Rozdział 8
Dni mijały, a Will ciągle myślał o tym spotkaniu. Mike był jego przyjacielem od bardzo dawna. Chyba dlatego tak się bał. W końcu Wheeler na pewno cały czas pamiętał o tym wyznaniu i o tym głupim liście. Ach, po co to pisał? Przecież nie było źle. Z resztą ostatnio czuł się całkiem dobrze. Bywało gorzej. Mike trochę go pocieszył, było normalnie. Chyba tego mu brakowało. Tej normalności. Chociaż ta niepewność, stres... Czy nie byłoby lepiej, gdyby Wheeler po prostu go odrzucił? A co jak tylko robił szatynowi nadzieję, nie chcąc, by było mu przykro?
___
— Cześć. Chciałbyś może odwiedzić Hawkins po szkole? Chłopacy się stęsknili. Sam nie wierzę, że to mówię, ale dawno nie graliśmy w Lochy i Smoki — usłyszał Will w słuchawce, gdy odebrał telefon. Trochę się zdziwił, kiedy głos się nie przedstawił, ale prawie od razu zrozumiał, że to Mike.
— Ach, Mike, to ty. Czekaj, spytam, czy mogę. Póki jeszcze wszyscy są w domu — odsunął słuchawkę. — Mamo! Mogę jechać do Mike'a po lekcjach? Proszę, proszę, proszę!
Mike cicho się zaśmiał. Przynajmniej słyszał, że przyjacielowi zależało.
— Mogę, w takim razie chętnie przyjadę. Czyli zobaczymy się wieczorem? — odezwał się Will, po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi od Joyce.
— Jasne, nie mogę się doczekać — odpowiedział Mike i po krótkimi „do zobaczenia" odłożył słuchawkę.
Obaj szczerze się uśmiechnęli. Czekał ich miły wieczór.
___
Will nie pamiętał kiedy ostatnio grali razem w Lochy i Smoki. Chociaż... w zasadzie pamiętał, ale było to bardzo dawno. Kiedy jeszcze wszystko było normalne. Nie był pewien, czy granie znów po tylu latach to dobry pomysł. W końcu mogło już nie być tak miło i zabawnie. Już chyba nie było tej atmosfery. Z resztą dawno się nie widzieli. Czy znalezienie wspólnych tematów do rozmów byłoby jeszcze możliwe po takim czasie? Tak, Will zdecydowanie się stresował. Jednak miał nadzieję, że przesadzał. Coraz częściej miał nadzieję. To chyba dobrze.
W szkole było jak zwykle. Nudno, głównie. El już się przyzwyczaiła do nowego otoczenia, nowych ludzi. W końcu byli razem. Razem przeciwko ogromnej ilości osób, która krzywo na nich patrzyła. Liceum zdecydowanie nie było najlepszym okresem życia, Will nie miał pojęcia, kto mógł to wymyślić i jakim cudem się przyjęło. Oboje się trochę wyróżniali, może to dlatego raczej nie byli najpopularniejszymi osobami. No ale przecież w szkole mieli tylko się uczyć... przyjaciół mieli w Hawkins. Może to było im pisane.
___
Will zbiegł po schodach, trzymając w ręce plecak. Miał wyjść kilka minut wcześniej, żeby zdążyć bez problemu na autobus, ale nie potrafił nigdzie znaleźć kluczy. Musiał zdążyć. Chociaż bieganie nie było raczej w jego stylu...
— El, wychodzę! Wrócę jutro... chyba! — krzyknął, wybiegając za drzwi.
Na szczęście udało mu się zdążyć na czas. Autobus przyjechał chwilę po nim, kiedy jeszcze starał się uspokoić oddech, opierając ręce na kolanach. Na szczęście w środku panowała przyjemna temperatura, w końcu lato już minęło. Droga nie trwała bardzo długo, ale wystarczająco, by nie mógł odwiedzać przyjaciół, kiedy tylko chciał. Tym razem jednak podróż wcale mu nie przeszkadzała, wręcz minęła bardzo szybko. Chyba przez to myślenie o grze. Może też przez stres.
