15. Zapłacisz mi za to, Książę!

FRANKA

Ze łzami zarówno smutku, jak i wściekłości,  podniosłam kocie szczątki. Próbowałam mocą umarłych przywrócić jej życie, jednak na próżno. Widać, taka umiejętność nie wchodzi w grę nawet tutaj. Zapakowałam pozostałości kota w torbę i wbrew obietnicy danej Asmodeuszowi, wyszłam z domu i podążyłam w kierunku zamku Lucyfera. Niedługo potem znalazłam się na dziedzińcu. Dopadłam do jednego z diabłów i szarpiąc go, krzyknęłam:
-Gdzie jest Twój Książę!!! Mów!!!
Na nic to mi się jednak zdało. Natychmiast zjawili się straże i obezwładnili mnie. Po chwili znalazłam się w zamkowych lochach.
-Wypuśćcie mnie stąd! Wypuśćcie! On zabił mojego kota! Zapłaci mi za to!!!-darłam się przez kraty. Jednak nic mi to nie dało. Nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi.

ASMODEUSZ

Kończyłem właśnie pracę przy skokach, gdy do stajni wszedł jeden ze strażników.
-Panie! Jakaś wariatka wpadła na dziedziniec i mówi coś o zabitym kocie. Ciebie o to oskarża. Miała ze sobą to.-podał mi reklamówkę, w której znajdowało się kocie truchło.
Zdezorientowany, podszedłem do boksu Dragona. Obok drzwi stała klatka, w której w najlepsze spała sobie kotka Franki. Gdy zajrzałwdo niej, prychnęła, okręciła się w kółko i wróciła do przerwanej drzemki.
Dziwna sytuacja.
-Prowadź mnie do niej.-zarządałem.
Z daleka dało się słyszeć wściekłe krzyki dziewczyny. Przewróciłem tylko oczami.
-Co Ty wyprawiasz?-zapytałem, podchodząc do jej celi.
-Zabiłeś Atenę! Oddałeś ją na pożarcie smokowi! Jak Ty mogłeś!!!-krzyczała, a z jej oczu cały czas leciały łzy.
-Kotka żyje! Jest bezpieczna. Właśnie miałem zamiar Ci ją oddać.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.
-J-jak t-to...Kłamiesz! Przecież...przecież ja przyniosłam...-wskazała torbę, którą trzymałem.
-Wiem, co tam jest. To nie są szczątki Twojej kocicy. Zaraz Ci to udowodnię.
Poszedłem po klatkę z "prawdziwym" kotem.
Otworzyłem ją i wziąłem kota na ręce. Ten zadowolony, wtulił się we mnie. Chcąc-nie chcąc, musiałem go pogłaskać.
-Jesteś nawet sympatyczna, Przekąsko.-powiedziałem i zaniosłem ją do właścicielki.
-Tak, to Atena.-stwierdziła Franka, kiedy oddałem jej zwierzaka-Czy możemy zawrzeć rozejm i wypuścisz mnie stąd?-zapytała.
-Ok, zobaczę, co da się zrobić.
Jednak nie było to takie proste. Poszedłem do diabła, który kierował więzieniem i wyjaśniłem zaistniałą sytuację.
-Przykro mi, ta kobieta złamała kilka poważnych zasad, że spędzi tu dwa miesiące.-podał mi odpowiednie papiery, które zaraz uważnie przeczytałem.
-Nie ma jakiegoś sposobu, aby obejść prawo?-dopytywałem.
-Jedynie ułaskawienie przez Króla Otchłani mogłoby tu coś zdziałać.-odparł tamten.
Udałem się więc najpierw do Franki, by powiedzieć jej, czego się dowiedziałem.
-Dziwne macie tu zasady.-stwierdziła.
-Idę do Lucyfera. On na pewno Ci pomoże.-po czym wyszedłem z lochów.
Dalej zastanawiałem się, kto i dlaczego podrzucił kocie truchło pod drzwi dziewczyny.

FRANKA

To nie do pomyślenia! Miałabym tu siedzieć dwa miesiące, za ratowanie własnego kota?!? Co za zasady. Jednak ciekawa byłam wyglądu Lucyfera. Ciekawe, czy Asmodeusz jest do niego podobny. To na pewno mężczyzna około pięćdziesiątki...Moje myśli przerwało ponowne wejście Księcia. Towarzyszył mu niewiele starszy od niego blondyn.
"Gdzie jest ten Lucyfer! Niech tu przyjdzie, bo nie mam zamiaru siedzieć tu ani chwili dłużej!"-z tego wszystkiego, zapomniałam o murze.
Jasnowłosy z rozbawieniem podszedł do mojej celi. Atena nastroszyła sierść i ostrzegawczo prychnęła.
-Spokojnie Ateno, bo nigdy stąd się nie wydostaniemy.-po czym zwróciłam się do blondyna-Mógłbyś powiedzieć Lucyferowi, żeby się pośpieszył? Nie mam zamiaru siedzieć tu ani chwili dłużej.
-Witaj Franciszko. To ja jestem Lucyferem. Miło mi Cię poznać.
Zdziwiona coraz bardziej, spojrzałam na Księcia. Ten tylko lekko skinął potakująco głową.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top