12. Wyprawa do Smokowni i Piekielna Rzeka
Dla własnego bezpieczeństwa, postanowiłam sama nie opuszczać okolicy domku. "Umeblowanie" go nie zajęło mi wiele czasu. Już to robiłam i bardzo mi to odpowiadało. Za nim, znajdował się mały ogródek, który następnego dnia urządziłam naprawdę ładnie. Postanowiłam go też trochę "zachwaścić", by mieć co robić. Ćwiczyłam też ukrywanie myśli za murem, jak poradził mi Książę. Przyłapałam się na tym, że cały czas zerkam na drzwi. Czekałam na jego odwiedziny.
"Co się ze mną dzieje?"-pomyślałam.
Zaczęłam pracę w ogródku. Nie spędziłam tam wiele czasu, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka.
Poszłam otworzyć drzwi.
-Cześć Franko! Jak sobie radzisz w Piekle?-zapytał Gabriel, wchodząc do środka. Przyprowadził ze sobą Angelę.
-Jak minęła podróż?-zapytała anielica po przywitaniu.
-Niezwykła...-stwierdziłam tylko.
-Przepraszam, że tak wyszło. Gdyby nie pięćset-lecie ataku Wiecznej Ciemności...-Angela zawiesiła głos.
-Nic się nie martw. Jak minie ten czas, wrócę do Helios.-odparłam.
-Widzę, że Mod wytłumaczył Ci, na czym polega mur.
-Tak, wspominał o tym.-powiedziałam z uśmiechem.
Zaprowadziłam moich gości do kuchni, gdzie podałam im poczęstunek w postaci ciasta i mleka. Chwilę posiedzieliśmy i porozmawialiśmy o mało istotnych sprawach.
Gdy wspólnie raczyliśmy się słodyczami, do pomieszczenia, bez jakiejkolwiek zapowiedzi, wtargnął długowłosy Asmodeusz.
-Witajcie Niebianie!-przywitał się z aniołami-Cześć, Księżniczko!-powiedział, patrząc na mnie.
-Nie jestem żadną księżniczką!!! Poza tym, nie masz w zwyczaju chociażby zapukać do drzwi, przed wejściem do czyjegoś domu?
-Piekielny Książę jest z tego znany. Przyjaźnię się z nim od ładnych paru tysięcy lat, zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Tobie radzę to samo.-powiedział Gabriel.
-Czy pozwoli mi, jaśnie Pani, usiąść w jakże zacnym towarzystwie?-zapytał Asmodeusz, bardzo oficjalnym tonem.
Przewróciłam tylko oczami.
-Będzie nam niezmiernie miło, Waszą Wysokość.-odparłam, takim samym tonem.
Anioły wymieniły zdziwione spojrzenia.
-Dziś mam wolne, więc jeśli chcesz, mogę pokazać Ci smoki.-powiedział, między jednym, a drugim kęsem ciasta, już normalnie.
-Serio? Jeśli naprawdę nie masz innych zajęć...To czemu nie?
-Ona nie przybyła tu w celach rozrywkowych.-przypomniał nam Gabriel-Ma się tu tylko ukrywać i nie wychylać się za bardzo.
-To co, może mi powiesz, że ma siedzieć zamknięta w czterech ścianach i czekać na koniec akcji z Wieczną Ciemnością?-stanął w mojej obronie Książę.
-No, w sumie tak ma być. Niebo i tak nagięło zasady w jej sprawie.-wzruszył ramionami jasnowłosy anioł.
-Daruj sobie te niebiańskie komentarze...
-Przestańcie się kłócić!-wtrąciła Angela-Oboje macie trochę racji. Na razie jednak, nie ma żadnego zagrożenia ze strony tamtych. Frankie, zadecyduj Ty.-po jej wypowiedzi wszyscy spojrzeli na mnie.
-Ja...ja...-nie wiedziałam już, co o tym wszystkim myśleć-Ja chcę zobaczyć smoki.-wypaliłam w końcu.
-Róbcie jak chcecie. Tylko żebym nie musiał mówić kiedyś: "A nie mówiłem?!?".-Gabriel wyglądał na obrażonego.
-Nie denerwuj się tak.-próbowała uspokoić go anielica-Przecież to nic złego. Niech Franka zwiedzi również Otchłań. Przecież, jeśli w ogóle wróci na Ziemię, jej pamięć zostanie skasowana.
Nie wiem dlaczego, ale jej słowa mnie zabolały. Nie chcę zapominać...
-Ok.-Gabriel spojrzał na zegar-I tak już muszę iść. Za pół godziny mam Targ Dusz.
Pożegnaliśmy się z aniołami. Asmodeusz czekał na mnie w kuchni, ja tymczasem poszłam się przebrać. Po pół godzinie byłam gotowa.
Wyszliśmy na zewnątrz. Rozejrzałam się wokół, w poszukiwaniu Dragona. Atena z zadowoleniem, ruszyła za nami.