Nawet nie zdążył zapukać, kiedy Mike otworzył mu drzwi. Czy powinien go przytulić? Czy tylko powiedzieć „cześć"? Nie chciał, żeby wyszło głupio... Tym bardziej już na samym początku. Jak bardzo się zdziwił, kiedy to Wheeler podszedł do niego i delikatnie go objął. Czyli niepotrzebnie się martwił. Lekko się uśmiechnął i wszedł za przyjacielem do domu.
Na stole w piwnicy stał już zestaw do gry w Lochy i Smoki, a z komody obok prawie spadały różnego rodzaju przekąski, było ich tak wiele. Will delikatnie się uśmiechnął. To mógł być bardzo miły wieczór. Mike się postarał. Na kanapie siedziała już reszta paczki - Dustin i Lucas. Dziewczyny przecież nie grają w takie gry... No i miało być jak za dawnych czasów. Chłopcy dyskutowali o czymś związanym ze szkołą. Jakimś projekcie? Chyba. To przypomniało Willowi o tym, że jednak nigdy nie będzie tak, jak wcześniej. Ale czy to oznaczało, że nie mogło być tak samo dobrze albo lepiej?
— Cześć — powiedział dość cicho szatyn, nie chciał przerywać rozmowy.
Przyjaciele natychmiast odwrócili się w stronę chłopaka i szeroko się uśmiechnęli. Prawie zapomnieli, jak Will wyglądał. Cieszyli się, że znów mogli zagrać całą paczką.
— Byers! W końcu mamy z powrotem naszego czarodzieja!
Szatyn się zaśmiał. Lucas zapomniał (albo nie był w stanie tego przyznać), że Will był także z nich wszystkich najlepszy. Tego też na pewno im brakowało.
— No, zaczynajmy już! Mamy potwory do pokonania! — zawołał wszystkich do stołu Dustin, który nie umiał już doczekać się kampanii. Przecież po to przyszedł!
Mike spojrzał na Willa. Miał nadzieję, że jego starania nie szły na marne i chłopak czuł się lepiej z dnia na dzień. Oczywiście, że lubił Willa. Martwił się o niego. Dlatego chciał, żeby ich spotkania sprawiały, że 3 grudnia... nic się nie stanie. Na razie chyba było dobrze. Chyba jeszcze niczego nie zepsuł. Byers delikatnie się uśmiechał, siadając przy stole. Może nie było aż tak źle? Przynajmniej na razie zapowiadał się miły dzień.
— Czyżby szykowała się kolejna dziesięciogodzinna kampania? — zaśmiał się Mike.
___
— Dzięki chłopaki, do zobaczenia! — powiedział Dustin, wychodząc razem z Lucasem z domu Mike'a.
Minęło kilka godzin i zdążyło już się zrobić ciemno, kiedy skończyli grać. Kampania była świetna, a kiedy chowali zestaw, dalej żywo o niej dyskutowali. W końcu jednak zrobiło się tak późno, że chłopcy musieli wrócić do własnych domów. U Mike'a został jedynie Will, który miał u niego przenocować.
— Jak ci się podobało? — zapytał Mike, kiedy szli razem z Willem z powrotem do piwnicy.
— Było miło. Tęskniłem za tym. Od kiedy się wyprowadziłem, nie miałem zbyt wielu okazji, by spędzić z kimś czas, grając w gry... Miałem Nastkę, ale tłumaczenie jej tego zajęłoby wieki. — Chłopak delikatnie się zaśmiał.
— Racja... Ja też tęskniłem — odpowiedział mu brunet i szczerze się uśmiechnął.
Kiedy usiedli na kanapie, Will poczuł, jak bardzo był już zmęczony. Dochodziła północ. Owszem, zdarzało mu się zasypiać wiele, wiele później. Czasem myśli nie dawały mu spokoju przez długie godziny, kiedy leżał w łóżku i patrzył się w sufit. Jednak wyjątkowo tego dnia spędził czas w miły sposób, stając się inną osobą. Bo kiedy wyciągali Lochy i Smoki, nie był już zwykłym nastolatkiem z problemami, a Willem Roztropnym. To była miła alternatywa dla jego codzienności. Jego jedynym zmartwieniem było obronić przyjaciół i wygrać. Jak wtedy, kiedy nie mieli jeszcze większych problemów niż fakt, że kampania okazywała się być na tyle długa, że musieli przerwać w trakcie, albo nowy tom ich ulubionego komiksu był droższy, niż podejrzewali.
