Rozdział 1


Will złożył list i włożył go do koperty. Napisał na niej tylko:

"Dla Mike'a
Nie otwierać przed 3 listopada"

Wciąż się wahał, ale podjął już decyzję, więc nie było odwrotu. Tego dnia, a był drugi listopada, miał pojechać z mamą do Hawkins po El, bo od kilku dni była u Mike'a. Dawno się z nim nie widział, ale czasami rozmawiali przez telefon. Zazwyczaj to Will dzwonił, bo to jemu bardziej zależało na tej relacji, a przynajmniej tak uważał. Już od bardzo dawna.

Była dopiero ósma rano, a chłopiec miał wyjechać o czternastej, więc miał jeszcze dużo czasu. Tamtej nocy nie mógł spać, więc około trzeciej napisał list, który miał dać Mike'owi. Gdy to zrobił, poczuł się lepiej i w może piętnaście minut zasnął. Niestety Jonathan szedł do pracy i przypadkiem obudził Willa przed ósmą. Chłopiec był niewyspany, ale mimo wielu prób nie zmrużył już oka.

Wziął jakiś mały plecak i włożył do niego list. Ubrał się i poczesał włosy. Już od dawna planował zmienić fryzurę, ale jego mama nie dawała za wygraną. Jego włosy zawsze były tak perfekcyjnie ułożone, że mógłby bez problemu powiedzieć, że wygląda, jakby nosił miskę na głowie. Co zdecydowanie nie ułatwiało mu życia.

Miał jeszcze dużo czasu, więc poszedł zjeść jakieś śniadanie. Kiedyś chciał się głodzić, a nawet zaczął. To nie tak, że nie lubił swojego wyglądu. Raczej chciał jakoś sobie ulżyć, wyniszczając się od środka. Jednak nie pomagało mu to, a w dodatku Joyce zaczęła coś podejrzewać. Więc zwyczajnie przestał i wpadł na, w jego mniemaniu, lepszy pomysł. W końcu po śmierci i tak zostanie z niego tylko proch.

Nie miał, co robić, więc po prostu usiadł na łóżku i zaczął rozmyślać. To nigdy mu nie pomagało, a wpędzał się tylko w większy smutek, chociaż nigdy nikomu by tego nie pokazał. Zawsze dobrze udawał. Mimo iż od kilku miesięcy codziennie w domu płakał, to w szkole i przy znajomych czy rodzinie wydawał się pełny życia. W ten sposób nikt niczego nie zauważał. No, aż do tamtego dnia, bo Will napisał przecież list do Mike'a w którym wszystko mu opowiedział.

Po chwili rozmyślania usiadł przy biurku i wyjął kartki oraz kredki. Wciąż myśląc o Mike'u, bo to on w większości zaprzątał jego myśli, zaczął coś rysować. Około trzy godziny później rysunek był gotowy. Przedstawiał bruneta o czekoladowych oczach z piegami rozsianymi po całej twarzy, przedstawiał Mike'a. Tak się działo zawsze, w szafie miał już tyle rysunków, na których był chłopiec, że gdyby ktoś to zobaczył, uznałby go za co najmniej dziwnego.

Dochodziła już trzynasta, więc Will wyszedł z pokoju, uprzednio chowając rysunek i biorąc plecak z listem. Na dole czekała już jego mama. Przywitał się i ubrał buty. Wyszli z domu i wsiedli do auta. Do Hawkins jechało się około czterdzieści minut. Przez całą drogę Will zastanawiał się jak dać Mike'owi list, bo w zasadzie wcześniej nad tym nie myślał. Mógł zwyczajnie dać mu go do ręki, ale to byłoby być nieco dziwne. Jednak nie miał innego pomysłu.

W końcu dojechali. Chłopiec nawet nie wiedział, jak bardzo tęsknił za tym miastem. Zatrzymali się pod domem Mike'a i nagle przez głowę Willa przewinęły się wszystkie wspomnienia z przyjacielem. Niestety tylko przyjacielem. Podeszli pod drzwi, a mama chłopca zapukała. Will miał list w kieszeni spodenek, bo dziwnie by to wyglądało, gdyby wszedł z plecakiem w ręce. Po chwili otworzyła im Karen Wheeler.

- O, witaj Joyce, cześć Will, miło was widzieć. Wejdziecie na chwilę? Mike z Jane wyszli jakieś dwie godziny temu do Starcourt, jeśli się nie mylę.

