017. WAY DOWN WE GO.









017. WAY DOWN WE GO.






⠀⠀⠀⠀Wszystko jakby zatrzymało się w miejscu. Cóż, ciężko było się dziwić. W końcu nie zawsze ktoś miał szansę ujrzenia osoby, której nie zdążyli wyznać miłości, jak leży martwa w kałuży krwi tuż pod twoimi stopami. I chociaż normalną reakcją byłby płacz lub żal, to Miriel wcale nie zdawała się tą śmiercią w jakikolwiek sposób przejmować. Tego dnia coś się w niej gwałtownie zmieniło.
⠀⠀⠀⠀"Któż, jak Bóg". Te słowa brzęczały w jej uszach, wiedząc bardzo dobrze, co to oznacza. I było to dość śmieszne z jej perspektywy. Cała ta ironia, jej wszystkie dawne odczucia i myśli, widok Cresil, która nigdy już nie będzie miała okazji spełnić swoich marzeń.
⠀⠀⠀⠀Policjanci wciąż byli przekonani, że była to sprawka wendigo, ale ona dokładnie znała odpowiedź. Kiedy tak stała obok ciała w miejscu, w którym nie powinna być, odwróciła się do swojego kolegi z rozbawionym uśmiechem na twarzy.

⠀⠀⠀⠀— No cóż... To nie było wendigo — stwierdziła pogodnie, odchodząc od ciała.

⠀⠀⠀⠀— Nie było — Asher powtórzył po niej pusto, wwiercając w nią wzrok, który śmiało było można nazwać przerażonym, a przynajmniej głęboko zaniepokojonym. Pogodny wyraz jej twarzy zestawiony z makabrycznym wydarzeniem, przyprawiał go o dreszcze (co prawda nie fizyczne, ale nawet takie przysłowiowe to było dla demona już za dużo). — Miriel...chodźmy stąd, dobrze? — poprosił łagodnie, jakby bał się, że wraz z uniesieniem głosu anielica nagle wybuchnie.

⠀⠀⠀⠀Jasnowłosa westchnęła zrelaksowana, patrząc najpierw na niego, potem ponownie na ciało, a potem z powrotem na demona.

⠀⠀⠀⠀— Co się tak patrzysz? — Jej uśmiech coraz bardziej przypominał uśmiech typowego archanioła. Tego najgorszego typu. Nagle cała jej niewinność gdzieś zniknęła, tak samo jak jej zwyczajna, wesoła aura. — A, wprawia cię to w dyskomfort? Już ci się nie podobają takie widoki? Bo wiesz, mógłbyś się bliżej przyjrzeć temu ciału. Tutaj jest napis. "Któż, jak Bóg". To tekst używany przez mojego kochanego braciszka, a co. Myślał, że jak zabije jakiegoś pseudoczłowieka, to nie wiem... przerazi mnie to, czy coś w tym rodzaju. To trochę żałosne, mówiąc szczerze. Jakby mnie to obchodziło. Śmiertelnicy umierają, taki jest ich urok. Najważniejsze jest jednak to, że to oznacza, iż ma nas na oku. Lucyfer prawdopodobnie też z nim jest.

⠀⠀⠀⠀— Miriel, po pierwsze, to nie "takie widoki" mi się teraz nie podobają, a twoje zachowanie. Jest niepokojące. Zachowujesz się jak...jak...jak nie ty. — Ścisnął dłoń, sfrustrowany, że nie potrafi znaleźć konkretnego epitetu oddającego stan przyjaciółki. Realnie ogarniał go wcześniej nieznany strach oraz wściekłość z powodu niezrozumienia. — Po drugie. Jeśli naprawdę zrobił to Michael, to nie uważasz, że bezpieczniej byłoby na razie się wycofać? A co jeśli to wszystko pułapka? I, tak jak mówisz, dajemy zagonić się jemu i Lucyferowi w kozi róg? — Lustrował ją wzrokiem dokładnie; w środku błagał, aby ten kamienny wyraz został przerwany. — Nie powinniśmy tu być. Proszę.

