013. THE ANSWER WE WERE LOOKING FOR.







013. THE ANSWER WE WERE LOOKING FOR. 







     Stos pogniecionych, lekko naderwanych w niektórych miejscach kartek piętrzył się na stoliku Ashera, podczas gdy ten przerzucał i dorzucał to nowsze notatki. Nieprzyjemne spotkanie bliskiego stopnia z Paimonem było już na szczęście tylko wspomnieniem, które wyblakło dość szybko. Po tamtym pamiętnym dniu spędzonym z Miriel, demon poczuł w swoim umyśle coś na kształt "oczyszczenia", które pomogło mu poukładać myśli i z większym zapałem wrócić do pracowania nad śledztwem. W międzyczasie zgłoszono dwa różne morderstwa istot nadnaturalnych, jednak wypytywanie świadków wydało się zarówno Asherowi jak i Miriel bezcelowe.

     Narastająca wraz z frustracją ambicja paliła się jak żywy ogień w czarnym sercu demonicznego detektywa. Thayne nie doniósł mu ostatnio o żadnym podejrzanym przypadku jeśli chodzi o zachowania osób pracujących na posterunku, co tylko coraz bardziej sprawiało, że Asher zaczynał powątpiewać w to, czy ich wendigo w ogóle ukrywa się wśród tej policyjnej społeczności. Aż do czasu, gdy powiadomiono go o pewnej poszlace.

     Dziwnej, naprawdę nietypowej poszlace. Może nie byłaby nawet taka wyjątkowa, gdyby nie to, że ofiara używała męskiego ludzkiego wyglądu, a ową poszlaką była purpurowa pomadka do ust. Nie, bynajmniej nie kosmetyk leżący luzem obok zwłok. Pomadka wmieszała się w zakrzepłą krew nieboszczyka, nadając jej nietypowy kolor. Asher siedział aktualnie nad stosem naukowych wydruków, dotyczących zmiany zabarwienia substancji pod wpływem innej. Głupia ludzka nauka — wydawała mu się strasznie skomplikowana i w dużej mierze niepotrzebna. Dzieci uczyły się tego w szkołach? O ile same w sobie wszystkie osobniki homo sapiens poniżej szesnastego roku życia wyjątkowo demona obrzydzały, to tego szczerze im współczuł.

     — Aha! — krzyknął wreszcie z triumfem, palcem uderzając w środek jednej z kartek. — Utrzymuje się kilkanaście godzin. Czyli ciało było świeże, a morderca... — Zastanowił się przez moment. — Morderca się spieszył, więc nie miał czasu na wytarcie pomadki. A skoro w ogóle ją nosił, to ukrywał się pod postacią kobiety! — Uśmiech satysfakcji rozjaśnił jego twarz. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu miał porządny trop.

     Pamięcią sięgnął wstecz, próbując przywołać twarze wszystkich podejrzanie wyglądających kobiet, jakie ostatnio widział. I tu leżał problem, gdyż Asher nigdy nie przyglądał się kobietom zbyt długo. Ich wygląd nie wydawał się dla niego specjalnie intrygujący. No, może Miriel, ale Miriel nie była przecież do końca kobietą, a tym bardziej ludzką kobietą. Aczkolwiek jej staromodny ubiór oraz okrągła twarzyczka, wydawały się mu wyjątkowo estetyczne. Tyle że przyglądanie się anielicy niewiele mu dało. Miriel nie nosiła purpurowej pomadki. I nie była mordercą. Chyba.

Mimo wszystko mogła mu idealnie pomóc; w końcu obserwowała ludzi bacznie, zwracając raczej uwagę na ich wygląd. Miała też chyba lepszą pamięć od niego.

     — Cóż, pora poszukać Miriel — wymruczał sam do siebie, chwytając jeszcze z komody stojącej przed drzwiami paczkę papierosów. Jeśli jego wspólniczka rzeczywiście ma głowę do zapamiętywania twarzy oraz charakterystycznych elementów wyglądu, możliwe, że coraz większymi krokami zbliżali się do rozwiązania sprawy. Świadomość tego, że owiana tajemnicą sprawa morderstwa powoli nabierała kształtu, napełniała Ashera zarówno radością, jak i strachem. Nawet gdy ujmą w końcu potwora, będą musieli jeszcze poradzić sobie z pokonaniem go.