Kiedy Will nie potrafił już powstrzymać ziewnięcia, Mike delikatnie się uśmiechnął i powiedział:
— Jeśli chcesz, możemy się już szykować do spania. Ty idź pierwszy do łazienki, a ja ci przygotuje pościel. Wolisz spać tu, czy w moim łóżku?
— Mogę tutaj, nie ma problemu — odpowiedział mu chłopak. Tak na prawdę czuł, że spanie w łóżku bruneta byłoby nieodpowiednie, jakby naruszał jego osobistą przestrzeń.
Will, znów ziewając, podszedł do torby, którą wziął ze sobą, by wyjąć piżamę i kosmetyki. O ile to drugie znalazł bez problemu, tak nie potrafił nigdzie znaleźć jego szarego podkoszulka i długich spodni w kratę, które przygotował rano. W jego torbie leżały tylko ubrania, które miał ubrać kolejnego dnia, paczka ciastek oraz nieskończony rysunek i kredki, które już miał w zwyczaju zabierać wszędzie ze sobą. Nieco zestresowany wyjął wszystko z torby. Piżamy dalej nie było.
— Coś się stało? — zapytał Mike, który zauważył, że chłopak dalej nie wyszedł z pokoju.
— Chyba zostawiłem piżamę w domu... — odpowiedział mu Will, rumieniąc się z zażenowania.
Brunet zaśmiał się, co spowodowało, że chłopak jeszcze bardziej się speszył. Czuł się, jakby zrobił coś bardzo głupiego. Przecież nie był już dzieckiem, powinien chociaż potrafić się dobrze spakować. Tym czasem nawet w tym odniósł porażkę.
— Nie ma problemu, zaraz przyniosę ci coś mojego — powiedział Wheeler, na co Will popatrzył na niego ze zdziwieniem. Czyli Mike nie zamierzał go wyśmiać?
— Mogę spać w koszulce, którą wziąłem na jutro, nie musisz.
To nie tak, że chłopak nie chciał spać w ubraniach Mike'a. Chciał, gdzieś w głębi serca prawie o tym marzył. Może przykładał do tego zbyt dużą wagę. W końcu byli przyjaciółmi, a pożyczanie sobie piżamy nic nie znaczyło. Jednak brunet miał dziewczynę i może nic by to nie zmieniało, gdyby Will nie był w nim nieszczęśliwie zakochany. Ale był i czuł, że to nieodpowiednie. To po prostu nie pasowało, poza tym nie chciał robić sobie nadziei na nic więcej.
— Serio, Will, przecież jak byliśmy młodsi, to ciągle sobie pożyczaliśmy ubrania, bo zapominaliśmy czegoś. Założę się, że dalej gdzieś tam leży jakaś twoja koszulka — powiedział Mike i zaśmiał się, po czym wyszedł, zanim szatyn zdążył zaprotestować.
Uspokój się Will, to przecież nic nie znaczy - przypominał sobie Byers. A może trochę... Ciągle trzyma moje stare rzeczy?
Po chwili Mike wrócił z ubraniami, które wyglądały na za duże na szatyna o przynajmniej dwa rozmiary. Mike był sporo wyższy, z resztą Byers zawsze był nieco drobniejszy od reszty chłopaków. Może musiał zacząć ćwiczyć...
— Powinna się nadawać — powiedział brunet i podał ubrania przyjacielowi.
Will niepewnie wziął ubranie, nie chcąc sprawiać przykrości przyjacielowi. Z resztą tylko przesadzał i to nic nie znaczyło. Prawda? W końcu jednak poszedł do łazienki, kiedy Mike wyciągał dla niego pościel. Był chyba już zbyt zmęczony, żeby dalej o tym myśleć.
Kiedy wrócił, wszystko było już gotowe. Z jednej strony było mu głupio, że nie pomógł, jednak nie marzył o niczym, poza położeniem się. Mike, widząc jego zmęczenie, delikatnie się uśmiechnął.
— To ja może też pójdę do łazienki, zaraz wracam - powiedział ciepło chłopak i wyszedł z pokoju.