⠀⠀⠀⠀Anielica przewróciła oczami, jednak uznała, że to rozsądny pomysł. Nagle to zachowanie Ashera zaczęło ją irytować, zbyt się tym przejmował.
Przeszła obok niego bez słowa do samochodu, jej buty były na przodzie lekko ubrudzone od krwi martwej kobiety, która jeszcze wczoraj sprawiała, że odzyskiwała wiarę w szczęście w tym padole. Weszła do środka, otwierając boczne drzwi.

⠀⠀⠀⠀— Dwumetrowa góra silnego mięsa jako ludzka forma, na dodatek demon, jeden z najsilniejszych istot tuż obok aniołów! — krzyknęła przez okno. — Weź się w garść i chodź! Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył...

⠀⠀⠀⠀— Nie odzywaj się tak — warknął, na krótki moment wyzbywając się otoczki troski. Nie na długo jednak - wróciła do niego gdy tylko wsiadł do samochodu. — Tak nienawidzisz swojego brata...i nie dyskutuj ze mną, wiem, że skrycie go nienawidzisz...a swoim zachowaniem się do niego upodabniasz. Miriel, jeśli potrzebujesz chwili dla siebie, to jak najbardziej powinnaś ją znaleźć, ale nie możesz się teraz załamywać. Musimy jeszcze skopać dupę paru vipowskim gołębiom.

⠀⠀⠀⠀Miriel była wściekła. Uderzyła gwałtownie kierownicę, zamknęła drzwi w aucie i obróciła się całym ciałem do demona, siedząc z nim twarzą w twarz.

⠀⠀⠀⠀— Możesz przestać mnie analizować i zachowywać się tak, jak zachowujesz się teraz? — Wciąż się uśmiechała. Typowy, anielski, pasywno-agresywny uśmiech. I typowy błysk w oku, który tak naprawdę był stłumioną furią. Nie przypominała Miriel w żadnym stopniu. — Jesteś demonem, Azazel. Pora byś się zachowywał jak demon.

⠀⠀⠀⠀Asher poczuł nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, gdy jego partnerka w śledztwie wymówiła zapomniane imię w chyba najgorszy możliwy sposób, w jaki mogła to zrobić. Oczy mu pociemniały, a palce u dłoni ścisnęły się tak mocno, że gdyby trzymał teraz orzecha, to z pewnością by go rozłupał.

⠀⠀⠀⠀— Azazel nie żyje. Teraz jestem ja. I będę zachowywał się jak ja. — Chłód w jego głosie mógł zamrozić całe jezioro. Sięgnął po papierosa. — Za to ty nie zachowujesz się jak Miriel, więc nie mam pojęcia kim jesteś.

⠀⠀⠀⠀— To ja. I nigdy nie czułam się lepiej.

⠀⠀⠀⠀Odwróciła się ponownie w stronę kierownicy, odpalając samochód i chętnie odjeżdżając z miejsca zbrodni. Gdy wyjeżdżała na główną ulicę, zmrużyła lekko oczy, przyspieszając delikatnie.

⠀⠀⠀⠀— Jak masz jakiś genialny pomysł, to mi go wyjaw, detektywie — zaświergotała z zażartą radością.

⠀⠀⠀⠀— Mój pomysł przede wszystkim zahacza o odzyskanie starej ciebie. Po drugie, znajdziemy Michaela i Lucyfera, a następnie dopilnujemy tego, aby zdychali w jakimś miejscu gdzie idą anioły po śmierci...anioły mogą w ogóle umrzeć? Nieważne. Zawsze można się przekonać. — Odwrócił wzrok na ulicę, aby nie patrzeć jej prosto w oczy. To sprawiało mu ból.

⠀⠀⠀⠀Kobieta roześmiała się w niedowierzaniu, kręcąc głową.

