9. Powrót z pracy

Po kilku dniach, zapomniałam o mojej poprzedniej propozycji pracy. Pochłaniała nie praca w Czyśćcowym barze. Tak było i tego wieczora. Angela znów miała jakieś zebranie, więc nie mogła mnie odwiedzić. W połowie zmiany, zobaczyłam jednak znajomą postać. Podeszłam do dwuosobowego stolika, przy którym siedział Asmodeusz.
-Cześć. Co tu robisz, bez towarzystwa Gabriela?-zagadnęłam go.
Książę miał na sobie czarny płaszcz z kapturem, którego nie ściągnął, choć był pod dachem.
Przyłożył palec do ust, co znaczyło, że mam być cicho. Zdezorientowana, siedziałam z nim przez chwilę, póki ktoś nie chciał złożyć zamówienia. Wtedy musiałam odejść. Co jakiś czas zerkałam w stronę Księcia. Godzinę przed końcem zmiany stolik już był pusty. Wzruszyłam tylko ramionami. Po skończeniu pracy przebrałam się i jak zawsze wracałam na skróty przez zagajnik. W oddali zobaczyłam kilka postaci, które ze sobą rozmawiały. Nie przejęłam się tym zbytnio. Nagle ktoś zakrył mi usta ręką i pociągnął w głąb krzaków.
-Spokojnie, to ja. Bądź cicho, najlepiej się schowaj. Ne wychodź stąd, póki ktoś z nas po Ciebie nie przyjdzie.-usłyszałam głos Asmodeusza.
Odwróciłam się oburzona, jednak nikogo tam nie było. Jedynym dowodem tego, że mi się to nie przyśniło, był głos Księcia:
-Azazel, Baltazar! Co tu robicie?
-Wasza Wysokość! Administracja Nieba i Piekła wysłała na czas zagrożenia strażników. Ten tydzień to my nimi jesteśmy.
-Dlaczego nic mi o tym nie wiadomo?
-Ta uchwała przeszła dopiero kilka godzin temu. Nie było Cię w pałacu.
-No tak. Macie rację.
"Wracaj szybko do baru. Schowaj się gdzieś i nie waż się stamtąd ruszać."-usłyszałam w głowie. Chyba zwariowałam, ale ma je nogi wbrew mojej woli, poniosły mnie we wskazane miejsce.
Zamknęłam drzwi na klucz i wlazłam pod ladę barową. Zasunęłam za sobą drzwiczki i siedziałam tam, nieźle wystraszona. Po kilku minutach, a może godzinach, znów usłyszałam ten głos:
"Spokojnie. Idę po Ciebie."
Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia i od razu podszedł do mojej kryjówki. Otworzył ladę, złapał mnie za bluzkę i szarpnął w górę.
-Co Ty wyprawiasz?-wyrwałam się z uścisku Księcia. Nie protestował.
-Wydaje mi się, że ratuję Ci tyłek. A teraz chodź że mną.-po czym, nie czekając na moją odpowiedź, odwrócił się i szedł w kierunku drugiego wyjścia.
-Tak jest Wasza Wysokość.-odpadłam sarkastycznym tonem.
Wyszliśmy na dwór. Stał tam czarny samochód. Asmodeusz otworzył przede mną drzwi od strony pasażera, po czym zajął miejsce obok.
Po chwili byliśmy przed moim domem.
-Poczekaj.-diabeł wysiadł pierwszy, po czym znów otworzył mi drzwi-Idź szybko do domu i nie waż się wyjść. Ja muszę już wracać. Zamknij drzwi na klucz. Nie otwieraj okien. Czekaj na Angelę lub Gabriela.-dał mi "rozkazy", po czym szybko odjechał.
Czy ktoś mi wytłumaczy, co się tu, do cholery, dzieje?!?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top