17. Królewska kolacja i nowe doświadczenie

FRANKA

Na kolację postanowiłam ubrać się w tę samą sukienkę, którą miałam na sobie na feralnej dyskotece. Odpowiadał mi taki styl. Gdy kończyłam makijaż, ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę!-powiedziałam, wychylając się z łazienki.
Do środka wszedł Asmodeusz.
-Gotowa?-zapytał.
-Prawie.-odparłam.
Usiadł na obrotowym krześle i bezmyślnie zaczął się na nim kręcić.
-Nie zapominaj o murze. I muszę Cię o czymś uprzedzić.
-Zamieniam się w słuch.-powiedziałam, wychodząc z łazienki i siadając na łóżku.
-Podczas Twojego pobytu w zamku, będzie tu Rea. Proszę Cię, uważaj na nią. Jest nieobliczalna, jednak jeśli nie nadepniesz jej na odcisk, powinno być OK.
-Mod-zwróciłam się do niego przezwiskiem-Przecież ja jej wtedy nic nie zrobiłam! To ona na mnie naskoczyła!
-Wiem, Frankie, wiem. Ale to mogło się dla Ciebie źle skończyć. Gdyby nie ja...Ehhh...Nieważne.-ukrył twarz w dłoniach.
-Powiedz mi.-poprosiłam.
-Nie teraz. Za pięć minut kolacja.-Książę wreszcie podniósł głowę. Zauważyłam, że niedbale związał włosy, gdyż kilka kosmyków było luźnych, reszta związana w kitkę.
-Czekaj, pomogę Ci.-powiedziałam.
Spojrzał na mnie dziwnie. Nic nie mówiąc, pobiegłam do łazienki. Prxyniosłam stamtąd moją szczotkę do włosów. Podeszłam do niego, rozpuszczając jego "nienaganną" fryzurę. Szybko-lecz delikatnie, rozczesałam kruczoczarne, lekko falowane włosy i związałam na powrót.
-Gotowe.-powiedziałam z uśmiechem.
-Dzięki.-potrząsnął głową. Żaden kosmyk nie uwolnił się-Aha. Zapomniałem Ci coś powiedzieć.
-Co takiego?-wystraszona, spojrzałam mu w oczy.
-Świetna sukienka. A teraz chodź.-wstał i ruszył w kierunku drzwi. Podążyłam za nim. Po chwili usłyszeliśmy wołanie z jego pokoi:
-Asmodeuszu! Kochanie, chodź na chwilkę!-to był głos Rei.
-Idź do jadalni. Zaraz przyjdę.
Spojrzałam na niego ze współczuciem i poszłam we wskazanym kierunku.

ASMODEUSZ

Zaczynałem naprawdę dobrze czuć się w towarzystwie Franki. Czasem była denerwująca i osiągała mistrzostwo w pakowaniu się w kłopoty, ale lubiłem ją. Nie była upierdliwa i wyrafinowana jak Rea. Diablica zawołała mnie, kiedy szliśmy na kolację.
"Co znowu?"-pomyślałem, jednak przeprosiłem naszego gościa i poszedłem w kierunku mojego pokoju. Gdy do niego wszedłem, stanąłem jak wryty.
-Nie spodziewałem się tego, nawet po tobie.-powiedziałem że złością.
-Co? Nie podoba Ci się mój Nowy wygląd, czy może kreacja nie taka?-zapytała, udając zdziwienie.
Tym razem naprawdę przesadziła.
Po jej czarnych, półdługich włosach, nie było śladu. Zamiast tego, miała burzę rudych loków. Dodatkowo, założyła identyczną sukienkę, jaką miała na sobie Franka.
-Już jest i tak za późno na jakąkolwiek zmianę. Para królewska nie powinna na nas czekać, prawda kochanie?-powiedziała, podchodząc do mnie. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę jadalni.