⠀⠀⠀⠀— Zabawne. Myślałam, że jesteś mądry. — Przyspieszyła bardziej, następnie agresywnie skręcając z lekkim piskiem opon. Jeden z przechodniów popatrzył na nią jak na wariatkę, gdyż prawie go przejechała, a ona odwdzięczyła się uśmiechem. Nienawidziła ludzi. — Naprawdę myślisz, że ktoś taki jak ja i ty byliby zdolni do zniszczenia króla piekła i najwyższego archanioła? Michael dobrze zrobił, że zabił tamtą smoczycę. Taka praca. To ja popełniłam błąd. Przez wieki robiłam te same błędy. W końcu ktoś mi dał nauczkę i czuję się ŚWIETNIE! — zawołała z uśmiechem ostatnie słowo, jednak skrywała się pod tym wszystkim pasywna złość.

⠀⠀⠀⠀— No i dobrze! Po prostu zajebiście! — Detektyw w końcu nie wytrzymał, unosząc głos na kobietę. — Wiesz co? Gdyby tamta smoczyca cię teraz widziała, to nie byłaby dumna ani trochę. Ja też nie jestem. Skoro ty twierdzisz, że robiłaś błędy, to ja najwyraźniej zrobiłem błąd w ogóle wplątując się z tobą we współpracę. — Prawie że wypluł ostatnie słowo, nie czując się na siłach, aby kontynuować z krzykiem. — To już nie ma sensu. I tak rozwiązaliśmy problem, który nas zjednoczył. Może czas najwyższy się z tym pogodzić i naprawdę pójść w swoje strony. — Mimo tego, że te słowa go raniły gdzieś w środku, to głos nie załamał mu się ani na moment. Rozgoryczenie wzięło górę.

⠀⠀⠀⠀Może Kale miał rację. Może o Miriel też zapomni. Musiał zapomnieć.

⠀⠀⠀⠀Anielica zacisnęła dłonie na kierownicy, próbując zachować swoją absurdalnie radosną myśl. Bycie pozytywną - tego trzymała się od wieków. Negatywne emocje były zakazane. Była aniołem nadziei, ale teraz nie była ani aniołem, ani nie była wzorem nadziei. Teraz była rozszarpaną ideą. Każdy anioł został stworzony, wiedząc, kim był i jakie było jego żądanie. A jak ktoś tracił swój tytuł... nic z niego nie zostawało. Była istotą skazaną na samo destrukcję.

⠀⠀⠀⠀— Błagam, niech nas już zabiją, niech już nas zabiją. Proszę, niech nas zabiją.... — wyszeptała sama do siebie.

⠀⠀⠀⠀Popatrzyła ukradkiem na twarz demona siedzącego obok niej, a następnie pod wpływem negatywnych emocji skręciła w pobliski parking i specjalnie przekierowała kierownicę tak, że auto z hukiem zderzyło się w pobliski samochód. Oboje lekko zostali przerzuceni w bok. Demon zaciął sobie wargę o odpadek stłuczonej szyby, a anielica uderzyła się lekko w głowę, z której zaczęła spływać krew.
⠀⠀⠀⠀Miriel bez słowa odpięła pasy, a następnie wyszła z pojazdu, odwrócona od demona, by nie widział jej twarzy. Zresztą sama nie chciała na niego patrzeć.

⠀⠀⠀⠀— Hej, ty szmato! — wrzasnął nagle jakiś głos w oddali. — Moje auto! Będziesz płaciła, suko!

   ⠀⠀⠀⠀Przeklęci ludzie. Tyle wieków pracy dla nich. Już miała dość.

⠀⠀⠀⠀Nagle wszystkie lampy na parkingu wykręciły się w inne strony. Zanim właściciel auta zdążył do niej podbiec, ona odwróciła się, aby na niego spojrzeć, a wtedy człowiek został odrzucony przez niewidzialną siłę. Mężczyzna wpadł gwałtownie na ścianę sklepu z takim impetem, że zrobił lekkie wgłębienie. Upadł na ziemię z jękiem, który mógł tylko upewnić ją, że uszczerbek na zdrowiu był poważniejszy, niż chciała.

⠀⠀⠀⠀Miriel popatrzyła na swoje dłonie. Czy to ona zrobiła? Przecież nie miała żadnych mocy. Skrzywdziła człowieka, po raz pierwszy od tysiąca lat. Na szczęście żył. Za to samochód, który wiernie jej służył, niezbyt nadawał się na jazdę.

