008. ANGEL AND A DEMON WALK INTO THE CLUB.











008. ANGEL AND A DEMON WALK INTO THE CLUB.











   Minęły trzy dni od incydentu, który całkowicie zmienił postrzeganie paru spraw, zarówno po stronie Miriel, jak i strony Ashera. Oboje mieli własne sprawy do przeanalizowania i pomyślenia nad tym, co miało nastąpić dalej.
W sprawie wendigo prawie nic się nie zmieniło. Nie było postępów. Wiadomo było jedynie, że prawdopodobnie było kimś z policji lub miało jakikolwiek dostęp do nagrań policyjnych. Thayne także nie dał niczego znać, chociaż niewiadome było dlaczego. Może się przestraszył. Może tak naprawdę wcale nie chciał się starać. Teorii było wiele, ale nikt nie zdawał się jakkolwiek w to zagłębić. Sprawa była wyciszona i nikt nie robił żadnego postępu. Wszystko nagle ucichło.
Aż do momentu, gdy kolejne niecodzienne morderstwo miało miejsce.

      Zwróciło to uwagę pewnej anielicy, która tak do końca anielicą już nie była. Nazywała siebie tak, chociaż sama nie wiedziała, czy było to właściwe. Chociaż wciąż starała się zachować swój optymizm i nadzieję, bo w końcu nie bez powodu była aniołem nadziei, a przynajmniej...wcześniej, to nie mogła stłumić w sobie lęku i całkowitej pustki pochłaniającej ją od środka. Nie mogła wrócić do domu. Jej najgorszy koszmar się spełnił. Musi zostać tutaj na Ziemi i będzie musiała czekać aż do Apokalipsy. A potem czeka ją Otchłań, miejsce, do którego trafiały anioły i demony po śmierci. Ojciec nie dawał nawet znaku życia. Miriel rozpoczęła modlitwy do niego każdej nocy, prosząc go o pomoc i powrót do domu, ale z dnia na dzień powoli zaczęła wierzyć, że jakkolwiek odpowie.
       Życie jako człowiek też było ciężkie; głód, brak mocy, praca. Miriel rzuciła pracę w teatrze, co może wyszło jej nawet na lepsze, bo nie umiała występować — ale teraz musiała wrócić do swojej pracy, która polegała na śpiewaniu dla grupy niekulturalnych osób. Podobno miała ładny głos i umiała grać na gitarze, ale nie było to jej głównym hobby.
       Miała nie wracać do współpracy z Asherem. Nie dlatego, że go nie lubiła, bo coraz bardziej zaczynała dostrzegać go jako bardzo dobrego towarzysza, ale z drugiej strony nie chciała ryzykować. Gdyby coś mu się stało, to wszystko byłoby jej winą. Jednak nieważne, jak bardzo się powstrzymywała, los lub przeznaczenie wciąż podrzucało ją go na każdym kroku. Często widziała go w różnych miejscach na mieście i zmykała szybko w całkowicie innym kierunku, ale nieważne gdzie szła, on tam zawsze był. Nie zauważyła nawet, że ich odpowiedniki gwiazd znowu zbliżyły się do siebie. Gdyby nawet zwróciła nawet uwagę, to nie wiedziałaby, co z tym faktem zrobić.

━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━

    Pierwszy raz od bardzo długiego czasu, Asher miał w swoim życiu okres, w którym już niczego nie był pewien. Zresztą, nic nie mogło już go zaskoczyć. W końcu spotkał go zaszczyt spotkania z samym Michaelem, to nie było coś, co zdarzało się codziennie. Samo spotkanie strasznie nim wstrząsnęło, szczególnie że archanioł przypomniał mu o tym, jak bardzo bezsilny bywał czasem bez swoich mocy. Właśnie, à propos utraty mocy, demon nie mógł przestać myśleć o tym, co musiała przeżywać teraz Miriel. Nie chciał jej zawracać głowy, wiedział, że anielica sama musi poradzić sobie z dojściem do siebie po tym, co ją spotkało.

    Sprzątanie mieszkania po wizycie niezapowiedzianego gościa zajęło mu całe te trzy dni, a i tak wiedział, że jeszcze nie wszystko jest ogarnięte. Całe miasto zdało się wrócić do ładu, jednak detektyw słusznie podejrzewał, że to były tylko pozory.
W końcu trzy dni po spotkaniu Ashera z Michaelem, demona doszły słuchy, że w okolicy znowu popełniono morderstwo. Wszystkie wskazówki, jakie detektyw znalazł, prowadziły ostatecznie do tego, że ofiarą była znów istota nadnaturalna. Nic nowego, no, chyba że wziąć pod uwagę incydent z Jeremym. Mówiąc o śmierci mężczyzny warto wspomnieć też o tym, że Asher doznawał coraz to dziwniejszych emocji. Uczucia takie jak współczucie, żal czy litość wciąż były dla demona czymś nowym. Coś dziwnego jednak ogarniało go, gdy szedł do kiosku po papierosy i spotykał Kale'a. Uśmiechniętego, nieprzejętego. Dla niego ktoś taki jak Jeremy nigdy nie istniał. Asher dobrze wiedział, czyja to była sprawka, jednak nie chciał tego przed sobą nigdy otwarcie przyznać.