Pokręcił głową, obracając zapalniczkę w palcach. To nie czas i miejsce na takie rozmyślania. Teraz musiał znaleźć Miriel, wytargać ją za jej idealne anielskie kudły i jeśli zajdzie potrzeba, siłą zmusić do pomocy. Był zdeterminowany.

     — Taxi! — Zatrzymał żółty samochód, w ostatniej chwili przypominając sobie, gdzie o tej godzinie znajdzie Miriel. — Na Jefferson Square proszę. — Taksówka ruszyła przed siebie.


┈ ┈ ┈ ⋞ 〈 ⏣ 〉 ⋟ ┈ ┈ ┈


     W dość porządnym barze w centrum Nowego Jorku, gdzie najczęściej pojawiali się zwiedzający to miasto, anielica stała na drewnianej scenie, jako że wcześniej jeden z mężczyzn zamówił piosenkę z dedykacją dla swojej żony.
Miriel dość lubiła śpiewanie, nawet była w tym dobra, w końcu śpiewanie przez tysiące lat dość pomagało w wyrobieniu sobie ładnej barwy i łatwej kontroli nad głosem, jednak jeszcze bardziej lubiła sprawianie przyjemności wszystkim miłosnym parom, które prosiły właśnie ją (jak pozostałe piosenkarki) o takiego typu niespodzianki dla swoich drugich połówek. Takie radosne momenty pomagały o zapomnieniu negatywności tego świata, czego Miriel niezdrowo unikała.
Zazwyczaj jednak była kelnerką w tym miejscu, dlatego zamiast swojego klasycznego ubrania w stylu lat pięćdziesiątych, ubrana była w czarny strój kelnerski. Nie lubiła ciemnych kolorów, całkowicie w tym siebie nie przypominała.

     Ze spojrzeniami ludzi na sobie, dawniej czuła się z tym całkowicie komfortowo. W końcu opiekowała się nimi całkowicie niezauważona od długiego, długiego czasu.
Jednak teraz, po wizycie Michaela - bratu, któremu zaufała, to co robiła była dla niej... Pracą rzuconą w błoto. Bezcelowa praca.

     — He'll have you dancing on a string. A puppet on a string — Śpiewała łagodnie z uśmiechem piosenkę Rosemary Clooney ❝Hey There❞, a para, do której ta piosenka była skierowana, trzymała się za ręce i oparta ramionami o siebie słuchała zrelaksowana. Dlaczego coraz bardziej rosło w Miriel uczucie, którego do tej pory nie czuła? Co to było za uczucie? Dlaczego myślała o tym dopiero teraz? Tyle pracy dla tych stworzeń, tysiące lat bezcelowego czekania, a teraz Michael chce zniszczyć jej życie. Z pewnością tego chce. Może właśnie dlatego Asher spędził dzień u niej, podczas gdy ona pomagała mu w bandażowaniu jego ran. — Break it and he won't care — Wszystko na marne, Michael nigdy się nią nie interesował. Jakby po prostu została pozbawiona anielskiego żywota, co się stało, nawet by się ucieszył. — He won't care for you. Won't you take this advice I hand you like a mother?

     Drzwi od baru nagle się otworzyły, a powiew wiatru z ulicy musnął ją w twarz. Była skupiona na śpiewaniu, jednak gdy nagle zobaczyła, że nowym gościem był nie kto inny, jak Cresil - dość znana piosenkarka rocka, która wydała parę popularnych albumów. Cresil! Tutaj! W tym miejscu!
     Miriel prawie się zawiesiła i zapomniała końcowych słów piosenki, jednak w ostatnim momencie przypomniała sobie o nich i zaśpiewała do końca. Nie zwróciła uwagi na oklaski, tylko szybko zeszła ze sceny i poprawiła czarną muszkę. Obserwowała, jak piosenkarka rozmawia z jakąś osobą, a jej serce zaczęło bić coraz szybciej za każdym momentem, jak robiła kroki w jej stronę. Jej policzki robiły się zaróżowiałe.

