003. DANSE MACABRE.
003. DANSE MACABRE.
Asher i Miriel dość szybko dotarli do wysokiego budynku, który dopiero co był remontowany. Podwórko było ciche i ułożone, a żadna ze ścian nie była zamalowana graffiti. Zresztą czego by się spodziewać po miejscu zamieszkania dosłownego anioła. Asher nie powiedziałby, że taki stan budynku był dla niego czymś irytującym czy nieprzyjemnym dla oka. Tak zadbane miejsca były po prostu czymś niezwykle rzadkim w zanieczyszczonym Nowym Jorku, którego dzielnice do tej pory zwiedzone przez demona, należały jednak do tych niższych sfer.
Kolejną nowością była winda. Nie skrzypiała, nie puszczała irytującej muzyki jak ta w kamienicy, była idealnie czysta, tak czysta, że przebywanie w niej przez dłuższy okres czasu potrafiłoby doprowadzić człowieka do szaleństwa. Kiedy wjechali na czwarte piętro, wysiedli i Miriel z lekką obawą (w końcu prowadziła swojego naturalnego wroga do miejsca zamieszkania) przeszła z nim przez długi korytarz ozdobiony w różne kolorowe kwiaty, które rosły dość "nienaturalnie". Prawdą było, że anielica często pomagała im rosnąć, wykorzystując swoje moce.
Zatrzymali się przed dębowymi drzwiami z cyfrą 111, a wtedy jasnowłosa kobieta odwróciła się do demona i wyjęła z kieszeni pojedynczy kluczyk wiszący na sznurku.
— Zanim wejdziemy... Obiecaj mi, że nie postanowisz mi czegoś ukraść, albo zabić, albo opętać, albo zakląć — popatrzyła na niego z powagą.
— A wielka szkoda, bo już zdążyłem zabić z tuzin ludzi, zanim weszliśmy do tej windy — prychnął sarkastycznie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Miriel uśmiechnęła się, chociaż nie był to uśmiech uczucia pozytywnego. Nigdy nie mogła i nie powinna ufać demonowi w żaden sposób. Postanowiła jednak zaryzykować, dlatego odkluczyła drzwi i otworzyły się same. Weszła z pewnością siebie do środka, sprawdzając jakość swoich roślin, które rosły u niej w białym przedpokoju pokrytym ozdobnymi kafelkami, lustrami oraz płaskimi lampkami zawieszonymi przed dużą szafą. Miriel klasnęła dłońmi, a ❝Jezioro Łabędzie, Op. 20: Akt 1❞ Czajkowskiego zaczęło rozbrzmiewać w radiu, które schowane było w pewnym miejscu, o którym nawet anielica nie wiedziała, gdyż zapomniała kompletnie gdzie je chowała. Była dość zapominalska. Co do wnętrza mieszkania nie można było ukryć, iż próbowała je upodobnić do swojego poprzedniego domu — nieba.
— Wchodź, demonie — machnęła dłonią, by Asher przekroczył próg drzwi wejściowych.
Ciemnowłosy wszedł niepewnie do środka, rozglądając się po wnętrzu mieszkania. Nie podobało mu się zbytnio, nie dlatego, że nie był fanatykiem czystości, ale zbyt przypominało święte miejsce. W sumie nie wiedział czego mógł spodziewać się po domu anioła, ale mimo wszystko gdzieś głęboko miał nadzieję, że nie będzie zbyt...anielski.
— Ładna muzyka — mruknął zgodnie z prawdą. Utwór był jednym z niewielu elementów, które mu tu dopasowały. — Słuchasz baletu?
Blondynka popatrzyła na niego w zdziwieniu, przechodząc jednocześnie do dużego salonu, który zawierał płaski telewizor zawieszony na ścianie, białe sofy, biały dywan i... Wiele białego, nie było co tego owijać w bawełnę. Jedyną rzeczą, która nie była tego koloru były zielone rośliny oraz drewniany kominek. Pomieszczenie było minimalistyczne, zupełnie jak reszta mieszkania. Z dużym naciskiem na minimalizm.