    Gdy usłyszał o morderstwie pierwszą myślą, jaka pojawiła się w jego głowie, było to, aby zawiadomić o tym Miriel. Nie wiedział tylko, czy już może to zrobić. Anielica wciąż mogła przecież otrząsać się, albo wolała poświęcić wolny czas na dostosowywanie się do świata ludzkiego. W końcu jednak postanowił, że mimo wszystko ją powiadomi. Dziwnie by się czuł, gdyby musiał sam rozwiązywać zagadkę po tym, co przeszedł z Miriel. To nie było dużo, ale starczyło, aby się przywiązał.

    Stał dosłownie przed drzwiami mieszkania Miriel i walczył wewnętrznie z sobą, bo jakaś dziwna siła nie pozwalała mu zapukać. Ostatecznie przełamał się, dopiero po kilku minutach, ale jednak.

    — Miriel? Jesteś w domu? — zapytał Asher zaniepokojony, po trzykrotnym zapukaniu.

    Dokładnie po tych słowach, zza drzwi wydobył się dźwięk metalowego zamka i drzwi otworzyły się lekko. W przedpokoju stała Miriel. Trzymała za klamkę i wychyliła się lekko, wpatrując w milczeniu na wysokiego demona stojącego tuż przed jej mieszkaniem. Nie wyglądała jednak tak, jak zazwyczaj; miała podkrążone oczy przez zmęczenie (praktycznie nic nie spała, bo wciąż zapominała o tym, że ludzie muszą spać, a ona przecież musiała wpatrywać się nocą w gwiazdy), jej jasne włosy były potargane i na sukienkę zarzucony miała szlafrok z kremowego jedwabiu ― taka tam pamiątka ze starych czasów. Innymi słowy, po prostu nie wyglądała idealnie, jak zazwyczaj wyglądały anioły.

Jej wzrok wciąż spoczywał na mężczyźnie, jakby właśnie zobaczyła ducha, aż w końcu uśmiechnęła się nerwowo i otworzyła drzwi szerzej.

    — ....Bycie człowiekiem jest do bani — przywitała go tymi słowami, bez jakichkolwiek emocji w głosie. — Bardzo jest do bani. Hej.

    — Hej — odpowiedział równie beznamiętnie, studiując każdy cal ciała Miriel uważnie. Wyglądała... inaczej. To na pewno. — Wiem, jak się czujesz. Wiem, że jest ci ciężko. Ale to, że nie masz już miana "strażniczki" świata przed złem, nie znaczy, że wciąż nie możesz nią być — Uśmiechnął się słabo, robiąc krok do przodu. — Tak się składa, że zło nie śpi. Słyszałaś już?

Anielica słuchała go chwilę, jednak zaledwie parę słów dotarło jej do głowy. Oparła się o framugę z uśmiechem na twarzy, aż w końcu pokiwała głową na dźwięk pytania.

    — Zgadza się! Właśnie miałam iść zbadać sprawę — Popatrzyła na swój szlafrok, a następnie dodała: — Znaczy... ogarnąć się i potem iść.

    — Tak, jasne — Asher zerkał na nią z czymś, co nie do końca można by nazwać niepokojem, ale czymś, co było przynajmniej jego namiastką. Nie wiedział, jak ma się zachowywać odnośnie Miriel. W jakim stanie była? Na ile już sobie poradziła sama z sobą? — A tak poza tym, że, no wiesz... Coś się dzieje? — zapytał, próbując jakoś załagodzić temat.

    — Nie do końca — stwierdziła beztrosko. — Ale to coś związanego z wendigo. Znaleziono... Kto to tam był... Kobietę, z tego co mi wiadomo. Niedaleko klubu, prawda? Nie wiem, czy znowu odgryziono ofierze głowę, czy coś... — Po chwili dotarło do niej, że rozmawia z nim praktycznie przez drzwi, więc otworzyła je szerzej. — Wejdź do środka, nie będziemy tak prowadzili konwersację! Przepraszam za bałagan.

    Weszła głębiej do środka mieszkania i skierowała się w stronę salonu, nawet nie czekając aż demon podąży za nią lub jakkolwiek odpowie.
Asher rozejrzał się uważnie po wnętrzu. Faktycznie, jak na Miriel, bałagan był okropny. Nie było na pewno tak źle, jak u niego przedwczoraj, ale nieporządek nie był czymś, co w ogóle mogło się znaleźć obok Miriel, nie w opinii demona. Gdy ostatnio tu był, wszystko było takie czyste, sterylne wręcz, nieskazitelne. Teraz mieszkanie pełne było rzeczy porozrzucanych na podłodze, która nie była zamieciona, poduszki na kanapie leżały w nieładzie, a ściany zdawały się nie być już idealnie białe. Przypominały odcień ludzkiego szkliwa, które faktycznie na pierwszy rzut oka wydaje się białe, ale jeśli przyłoży się je do białej piany, zobaczy się, że bliżej mu do szarości.