     Musiała przyznać przed samą sobą, że była w niej zauroczona. I to było jedno z najdziwniejszych uczuć, jakich kiedykolwiek anielica doświadczyła. Gdy chciała rozmawiać z Cresil, to zawsze wszystkie sensowne słowa zdawały się opuszczać jej język, mimo tego, że była stuprocentową duszą towarzystwa. I tu pojawiał się ten nieznośny paradoks — chciała z tą kobietą spędzać jak najwięcej czasu, ale jednocześnie bała się też, że się przed nią wygłupi. Okropność. Czuła się dobrze ze samą sobą, ot co! Ale gdy tylko pojawiała się w polu widzenia Cresil, chciała być lepsza niż faktycznie była. Czy była wystarczająco ładna? Czy jej charakter nikogo nie odstraszał? To było tak paskudne i cudowne uczucie zarazem. Powodowało różowienie się jej policzków — jak właśnie teraz — oraz zmieniało jej nogi w istną galaretę. Jej głowa robiła się pusta jak balonik, Miriel czasem się bała, że odleci jej od szyi w takim stanie nieważkości. Musiała się teraz powstrzymywać, żeby nie rzucić jakimś głupim tekstem w stylu "Hej, lubisz jazz?". Ale wiedziała, że Cresil nie lubiła jazzu. W końcu grała rocka.

    Udało jej się do niej podejść, chociaż było to dość ciężkie. Czemu było ciężkie? Zadawała samej sobie dużo pytań tego dnia.

     Cresil była bardzo, bardzo ładna. Zwłaszcza z bliska, gdy Miriel mogła spojrzeć w jej zielone oczy, wokół których prezentowały się długie rzęsy układające się w perfekcyjny sposób. Na dodatek z bliska Miriel mogła dostrzec małe spinki w jej bujnych rudych włosach.
Wyglądała całkowicie przeciwnie do anielicy, między innymi gdy chodziło o strój, który obejmował glany, spódnicę w zielono-czerwone kraty do kolan, ciemną koszulkę z satanistyczną czaszką i skórzaną kurtkę z kolcami. Różnica nie miała mimo tego żadnego znaczenia.

     — Em... — Miriel próbowała się odezwać, jednak jej serce biło jak oszalałe, a język plątał się jak na złość. — E... Hej!

Rudowłosa odwróciła się do niej i szczerze była zaskoczona widokiem znajomej, którą spotkała parę razy na swoim koncercie. Prawda jednak brzmiała tak, że Miriel nie lubiła tego gatunku muzyki, ale odwiedzała .

    — O cholera, siema! — Posłała jej uśmiech, a anielica miała ochotę zapaść się pod ziemię. Miała nadzieję, że Cresil nie zauważyła jej różowych policzków. — Czekaj, chwila.... Marinette?

     — Miriel.

     — O tak, ta z zajebistym imieniem! — Poklepała ją po ramieniu, a blondynka zadrżała lekko w przerażeniu lub uczuciem, które przypominało przerażenie. — Masz fajny głos.

     — A... Dz... Zarąfajnie... — Dukała słowa. Wzięła wdech, próbując się opanować. — Dzięki! Ty też jesteś fajna. W sensie, no, masz fajny głos — Roześmiała się nerwowo. — Ale nie że nie jesteś fajna! Jesteś bardzo fajna! Nie mówię tego w jakimś dziwnym sensie...

Cresil roześmiała się, opierając luzacko o ścianę i spoglądając na anielicę. Miriel bardzo podobał się też jej makijaż (między innymi czarne kreski zrobione eyelinerem), a także kolczk w prawej brwi. Przez chwilę niczego nie mówiła, wciąż nie spuszczając oczu z kelnerki.

     — Jesteś jedną z nas, co? — wypaliła po chwili.

Miriel popatrzyła na nią osłupiała.

     — S-słucham?

     — Mam sprawę.

Wtedy chwyciła anielicę za dłoń, co prawie wprawiło ją w atak serca i pociągnęła w cichsze miejsce, gdzie nie było zbyt wielu ludzi, a także nikt nie spoglądał w ich kierunku.