⠀⠀⠀⠀Asher cały czas znajdował się w nieszczęsnym pojeździe, z ciężkim oddechem obserwując to, co anielica właśnie zrobiła. Miał rozciętą brew, z której leciała mu ciemna krew, a oczy trwały szeroko otworzone od szoku. To nie mogła być prawda, Miriel nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Było bardzo źle.

⠀⠀⠀⠀— Miriel... — wyjęczał tak, jakby chciał ją zawołać, ale ostatecznie dźwięk wydobyty z jego ust był zbyt cichy, aby zawołaniem można to było nazwać. — Coś ty zrobiła?

⠀⠀⠀⠀Anielica była pogrążona emocjami tak negatywnymi, że mogłaby teraz mieć okropny atak paniki i wylądować na ziemi, już nigdy się nie podnosząc. Wszystkie negatywne emocje, które były tłumione przez jej moc pozostawania pogodną od czasów trafienia na ziemię zaczęły się ukazywać. Kiedyś to moce sprawiały, że wszystkie śmierci jej bliskich, jakich była świadkiem były dla niej zaledwie małą niedogodnością.

⠀⠀⠀⠀Wszyscy ludzie, których kochała (było ich wiele) i umarli brutalnie na jej oczach... Dotarli do jej umysłu niczym PTSD. Wszystkie momenty, w których była świadkiem czegoś okropnego...wszystkie uczucia, które powinna mieć, ale się nie ukazały. Były niczym sztorm, który właśnie masowo w nią uderzył.

⠀⠀⠀⠀Jej dłonie zadrżały, a drzewo obok parkingu nagle się przepołowiło, jakby uderzył w nie nadzwyczajnie potężny piorun. Spadło na auto stojące niedaleko. Kilka ludzi zobaczyło dziwne zachowanie "pogody" i w panice zaczęli pakować swoje dzieci do auta. Na niebie pojawiły się ciemne chmury.
⠀⠀⠀⠀Jasnowłosa popatrzyła na Ashera, posyłając mu mroczny uśmiech archanioła.

⠀⠀⠀⠀— Odejdź — powiedziała ostro. — To wszystko było błędem.

⠀⠀⠀⠀Demona najpierw ogarnęło milczenie, grobowe i chłodne, które ten jeden raz nie wynikało od niego samego, a przychodziło do niego, zupełnie nieproszone. Szmery, dylematy oraz niespełnione pragnienia, nawróciły do niego w ciągu sekundy, gdy tylko napotkał wzrokiem ten lodowaty uśmiech, który niczym nie odzwierciedlał Miriel. Stała przed nim obca osoba. A on chciał zrobić wszystko, aby od niej uciec.

⠀⠀⠀⠀— Więc odejdę — powiedział tak spokojnie, jakby byli na wiosennym pikniku. — Na zawsze.

⠀⠀⠀⠀W środku niego coś pękło. Jak u dziecka, które dowiaduje się właśnie, że pojęcie śmierci istnieje i kiedyś, tak czy siak, wszystkich dopadnie. On też właśnie pojął, że nie ma czegoś takiego jak zupełnie szczęśliwe zakończenie, a wcześniej czy później coś musiało się zepsuć. I teraz właśnie przyszło.
⠀⠀⠀⠀Wyszedł z pojazdu, od niechcenia tylko poprawiając kołnierz pogniecionej i brudnej od jego krwi koszuli. Wyglądał jakby właśnie udało mu się wydostać z walącego się budynku.

⠀⠀⠀⠀— Któż, jak Bóg — powtórzył cicho, uśmiechając się w rozgoryczony sposób. — Nikt. Bo Bóg odszedł.

⠀⠀⠀⠀Odwrócił się na pięcie, rzucając na ziemię papierosa, który nawet nie zdążył się do końca dopalić. Głupie anioły. Głupie niebo. I, przede wszystkim, głupia przyjaźń.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

⠀⠀⠀⠀Może przez samo umiłowanie ciszy, a może z powodu braku umiejętności mowy na ten moment — stał się niemy. Tak by to określił. Ani on nie mówił, ani nie mówiły jego myśli. Asher Stone znowu czuł się pusty. Wszakże całe jego istnienie sprowadzało się do ponurej ciszy oraz niepojętego cierpienia, zmieszanego ze zbłąkanym gdzieś wewnątrz niego światłem, które odważyło się pokazać tylko, gdy jasnowłosa główka kręciła się w jego pobliżu. Teraz ta sama główka stała się taka sama jak te twarze, które wcześniej próbowały to zagubione w nim światło zgasić.

