11. Nowe realia i piekielne zasady.
-Wydaje mi się, że nie masz wyboru.-odparł spokojnie.
Kotka z przerażenia, wskoczyła mi na ręce i nastroszyła jeszcze bardziej sierść, wbijając mi boleśnie pazury w ciało.
Niezdecydowana, stanęłam wpół kroku.
Książę Otchłani zrobił tak zwanego facepalma, po czym w jego dłoniach pojawił się transporter dla zwierząt. Zabrał mi kocicę z rąk, po czym włożył zwierzątko do klatki, dokładnie ją zamykając. Przypiął ją do dziwacznego siodła, po czym wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę ogromnego gada.
-Podnieś lewą nogę do góry. Kiedy Cię złapię, odbij się z całej siły do góry i przełóż prawą nogę przez siodło.-poinstruował.
Chcąc-nie chcąc, musiałam się zgodzić na tą niezbyt bezpieczną podróż.
Asmodeusz powiedział coś do swojego wierzchowca, po czym smok położył się. Dzięki temu, siedzisko znalazło się niżej. Złapałam się skórzanych rzemieni, które zapewne do tagi służyły i wykonałam pierwsze polecenie. Poczułam, że Książę podał mi tak zwane strzemię, czyli zrobił koszyczek z rąk. Umieściłam tam lewą nogę, po czym odbiłam się od ziemi. Po chwili już siedziałam w siodle. Pomógł mi złapać równowagę, abym nie spadła na drugą stronę.
-W porządku?-zapytał, gdy już w miarę pewnie trzymałam się na grzbiecie smoka.
-Raczej tak...-odpowiedziałam.
Atena również trochę się uspokoiła i usiadła spokojnie w klatce, czekając na podróż.
-No to OK.-odparł, po czym jednym skokiem znalazł się za mną.
Lekko zesztywniałam, czując nagłą bliskość drugiego ciała.
-Trzymaj się tego.-wskazał dwa rzemienie, przy czym się pochylił, znajdując się jeszcze bliżej.
Złapałam się mocno, po czym Asmodeusz dał znak smokowi. Wielki gad ruszył wolnym krokiem do przodu, w kierunku żelaznej bramy.
Chód smoka był bardzo kołyszący, wkładałam całą siłę, by się na nim utrzymać.
-Teraz trzymaj się mocno.-szepnął Książę.
Nagle zwierzę rozpostarło skrzydła i uniosło się nad bramą. Gdy przelecieliśmy nad nią, otoczenie natychmiast się zmieniło.
Znajdowaliśmy się w górzystej krainie. Dominowały tu odcienie czerwieni, jednak nigdzie nie widziałam diabłów z widłami, kąpiących grzeszników w gorącej lawie.
Z tyłu usłyszałam cichy śmiech mojego towarzysza.
Zapomniałam, że oni wszyscy potrafią czytać w myślach.
-Nie tak sobie wyobrażałaś Piekło, prawda?-zapytał po chwili.
-Zupełnie inaczej.
-Zobaczysz, jak tu jest. To miejsce podobne do Helios, jednak panują tu zupełnie inne zasady. Najpierw naucz się ukrywać swoje myśli.
-Jak mam to zrobić? Przecież "myśli się" cały czas.
-To prawda. Najłatwiejszy sposób, to ukrywać swoje myśli za murem.
-Za murem? Ale skąd mam go wziąć?-zapytałam.
-To wydaje się proste, jednak zawsze musisz o nim pamiętać.
Spróbuj wyobrazić sobie wielki mur, którego żadna siła nie przebije.
Spróbowałam.
-Bardzo dobrze. Teraz poćwicz myślenie "za murem". Możesz myśleć o czym chcesz, jednak zawsze pamiętaj, aby to, o czym myślisz, znajdowało się za tym murem. To nie będzie łatwe, ale dasz radę.
-A co będzie, jeśli jednak o tym zapomnę?-chciałam wiedzieć.
-Większość mieszkańców Piekła będzie wykorzystać zdobyte informacje od Ciebie, przeciwko tobie. Tym właśnie różni się Piekło od Helios i Nieba.
Nic z tego na razie nie rozumiałam, jednak starałam się wszystko zapamiętać. Na razie skupiłam się na widokach. Okolica zmieniła się. Lecieliśmy teraz nad przedmieściami jakiegoś miasta.
-To okolice Królestwa Otchłani. Tam jest zamek, w którym mieszkam wraz z rodziną.
Rzeczywiście, na horyzoncie zobaczyłam dużą budowlę. Przypomniała ziemski pałac sprzed wieków. Bardzo chciałam zobaczyć go z bliska, jednak Asmodeusz, w pewnym momencie, powiedział:
-Teraz trzymaj się jeszcze mocniej.
Po tych słowach, smok zmienił kierunek lotu. Skierował się w dół, jak orzeł, który wypatrzył ofiarę. Poczułam, że tracę równowagę. Rozpaczliwie złapałam się rzemieni, jednak nic to nie pomogło. Zaczęłam zsuwać się z siodła. Gdy myślałam, że za chwilę runę w dół, poczułam silne dłonie Księcia na moich biodrach. Po chwili smok wyrównał lot i wylądował na ziemi.
-To Twój tymczasowy dom.-Asmodeusz zeskoczył z grzbietu smoka i pomógł zejść i mi. Gdy znalazłam się na ziemi, odpiął klatkę z kotem i podał mi.
-To do zobaczenia, Przekąsko.-powiedział Asmodeusz, zaglądając do klatki. Kotka przybliżyła łepek do drzwiczek i zamruczała.
-Lubi Cię.-powiedziałam.
-Niech lepiej uważa na nasze smoki.
-Macie ich więcej?-zapytałam zaskoczona.
-Oczywiście, smoki to nie maszyny i nie powstają w salonach.-powiedział rozbawiony.
-W sumie racja. O tym nie pomyślałam.-odparłam speszona.
-No, na mnie już czas.-powiedział, po czym wręczył mi walizkę z moim dobytkiem.
-Dziękuję za podwózkę.
-Nie ma za co. Podziękuj lepiej Dragonowi.
Niepewne podeszłam do smoka, wpierw odstawiając klatkę z kotem w bezpiecznej odległości.
Wielki gad spojrzał na mnie.
-Dziękuję za w miarę bezpieczną podróż.-powiedziałam, po czym wyciągnęłam rękę w kierunku smoczego pyska. Zwierzę nachyliło się do mnie i pozwoliło pogłaskać. Jego łuski przypominały w dotyku skórzany wypoczynek.
-Nigdy się tak nie zachowywał w stosunku do obcych. Masz podejście do zwierząt dziewczyno.-powiedział Książę.
-Lubię zwierzaki.
-Chciałabyś kiedyś zobaczyć inne smoki?-zapytał po chwili.
-Jasne! Z przyjemnością!-odparłam z entuzjazmem.
-No to za kilka dni Cię tam zabiorę.-po czym wsiadł na smoka-To do zobaczenia, Księżniczko.
-Na razie. I nie jestem księżniczką. Jestem Frankie.
-Jak uważasz.-po czym odleciał.
Patrzyłam za nim chwilę, po czym otworzyłam klatkę, wypuszczając kota i weszłam do nowego mieszkania, a właściwie parterowego domku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top