     — Jesteś aniołem, co nie? Znajoma mi powiedziała. No to ja jestem smokiem, ale to nieważne czym jestem, bo straciłam swoje moce — wyszeptała tak blisko niej pod ścianą, że prawie stykały się nosami, a Miriel myślała, że zaraz zapadnie się pod ziemię. — Tobie jakieś zostały?

Dopiero po chwili wpatrywania się w jej oczy, w których Miriel mogła zobaczyć żółte kreski, do anielicy dotarło co mówiła.

     — O, um... Jak ona się o tym dowiedziała? — wykrztusiła. Bardziej zapadło jej w pamięć, że Cresil była smokiem, jednak nie starała się być niegrzeczna wyrażając zdziwienie tym faktem. — W k-każdym razie... Nie wiem czemu tak się dzieje. Staram się t-to rozwikłać...

     — Dobra — Dziewczyna wyprostowała się z pewnością siebie. — Mój numer — Ze skórzanej kurtki wyjęła czarnozieloną wizytówkę i podała ją anielicy. — Muszę pozałatwiać sprawy biznesowe, ale jakbyś się czegoś dowiedziała to do mnie zadzwoń. Na piwo też się możemy umówić, jesteś urocza.

Posłała jej oczko, a następnie skierowała się do stolika, gdzie siedział mężczyzna w garniturze, podczas gdy anielica próbowała opanować emocje burzące się w jej głowie.

     — Em... Tak, zdecydowanie! — odparła dopiero po dwóch minutach, nie zwracając nawet uwagi na to, że nie piła piwa. Po prostu osłupiona i z zaróżowiałymi policzkami wciąż stała pod ścianą i wpatrywała się jak Cresil rozmawia z nieznajomym.

Podczas, gdy Miriel próbowała powstrzymać swoje serce od ciągłego kołatania w jej piersi, do baru wszedł nikt inny, jak Asher. Demon rozejrzał się po lokalu, bystrym wzrokiem od razu wyłapując swoją wspólniczkę stojącą z boku. Pośpieszył ku niej, nie zwracając uwagi na nieco nieobecne spojrzenie blondynki.

     — Hej, Miriel! — zawołał do niej, po drodze wyrzucając do śmieci papierosa. Serce anielicy biło tak głośno, że on bez problemu potrafił usłyszeć je już na ulicy. Nie znał jednak przyczyny tak gwałtownej reakcji jej ciała. — Chyba mamy trop — poinformował, uśmiechając się w swój asherowy sposób. "Asherowy", to znaczyło, że uśmiech był prawie niezauważalny i raczej ponury, ale cóż, liczą się intencje.

Anielica nawet nie zwróciła uwagi, że jej znajomy przybył do miejsca, w którym pracowała. Cresil nazwała ją urocza, wiedziała o prawdziwej stronie Miriel, też straciła moce, miała piękny styl, ach te piękne oczy, ta świetna fryzura...

     — Mhm.... — odparła cichutko odpowiadając byle jak na dźwięk głosu demona.

     — Wszystko w porządku? — Ściągnął jedną brew, podążając za wzrokiem Miriel. Gdy dostrzegł Cresil, jakaś dziwna intuicja kazała mu zapytać. — Podoba ci się ta dziewczyna? A może cię zdenerwowała? — Zmrużył oczy. — Twoje serce bije tak szybko i głośno, że słyszałem je nawet na ulicy.

     — Mhm.... — odparła, tylko w połowie słuchając słów. Nagle jednak dotarły do niej słowa ❝Podoba ci się❞ i odwróciła się, pocierając swoje policzki jakby ich kolor w ten sposób miałby wrócić do normalności. Spojrzała następnie na Ashera i roześmiała się nerwowo. — Hej, hej Asher! Co tam u ciebie? Co ty tu robisz?

     — ...wpadłem na trop — odpowiedział powoli, patrząc na Miriel z pewnego rodzaju rozbawieniem. Wyglądała trochę jak nastolatka, która bała się przyznać przed rodzicami, że się zauroczyła. — A ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Kim jest tamta kobieta? — Głową skinął w stronę Cresil.

Miriel milczała chwilę, nerwowo skubiąc rękaw swojego stroju, a po chwili pociągnęła demona w stronę wyjścia.