— Nie spodziewałam się, że wpadnie ci w gust — stwierdziła, unosząc lekko brwi. — I owszem, uwielbiam balet! Byłam na koncercie Czajkowskiego na żywo. Niesamowity facet, ale strasznie bał się ukazywać swoją prawdziwą naturę. Wiesz, chodziło o jego orientację... Tak czy siak!
Wykonała gest dłonią w powietrzu, a wtedy wszystkie szafki w jej komodzie otworzyły się równocześnie. Zaczęła przeszukiwać każde z nich, wyciągając przy okazji ich zawartości, takie jak nici do szycia, pocztówki wysłane same do siebie oraz książki.
— Gdzieś ten dziennik mam... — mamrotała pod nosem.
Przez cały ten czas Asher obserwował ją w czymś co można by określić jako konsternację, choć bardziej zniecierpliwienie. Dawno nie miał kontaktu z magią bardziej rozwiniętą niż telepatia, więc cała aura mieszkania Miriel nieco go przytłaczała. Zrobił kilka niepewnych kroków w jej kierunku, błądząc wzrokiem po wyjmowanych przez nią po kolei przedmiotach.
Anielica od razu wkłada je od razu na swoje miejsca, gdy przeszukała każdą z szafek, gdyż nie lubiła bałaganu. Rozejrzała się po pomieszczeniu, próbując przypomnieć sobie dokładnie, gdzie położyła dziennik ostatni raz. Wtedy jej oczom zaprezentowała się jej wysoka szafa, w której znajdowało się pudło z rzeczami. Podeszła prędko do mebla i stanęła na palcach, próbując je sięgnąć. Nie chciała ryzykować telekinezą, gdy chodziło o coś cięższego, co na dodatek zawierało w sobie jej przydatne rzeczy. Nie ważne jak próbowała się wygiąć, nie była w stanie dosięgnąć pudła.
— Chyba jest w tym — stwierdziła, odwracając się do Ashera i wskazując na nie palcem.
Uniósł jedną brew.
— Nie dosięgniesz — bardziej stwierdził, niż zapytał.
— ...Możliwe — Miriel odparła lakonicznie.
Westchnął ciężko i bez słowa podszedł do szafy, ściągając z niej bez problemu pudło. Chciał je otworzyć, ale jak na złość okazało się zatrzaśnięte nieznanym dla niego sposobem.
— Ahem. — Wręczył je Miriel, nerwowo odwracając wzrok.
— Dziękuję za pomoc! — wesoło pstryknęła palcami, a wtedy wieko podskoczyło do góry i upadło na podłogę.
Zabrała rzeczy, a następnie postawiła na szklanym stolniku, szukając poszukiwanego przedmiotu schowanego głęboko pod stosem pism mówiących o niezaklasyfikowania się do sztuk oraz serią zdjęć przedstawiających ją samą w najróżniejszych miejscach na Ziemi.
W końcu znalazła ładny, brązowy zeszyt ze złotym napisem ❝MOJA PRYWATNA ENCYKLOPEDIA❞. Wyjęła go z zadowoleniem, a następnie pokazała z dumą demonowi. Podała mu przedmiot z lekkim uśmiechem.
— Oto on.
Asher przyjął dziennik ostrożnie, jakby gdzieś w nim tkwiła obawa, jakoby zeszyt miał się rozlecieć zaraz po tym jak go dotknął. Nic takiego jednak nie nastąpiło, więc detektyw zaczął wertować kartki w skupieniu, szukając informacji zgodnych z tym, co widział na miejscu zbrodni.
— Nie, nie, nie... — mruczał do siebie. — Tak do niczego nie dojdziemy. Musimy jechać do kostnicy i obejrzeć ciało.
— Zgadzam się — skinęła głową. — Z chęcią zobaczę to martwe ciało... Jakkolwiek to brzmi.
— Z czasem to przestaje brzmieć dziwnie — powiedział sam do siebie. — Nie wiem, czy to "chęci". Bardziej...powinność. — Zatrzasnął dziennik, nie wypuszczając go jednak z rąk. — Lepiej nie tracić czasu — stwierdził, śpiesząc do drzwi. Im prędzej stąd wyjdzie, tym lepiej dla niego.