Will położył się na kanapie. Był bardzo zmęczony i liczył, że dzięki temu szybko zaśnie. Niestety nawet to nie pomogło. Od bardzo dawna zmagał się z bezsennością. Zazwyczaj za dużo myślał. Czasem po prostu patrzył w sufit z bezsilnością w oczach. Zdarzało się, że budził się w środku nocy z koszmaru i nie zasypiał już do rana. Albo budził się bez powodu. Czasem brał leki. Czasem za dużo. Sam nie wiedział czemu. Może z braku siły. Motywacji. Tym razem zamknął oczy, jednak, słysząc prysznic i wodę uderzającą o plastik, nie potrafił zasnąć. Minęło trochę czasu, w którym tylko co kilka minut przekręcał się z jednego boku na drugi i starał się zagłuszyć myśli zaczynające podpowiadać mu straszne rzeczy. Nie wziął leków ze sobą. Jak mógł być tak głupi.
Jakiś czas później Mike otworzył drzwi do piwnicy. Ewidentnie myślał, że Will już zasnął, bo szedł bardzo cicho, starając się go nie obudzić. Jednak chłopak nie spał i słyszał każdy jego krok. Nie wiedział, czy powinien udawać, że śpi. Nie chciał, żeby Wheeler jeszcze bardziej się o niego martwił. Jednak miał cichą nadzieję, że może brunet mógłby jakoś odpędzić wszystkie zle myśli. Właśnie dlatego, kiedy usłyszał, że Mike się zatrzymał, zapewne chcąc tylko zobaczyć, że jego przyjaciel zasnął i wrócić ma górę, zaświecił lampkę na stoliku obok.
— Och, Will, nie śpisz? — spytał brunet, widząc, jak Will powoli się podnosił.
— Nie. Nie umiem... — odpowiedział mu Byers, który musiał przetrzeć oczy niechcące przyzwyczaić się do jasnego światła.
Chłopak widział, że Mike się zmartwił. Chciał coś dodać. Że wszystko było w jak najlepszym porządku. Że mógł pójść już do siebie i się nim nie przejmować. Że w zasadzie to nie musiał nic robić. Jednak Wheeler go uprzedził.
— Mogę się na chwile obok położyć. Jeśli to cokolwiek pomoże. I oczywiście jeśli tego chcesz... — powiedział, delikatnie się krępując, jakby sam się nie spodziewał swojej propozycji. Ale czy było w niej coś dziwnego?
— Um... tak. Chyba może pomóc — odpowiedział mu Will, wiedząc, że potwornie się rumienił.
Chłopak delikatnie się przesunął, by Mike mógł się wygodnie położyć. W tamtym momencie kanapa wydawała się strasznie wąska. Miał nadzieję, że to nie będzie niekomfortowe dla żadnego z nich.
Kiedy Wheeler się położył, nie próbował się odsunąć od Willa. Przecież wielokrotnie spali w jednym łóżku, kiedy byli młodsi. Teraz wcale nie musiało być inaczej. Delikatnie ujął dłoń szatyna, powoli rysując kciukiem koła po jej wewnętrznej części. Czuł, że to mogło pomóc. Uspokoić strach i szybko bijące serce Willa, które dobrze słyszał. Może dlatego, że było tak cicho. Albo dlatego, że byli tak blisko, że czuli nawzajem swoje oddechy.
— Dziękuję — wyszeptał Will, czując, że zaczyna się uspokajać, a wszystkie myśli odpływają. Został tylko Mike i jego dłoń delikatnie splatająca ich palce razem.
___________________________________
2011 słów
Okej, sama jestem załamana tym, jak długo zajęło mi pisanie tego rozdziału. Ale za to jest długi. Przed nami jeszcze dużo rozdziałów, mam nadzieję, że tych ostatnich nie będę musiała pisać od nowa. Mam kilka pomysłów na nowe książki, ale dla was skończę poprawiać heather, bo widzę, że czytacie. Za co oczywiście jestem niesamowicie wdzięczna.
Julia <33
PS dla nowych czytelników: pisałam tę książkę przed 4 sezonem (zaczęłam w sierpniu 2020, skończyłam w marcu 2021), więc raczej niewiele zgadza się z nowym sezonem. Właśnie dlatego Will nie mieszka w californii ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top