    — Powiem ci, że w przeciwieństwie do tego, co dzieje się teraz u mnie w mieszkaniu, nie ma tragedii — rzucił, próbując rozluźnić jakoś atmosferę. Nie potrafił jednak zmusić się do uśmiechu.

    — To dobrze, to dobrze... — wymamrotała Miriel, łapiąc się za głowę i odwracając do mężczyzny. — Co cię tutaj przywiało? Chciałeś się wybrać na miejsce zbrodni?

    — Tak, jak się dowiedziałem, chciałem cię od razu powiadomić, ale... postanowiłem jednak poczekać. Wolę chyba jednak, jak rozwiązujemy zagadki razem. — Oparł się o ścianę, nie spuszczając z Miriel wzroku.

    — O... — Anielica uśmiechnęła się szczerze. — To miłe.... — Po chwili niezręcznej ciszy, spojrzała na swoje odbicie w lusterku i skrzywiła się z niezadowoleniem. Jej wzrok ponownie spoczął na demonie. — Zaraz wyjdziemy, tylko się uczeszę! Tak to jest, jak nie mogę używać cudów do jakiejkolwiek czynności, eh...

━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━

    Gdy Miriel przywróciła swój wygląd do typowego stanu, oboje ruszyli do miejsca zbrodni. Znajdowało się ono niedaleko klubu ❝INFERNO❞ ozdobione fioletowymi neonami.
Było już po północy, kiedy partnerom w końcu udało się tam trafić. Przez to, że było ciemno, nie mogli dostrzec żadnych znaczących śladów, a ciało zostało zabrane. Jedyne, co było pewne to to, że ofiarą nie był człowiek, tylko kolejna istota nadnaturalna. I kierowała się w stronę właśnie owego klubu, który właśnie urządzał huczną imprezę. Z zeznań jednego z przechodniów, zamordowana kobieta ubrana była tak, jakby tam się wybierała.

    — Jakiś plan? — zapytała Miriel, gdy oboje wpatrywali się w ciemny budynek o jasnych światłach, z którego wydobywała się głośna muzyka.

    — Musimy przepytać ludzi o to, co wiedzą — odparł po momencie Asher. — Chętnie też poszperałbym w biurze dyrektora tej jakże zacnej placówki. Ale to nie musi być takie łatwe — mruknął, rozdrażniony nieco głośnością muzyki lecącej w klubie. Nie dość, że była zdecydowanie nie w jego guście, to jeszcze słychać ją było na całej ulicy.

Anielica popatrzyła najpierw na demona, potem na wychodzących z lokalu śmiejących się ludzi, a następnie ponownie na Ashera z niezadowoloną miną.

    — Może to ja zajmę się przepytywaniem, ty biurem — zaproponowała.

    — Brzmi jak dobry plan — zgodził się demon, zbliżając się coraz bliżej wejścia do klubu. — Pamiętaj, najważniejsze to wmieszać się w tłum, dobra?

Anielica popatrzyła na damską część gości, a następnie pokiwała głową.

    — Jasne.

Zwróciła uwagę na swoje włosy i ubiór. Nie pasowało to całkowicie do klimatu, dlatego zdjęła gumkę do włosów i rozpuściła je, a także pozbyła się marynarki.

    — To ty rób swoje, zobaczymy się gdzieś w środku — powiedziała i w dość szybkim tempie zniknęła w tłumie przychodzących gości.

   Kiedy dotarła do środka i wyminęła bramkarza, z zachwytem popatrzyła na wygląd wnętrza klubu. Nigdy w takowym nie była, a teraz miała okazję zobaczyć jednego z najlepszych miejsc do imprez w Nowym Jorku. Było tam mnóstwo szczęśliwych ludzi, którzy tańczyli w rytm muzyki, na twarzach mając szerokie uśmiechy.
Trafiła na główną salę, gdzie na podłodze rozpuszczana była klimatyczna mgła, na głównych balkonach wyróżnione osoby rozmawiały razem na różne tematy, a ściany wraz z sufitem ozdobione były różnymi neonowymi światłami. Miriel szła przed siebie, przeciskając między grupami bardzo blisko przystawionych do siebie gości i próbowała wybrać kogoś, kto by chociażby zwrócił na nią uwagę.

    Szła cały czas na przód, aż w końcu udało jej się wyjść z tłumu. Natrafiła na bar, przy którym siedziało paru zrelaksowanych ludzi, którzy zajęci byli piciem kolorowych napojów.
Miriel zastanowiła się przez chwilę z kim powinna porozmawiać, aż w końcu usiadła na wysokim krześle między dwoma osobami, zdecydowanie nierozmawiającymi ze sobą.
"Po prostu bądź sobą... Tą fajniejsza sobą" powiedziała do siebie w myślach.