⠀⠀⠀⠀— Ach, jebać to. — To były pierwsze trzy słowa, które wreszcie z siebie wykrztusił po dławiącym milczeniu. Podsumowywały idealnie jego stan psychiczny w tej chwili.

⠀⠀⠀⠀Nie przebrał się. Dalej miał na sobie tę samą koszulę, która była świadkiem wypadku spowodowanego przez Miriel. A raczej kogoś, kto przejął na bliżej nieokreślony okres czasu ciało i wspomnienia.

⠀⠀⠀⠀— Bogu się kłaniaj, a diabła nie gniewaj — wymamrotał tak, jakby jeszcze zostały w nim jakieś pokłady poczucia humoru, choć w takim dołku mentalnym to raczej nie było intencjonalne. — Do chuja, przecież Bóg jest na urlopie, a diabeł poluje na smoki. Zabawne te ludzkie przysłowia. — Zapalił papierosa, nieco przy tym parząc się zapalniczką, ale był już na tym etapie, że nawet gdyby palec mu się spalił, raczej by się tym nie przejął.

⠀⠀⠀⠀Nawet płyta winylowa już nie grała, co było dość osobliwe w tym ciemnym mieszkaniu, gdyż od razu te wszystkie ściany łączyło się w myślach wraz z brzmieniami płyty Stonesów bądź Beatlesów. Teraz wszystko było martwe. Jak nadzieja detektywa. A może raczej byłego detektywa. Jego odznaka leżała w śmietniku. Samotnie. Była niczym wizytówka tego, że coś się skończyło, a teraz nie było już powrotu, bo to najwyraźniej nie była jedna z tych kłótni, o których zapomina się następnego dnia.

⠀⠀⠀⠀W samotności i ciszy. Tak właśnie trwał, tak właśnie chciał już zostać. I zapomnieć, że jakakolwiek przyjaźń oraz śledztwo kiedykolwiek istniały.

⠀⠀⠀⠀Właśnie on. Azazel — anioł, który upadł. Asher — demon, który jeszcze więcej stracił.

⠀⠀⠀⠀Oddechy, które brał, były tak płytkie, że człowiek spokojnie by się udusił. Och, jakie miał szczęście, że człowieczeństwo znów stało się dla niego czymś niepożądanym.

⠀⠀⠀⠀— Smutno cię tak widzieć. To aż przygnębiające, wiesz? Liczyłem na jakiś atak agresji z twojej strony, może szał, ale muszę powiedzieć, że szczerze się zawiodłem.

⠀⠀⠀⠀Nie przejął się tym jakoś zbytnio. Może nawet w głębi duszy był już przygotowany na tą wizytę. Po prostu nie robiła na nim wrażenia.

⠀⠀⠀⠀— Drzwi zamontowane są właśnie po to, aby pukać. Ewentualnie dzwonić.

⠀⠀⠀⠀— No wiem, no wiem...ale tak jest ciekawiej, nie uważasz? — Uśmiech był wyczuwalny już w samym tonie głosu. Szczery uśmiech, w przeciwieństwie do anielskiego.

⠀⠀⠀⠀Demon uniósł swoje ciemne spojrzenie do góry.

