26. Sam na sam z diabłem

FRANKA

Spałam mniej niż trzy godziny. Nie tylko ze względu na moje przemyślenia. Na zewnątrz odgłos walki nie ustawał. Raz po raz dało się słyszeć metaliczny szczęk uderzających o siebie mieczy i głuchy odgłos kroków mieszkańców Wiecznej Ciemności. Gabriel i Angela spali w najlepsze, wtuleni w siebie. Asmodeusz majaczył w półśnie, gdyż wróciła gorączka. Dwa razy zmieniłam mu okład, jednak starałam się zbytnio nie ingerować w broniący się organizm. W końcu, wyczerpana, zapadłam w krótką drzemkę. Obudził mnie dźwięk zakładanej zbroi. To anioł szykował się do wyjścia na pole bitwy.
-Zaczekaj. Może pójdę z tobą. Być może przydam się na coś.-po czym wstałam i chciałam również założyć własne, metalowe odzienie.
-Ty nigdzie nie idziesz.-zaoponował Gabriel.-Musisz zostać tu. Dopilnujesz, by Mod nigdzie nie wychodził. Pomogłem mu, jednak stracił sporo krwi. Być może dzięki twoim zabiegom, udało się go ocalić. Nie jest na tyle silny, by dziś stanąć do walki. Angela idzie ze mną, w razie potrzeby przyjdzie ci z pomocą.
-Muszę udać się do Lilith i powiedzieć jej o poczynaniach Rei. Ona musi coś z tym zrobić. Lucyfer raczej się tym nie przejmie, poza tym ma na głowie sprawy wojny.-wyjaśniła anielica.
Mogłam to zrozumieć, więc skinęłam tylko głową, po czym życzyłam im powodzenia. Po kilku minutach anioły opuściły obóz.
Diabeł jeszcze się nie obudził. Postanowiłam przygotować coś na śniadanie.