-Nie zapominaj o murze.-przypomniał mi Książę-Poza tym, to nie tak daleko i przyszedłem piechotą. A Ty Przekąsko-tu zwrócił się do kotki-zostajesz w domu, jeśli naprawdę nie chcesz skończyć w brzuchu któregoś ze smoków.
Kotka, jakby rozumiejąc, zwróciła i położyła się w ogrodzie. O nią byłam spokojna.
-Czy są tu jakieś sklepy?-zapytałam, nie bardzo wiedząc, o czym mam z nim rozmawiać.
-Tak...Ale Nie radzę Ci chodzić tam samej. Jeśli będziesz chciała wyjść, zadzwoń do mnie.
-Ok. Zapisz sobie mój numer.-podyktowałam mu ciąg cyfr.
-Gotowe. Mój to 666 666 666. (XD)
Miał rację. Po chwili weszliśmy na zamkowy dziedziniec. Kręciło się tam kilka osób, jednak nikt nie zwrócił na nas zbytniej uwagi.
Minęliśmy zamek, byliśmy na jego tyłach, gdzie była kolejna, wielka budowla.
-To jest Smokownia.
-Śmieszna nazwa.-stwierdziłam, naprawdę rozbawiona.
-Dla mnie to jest tak, jak dla Ziemian, na przykład, stajnia.-odparł Książę i wszedł do środka, popychając masywne, metalowe drzwi.
Zapach tam panujący, przypominał ten wydobywający się z klatek dla zwierząt domowych.
Pomieszczenie było podzielone na wielkie boksy, a zwierzęta były poprzypinane łańcuchami do ścian. Na szyjach miały metalowe obroże.
-Po lewej są samce, po prawej samice. Na wprost mamy kilka młodych. Gdzie idziemy najpierw?-zapytał.
-Zobaczmy samice.-zdecydowałam.
Tak też zrobiliśmy. Były one troszkę mniejsze niż samce i podobno łagodniejsze. Miały różne kolory, jednak jednolite. Przeważały żółte i pomarańczowe, były też dwie zielone i jedna niebieska.
Potem poszliśmy do samców, gdzie zdołałam nawet pogłaskać Dragona. Na koniec ruszyliśmy w stronę młodych.
Były naprawdę śliczne. Nie mogłam się powstrzymać od zabawy z nimi. Jednak już i takie mogły zrobić poważną krzywdę.
-A gdzie są inkubatory na jaja?-byłam bardzo ciekawa, jak one wyglądają.
-Smoki są żyworodne.-oświecił mnie.
-Czy mogłabym kiedyś zobaczyć, jak wygląda praca przy nich?-zapytałam.
-Może kiedyś...Dziś już jest wszystko zrobione.
-Ok...
-Chciałabyś zobaczyć Styks?-zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Co takiego?
-Nie czytałaś mitologii?
-No tak, ale...-poirytowany Książę, przerwał mi.
-Tak naprawdę, Styks jest rzeką, którą dusze dostają się do Piekła. To chcesz, czy nie?
-Chcę.-stwierdziłam.
Wyprowadził Dragona i tak jak wczoraj, pomógł mi na niego wsiąść. Nie zapominając o murze, w myślach nie mogłam się doczekać, aż znów poczuję jego bliskość. Chyba mi odbija. W końcu znalazł się za mną i rozpoczęliśmy podróż.
Po niedługim czasie, poczułam zapach siarki.
-Jesteśmy już blisko. Tu się zatrzymamy.
I wylądowaliśmy.
Wokół rosły dość dziwne drzewa. Po kilkudziesięciu krokach, usłyszałam szum wody. Gdy podeszliśmy do brzegu, okazało się, że to nie woda, tylko rzeka ognia.
Niedaleko był pomost, przy którym stała łódź. Na niej siedział Przewoźnik.
Przerażona, zatrzymałam się wpół kroku. Asmodeusz tego nie zauważył i z impetem wpadł na mnie.
-Uważaj jak leziesz!!!-powiedział tylko, stanął obok mnie, złapał za rękę i pociągnął w stronę pomostu.
Jego Przewoźnik był...kościotrupem.
-Witaj Moronie. Zechcesz przewieźć nas po swojej rzece?-przywitał go Książę.
-Z przyjemnością, mój Panie.-odparł Moron, kłaniając się mu.
-Uważaj, nie dotknij ognia. Inaczej umrzesz na Ziemi i nigdy tam nie wrócisz.
Usiedliśmy na środku ławki w łódce. Podróż nie była długa, ale widoki zapierały dech w piersiach. Góry, doliny, w oddali zamek. Nad nami przeleciał dziki smok. Po podróży Asmodeusz pomógł mi wyjść z łódki i wraz z Dragonem, odwieźli mnie do domu.
-Dziękuję za miły dzień.-powiedziałam-Może wejdziesz na chwilę?
-Innym razem. Dziś mam jeszcze trening z wojskiem.-odparł, wskakując na siodło.
Pomachałam im na pożegnanie i weszłam wraz z Anteną do środka. To był naprawdę udany dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top