Miriel pośpiesznie podążyła za nim, próbując dorównać mu kroku. Czuła odrobinę ekscytacji i szczęścia przez to, że będzie mogła zająć swój umysł sprawą i spędzić trochę czasu z kimś, z kim mogła porozmawiać. Nieważne, czy był demonem, czy też nie.
— To teraz będziemy takimi partnerami — powiedziała zadowolona, podążając tuż za nim i zakluczając drzwi, gdy dotarli na klatkę schodową.
— Ta, od siedmiu boleści — mruknął, ale było w tym dużo mniej pesymizmu niż wtedy, gdy Miriel zaproponowała mu współpracę na miejscu zbrodni. Co jak co, ale przebywali w swoim towarzystwie od ponad dwóch godzin, a ona jeszcze ani razu nie doprowadziła go do takiego stanu, że musiałby krzyczeć. To...naprawdę duży plus dla niej. — No to kierunek: kostnica.
༶•┈┈⛧┈♛ ♛┈⛧┈┈•༶
Demon i anioł ruszyli taksówką w stronę kostnicy, która znajdowała się dość daleko od miejsca, w którym mieszkała Miriel. Przez cały czas spędzony w pojeździe nie rozmawiali ze sobą, tylko zajmowali się swoimi myślami. Na dodatek żaden z nich nie wiedział tego, w jaki sposób rozpocząć rozmowę z przeciwną rasą.
Po dłuższym czasie taksówkarz zatrzymał się i dotarło do nich, że dojechali na miejsce. Kostnica położona była w małym budynku tuż koło szpitala wojskowego, do którego brani byli weterani z Afganistanu. Zatrzymali się na parkingu, a wtedy dość podejrzanie i wrednie wyglądający kierowca odwrócił się do pasażerów i uśmiechnął, ukazując złoty ząb. Podał cenę, która była zdecydowanie wysoka przez długość trasy. Miriel popatrzyła na niezadowolonego Ashera, więc zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, wyciągnęła portfel ze swojej kieszeni i podała zapłatę taksówkarzowi. Jako anioł naturalne było, że lubiła dawać. Nie zarabiała dużo jako aktorka, którą ciągle wyrzucano z pracy, ale nigdy nikomu nie żałowała.
— Reszty nie trzeba — odezwała się do serdecznie kierowcy, który z zadowoleniem zaczął przeliczać pieniądze. Wyszła z samochodu, wychodząc na chodnik i oglądając widok szpitala wojskowego.
Asher dołączył do niej, lekko skołowany tym, że zapłaciła zamiast niego, ale postanowił nie roztrząsać tego tematu.
— Idziemy? — odkaszlnął, widząc, że zapatrzyła się na szpital.
Anielica obserwowała budynek. Wojna... Nigdy nie interesowała się tym tematem. Wiedziała jedynie, że osoby wracające z niej były bardzo respektowane przez innych. Wiedziała o wojnach, ale nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek powstaną dla jej uczestników szpitale. Zupełnie, jakby obrażenia podczas kłótni były poważne. Nie była przygotowana na to, żeby dowiedzieć się, że ludzie umierali w imieniu jej Ojca.
Z myśli oderwał ją demon stojący za nim. Popatrzyła na niego z uśmiechem.
— Jasne — wzruszyła ramionami, a następnie popatrzyła na szpital ostatni raz i podążyła wraz z nim do małego budynku.
Asherowi wydawało się, że odgadł myśli Miriel. To, co przed chwilą błysnęło w jej spojrzeniu było czymś, przez co sam również przez pewien okres czasu przechodził. Interpretacja ludzkiego życia i świata. Nieważne jednak ile się tego uczył — był pewien, że nigdy nie zrozumie w całości.
— Ach, szlag — zaklął, gdy w kąciku jego oka mignął mu znajomy mundur. — Świetnie, ludzka policja też jest na miejscu... Chodź, musimy być pierwsi! — Pociągnął ją za rękę, bo wiedział, że za nim nie nadąży.
— Okej, okej! — zawołała zbita z tropu, próbując biec jak najszybciej za demonem, który robił zdecydowanie większe kroki niż ona.