FRANKA

Gdy weszłam do jadalni, Lucyfer i jego żona-o ile nią była-już siedzieli przy zastawionym stole.
-Witaj. Proszę, usiądź na tamtym miejscu.-powiedział Król, wskazując mi drugie krzesło do siebie. Wykonałam polecenie, sadowiąc się na miękkiej poduszce.
-To jest Lilith-moja żona.-przedstawił towarzyszącą mu kobietę.
Wstałam, lekko się ukłoniłam i powiedziałam:
-Miło mi poznać, Waszą Wysokość.
Oboje popatrzyli na siebie z uśmiechem na twarzy.
-Siadaj dziecko.-powiedziała Królowa.
Po chwili do pomieszczenia wszedł Mod razem z...prawie idealną kopią mnie.
Książę spojrzał na mnie przepraszająco.
Zrozumiałam go bez słów, jednak nie rozumiałam, jaki Rea mogłaby mieć cel w takim zachowaniu. Dziewczyna nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi, nie zaszczyciła mnie nawet chwilowym spojrzeniem.
N

awet sukienkę miała taką samą jak moja. Po chwili usiedli na swoich miejscach. Rea obok Lilith, Asmodeusz obok Lucyfera i mnie.
-Skoro już wszyscy jesteśmy, zaczynajmy naszą ucztę.-powiedział Lucyfer-Aha. Jeszcze raz, oficjalnie, chciałbym powitać w moim zamku Was, drogie Panie. Reo, Ty zamieszkasz wraz z Asmodeuszem w jego apartamentach. Ty, Franko, widziałaś swoje mieszkanie. Dobrze więc...To wszystko.
Zaczęliśmy kolację. Wokół zastawy było pełno różnorodnych sztućców. Jak dobrze, że moja mama była restauratorką. Nie miałam problemu, by zorientować się, do czego dany widelec, nożyk czy łyżka służą. Gorzej miała moha sobowtórka. Coś tam wiedziała, jednak za grosz nie wiedziała, jak ich używać. Nagle poczułam ogromny ból głowy.

TYMCZASEM NA ZIEMI

-Panie doktorze. Myśli Pan, że ona się jeszcze wybudzi? Leży tu już od dwóch tygodni...(w Piekle, Niebie oraz Helios minęło więcej czasu. Tam po prostu inaczej mija czas XD).-zapytała matka Franciszki. Kobieta codziennie czuwała przy chorej córce. Codziennie miała nadzieję, że ona obudzi się dziś. Niestety, nic na to nie wskazywało; rokowania były różne.
-Nie wiem. Musimy być dobrej myśli. To że ją Pani odwiedza i z nią rozmawia, to bardzo dobra terapia.-lekarz uśmiechnął się do niej, poprawił kroplówkę i wyszedł do innych pacjentów. Kobieta wzięła dziewczynę za rękę i zaczęła z nią rozmawiać. Po jakimś czasie, poczuła jakby lekkie ściśnięcie za rękę.
-Franko, Franko! Słyszysz mnie! Panie doktorze!!!-zaczęła wołać kogoś z lekarzy.
Po oględzinach i dokładnym badaniu, stwierdzono, iż musiało jej się wydawać.
-Przykro mi. Niekiedy tak bywa.-powiedział doktor.
-Kocham Cię córeczko. Czekam z niecierpliwością na twój powrót.-powiedziała po ponownym wyjściu lekarza.

FRANKA

-Frankie! Wszystko w porządku?-zapytał mnie Asmodeusz.
Spojrzałam na niego nieobecnym wzrokiem.
-Też Cię kocham, mamo.-wybełkotałam.
-Spokojnie. Tak czasami bywa.-uspokoił co Lucyfer-Najprawdopodobniej miała chwilowy kontakt ze światem ziemskim. Podaj jej szklankę wody, zaraz dojdzie do siebie.
Stało się tak, jak powiedział Król. Nim minęły dwie minuty, całkowicie otrząsnęłam się z transu.
Po skończonej kolacji, pożegnaliśmy parę królewską i udaliśmy się do swoich pokoi.
Usiadłam przed kominkiem i choć było ciepło, rozpaliłam w nim ogień. Wpatrując się w płomienie, wspominałam moje poprzednie życie. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top