⠀⠀⠀⠀— Nie. Nie uważam tak, Lucyferze. Tak jest po prostu niekulturalnie.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

⠀⠀⠀⠀Nadszedł wieczór, a Miriel nie pojawiła się ani razu w swoim mieszkaniu. Zazwyczaj jak miała stłumione problemy emocjonalne, to zmieniała miejsce zamieszkania. Była podróżniczką, która uciekała przed własnymi emocjami. Ale teraz była uwięziona w jednym miejscu, wszystkie stłumione przez moc negatywne emocje zaczęły wracać i nie miała ani chwili spokoju. Próbowała stworzyć pieniądze na bilet, biorąc pod uwagę wcześniejszą sytuację na parkingu, ale gdy próbowała stworzyć cud, zamiast tego przez przypadek robiła coś negatywnego — wysadziła samochody, sprawiła trzęsienie ziemi, na niebie pojawiły się niebezpieczne pioruny, przez które uciekał tłum ludzi. Tajemniczo przywrócone moce nie działały tak, jak jej dawne. Siały zniszczenie, głównie przez emocje, która obecnie czuła anielica. A czuła dużo.

⠀⠀⠀⠀Kroczyła przed siebie po ulicach, nie wiedząc nawet, gdzie kroczy. Szły tam, gdzie poniosły ją nogi tego obecnego ciała fizycznego. Ciężej jej się oddychało.
Usiadła w parku, gdzie cykały świerszcze. Podeszło do niej dwóch szemranych mężczyzn. Zanim zdążyli ją okrążyć, przez nagły powiew siły wylądowali w rzeczce, tonąc przez parę sekund z tajemniczych powodów. Uciekła więc z parku.
Potem poszła do supermarketu. Było tam zbyt dużo ludzi, których zaczęła coraz bardziej nienawidzić. Papierosy przypomniały jej o Asherze. Uciekła więc i z supermarketu.

⠀⠀⠀⠀Nie wiedziała, dokąd ma iść. Gdziekolwiek nie poszła, czuła się coraz gorzej.

⠀⠀⠀⠀Nie miała też pojęcia, na jakiej dzielnicy się znalazła, ale było tam ciszej. Dochodziła druga w nocy, a na niebie szalała okropna burza, która była zaledwie małym odzwierciedleniem tego, co działo się z byłą anielicą. Ulice były puste, dobrze.
Miała już dość chodzenia, bolały ją nogi, a na dodatek wciąż powstrzymywała się przed załamaniem nerwowym, które coraz bardziej chciało się ujawnić.
Jedynymi osobami mijającymi ją o tej godzinie od czasu do czasu byli ćpuni, bezdomni, prostytutki oraz osoby dość podejrzane, które obserwowały anielicę jak sępy. Miriel jednak to nie obchodziło. Wiedziała, że otoczona była ludźmi podatnymi na wady i grzechy. Dopiero teraz, tracąc kompletnie swoją anielską esencję, była zdolna sobie to uświadomić.
Musiała gdzieś usiąść. Odpocząć. Pomyśleć. Uciec od gęstego deszczu, który całkowicie ją zmoczył, a także znaleźć schronienie przed piorunami. Chociaż i tak nie miało to dla niej różnicy, czy piorun by ją uderzył, czy nie. Nawet nie wiedziała, gdzie jest, a także jak wrócić do domu. Szła od kilkunastu dobrych godzin i okropnie bolały ją nogi.

⠀⠀⠀⠀Idąc tak przed siebie dostrzegła niedaleko obok ciemnego podwórka porzucony kościół. Brama była zepsuta, a drzwi do domu Bożego otwarte, więc to właśnie tam postanowiła się skierować. Skręciła w ulicę, gdzie nie działały już lampy i knębiła się ciemność, dochodząc do bramy. Otworzyła ją i rozległ się pisk, gdyż brama była nienaoliwiona. Kościół był dość masywny, z zewnątrz nie prezentując się zbyt dobrze. Gdy jednak anielica weszła do miejsca, który był najbliższym miejscem do nieba, w pomieszczeniu nagle zapaliły się światła, a wnętrze przypominało najbardziej zadbany kościół zbudowany przez bardzo utalentowanych ludzi. Była tutaj sama, nikogo innego nie było.