Dobiegli szybko do kostnicy, przy czym Asher musiał na chwilę zwolnić, bo Miriel niemal co się wywróciła. Wślizgnęli się oboje do środka, oczywiście najpierw będąc zatrzymanym przez ochronę. Detektyw już chciał wyciągnąć swoją odznakę, ale okazało się to zbyteczne, gdyż Miriel poradziła sobie w ten sam sposób jak wtedy na Washington St. pięć. Weszli do chłodnego pomieszczenia, w którym prezentował się płaski stół, na którym leżało ciało w granatowym worku.
— Chyba się udało — wydyszał demon. — Mogliby naprawdę dać sobie spokój z czymś co jest poza ich kontrolą — dodał sfrustrowany.
Miriel niczego nie powiedziała. Interesował ją jedynie widok przed nimi.
— A więc... A więc to jest to ciało — powiedziała sama do siebie, próbując nie okazywać w głosie tego, że ten widok był dla niej trochę przerażający, pomimo że była przygotowana na to.
— Co? Ach tak — powiedział bez większej emocji, przenosząc wzrok na worek. — Zobaczmy... — ścisnął dziennik mocniej w dłoni, podchodząc do zwłok. — Możesz się odwrócić...czy coś tam.
Miriel parsknęła, próbując luzacko oprzeć ramię na jednej z szafek, chociaż wyszło to bardziej niezręcznie, niż przypuszczała.
— Mnie to nie rusza.
Wywrócił oczami, tak, aby tego nie zauważyła i rozpiął worek. Widok był drastyczny, bardziej drastyczny niż się spodziewał, ale to było tylko krótkotrwałe poczucie szoku, które zniknęło tak szybko jak się pojawiło.
— Huh. — Zaczął wertować kartki zeszytu, szukając czegoś. Ślady obrażeń na ciele już na pierwszy rzut oka coś mu mówiły, ale wolał się upewnić. — Aha. To... Nie — mamrotał do siebie raz po raz. — To mało prawdopodobne, ale wszystko na to wskazuje... — zamknął dziennik, jeszcze raz obrzucając ofiarę wzrokiem. Nie tego się spodziewał. Nagle przestał czuć się aż tak pewnie jak przed chwilą, ale starał się tego nie okazywać przed Miriel.
Anielica podeszła do zmarłej kobiety, która zaczęła nabierać sinego koloru. Nie było czasu na to, żeby się obrzydzać. Blondynka wzięła głęboki wdech, a wtedy odsunęła zamek jeszcze trochę, żeby przyjrzeć się obrażeniom. Prawa część żeber ofiary była wyrwana, zostawiając ranę szarpaną. Nie wyglądało to na pracę nożem, a raczej ostrych zębatek, a może nawet zębów. Ostatnia opcja była najbardziej prawdopodobna, biorąc pod uwagę warunki.
— To coś musiało mieć naprawdę dużą siłę, żeby przegryźć kości... — odezwała się do Ashera. Wykrztusiła to w szoku, zamiast stwierdzić to z całkowitym spokojem.
— To coś w ogóle nie powinno się tu znaleźć — powiedział niewyraźnie, wciąż studiując ofiarę. — Jak w ogóle tu przylazło? — mamrotał w kółko do siebie, niedowierzając.
— Więc jeżeli to coś przybrało formę ludzką... To może być ktokolwiek — westchnęła w lęku anielica.
Wtedy drzwi od pomieszczenia otworzyły się i do środka pewnym krokiem weszła na oko pięćdziesięcioletnia kobieta o krótkich włosach. Tuż za nią szło także dwóch mężczyzn w mundurach policyjnych. Popatrzyli na dwójkę nieproszonych gości, a Miriel popatrzyła na Ashera. Demon zamrugał szybko z początku nieco zdezorientowany, a po chwili wyjął odznakę, pokazując ją policji.
— Jesteśmy tu na zlecenie — powiedział szybko.
Kobieta zdjęła swoje okulary, ukazując chłodny wzrok zielonych oczu. Porucznik Erin Rutgers. Pewna siebie osoba pracująca dla FBI, niedająca sobie w kaszę dmuchać i nielubiąca przerywania jej pracy. Znała Ashera, jednak nie za bardzo za nim przepadała. Zwłaszcza dlatego, że często zajmował się sprawami, które nie były przeznaczone dla niego.
— Zlecenie? Niby od kogo? — zapytała, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Spojrzała na nieznaną jej blondynkę stojącą tuż koło detektywa. — I ona to kto?