- Z wielką chęcią, ale trochę się spieszymy, więc tylko na piętnaście minut, a potem pojedziemy po Jane do centrum handlowego - odpowiedziała mama Willa.

W ten oto sposób zniknął cały problem chłopca.

Weszli do środka, a Will powiedział mamie, że idzie się rozejrzeć, bo ostatnio zostawił coś u Mike'a. Oczywiście było to kłamstwo. Chłopiec poszedł do piwnicy, w której zawsze grali w Lochy i Smoki. Wyciągnął list, który jakimś cudem się nie pogiął i położył go na kanapie. Miał nadzieję, że Mike go zauważy. Pamiętał, jak jeszcze tak niedawno grali tu w d&d. Wydawali się tacy... szczęśliwi. Tęsknił za tym, ale wiedział, że to już nie wróci. Już nie jest głupim dwunastolatkiem, który chce tylko grać w gry dziesięć godzin z rzędu.

Zanim Will się obejrzał, Joyce zawołała go, bo już mieli jechać. Pożegnali się z mamą Mike'a i wsiedli do auta. Pojechali do Starcourt. Ostatnio, jak tam był, całą grupą walczyli z łupieżcą umysłów. Jednak na zakupach był tu dość dawno, bo wtedy, kiedy Jane zerwała z jego obiektem westchnień. Niestety niedługo później do siebie wrócili. Codziennie słyszał jak El i Mike gadają ze sobą przez telefon. Mogli też się spotykać, kiedy chcieli, bo Eleven miała na razie nauczanie domowe. Mama Willa stwierdziła, że nie nadążyłaby w szkole, w końcu dziewczyna nie umiała dosłownie nic. Do niedawna przecież ledwo mówiła.

Po chwili dojechali. Will zawsze nosił ze sobą krótkofalówkę, a z tego, co wiedział, Mike też. Przez chwilę zmieniał częstotliwość na taką, na której zawsze rozmawiali, kiedy chłopiec mieszkał jeszcze w Hawkins. Na szczęście Mike rzeczywiście miał że sobą urządzenie i po chwili usłyszał jego głos.

- Will gdzie jesteś? Przecież to nie możliwe, żebym cię słyszał z twojego domu.

- Mów odbiór, żebym wiedział, że skończyłeś - chłopiec przypomniał sobie chwile, kiedy Mike tak mówił - jestem pod Starcourt, czekamy na El, odbiór.

- A okej, zmierzamy do wyjścia, odbiór.

- Do zobaczenia - powiedział Will, ale nie usłyszał już odpowiedzi.

Jakieś dziesięć minut później obok auta pojawili się El i Mike. Trzymali się za ręce, na co Will poczuł ukłucie w sercu. Po chwili Jane weszła do auta na przednie miejsce. Mike miał już odchodzić, ale mama Willa zaproponowała:

- Mike, może cię podwieziemy? Przecież nie będziesz szedł taki kawał drogi sam.

- Z wielką chęcią skorzystam. Dziękuję, pani Byers - odpowiedział chłopiec.

Mike usiadł obok Willa i lekko się do niego uśmiechnął. Chłopiec lekko uniósł kąciki ust. Było to oczywiście bardzo sztuczne, ale Mike tego nie zauważył. Nie zwracał uwagi na takie szczegóły, nie u Willa.

Podczas drogi chłopcy prawie wcale nie rozmawiali. Po chwili byli już pod domem Wheelera. Nastolatek podziękował i pożegnał się ze wszystkimi. Na koniec pocałował Nastkę w policzek i poszedł do domu. Will czuł, jak łzy zbierają mu się do oczu. Reszta drogi minęła szatynowi na powstrzymywaniu płaczu.

___________________________________
1046 słów

No i poprawiłam pierwszy rozdział. Te początki, mówiąc szczerze, nie były złe, jeśli chodzi o cringe XD. No tylko błędy były. Zobaczymy, co będzie dalej.

Wgl moja mama jest trch jak Joyce w tym rozdziale. Wczoraj się jej spytałam, czy mogę się obciąć na krótko, to powiedziała, że ładnie wyglądam w długich włosach i "nie da mi się oszpecić". Potem przez dwie godziny podawała mi argumenty, czemu nie powinnam tego robić XDD

Julia <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top