     — Jak to nie wiesz kto to jest, to nikt taki, tylko najfajniejsza piosenkarka rocka jaka chodziła po tej ziemi, piękna Boża kreacja, nieziemska, co się zgadza bo jest smokiem! Jak masz trop to chodźmy, jestem ciekawa czego nowego się dowiedziałeś — Po chwili jednak puściła rękę demona i puknęła się w czoło. — Ale ja jestem w pracy, głupia ja. Przecież nie pójdę na miejsce zbrodni ubrana w specjalny strój dla kelnerów, prawda? A fajna jest ta muszka? Fajna, nie? Myślisz, że Cresil się podobała?

Asher ledwo nadążał za tym, co mówiła do niego Miriel. Jej słowa były tak chaotyczne, że trudno było wyłapać ich sens. Gdy wreszcie jednak do niego dotarły, wywrócił oczami, a następnie spojrzał na anielicę z politowaniem.

     — Ach, a więc to tak się sprawy mają. — Zerknął na rudowłosą kobietę, stojącą po przeciwnej stronie pomieszczenia. — Patrzcie państwo, Miriel się zauroczyła w smoku. — Pokręcił głową po raz kolejny, próbując jakoś to do siebie przyjąć. — Jeśli chcesz tu jeszcze zostać i popracować, to ci nie przeszkodzę. Ważne tylko, żebyś pogadała ze mną jeszcze dzisiaj. Nie trać dla Cresil zupełnie głowy, co? — Trącił ją lekko dłonią.

Anielica ścisnęła lekko pięści w próbie wyzbycia z siebie jakichkolwiek emocji wskazujących na to, że to, co mówił Asher było prawdą.

     — Oczywiście, że wolę ci potowarzyszyć w sprawie — odparła speszona, próbując nie patrzeć na rudowłosą, która właśnie śmiała się z jakimś mężczyzną.

Uczucie żałowania tego, że się zakochała będzie odczuwała później. Jak w 1365, 1472, 1522, 1687, 1799, 1870, 1968, czasach obecnych... Gdy to do niej dotarło, postanowiła zagłuszyć to spojrzeniem na swojego kompana, który tak samo jak ona był istotą nieśmiertelną. Dzięki Ojcu, że nie musiał odczuwać tego, czego ona.

     — Zaraz się przebiorę i ruszajmy — odparła ze spokojem.

     — Właściwie to dzisiaj nie mamy miejsca zbrodni do sprawdzania — objaśnił Asher. — Dostałem od twojego ukochanego bratanka informacje, które naprowadziły mnie na pewien trop. Przy badaniu ostatniej sprawy morderstwa, wykryto substancję purpurowej pomadki, która wymieszała się z krwią i nadała jej osobliwy kolor. I, uwaga, nie należała do ofiary. To oznacza, że pomadka należała do mordercy — mówił z powagą. — Nie mam umiejętności zapamiętywania twarzy, ale wiem, że ty tak. W końcu, hej, jesteś aniołem strzegącym ludzi. A raczej...no, byłaś. Ale, nie o to mi chodzi. Kojarzysz jakieś kobiety, które noszą purpurowe pomadki? Jakieś, które już mogliśmy spotkać? Albo po prostu wydały ci się podejrzane?