    — Fajna impreza, prawda? — odezwała się głośno w stronę łysego mężczyzny ubranego w białą koszulkę i ciemne jeansy.

Mężczyzna zwrócił na nią uwagę i wpatrywał się na nią przez chwilę w milczeniu.

    — Była tu ze mną moja przyjaciółka... — dodała anielica, widząc, że nie ma on ochoty na rozmowę. — Ubrana w purpurową sukienkę z brokatem...? Może ją widzia-

Nie dokończyła, bo łysy osobnik odszedł znudzony, obracając oczami w zirytowaniu.

    — Ja widziałem — odezwał się głos za nią.

Jasnowłosa spojrzała na siedzenie obok. Koło niej jeden z samotnych mężczyzn popijał żółtego drinka i świdrował ją wzrokiem. Wyglądał na dość przyjaznego; miał błękitne oczy, widoczne kości policzkowe oraz kręcone włosy. Uśmiechał się do niej sympatycznie, a przynajmniej tak analizowała to anielica.

    — Naprawdę? — zapytała Miriel z nadzieją. — O której godzinie ostatni raz?

    — Niech pomyślę... — zastanowił się. — O dwudziestej trzeciej, tak mi się wydaje.

    — Przyszła wtedy z kimś? Miałyśmy przyjść same, ale ona powiedziała, że chce kogoś przyprowadzić i do tej pory nie widziałam...

    — O tak — odparł, wpatrując się w jej sukienkę, wciąż nie odrzucając uśmieszku z twarzy. — Ciekawy strój. Taki... staromodny. Ale ładny.

    — Dziękuję, ale wracając — ciągnęła z zainteresowaniem. Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo jej to szło. — Bardzo mi na tym zależy, bo mamy się razem spotkać za godzinę.

    — Jasne, sorry — Mężczyzna uniósł lekko obie dłonie w geście obronnym. — Brzmisz jak jakiś agent specjalny. Myślałem, że przyszłaś się tutaj zabawić.

Miriel zastygła. Jednak nie szło jej to tak zgrabnie, jak przypuszczała. Zaśmiała się po chwili nerwowo, bardziej luzacko siadając na krześle, jakby całkowicie nie przejmowała się losem jej wymyślonej przyjaciółki.

    — Niee — stwierdziła po chwili z uśmiechem. — Po prostu ciągle mnie wystawia, można z nią zawału dostać.

    — Przychodzi tutaj często, nigdy ciebie z nią nie widziałem — stwierdził mężczyzna, unosząc brwi w zaciekawieniu. — Nie brzmi więc jak fajna koleżanka, skoro ciebie nigdy nie zabiera ze sobą.

    — Taa... Nie jestem typem imprezowiczki.

    — To widać — roześmiał się, a następnie machnął dłonią do barmana. — Dwa razy Manhattany, proszę. — rzucił do niego. Znowu spojrzał na Miriel. — Wydajesz się dość spięta. Musisz się trochę rozluźnić.

    — A ty za to wyglądasz na takiego, który czuje się tutaj jak u siebie w domu — Zauważyła jasnowłosa. — Ty też pewnie znasz to miejsce jak własną kieszeń.

    — Tak jest! — Mężczyzna zasalutował. — Jestem Travis, a ty?

    — ...Christine — wymyśliła anielica, nie podając swojego prawdziwego imienia. W takiej sytuacji wolałaby zachować anonimowość.

    — Christine, miło mi cię poznać. Może i przyjaciółka ciebie wykiwała, ale ja cię nie wykiwam.

Barman postawił drinki na blacie tuż przed Travisem.

    — Proszę, ja stawiam — rzekł do Miriel, podsuwając jej napój.

    — O, naprawdę nie...

    — Nie dawaj się prosić. Widzę, że tego potrzebujesz. A ja ci powiem z kim widuję twoją przyjaciółkę.

Anielica popatrzyła na napój. Czy to był ten sławny alkohol? Ten, który podobno mieszał negatywnie w organiźmie ludzi? Teraz sama miała organizm człowieka, więc mogła sama udowodnić samej sobie, że po prostu źle usłyszała.

    — Dziękuję — zaśmiała się, chowając kosmyk włosów za ucho.

    — O wow...

    — Hm?

    — Nic, po prostu masz bardzo uroczy uśmiech — Travis przyglądał jej się z uwagą. Następnie uniósł swojego drinka. — Za twoją pierwszą noc w ❝INFERNO❞. Oby była niezapomniana. Pomogę, by tak było.

Asher powiedział, żeby wtopiła się w otoczenie. A skoro miała wtopić się w otoczenie, musiała jak najrealniej wyglądać, jakby dobrze się bawiła. Stuknęła się ze swoim nowym kolegą ozdobnymi kieliszkami i Miriel napiła się alkoholu tej nocy po raz pierwszy. A co gorsza — nie ostatni.

