14. Niebezpieczeństwo nadciąga.

Macie tu kolejny rozdział. Na razie punkt widzenia i Franki i Asmodeusza 😉😉😉

ASMODEUSZ

"Co ta małolata sobie wyobraża?!?"-myślałem, wracając do zamku.
Postanowiłem skontaktować się z Angelą, aby sama pilnowała swojej podopiecznej. Miałem inne problemy, niż ratowanie spod pazurów Rei, chcących się zabawić nastolatek. W końcu zaparkowałem na zamkowym dziedzińcu. Jeszcze czekała mnie przeprawa z Lilith. Tak... To moha matka. Jednak nie taka z "krwi i kości". Lucyfer i ona przygarnęli mnie na zamek, ponieważ potrzebowali kogoś, kto będzie zajmował się smokami. Niestety, wiele innych osób, które robiły to przede mną, zostały przez nie po prostu pożarte. Kiedy zobaczyli, że doskonale sobie radzę, zacząłem awansować, aż w koncu trafiłem do gabinetu Lucyfera, gdzie pomagałem mu podejmować ważne decyzje. Mieszkańcy Piekła tak się do tego przyzwyczaili, że nazwali mnie Księciem Otchłani. Król i Królowa wkrótce ogłosili to formalnie. I tak jest już od pięciu tysięcy lat...
Wszedłem do zamku. Zajrzałem do jadalni, gdzie kręciła się Lilith w dość skąpym odzieniu.
-Cześć.-przywitałem się z nią i już miałem wyminąć, gdy powiedziała:
-Gdzie byłeś? Już zapomniałeś, że musisz nam mówić kiedy i gdzie wychodzisz?
-Wydaje mi się, że rozmawiałem o tym z Lucyferem, a nie z Tobą. Poza tym, to nagła sprawa.
-Jeśli nie ma w pobliżu Króla, masz rozmawiać ze mną.
-Dosyć, Lilith!!!-do pomieszczenia wszedł blondyn, na oko niewiele starszy ode mnie. Możnaby pomyśleć, iż jesteśmy braćmi. Nic bardziej mylnego. Lucyfer nigdy nie był człowiekiem. Zawsze był po prostu Królem Otchłani, tak samo jak Lilith-Królową-Nie naskakuj na niego.
-Dzięki.-odparłem, wyciągając z lodówki puszkę piwa.
-Weź i dla mnie.-poprosił Lucyfer.
Rzuciłem w jego stronę napój, który ze zwinnością złapał.
Diablica wyszła z pomieszczenia, zostawiając nas samych.
-Co ją ugryzło?-zapytał diabeł.
-Mnie pytasz? Jest taka, odkąd zdecydowaliście z Belialem, że Rea zostanie moją żoną.-odparłem, bez żadnych emocji w głosie.
-Taaa... Coś mi się wydaje, że wpadłeś jej w oko.
-Komu? Rei?
-To też. Ale mówię o naszej starej Lilith.
Po jego słowach wyplułem cały napój, jaki miałem w ustach.
Lucyfer wybuchnął śmiechem.
-Aż tak Cię ona mierzi?-zapytał, gdy skończył się śmiać.
-Jest mi to obojętne. A co do Rei...Nie mógłbyś tego jeszcze przemyśleć?
-Wybacz. Na tym polega Piekielna polityka. Chcę mieć w Belialu mocnego sojusznika. To będzie najlepsze rozwiązanie.
Nic już na to nie odpowiedziałem.
-A jak tam naszą podopieczna?-zmienił temat.
-Dziś wybrała się do PIEKIELNYCH ROZKOSZY. Sama!-podkreśliłem ostatnie słowo-Nie pytając nikogo o zdanie.
-Odważna dziewczyna. Już mi się podoba.-ucieszył się diabeł.
-Tak...Ledwo wyjąłem ją ze szponów Rei. Była w trakcie przemiany.
-Musiała jej nieźle zaleźć za skórę. O co poszło?
-Sam nie wiem. Rea chciała wyciągnąć od niej jakieś informacje. Na szczęście, ona nie znała odpowiedzi na jej pytania. Przynajmniej tak mi się wydaje.
-Ciekawi mnie ta dziewczyna.
Przyprowadź ją kiedyś na zamek.
-Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
-Nalegam.
-Ok, zapytam ją czy chciałaby tu przyjść.

Następnego ranka, gdy wychodziłem do swoich obowiązków, na schodach prowadzących do Smokowni, zobaczyłem na nich czarnego kota.
Ten miałknął radośnie na mój widok.
-Przekąska?-upewniłem się, a kotka jeszcze raz zamiałczała.
-Wybacz, znów muszę Cię zapakować do klatki. Dla Twojego bezpieczeństwa.

FRANKA

Następnego ranka trochę bolała mnie głowa. Zwlokłam się z łóżka, jednak coś było nie tak. Nigdzie nie mogłam znaleźć Ateny, a przecież zawsze spała ze mną. Dziwne. Dałam jej jeść, zawołałam na śniadanie. Żadnych rezultatów. Postanowiłam poszukać jej na zewnątrz. Na progu zobaczyłam straszny widok. Leżało na nim czarne futerko, całe zakrwawione i pogryzione wielkimi zębami.
Ze łzami w oczach, wyszeptałam:
-A niech Cię Piekło pochłonie, Asmodeuszu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top