     Miriel oparła się ponownie o ścianę w zamyśleniu, próbując sobie przypomnieć wszystkie kobiety, które ostatnio napotkała. Ktoś, kogo spotkała podczas analizowania tej sprawy, w końcu nie mogła znać wendigo, zanim zaczęło popełniać zbrodnie.
     Mieszkanie Miriel. Pff, wcześniej. Mieszkanie Kale'a. Wcześniej. Mieszkanie siostry Angeliki. Możliwe. Próbowała sobie przypomnieć bardziej wygląd tej dziewczyny; kameleonowy odcień skóry, czarne loki, zielone oczy... Jednak nic nie wskazywało na to, by nosiła odcień takiej pomadki. Wcześniej. Klub. Prawie nic z tamtego wydarzenia nie pamiętała. Wiadome było jedynie, że ofiara tuż przed zajściem poszła spotkać się ze swoją przyjaciółką, po czym nie wróciła. To wskazywało na to, że wendigo mogło podszywać się pod jej przyjaciółkę, a przecież z tego znane było wendigo - za pomocą imitacji głosu zwabiało swoje ofiary, tak Miriel miała zapisane w swoim dzienniku. Wcześniej. Mieszkanie Ashera i spotkanie z jej bratem. Wcześniej, wcześniej. Komisariat i obserwacja Thayne'a, który okazał się być jej bratankiem. Wcześniej. Mieszkanie Kale'a, ponownie. Wcześniej. Miejsce zamordowania chłopaka Kale'a. Dalej. Kostnica, przeszukiwanie ciała w celu wskazówek. Wtedy po raz pierwszy poznała porucznik, Thayne'a i tamtego trzeciego, którego imienia wciąż nie znała. Porucznik Erin...
Przez jej głowę przeszły słowa "to, że mnie czasami nie ma w biurze, nie oznacza, że możecie robić co się wam podoba!", które usłyszała podczas wizyty na komisariacie. Przypomniała sobie jej wygląd. Dość stary jak na człowieka wiek, wyraziste brwi, nieprzyjemny wzrok i... Ciemny makijaż. Granatowy cień do oczu i... Purpurowa szminka.
Nagle wszystko bardziej nabrało sensu. Wiadomo było, czemu Asher podejrzewał kogoś z policji. Był dobry.
     Spojrzała na demona w szoku.

     — Porucznik Rutgers — odparła powoli, wpatrując się w wysokiego mężczyznę. — Ona ma taką szminkę.

     — Cholera, wiedziałem! — Asher zaklął. — Wiedziałem, że to ktoś z policji... — Jego myśli wirowały w niebezpiecznym tempie wokół jego głowy, nareszcie to mieli, nareszcie docierali powoli do jakiegoś punktu w całej tej historii. Wtedy dotarło do niego coś jeszcze. — Thayne. Jest jej asystentem, prawda? Czy on....myślisz, że on macza w tym palce?

     — Oby nie, chociaż nie wiem... Pracował blisko niej, czemu by tak długo miała przedłużać jego polowanie? — Skrzyżowała ramiona nerwowo. Spojrzała kątem oka na Cresil, a wtedy kolejna rzecz do niej dotarła. Ponownie popatrzyła na czarnowłosego. — Cresil mówiła mi, że nie ma mocy... Ty też ich nie masz... Ja ich nie mam... Michael mówił coś o tym, zanim wyczerpały się moje... — Odetchnęła głęboko, próbując wszystko to sobie poukładać. — Zdaje się, że wszystkim istotom nadnaturalnej społeczności się one kończą. To oznacza, że Erin też wkrótce je straci. Może jest jakieś wytłumaczenie, dlaczego dopiero teraz zaczęła tak intensywnie żywić się mięsem... Dotarło do niej, że nie może długo chować się w ludzkiej formie. Wie, że musi budzić w sobie instynkty.

     — Musimy się do niej dostać — Asher wymamrotał chaotycznie, czując dziwną gulę w gardle. — Musimy spróbować jakoś ją powstrzymać...pamiętasz jak to szło? — Spojrzał na Miriel jak na ostatnią deskę ratunku.

Anielica wiedziała dokładnie, o co mu chodziło.

     — Pociski ze srebra, chociaż wendigo są bardzo szybkie, trzeba uważać... Ogień. Wendigo nienawidzą ciepła. Potem trzeba wyciąć serce toporem ze srebra, pociąć je na kawałeczki i wrzucić w ziemię cmentarną z dodatkiem soli — wytłumaczyła, uważając, by o niczym nie zapomnieć.

     — Cholera, musimy się najpierw zaopatrzyć. — Asher oparł dłonie na biodrach niezadowolony. Im szybciej powstrzymają Erin, tym szybciej nastanie pokój. Tymczasem oni nie mieli nawet odpowiedniego sprzętu. Coś przyszło demonowi do głowy. — Hej, a ta cała Cresil. Jest smokiem, tak? Myślisz, że może mieć jakieś magiczne i srebrne zabawki?

     — Nie, nie wydaje mi się — roześmiała się krótko Miriel, która coraz bardziej wracała do swojego nadzwyczajnego optymizmu. — Spodziewałabym się prędzej kamieni.