━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━

    Asher odprowadził Miriel wzrokiem, a w końcu zmieszała się mu z resztą odwiedzających. Demon wziął głęboki oddech i niepewnym krokiem wszedł do środka. Było tu jeszcze głośniej i jaskrawiej niż na zewnątrz. Od razu poczuł się nieswojo, zwłaszcza że był ubrany zdecydowanie zbyt elegancko, by wyglądać jak typowy gość. Zaczął iść przed siebie, mijając pijanych, rozbawionych i w większości młodych ludzi, którzy wyglądali jakby właśnie byli w siódmym niebie. To zjawisko wydało się Asherowi szczególnie ciekawe, bo tak właściwie to sam nigdy nie imprezował, nie tańczył i nie widział w czymś takim przyjemności. Pokręcił do siebie głową i zaczął rozglądać się za jakąś granicą między częścią rozrywkową a tą, w której mógłby szukać biura. Jakaś dziewczyna złapała go za rękę po drodze i zaczęła do niego mówić coś do niego pijana, ale na szczęście detektyw szybko jej umknął. Wzdrygał się na samą myśl, że musiałby rozmawiać z ludźmi, w dodatku pijanymi. Brr.

    — Przepraszam, czy ktoś tu wie gdzie mogę znaleźć dyrektora? Muszę z nim poważnie porozmawiać! — demon próbował przekrzyczeć muzykę, zwracając się do ochroniarza stojącego pod ścianą. Ten spojrzał na niego pustym wzrokiem, ale nie odpowiedział. Asher zirytowany przewrócił oczami. — Halo, czy pan mnie słyszy? — Pstryknął palcami przed oczami człowieka, który wciąż pozostał niewzruszony. — Muszę rozmawiać z dyrektorem!

    — Proszę się umówić w innych godzinach — odparł sucho ochroniarz, odpychając Ashera od siebie subtelnie. Ten zmarszczył brwi.

    — Ach, więc tak się bawimy... — demon wymamrotał do siebie prawie bezgłośnie, wpadając na pewien pomysł. Sięgnął do kieszeni, aby wyciągnąć swoją odznakę, ale przerażony stwierdził, że jej ze sobą nie wziął. Dobra, czas na plan B. — Wie pan co?

    — Hm?

    — Wykonuje pan kawał świetnej roboty! — Asher uśmiechnął się sztucznie, co natychmiast zbiło ochroniarza z tropu.

    — Że co? — bąknął tamten, zupełnie nie rozumiejąc z początku co się dzieje, ale potem dotarło do niego, że Asher musi być przecież pijany. No, bardziej naćpany, bo nie było czuć od niego alkoholu. — Ach tak...

    — Na serio! Nie wiem, jak się to panu udaje! Ja bym chyba zwariował po godzinie stania tu tak w tym hałasie — Asher mówił bardzo szybko, starając się naśladować sposób mówienia, jakim mówiła do niego zazwyczaj Miriel. — Mogę pana uściskać?

    — Co proszę?! — obruszył się ochroniarz, ale zanim zdążył zaprotestować, demon uścisnął go mocno, praktycznie pozbawiając możliwości wzięcia oddechu. Mężczyzna był zbyt zszokowany, aby zawołać pomoc. W końcu odepchnął do siebie Ashera, który nie przestawał się uśmiechać. — Cholerny ćpun...

    — Dziękuję, ja też pana kocham! — Asher odkrzyknął i odbiegł niemal od razu, zrzucając błyskawicznie sztuczny uśmiech z twarzy. Ohyda. Ale, było warto. Spojrzał na swoją nową zdobycz trzymaną w ręku. Karta ochroniarza, otworzy nią zablokowany teren klubu. Bingo, teraz musi tylko znaleźć biuro.

Wrócił na środek tanecznej sali, starając się nie wyglądać zbyt podejrzanie, ale było to trudne z racji, że w swoim ubraniu wyglądał co najmniej jak federalny.

W końcu dostrzegł coś, co mogło okazać się dla niego zbawieniem. Schody na piętro. Wbiegł po nich, znajdując się u wejścia specjalnego korytarza, od którego dzieliła go jeszcze bramka elektroniczna. Z satysfakcją użył zdobytej karty, co dało mu dostęp wejścia do prywatnej części budynku. Jacyś ochroniarze rozmawiali o czymś za rogiem, więc Asher postarał się przejść jak najszybciej niezauważony. O dziwo, udało mu się bez najmniejszych problemów.

    — Błagam, żeby cię nie było, żeby cię nie było... — mamrotał gorączkowo, używając skradzionej karty do otwarcia drzwi na elektroniczny zamek. Biuro było puste, gdy wszedł do środka. Zaczął rozglądać się uważnie za czymś, co pomogłoby mu ustalić, w jakich godzinach pojawiła się w klubie ofiara, Angelica Montgomery. Taką rzeczą byłaby lista gości z ostatnich dni. Zaglądał do szuflad w komodzie i biurku, przeglądał różnorakie pudła. W końcu znalazł to czego szukał — w śmietniku. Już miał wychodzić z listą w dłoni, gdy usłyszał kroki zbliżające się do biura. Spanikował i schował się w pierwszym lepszym miejscu, jakie przyszło mu do głowy, czyli pod biurkiem.