— Eee... Dzień dobry! Nazywam się Miriel Vaisey — przywitała się sympatycznie. Podeszła do niej bliżej, wyciągając dłoń na przywitanie, jednak porucznik jedynie spojrzała na nią z pogardą, nie potrząsając jej dłoni.
Zza pleców porucznik wyłonił się jeden mężczyzna, nieprzyjemnie wyglądający tak jak ona. Go Asher również kojarzył. To był Thayne Rogers, detektyw z FBI. Z tego co demonowi było wiadomo, był raczej cieniem Erin niż jej właściwym pomocnikiem. Mimo wszystko, jego chłodne spojrzenie świdrowało bacznie Miriel, sprawiając, że czuła się niekomfortowo.
— Ty też jesteś detektywem? — zapytał lekko kpiarskim tonem.
— Em... — zająknęła się blondynka, cofając prędko dłoń z zażenowaniem. — J-ja...
Nie umiała kłamać, dlatego jej serce zaczęło bić odrobinę szybciej. Nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia, a nawet nie miała żadnej odznaki do pokazania. Zaczęła w głębi duszy panikować.
— Pomaga mi. Jest dobra w swoim fachu — powiedział szybko, zanim Miriel zdążyła się odezwać. Thayne prychnął coś pod nosem, ale nie rzucił głośniejszego komentarza. — Naprawdę, wszystko jest pod kontrolą. Nie potrzebna nam pomoc z samej góry — dodał kąśliwie.
— To robota dla FBI, Stone — odparła z niezadowoleniem Erin. — Nie nada się do tego pojedynczy detektyw i jakaś przybłęda. To profesjonalna sprawa. Idź zająć się jakąś sprawą zdrady, a nie zajmuj się drastycznym morderstwem. Więcej osób może zginąć, więc każda minuta się liczy.
— Właściwie — Trącił dyskretnie Miriel w dłoń, aby słuchała tego, co teraz powie — wszystko, co chcieliśmy, to już załatwiliśmy, prawda?
Anielica popatrzyła na niego i prędko zrozumiała o co mu chodzi.
— O... O! Tak! Rzeczywiście — roześmiała się nerwowo. — Przepraszamy za niedogodność, już się będziemy zbierali...
Erin popatrzyła podejrzliwie na zeszyt, który trzymał Asher, jednak postanowiła to przemilczeć. Skrzyżowała ręce w niezadowoleniu, unosząc sceptycznie brwi. Miriel tymczasem ruszyła do wyjścia.
— Miło było poznać — dodała, pomimo że wcale nie było miło.
— Bez wzajemności — odburknął Rogers, który postanowił zignorować to, że Asher wychodząc pokazał mu środkowy palec.
— Zmywajmy się — demon wyszeptał do Miriel, która została nieco z tyłu.
Anielica popatrzyła do tyłu na trójkę osób z dezaprobatą na twarzach, aż w końcu odwróciła się od nich i ponownie skupiła swoją uwagę na detektywie oraz sprawie. Podbiegła obok Ashera, zaczynając iść z nim w stronę wyjścia.
— Nawet fajni ludzie, zdecydowanie ciekawi — skomentowała z uśmiechem.
— Z pewnością ciekawe okazy, kiedy studiujesz kierunek badania irytowania wszystkich dookoła — westchnął Asher, gdy wyszli już z kostnicy. — Thayne jest mało szkodliwy. Bardziej obawiałbym się pani porucznik. Jak na ludzi to mają w sobie coś... coś, co mnie niezwykle niepokoi.
Wyszli z budynku i skierowali się w stronę ulicy.
— Hm... — Miriel pomyślała, czy rzeczywiście było w nich coś aż tak nieprzyjemnego. Po chwili jednak stwierdziła, że demony pewnie wszystkich nie lubią. Postanowiła więc zmienić temat. — Więc... Co teraz? Masz już jakieś teorie?
— A ty nie? — zapytał zaskoczony. Czy ona serio nie przeglądała uważnie tego dziennika? Anioły były wkurzające, ale raczej nie aż tak głupie. Chociaż może... — Widziałaś te obrażenia?
