4. KAŻDY MA WYBÓR-ALE NIE JA

Owy rozdział dedykowany dla vanes8

Podpisywanie dokumentów trwało około dwie godziny. Nie były to umowy, bardziej coś na kształt regulaminu obowiązującego w Niebie, Piekle i Czyśćcu. Każda zmarła dusza, tuż po śmierci, podpisywała takowe. Potem był targ dusz i...wybór, gdzie chce mieszkać. Serio, każdy ma wybór, czy idzie do Nieba, czy Piekła. Jeśli nie jest pewna, na jakiś czas ma prawo zamieszkać w miejscu pośrednim-czyli Czyśćcu. Po umówionym czasie, wraca do Piotra i dokonuje wyboru na wieczność. W wyborze może pomóc Ostatnia Waga. Jest to nic innego, jak ważenie serca. Nie chodzi o kilogramy, jedynie o to, ile w życiu na Ziemi popełniło się dobrych uczynków, a ile złych. Jeśli szala pokaże napis DOBRO, bardziej odpowiednie jest dla niej Niebo. Jeśli pokaże ZŁO-Piekło. Ale nie jest to ostateczność. Po prostu mała pomoc i sugestia ze strony Boga i Diabła.

Ja, że względu na to, iż oficjalnie nie umarłam, nie miałam takiego wyboru.
Po podpisaniu dokumentów, Piotr powiedział:
-Idźcie już Panie. Zaraz Gabriel przyprowadzi następną duszę.
Po czym podbił pieczątkę na jakimś dokumencie, podał go Angeli i wyszłyśmy.
Na zewnątrz natknęłyśmy się na blondwłosego anioła, który szedł w towarzystwie wiekowej Japonki.
-Witaj Angelo! Co u Ciebie?-zapytał mojej towarzyszki.
-Przeprowadziłam moją podopieczną. Tą w śpiączce. Ma na imię Franciszka. Franko-tu zwróciła się do mnie-poznaj Gabriela,  jednego z najważniejszych aniołów w Niebie.
-Bardzo mi miło.-powiedziałam, po czym wymieniliśmy się uściskami dłoni.
Gabriel spojrzał na zegarek.
-Nam zajmie trochę czasu podpisanie dokumentów u Piotra. Zadzwoń do Asmodeusza lub Lucyfera. Może pokażą France, jak wygląda Targ Dusz. No, na nas już czas.-wyminął nas, uśmiechnęłam się pokrzepiająco do starszej Pani i ruszyłam za Angelą, która rozmawiała z kimś przez telefon. Gdy skończyła, powiedziała:
-Mamy szczęście. Lucyfer nie ma czasu, ale przyjdzie jego syn-Asmodeusz*. Zwykle w prawdziwym Targu uczestniczy Gabriel, ale jak widziałaś, jest teraz zajęty. Przyjdzie więc Terencjusz. Jest bardzo miły.-poinformowała.
Szłyśmy przez mleczne opary, gdy nagle pojawiła się przed nami złota brama. No oczywiście, że w sposób magiczny.
-To wejście do Czyśćca, które nazywamy również Helios. Ty będziesz mieszkała właśnie tam.-dowiedziałam się od anielicy.
Furtka od bramy otworzyła się i wyszedł z nich anioł o krótkich, czarnych włosach i okularach na nosie. Wyglądał trochę jak profesor.
Gdy o tym pomyślałam, ten spojrzał na mnie z oburzeniemzaśmiała się.
-Franko, poznaj Terencjusza. Tak jak zauważyłaś, w naszym kręgu nazywamy go profesorem.
-Nie lubię tego określenia.-stwierdził.
-Chyba nikt nie lubi, Terencjuszu.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, na co humor mu się trochę poprawił.
Za bramą usłyszałam dziwny odgłos, jakby lądował samolot, jednak trochę cichszy. Tylko trochę. Następnie rozległ się donośny ryk, podobny do odgłosu wydawanego przez lwy.
Chwilę potem przyszedł do nas wysoki chłopak o długich, ciemnych jak pióra kruka, włosach.
-Mod, czy Ty zawsze musisz brać ze sobą tą bestię? Nie możesz przyjechać jak normalny człowiek, na przykład samochodem?-zganił go Profesorek.
-Jeśli po tylu stuleciach spędzonych w Niebie, nie zapamiętałeś, że nie jesteśmy ludźmi, to Cię uswiadomię.-odgryzł mu się młodszy-Ja jestem diabłem, następcą tronu Lucyfera, a Ty aniołem, przybocznym Gabriela.
-No dobra, wasza wysokość.
-Przestańcie się kłócić!-upomniała ich anielica-Pokażecie France, jak wygląda Targ, czy nie?
-Ok. Lećmy z tym koksem.-powiedział Asmodeusz, podszedł do mnie i bezceremonialnie sięgnął ręką w moją stronę. Po chwili już trzymał...moje serce.
Przestraszyłam się nie na żarty.
-Spokojnie. Oddychaj. Zaraz je odzyskasz.-powiedziała Angela, kładąc dłoń na moim ramieniu. W dłoni Terencjusza pojawiła się waga. Miała jedną szalę, a na skali były tylko dwa słowa. DOBRO i ZŁO. Asmodeusz położył mi je serce na szali. Wskaźnik zaczął wirować w kółko i zatrzymał się...pośrodku.
-Czyli i tak trafiłabyś najpierw do Helios.-stwierdził długowłosy, po czym wziął moje serce z wagi i wsadził je z powrotem na miejsce.
-No i tak to mniej więcej wygląda.-stwierdził Profesorek.
Za bramą znów rozległ się dziwny ryk.
-Wracamy. Chodźcie, dziewczyny.-pierwszy przez bramę przeszedł Terencjusz. Książę Piekieł natomiast poczekał, aż my znajdziemy się po drugiej stronie.
-Nie myśl, że to z grzeczności. Po prostu tak się wchodzi wraz z nową duszą. Najpierw idzie anioł, potem dusza, a na końcu Diabeł.-powiedziała Angela.
Za bramą wszystko wyglądało...normalnie. Jak zwykłe miasto. Ludzie chodzili w tę i nazad. Były sklepy, domy, biura. Mgła minęła całkowicie. Ale nie to przykuło moją uwagę. Otóż, gdy spojrzałam w lewą stronę, przekonałam się, co wydawało te dziwne ryki. Ciemnoczerwony, ogromny smok zamachał gwałtownie skrzydłami, aż wokół rozniosły się opary kurzu. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczyma i wydał głośny ryk.

*Wiem, że Asmodeusz to ktoś inny, ale na potrzeby opowiadania, to syn Lucyfera Lilith. Bo tak mi się podoba i tak będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top