawiać?

Gdy już Mercedes Rosjanina wjechał na osiedlę, na którym mieszkali Sharpowie, Florence odetchnęła głęboko. Jeżeli każda ich następna randka miała się kończyć w taki sposób, to powinni sobie od nich zrobić małą przerwę.

— Wcześniej nie zapytałem jak się czujesz... — wypalił nagle Alexei, na co blondynka drgnęła i obdarzyła go spojrzeniem.

— Lepiej — mruknęła cicho. — Tylko trochę boli mnie głowa...

— Następnym razem nie bierz już nic od mojego wuja — wtrącił łagodnie, unosząc wyżej podbródek.

Florence jedynie skinęła na słowa bruneta, a potem poczuła jak wjechali tuż na kamienny podjazd i samochód zatrzymał się zaraz przed wysoką bramą.

Alexei odetchnął ciężko, a potem przeniósł swój wzrok na Florence i odparł nieco zmęczonym tonem:

— Do zobaczenia...

— Możesz mi wreszcie powiedzieć, co mi chciałeś wtedy wyznać? — wtrąciła, nie wiedząc dlaczego zadała owe pytanie. Być może to zmęczenie, które czuła, albo ta cholerna nalewka Ivana cały czas krążyła w jej organizmie, a może była już po prostu zniecierpliwiona zachowaniem Alexeia, który zachowywał się w stosunku do niej jak pies do jeża.

— Już ci mówiłem, że...

— Przestań się ciągle wykręcać — ponownie nie dała mu dokończyć. — Cały czas to robisz, a ja mam już tego dość. Nie możesz tak po prostu mi tego powiedzieć? To aż takie straszne, że nie jesteś w stanie...

Natychmiast zamilkła, gdy brunet zbliżył się w jej stronę i się nad nią pochylając, delikatnie chwycił wytatuowaną dłonią jej policzek. Przez zimno jego skóry, które od niego biło poczuła się niemal sparaliżowana, a ten widząc to szepnął aksamitnym głosem:

Wybacz mi to, co teraz zrobię.

Nie zdążyła już w żaden sposób zareagować na jego słowa, gdy Alexei Moskal przyciągnął jej twarz ku sobie, a drugą położył na karku blondynki i odnajdując jej wargi, w końcu ją pocałował.




Menevis.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top