3. ŚWIĘTY PIOTR GRYWA W GOLFA

Podróż nie trwała długo. Dach szpitala nie stanowił dla nas żadnego problemu. Gdy dotarłyśmy do pierwszych warstw chmur, zaczęła nas otaczać dziwna, gęsta mgła. Rozejrzałam się ciekawie dookoła, jednak wszędzie widziałam tylko mleczny kolor owej mgły. Przez pewien czas, czułam się jak w jakiejś próżni. Zaczęło mi brakować tchu.
-Spokojnie, Frankie, jeszcze chwilkę.-powiedziała Angela.
I rzeczywiście, po chwili stanęłyśmy na stałym gruncie.
Dalej kręciło mi się w głowie, czułam nudności, jednak nie pozwoliłam sobie na słabość. W końcu dziwne uczucie minęło, mogłam spokojnie się rozejrzeć. Nic się nie zmieniło, nadal otaczała nas mgła. Spojrzałam na swoje nogi, których jednak nie dojrzałam z powodu tego oparu.
-Wszystko Ok?-spytała anielica.
-Bywało gorzej.-odparłam.
-W takim razie, chodźmy.
Ruszyłyśmy przed siebie. Po pięciu minutach, zobaczyłam,  że zbliżamy się do małej, murowanej budki. Angela podeszła do jej drzwi i zapukała. Nikt nie odpowiedział, więc ponowiła czynność. Dalej żadnego odzewu.
-Chodź, pójdziemy na tył. Jest tam dzwon, którym przyzwiemy Piotra.-anielica ruszyła na tył małego budynku.
Tak jak powiedziała, był tam dzwon. Złapała za sznur i pociągnęła kilka razy. Po okolicy rozległ się donośny dźwięk.
-Teraz na pewno przyjdzie.
Wróciłyśmy do frontowych drzwi.
Niedługo potem usłyszałam odgłos silnika. Podjechał do nas starszy mężczyzna na śmiesznym wózku. Jak wyjaśniła Angela, był to wózek golfowy.
-Witaj Piotrze. To jest Franka, ta, która zapadła w śpiączkę po wypadku.
-Witam Was, młode damy!-zawołał Piotr, zsiadając z wózka. Podszedł do drzwi i otworzył je złotym kluczem-Właśnie wraz z Józefem urządziliśmy sobie partyjkę golfa.
"Czyżby chodziło o tego Józefa od Jezusa i Maryi?" pomyślałam.
-W rzeczy samej, panno Franciszko.-powiedział mężczyzna, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem  z ponad okularów.
-Mówiłam Ci, że musisz uważać na to, co myślisz. Tu wszyscy umieją w nich czytać.-przypomniała mi moja towarzyszka.
-Dobrze...Siadajcie przy biurku, zaraz zajmiemy się sprawami papierkowymi.
Poszłyśmy w tamtym kierunku.
-Ale tu jest tylko jedno krzesło.-stwierdziłam.
-Ahhh...Gdzież moje maniery.-Święty Piotr machnął dłonią w kierunku biurka. W tym momencie pojawiło się tam drugie krzesło. Stałam przez chwilę zdezorientowana, jednak Angela pchnęła mnie lekko w jego kierunku. W końcu zasiadłyśmy na krzesłach, a on na fotelu po drugiej stronie. Wykonał nieokreślony ruch ręką, po czym na blacie pojawił się stos dokumentów.
"To jakiś dziwny sen. Teraz jestem tego w stu procentach pewna." pomyślałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top