⠀⠀⠀⠀Stanęła na końcu długiego korytarza, patrząc na sufit, który pokryty był złotymi gwiazdami, błyszcząc pięknie i odbijając światło świec. Niegdyś opiekowała się gwiazdami, takie było jej zadanie. Teraz nie widziała sensu wykonywać poleceń nieba. Cały kościół był jasny, złoty i perfekcyjnie czysty. To robotą nadnaturalną stało się, że ten z zewnątrz zniszczony i ciemny kościół w środku wyglądał jak najpiękniejszy kościół, jaki istniał.
Westchnęła głęboko, drżąc z zimna. W końcu chodzenie po deszczu przez dobre dwie godziny nie należało do czegoś przyjemnego.
Popatrzyła na drogę przed sobą, prowadzącą do ołtarza. Na ścianie namalowany był obraz archaniołów, przedstawiających ich jako piękne kreatury walczące z diabłem, który miał formę smoka. To sprawiło, że przed jej oczami pojawiła się zamordowana Cresil. Odrzuciła jednak od siebie ten widok, szybko siadając w jednej z ławek.

⠀⠀⠀⠀Miriel siedziała chwilę w ciszy, próbując przeanalizować sobie wszystko, co zaszło się tego dnia; śmierć Cresil, nagły przypływ wszystkich zakazanych emocji, szczera nienawiść do każdego, dziwny powrót mocy... Było tego za dużo.
Uniosła głowę, patrząc na krzyż znajdujący się tuż nad obrazem archaniołów. Zamknęła oczy, splatając palce u dłoni i położyła je przed sobą.

⠀⠀⠀⠀— Dobry Ojcze... — wyszeptała. — Wybacz mi proszę, bo zgrzeszyłam. To jest ten moment, w którym odpowiadasz na me wezwanie, bo naprawdę... Potrzebuję twojej pomocy... — Otworzyła oczy wyczekująco. Oczywiście, że nikt nie odpowiedział. Nikt nigdy nie odpowiadał. — Proszę... Muszę być pewna, że to przez co przechodzę ma jakiś powód. Że te wszystkie cierpienia były w twoich planach.

⠀⠀⠀⠀W kościele trwała cisza. Jedyny dźwięk, jaki się pojawił, był dźwięk cichutkiego westchnienia. Westchnienie ciche, a jednak jak wiele pokazywało. Pokazywało ostateczne zrozumienie, że Bóg już nigdy nie odpowie.

⠀⠀⠀⠀— Straciłam wiarę, Boże. — Głos Miriel zaczął się łamać. — Ci sami ludzie, których stworzyłeś na swoje podobieństwo od tysięcy lat zabijają się w twoim imieniu, ja to widziałam na własne oczy. Umierają z głodu, niszczą swoją planetę, umyślnie kończą swe życia, tępią ludzi odmiennych, bo cytują twe nieprawdziwe słowa, których nawet byś nie śmiał wypowiedzieć... Stworzyłeś ich na swoje podobieństwo. Dlaczego, ojcze.... Dlaczego ich zostawiłeś? Dlaczego zostawiłeś nas? My ciebie potrzebowaliśmy. Nie wiem, co dalej robić. Jestem tutaj sama. Od wieków jestem. Za każdym razem, jak potrzebowałam znaleźć odpowiedzi, wszystko dookoła mnie się niszczyło. Rozumiem, że nas zostawiłeś. Nawet nie słuchasz tego, co mówię... Ale... Czemu na to wszystko pozwalasz? — Spuściła głowę z zamkniętymi oczami. Nikt nie słuchał. Poddała się.

⠀⠀⠀⠀Anioł, który szczycił się nadzieją, teraz nie miał żadnej.
Poczuła chłodny powiew powietrza. Usłyszała za sobą nagły ruch skrzydeł. I głos Michaela.

⠀⠀⠀⠀— Czujesz to?

⠀⠀⠀⠀Otworzyła oczy, patrząc przed siebie. Nie bała się. Już nic nie mogło sprawić, aby bała się zniszczenia.

⠀⠀⠀⠀Dopiero teraz zorientowała się, że plecy coraz bardziej zaczynały ją piec.

⠀⠀⠀⠀— To twoje skrzydła. — Oznajmił archanioł lodowatym głosem. — One płoną. Stajesz się upadłym aniołem.

⠀⠀⠀⠀Nie chciała zostać demonem. Nie chciała zostać demonem. NIE CHCIAŁA ZOSTAĆ DEMONEM.

⠀⠀⠀⠀Miriel odwróciła głowę. Michael uśmiechał się przerażająco.