    — Co ty do cholery masz na myśli? — Asher usłyszał głęboki, męski głos, który wparował wraz ze swoim właścicielem do pomieszczenia dosłownie sekundy po tym, jak demon się schował. — To jest mój lokal i nie masz prawa się mieszać w biznes, który cię nie dotyczy! — Mężczyzna usiadł przy biurku, na co demon się wzdrygnął. Wygląda na to, że został na jakiś czas uwięziony.

Dyrektor rozmawiał przez telefon jeszcze jakiś czas, głównie o tym, że ktoś nie powinien wtykać nosa w nieswoje sprawy. Asher zmarszczył nos. Coś mu nie grało. Czy dyrektor był kolejną istotą nadnaturalną? Mimo że nie miał swoich mocy, potrafił wyczuć, gdy ktoś nie był człowiekiem, przynajmniej w większości przypadków. Spróbował określić to na podstawie krwi, którą powinien czuć w powietrzu, ale wtedy coś uderzyło w niego jak grom z jasnego nieba.

Nie czuł żadnej krwi. A to mogło znaczyć tylko jedno. Poruszył się niespokojnie, co poskutkowało tym, że na swoje nieszczęście uderzył się w głowę. O biurko.

Wygramolił się spod niego, zanim zdążył zrobić to mężczyzna, który już zorientował się, że nie jest w pokoju sam. Demon spojrzał prosto w oczy istoty naprzeciwko siebie, a te jak na komendę błysnęły rubinową czerwienią. Asher zrobił krok w tył, starając się wycofać jak najszybciej, ale zanim jakkolwiek się poruszył, wampir był już przy nim, ściskając go mocno za gardło. Detektyw opamiętał się szybko i wbił mu paznokcie w oczy, co sprawiło, że tamten go puścił. Upewniwszy się, że wciąż trzyma listę gości w dłoni, Asher wybiegł z prędkością światła z pomieszczenia, nie oglądając się za siebie.

Musiał znaleźć Miriel.

━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━◦○◦━

    Po dłuższym czasie, gdy demon nie dawał po sobie znaku życia, Miriel i Travis wciąż spędzali razem czas. Anielica wciąż czekała, aż w końcu uzyska informacje, których potrzebowała, a drinków przybywało. Travis proponował ich coraz więcej. Jasnowłosa miała za to wrażenie, że z każdą dokładką pomieszczenie obracało się coraz szybciej, jej wzrok coraz bardziej ograniczał się do tego, co było bardzo blisko niej, a myślenie zdawało się trudniejsze. Wszystko mieszało się w jej głowie.

Nawet nie zorientowała się, że z baru wylądowała pod ścianą z Travisem, który opierał rękę o belkę tuż nad anielicą, co sprawiało, iż byli bardzo blisko siebie.

    — Zaraz... Tooo... Powesz mi w końcu zzz kim ona tam bya? — Miriel próbowała kleić ze sobą słowa, które z trudnością wychodziły z jej ust. Wpatrywała się w zamazanego przed nią uśmiechającego się mężczyznę.

    — Słuchaj, myślałem może nad... No nie wiem... — mówił niewinnie. — Spędzeniem razem czasu?

    — Ale my spędzamy razem czas! — zaśmiała się jasnowłosa, chociaż nie było w tym niczego śmiesznego.

    — Może wpadłabyś do mnie? I tak nie możesz prowadzić po pijanemu.

Miriel popatrzyła na niego w szoku. Przez chwilę Travis wystraszył się, że może jednak zaproponował to za szybko i powinien jej zaproponować jeszcze dwa drinki...

     — Mogybyśmy mieć piżamaa party! — powiedziała w zdumieniu. — Ja jesze nigdy nie byam na piżama party.

    — Albo moglibyśmy robić coś... Bardziej dojrzałego — Przybliżył się do kobiety jeszcze bliżej, prawie kładąc jej dłoń wokół pasa. — No wiesz...

    — O rety, no więc, problem w tym, że ja nie potrafię płacić rachunków. Jesze tego nigdy nie robiłam. Ciągle jakieś kratki do wypeniania i piniądze do pacenia. A ja opowiadaam jak rozmawiałam z Napeloenenm? Bonaparte w sensie. Baardzo fajny człowiek — Miriel mówiła to, co jej ślina na język przyniosła. — No więc Napoleon był na Elbie wtedy, no i i i ogólnie był tam zesłany, a ja akurat wtedy na wakacjach tam byam. I on takie zaszyna o tym, jak jego wojsko się ruszyć nie chce, a on miał takiegooooo ducha walki, ja ci mówię! Ja i Napololeeon się dogadywaliśmy, to mu mówę: "Soo ty chcesz? Ryzykować życiem?" A on że "Nooo ja jestem pffff ja to chcę walczyć o o takie różne rzeczy". I ja wtedy...