— No tak, ale to może być każde stworzenie — odparła. — To mogła być czupakabra, cerber, gargulec... Możliwości jest wiele. Nie zauważyłam niczego specyficznego oprócz kłów i połamanych kości, więc to mogło być każde stworzenie.
— Idziesz w dobrym kierunku wymieniając gargulca, ale nie do końca — powiedział, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni spodni. — Ugryzienia były na tyle mocne, by połamać kości, ale to nie wszystko. Zauważyłaś, że w pewnych miejscach zmiażdżone kości lśniły wręcz bielą? Gargulce nie są na tyle dokładne. Zawsze zostawią trochę tkanki mięśniowej. Poza tym... Czułaś tę krew?
— Krew? — popatrzyła na niego zdezorientowana. — Nie, nie zwróciłam na nią uwagi.
— W pewnych miejscach, ciało Caroline było pokryte krwią I to w miejscach, w których krwi nie powinno być. A teraz najlepsze — Zapalił papierosa — to nie była jej krew.
— Co...? — wykrztusiła. — Skąd wiesz?
— Umiem to wyczuć. Wiem jak pachnie krew selkie i z pewnością tak nie pachniała ta krew. I tu pojawiłby się problem, gdybyśmy nie mieli dziennika, bo nigdy w życiu wcześniej nie wąchałem takiej krwi. Na szczęście, mamy zapiski. Jedna notka szczególnie rzuca się w oczy. — Sięgnął po dziennik, ponownie otwierając go na stronie, od której jeszcze niedawno nie mógł oderwać wzroku. — A potem wystarczy porównać kształt ugryzienia. I voila.
Demon wręczył dziennik anielicy. Otwarty był na pokreślonej stronie, strasznie zaniedbanej w stosunku do innych. To, co było widoczne, wystarczyło jednak by Miriel zrozumiała, o jakim stworzeniu mówi Asher.
Anielica przyglądała się stronie zatytułowanej ❝WENDIGO❞, którą zresztą sama stworzyła.
— Wendigo...? O nie — jęknęła, patrząc na swoje dość ładne (według niej, bo przecież interesowała ją sztuka) rysunki bardzo szczupłego potwora z widocznymi kośćmi przez cienką warstwę skóry i z długimi nogami oraz bardzo ostrymi zębami. Nie mogła jednak zachowywać się pesymistycznie. Optymizm! To był klucz do wszystkiego! Pomimo że wiedziała, iż grasujące wendigo zabijające inne istoty nie było znakiem czegokolwiek dobrego. W jej oczach można było ujrzeć lęk. Wcale nie podobała jej się wizja tego, że ten stwór zabił zaledwie parę przecznic koło jej miejsca zamieszkania. — Poradzimy sobie!
Popatrzył na nią wymownie. Następnie wziął dziennik i go zatrzasnął.
— Nie — wymamrotał, odwracając się na pięcie. — To już nie jest zadanie dla nas.
— Że niby co? — Miriel oburzyła się i tupnęła nogą jak dziecko z fochem. — Chcesz to tak teraz zostawić?
— Jestem prywatnym detektywem, a nie samobójcą. — Nie odwrócił się i szedł dalej na wprost.
Anielica poczuła irytację. Nie wiązała zbytnich nadziei z tym, że Asher nie był tacy jak pozostałe demony, ale teraz była pewna, że był taki jak reszta. Nie chciała jednak się z nim wykłócać, w końcu była aniołem i musiała tolerować decyzje innych.
— Dobrze — odparła spokojnie, krzyżując ramiona. — Nikt wcale nie potrzebuje twojej pomocy. Sama poradzę sobie z wendigo i jeszcze będziesz zazdrosny, że pokonałam go i ty nie będziesz miał zwycięstwa na koncie. Stchórzyłeś po prostu. I oddaj mi mój dziennik w takim razie!
— Niech ci będzie. — Rzucił jej dziennik, tak, aby go złapała, ale wciąż nie uraczył jej spojrzeniem. — Nie stchórzyłem. Po prostu trzeźwo myślę.
Anielica złapała niezgrabnie swoją własność.