⠀⠀⠀⠀— Nie chciałam, aby do tego doszło.... — wyszeptała oszołomiona, zapatrzona w nicość. — Kochałam ludzi i tatę... To twoja wina. To ty wygnałeś mnie z nieba, zostawiłeś na wieki. Skazałeś mnie na wieczną torturę oglądania umierających ludzi za nic. Wszyscy, na których mi zależało umierali i zostawiali mnie. Zostawiłeś mnie, bym tu gniła. Nienawidzę cię, bracie... Tak bardzo nienawidzę.

⠀⠀⠀⠀Archanioł roześmiał się lekko. Podszedł do siostry, dłonią przejeżdżając po jej plecach, które coraz bardziej zaczynały ją piec. Zbliżył twarz do jej ucha.

⠀⠀⠀⠀— Jedyną istotę, którą możesz obarczać o to wszystko, to ty. Jesteś bezwartościowa, Jeremiel. Zostałaś stworzona, aby być sama. Moja droga, prawdą jest, że w rzeczywistości i tak nikomu na tobie nie zależało.

⠀⠀⠀⠀Anielica spojrzała na malunek archaniołów. Może to rzeczywiście wszystko było jej winą. Może powinna była skończyć ze sobą już dawno temu.

⠀⠀⠀⠀— Ale byliśmy stworzeni po to, by kochać... — wyszeptała cicho, gdyż okropny smutek ściskał jej gardło. Nie płakała. — Nawet siebie nawzajem. Ale ty nawet nie odpowiadałeś na moje modlitwy.

⠀⠀⠀⠀— Jeremiel... Nie obchodzisz mnie. Nikogo nie obchodzisz. Nikt cię nigdy tak naprawdę nie pokochał, nie polubił.

⠀⠀⠀⠀— A-asher...

⠀⠀⠀⠀— Przypomnij sobie, co dzisiaj zrobiłaś. Skrzywdziłaś człowieka na jego oczach. Skrzywdziłaś jego. Nienawidzi cię i nie chce cię znać. Oboje umrzecie sami, żałośni. Na nic nie zasługujecie. Jesteście wyrzutkami... A w szczególności ty.

⠀⠀⠀⠀Miriel odetchnęła płytko roztrzęsiona.

⠀⠀⠀⠀— Zniszcz mnie, błagam — wyszeptała.

⠀⠀⠀⠀Popatrzyła błagalnie na brata, który niczym istota bez duszy wpatrywała się w nią pustym wzrokiem.

⠀⠀⠀⠀— Jeszcze nie, siostro. Jeszcze nie — odparł.

⠀⠀⠀⠀Wydostał się spomiędzy ławek, a następnie skierował się w stronę wyjścia. Jego nieskazitelnie biała szata poruszała się, jakby dookoła wiał wiatr.
⠀⠀⠀⠀Anielica nie mogła patrzeć, jak wychodzi. Chciała umrzeć jak najszybciej. Dlaczego dalej ją tak torturował?

⠀⠀⠀⠀— MICHAEL! — Wyrwała się z ławki i szybko zaczęła biec za nim po korytarzu.

⠀⠀⠀⠀Nie zdążyła dobiec. Zatrzymał ją okropny ból w plecach.

⠀⠀⠀⠀Czuła, jakby ktoś zaczął je przebijać, palić żywcem. Skóra parzyła niemiłosiernie, miała wrażenie, że była rozrywana. Jakby ktoś wbijał w nie głębokie pręty. Upadła na sam środek korytarza, płacząc i krzycząc z bólu.

⠀⠀⠀⠀Archanioł rozpłynął się w powietrzu, a kościół nagle wrócił do bycia ciemnego, zapadniętego drewnianego budynku z dziurami, do którego zaczął wciskać się deszcz. Miriel nigdy w życiu nie doświadczyła takiego bólu. Był wyczerpujący, piekielny wręcz. Krew spływała z jej pleców na brudną posadzkę.

⠀⠀⠀⠀Miriel została pozostawiona w ruinach domu Bożego, krzycząca z bólu i błagająca o uśmiercenie. 









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top