     — Czyli musimy zrobić zakupy w jakimś sklepie dla drwali — westchnął Asher. — Chodź, musimy się śpieszyć. Im dłużej zwlekamy, tym więcej krwi się rozleje. — Złapał Miriel za dłoń, kierując się w stronę wyjścia. Miał omamy słuchowe, wręcz mógł słyszeć ten przeklęty zegar, który tykał w powietrzu, z każdym ruchem wskazówki zmierzając do ostatecznej masakry.

Coś jednak nie dawało Miriel spokoju. I nie był to wcale fakt, że znowu ominęła pracę i wrzuciła się w wir pracy pomimo jej kolei na serwowanie jedzenia ludziom.

"Ale robię to tylko dla dobra sprawy".

     W milczeniu wpatrywała się w pogrążonego myślami towarzysza. Wsiedli do samochodu anielicy, jednak słowa detektywa z początków jej znajomości uporczywie brzmiały jej w głowie. Co ona robiła? Czemu ona znowu się do kogoś przywiązywała? Czemu z dnia na dzień czuła, jak nad wszystkim powoli zaczynała tracić kontrolę, a jej egzystencja była bezcelowa? Znowu się zakochała. Tak, jak za każdym razem. I poznała kogoś, kogo bardzo polubiła. Nie uczyła się na błędach, jednak wiedziała, że wcześniej te błędy popełniała przez bycie aniołem nadziei, na którą specjalnie narzucano fałszywą nadzieję i optymizm.
Jednak już nim nie była. Była nikim, nie była nawet człowiekiem. A Asher?
Zaraz pozbędą się Erin, a sprawa zostanie zakończona i Asher pójdzie w swoją stronę, a ona w swoją. Nawet nie będzie mogła usunąć mu pamięci, bo nie miała mocy.

Roześmiała się przez dziwne ukłucie w sercu, które nagle poczuła. Przez chwilę po prostu siedziała na siedzeniu, z dłońmi na kierownicy, nawet nie wkładając kluczyków do stacyjki.

     — Asher....? — Śmiała się chwilę, próbując powstrzymać drżące dłonie, które same z siebie zaczęły się trząść. — Mam pytanie.

     — Hm? — Detektyw spojrzał na nią zaintrygowany.

     — Em... Czy... — Nie wiedziała, czy dobrze robiła. Nie powinna się tego pytać, przecież to było oczywiste. Popatrzyła na niego, wymuszając uśmiech. Musiała podjąć decyzję. — Czy znasz w ogóle jakieś miejsce, gdzie dostaniemy siekierę?

     To nie było pytanie, które chciała mu zadać. Przecież doskonale znała odpowiedź, nie chciała jej po prostu usłyszeć.
     Zacisnęła prawą dłoń mocniej na kierownicy, wściekła i przytłoczona tym, że z każdą minutą tego dnia czuła więcej nieznanych emocji, które wcale nie były dobre. Przecież powinna się cieszyć, powinna się cieszyć jak zawsze. W końcu sprawa zostanie rozwiązana, nie będzie więcej ofiar! Wszystko będzie takie, jak było wcześniej...

     — Tak, jest jeden taki sklep obok domu, w którym mieszka Kale — odpowiedział, wyczuwając przyśpieszone tętno anielicy oraz jej dłoń zaciskającą się niespokojnie na kierownicy. Chciał zapytać się jej, czy wszystko w porządku, jednak powstrzymał się w ostatnim momencie. Czuł, że nie będzie chciała szczerze odpowiedzieć, a on nie chciał na nowo rozpoczynać niepotrzebnej kłótni. — Jak dojedziesz do jego ulicy, to ci pokażę.

     — Okej! — zawołała radośnie z szerokim uśmiechem na twarzy. — Wycieczka, wycieczka... — zanuciła podekscytowana bardziej tym, że będzie mogła jakoś zagłuszyć te nieznane jej myśli aniżeli tym, że po prostu wybierze się do najzwyklejszego sklepu. — W końcu to rozwiążemy, Asher! Będzie fajnie, super!

     On skinął tylko głową w odpowiedzi. Uśmiechnął się, co prawda fałszywie. Atmosfera robiła się gęstsza z każdą minutą, choć żadne z nich nie chciało tego przyznać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top