    — Wystarczy — Travis obrócił oczami zniecierpliwiony. Cały ten czas chciał tylko jednego, a nowo poznana dziewczyna rozmawiała o rzeczach, które kompletnie nie miały sensu. Uśmiechnął się do niej, a ich spojrzenia spotkały się ze sobą. — To co? Idziemy?

    — No ja niezbyt moę teraz — odparła, gdy przypomniało jej się, że wciąż czekała na Ashera.

    — No chodź — Mężczyzna złapał ją za dłoń. — Jutro jej poszukasz.

W tej samej sekundzie, w której Travis złapał anielicę, zza rogu wybiegł zdyszany Asher z pogniecioną kartką w dłoni. Gdy tylko zobaczył w oddali Miriel, od razu znalazł się przy niej, uszczęśliwiony.

    — Miriel, znalazłem... — zaczął, ale wtedy jego wzrok padł na człowieka. — A kim ty do cholery jesteś, jeśli można wiedzieć? — spojrzał na niego agresywnie, a potem przeniósł pełne wyrzutu spojrzenie na swoją partnerkę. — Czy ty piłaś?

    — Asher!! — zawołała głośno anielica, odrzucając dłoń Travisa i prześlizgując się pod jego ręką, podchodząc do Ashera kiwając się lekko. — Niee... Jeseś po postu zamassany jakiś taki. To nie ma znaczenia, bo patrz! — Wskazała na mężczyznę, który właśnie piorunował wzrokiem demona. — To est mój nowy kolega, badzo miy, właśnie mu opowiaam jak poznaam Napleoneona Bonaparte.

    — Raczej kim ty jesteś, pajacu? Nie widzisz, że właśnie zarywam? Poszukaj kogoś innego — parsknął Travis. — Może jakiegoś pedała, a może jakąś kurwę z ulicy.

Asher spojrzał na niego wzrokiem, który mógłby posłać go od razu do ziemi, gdyby wciąż posiadał taką umiejętność. Miał ochotę dać po twarzy temu cymbałowi, ale stwierdził, że to nie ma sensu, bo nie zamierza tracić na niego czasu, szczególnie że musiał jeszcze poradzić sobie z Miriel, która była pijana. Z pewnością.

    — Dobra, starczy poznawania kolegów. — Demon chwycił blondynkę za ramię. — Miriel, wychodzimy, musimy na poważnie porozmawiać. I...ogarnąć cię. Niekoniecznie w tej kolejności.

    — Ale czekaj! — Anielica pociągnęła Ashera za rękę i przyciągnęła kawałek dalej od Travisa, który powoli zaciskał pięść. — On ma mi powiesieć so z tą ofiarą co szualiśmy teraz. Czy my jej szualiśmy? Nie pamiętam, no ale on ją zna no i wiesz.

    — Och, doprawdy? — detektyw posłał człowiekowi kolejne chłodne spojrzenie. — Znałeś Angelikę?

Travis wpatrywał się w Ashera z niezadowoleniem, jednak próbował się powstrzymywać przed uderzeniem go, zwłaszcza że był od niego o wiele lepiej zbudowany.

    — Gówno cię to obchodzi — wysyczał ze złośliwością. — Jesteś jej chłopakiem? Bratem? Koleś, ja tu miałem z nią dobrą konwersację. Szło zgrabnie wszystko.

    — "Chłopakiem"?! — Miriel zaczęła się śmiać. Usiadła na krześle, prawie się z niego przewalając. — To jes mój tennn kolega s prasy, też badzo fajny czasami. Czasami!

    — Ta, nawzajem — wymamrotał Asher, patrząc z niedowierzaniem na pijaną Miriel. To jest widok, którego nigdy się nie spodziewał, że zobaczy. — Dobra gościu — spojrzał z powrotem na Travisa — albo coś gadasz teraz, albo zabieram Miriel w tej sekundzie i już się nie zobaczymy. Znaczy, nie żebyście i tak się kiedyś z powrotem zobaczyli. — Wzruszył ramionami.

    — Dobra, dobra — Mężczyzna okręcił oczami. — Ze swoją siostrą. Veronica miała na imię.

    — Siostrą? Przyszła z siostrą? I gdzie ta jej siostra teraz jest? — dopytywał się zaciekawiony Asher.

    — A skąd ja mam kurwa wiedzieć? — odburknął zezłoszczony. — Możesz już odejść?

    — Ta... Chociaż nie, czekaj, ostatnie pytanie. Robiłeś kiedyś Angelice jakieś zdjęcie? Zauważyłeś coś nietypowego? W jej oczach, na przykład — Asher skupił się, podchodząc do Miriel, która właśnie oparła głowę na blacie i była gotowa pójść spać, ale jednocześnie nie spuszczał wzroku z Travisa. Ten milczał przez chwilę.