ASMODEUSZ

Obudziły mnie smakowite zapachy, dochodzące z zewnątrz namiotu. Czułem lekkie oszołomienie i ogólne osłabienie, jednak dałem radę wstać. Jasność dnia poraziła wrażliwe po gorączce oczy. Przysłoniłem je ręką. Odwrócona do mnie plecami Frankie, pichciła coś nad ogniskiem. Chyba poczuła na sobie mój wzrok, gdyż nagle odwróciła się. Nasze oczy spotkały się na moment. Gdy przyjrzała mi się chwilę, zażenowana odwróciła spojrzenie. No tak. Zapomniałem, że miałem na sobie tylko prześcieradło zawiązane na biodrach.
-Jesteś głodny?-zapytała po chwili milczenia.
-Jak smok.-odparłem zgodnie z prawdą.
-To dobrze. Niedługo wrócisz do pełni sił.
-Ja już jestem dostatecznie silny.
-Tak, ale wczoraj wraz z Gabrielem walczyliśmy o twoje życie.-zauważyła.
-Wiem.-po czym wszedłem do środka.
Na poczekaniu wyciągnąłem na siebie wymyślone w biegu spodnie. Ogarnąłem swoje włosy, które aż prosiły się o chwilę uwagi. Pech chciał, że szczotka zaplątała się w moje loki. Nie mogłem jej w żaden sposób wyciągnąć, więc zrezygnowany, chwyciłem za miecz. Już miałem dokonać cięcia, gdy usłyszałem krzyk Franki.
-Nie rób tego! Zaczekaj.
Po czym podeszła do mnie i delikatnie zaczęła wyplątywać przedmiot z moich włosów. Jej dotyk był delikatny, szarpnięcia ledwo wyczuwalne. Po dłuższej chwili, stwierdziła:
-Gotowe. A teraz usiądź, spróbuję coś na to poradzić.
Posłuchałem jej. Usiadłem na swoim materacu i pozwoliłem jej czesać włosy. Po kilkunastu minutach moje lekko kręcone loki były uratowane.
-A teraz jedz. Musisz nabrać sił.-po czym podała mi jajecznicę i kubek z mlekiem. Sama również usiadła obok i zabrała się za swoją porcję.
Ukradkiem przyglądałem się dziewczynie. Nawet ją polubiłem. Miała zadziorny charakter i nieprzeciętny wygląd. Musiałem przyznać, że gdy Niebo zadecyduje, iż ona będzie musiała wrócić na Ziemię, będę za nią tęsknić. Ona zapomni o wszystkim, co się tu wydarzyło-ja nie. Nikt z nas.
-Mod? Czy ty mnie w ogóle słuchasz?-zapytała w pewnym momencie.
-Wybacz, zamyśliłem się. Co mówiłaś?
-Pytałam, czy długo znasz Reę.-odparła z uśmiechem Frankie.
-Cóż...-przemyślałem wszystkie spotkania z przybraną córką Beliala.-Widziałem ją kilka razy. Bywała u nas na przyjęciach i lubi imprezować w klubach.
-Jaka ona jest? Czy jest milsza, kiedy się ją lepiej pozna?
Po dłuższej chwili odparłem:
-Nie mam pojęcia.
-Jaka to?-zdziwiła się.-Przecież macie się pobrać!
-Uczyłaś się historii. Więc musisz wiedzieć, że ludzie pobierają się nie tylko z miłości.
-Myślałam, że te czasy dawno minęły...
-Jak widzisz-nie.
Potem zapadło milczenie.
Po śniadaniu poszliśmy zająć się zwierzętami. Ucieszyłem się na widok Dragona. Potem Franka opowiedziała mi o tym, co musiała przejść przez moją przyszłą żonę.
-Widziałaś diabła w jego prawdziwej postaci?!? Jak ona mogła na to pozwolić!!! To nie tak miało wyglądać!-zdenerwowałem się.
-Spokojnie, Angela zdążyła na czas. Ona przez to zdarzenie też cierpiała.
-Wiem... Palenie w ogniu piekielnym jest straszliwą karą. Lucyfer nie stosował jej już od kilkudziesięciu lat.
Po nakarmieniu i oporządzeniu zwierząt, wróciliśmy w towarzystwie kotki do namiotu.
-Może polecimy zobaczyć, co dzieje się na polu bitwy?-zaproponowałem.
-Jeśli obiecasz, że nie zejdziesz ani na moment z grzbietu smoka.-odparła.
Musiałem się zgodzić. Poszliśmy po Dragona, który ucieszył się z możliwości lotu.

Na szczęście Wieczna Ciemność wydawała się przegrywać. Dzięki oddziałom sprowadzonym z Nieba, nasza armia radziła sobie doskonale. Lucyfer dowodził bitwie, która niestety przeniosła się dość daleko od Wszechoceanu. To nie wróżyło nic dobrego. Miejmy nadzieję, że wojna nie dotrze w okolice zamku. Jeśli potwory zdobędą nasz dom, sytuacja może się radykalnie zmienić. Późnym popołudniem wróciliśmy do obozu. Zbliżał się wieczór. Angela i Gabriel jeszcze nie wrócili. Wygląda na to, że tę noc spędzimy samotnie. Po kolacji Franka zapytała:
-Mógłbyś na chwilkę wyjść? Chciałabym wziąć kąpiel.
-Jasne.
Po czym opuściłem namiot.
Po kilku minutach usłyszałem plusk wody. Po cichu uchyliłem poły materiału i zajrzałem do środka. Dziewczyna siedziała w niedużej wannie, zanurzona w dużej ilości piany. Widziałem tylko jej rude loki i nagie ramiona. Resztę musiałem sobie wyobrazić. Gdy zauważyłem, że zamierza wyjść, przestałem ją podglądać. Po kolejnych kilku minutach, dziewczyna zawołała mnie do środka. Wtedy ona wyszła, a ja zająłem jej miejsce. Pech chciał, że rana na moim ramieniu znów zaczęła krwawić. Czarna ciecz szybko opuszczała moje ciało, a ja z sekundy na sekundę traciłem siły do życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top