    — Ta... — wymamrotał cicho. — Spędzaliśmy noc u mnie i ciągle miałem wrażenie, że raz miała szare oczy, a raz zielone. I ogólnie była jakaś spięta, powtarzała, że ją ktoś śledzi i najlepiej będzie, jeżeli ciągle będzie w ruchu. A ja, hehe, umiem zapewniać takie rzeczy.

    — Dobra, tyle wystarczy — Asher odezwał się, zanim Travis zdążył się rozpędzić. Podniósł Miriel z blatu i pomógł jej oprzeć się na sobie. — Masz szczęście, że jesteś lekka, bo inaczej mógłbym być na ciebie zły, że muszę targać cię całą drogę do domu.

    — Spać mi się chcę — wymamrotała sama do siebie. — A to bdzo głupia rzesz, bo ja gwias muszę pilnować. A a a to wcale nie taka robota jest... em.... ciekawa. Gdzie idziemy? Pójdziemy na Elbę? Może Napoleon tam jeszcze jest...

Travis z niezadowoleniem patrzył, jak jego plany na tamtejszą noc właśnie zostają wyprowadzane przez mężczyznę, który pojawił się kompletnie znikąd.

    — Tak Miriel, pójdziemy do Napoleona na piżamówkę i do carycy Katarzyny na herbatkę — prychnął Asher zirytowany, gdy wyszli z klubu. — A tak na serio, potrzebujesz w cholerę zimnego prysznica i dużo wody. I snu. Jeśli chcesz, mogę popilnować tej nocy gwiazd za ciebie — burknął, łapiąc przy okazji taksówkę.

Miriel była poruszona. Westchnęła i popatrzyła na demona z błyskiem w oczach.

    — To bardzo mie z twojej strony, mój drogi — powiedziała, zapominając o tym, że Asher nie chciał, by tak na niego mówić. — Jesteś najfajniejszym demonem, jakiego poznaam, naprawdę. Jak na ranę plaster. Chyba tak to szło... Jakbym miała wybrać Michaeael albo ty, to bym wolała ci towarzyszyć w tych takich zagadkach, a nie spędzać czas z moim bratem. Bo oni naprawdę nie są fajni. Szy ty wiesz ile ja wieków tutaj siedzę? I i i i ja mówiam sobie, że "Hej, Miriel! Aniele nadziei, oni po ciebie wrócą, bo oni cię wyrzucili, byś wykonywała soją rotę", a tu nic! Wraca taki, grozi ci, a ty fajny kolega jesteś no i jeszcze mi moce znikły przez niego, no głupi jakiś.... — Posmutniała nagle, ale zbyt mieszało jej się w głowie, by jakkolwiek to ukrywać. — Wiesz, jesteś pierszą istotą, która jakoś jest nawet mia dla mnie... Ja w życiu nie prosiłam o nic, ja tylko dawałam, ale ludzie nawet mili być nie potrafią. No i na co ja się staram?

Asher przez cały ten czas milczał, czekając aż taksówka podjedzie. Gdy w końcu tak się stało, pomógł Miriel wejść do środka i zapłacił z góry za przejazd. Po minucie ciszy w pojeździe spojrzał w końcu na anielicę i uniósł smutno kącik ust.

    — Bo jesteś za dobra na ten świat. Starasz się, ale ludzie ci niczym nie odpłacają. A powinni. Dlatego ziemia jest taka okrutna, ludzie ciągle chcą, ale nie dają. Taka zawsze była kolej rzeczy — westchnął. Znowu nastał moment milczenia, a w końcu Asher spojrzał jej prosto w oczy, wiedząc, że i tak pewnie dociera do niej jedna trzecia tego, co on mówi. — Wiesz co Miriel? Też uważam, że jesteś najlepszym aniołem, jakiego poznałem. — Odwrócił się w stronę okna i spojrzał na gwiazdy, których musiał dzisiaj pilnować. Dwie migotały bardzo blisko siebie. — To się chyba nazywa...przyjaźń.

    Przyjaźń. Słowo dziwnie brzmiało w jego ustach, ale szczerze mówiąc, nie przejmował się tym. Miriel i tak nic nie będzie pamiętała. A on w końcu powiedział to, co leżało mu na duszy. Anielicy zdawało się, że powiedziała "Dziękuję", ale tak naprawdę była zbyt zmęczona i nie zorientowała się, iż tak naprawdę nawet nie otworzyła ust. Jej oczy kleiły się same, a światła uliczne grały teraz rolę kolorowych gwiazd, które tak bardzo Miriel kochała. Idealny czas, by zasnąć. Zamknęła oczy i w końcu pozwoliła sobie zasnąć, po raz pierwszy od trzech dni. Jej głowa zjechała na wygodne ramię Ashera. Jej przyjaciela. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top