— Ooo, ale ze mnie rozważny demon — przedrzeźniała go w formie udawania Ashera, specjalnie pogłębiając swój głos. Demon miał naturalnie głęboki głos. W wersji anioła, a na dodatek niskiej kobietki, wcale nie wyszło to w żaden sposób podobnie. — Wcale nie jest ze mnie tchórz i wcale nie zostawiam bezbronnych ludzi w niebezpieczeństwie — przywróciła ponownie swój normalny głos. — Dlatego nie lubię demonów, myślicie tylko o sobie!
Ruszyła w swoją stronę ze wściekłością, myśląc o tym, w jaki sposób mogła kontynuować śledztwo oraz jak miała pokonać stworzenie, które żywiło się cierpieniem i bólem innych, zupełnie jak demony. Ludzkość nie potrzebowała pomocy demona-detektywa, wystarczyło, że anioł był w pobliżu. W końcu istnieli aniołowie stróże.
— Strasznie mi przykro, jeśli zraniłem twoje wrażliwe serduszko! — krzyknął jeszcze przesłodzonym głosem, zanim zupełnie zniknął za rogiem. Sam nie wiedział co sobie myślał, gdy choć na moment zgadzał się na współpracę z nią.
Miriel już chciała odkrzyknąć, że nie rozumie go, bo nie mówi w języku abominacji, ale zanim zdążyła to powiedzieć, już go nie zauważyła.
Prychnęła więc i podążyła w stronę swojego miejsca zamieszkania.
༶•┈┈⛧┈♛ ♛┈⛧┈┈•༶
Kiedy Miriel dotarła do swojego mieszkania, zdjęła buty i włączyła ❝Danse Macabre❞ Camille Saint-Saëns'a. Nigdy nie kontrolowała tego, jaki utwór się uruchomi i zazwyczaj polegało to na jej humorze. Tym razem była zirytowana oraz zaintrygowana. Nie myślała już o spotkanym tego dnia demonie, a przynajmniej próbowała, gdyż nie chciała sobie psuć tym reszty dnia. Próbowała pozbyć się z pamięci tego egoistycznego demona i zamiast tego skupić się na wendigo, które grasowało tuż niedaleko jej domu. Co jeżeli kolejny jej sąsiad umrze? Nie mogła na to pozwolić.
Weszła do swojej sypialni, która była tak duża, jak reszta mieszkania i także była koloru białego. Na środku stało miękkie łóżko, a po obu stronach stały małe stoliki z osadzonymi na nich kwiatami. Anielica uśmiechnęła się sama do siebie, próbując wymyślić w głowie pozytywne scenariusze.
— Wyśmienicie poradzisz sobie sama, Miriel! — zawołała wesoło, wskakując na łóżko z dziennikiem w dłoniach. — Wyruszysz na poszukiwania dzisiaj w nocy.
Popatrzyła na stronę o wendigo i zaczęła czytać o tym, że wendigo kochają zimno i ich serca zrobione są z lodu. Jeżeli więc są praktycznie zbudowane z zimna... Wystarczyło je spalić, żeby je pokonać. Do głowy wpadła jej myśl, że Asher jako demon ma duży dostęp do ognia, spekulowała, że pewnie potrafił nawet sam tworzyć ogień. Wyrzuciła jednak go szybko z głowy, bo on nie wchodził w grę. Mogła sama użyć płomieni, miała ich przecież pełno dookoła. Nawet zapalniczka wchodziłaby w grę.
Resztę dnia spędziła na czekaniu na późną noc, kiedy wendigo bywały najbardziej aktywne przez temperaturę nocnego powietrza.
Jedno było pewne — anielica nie miała zielonego pojęcia o łapaniu potworów, sama chciała upolować jedno z najsilniejszych i najbardziej krwiożerczych stworzeń, a planowała zrobić to spontanicznie. I nie mogłoby to za żadne skarby świata skończyć się to dobrze.
Asher wrócił do domu w podłym humorze. Dobrze zrobił oddalając się od anielicy, prawda...? Nie, nie mógł w siebie wątpić. Z pewnością dobrze zrobił.
Mieszkanie było takie jak zawsze. Ciemne, ciasne, mroczne. Idealne, by oczyścić myśli po wszystkim, co go dzisiaj spotkało. Przez chwilę myślał, że Miriel nie będzie taka jak wszystkie anioły. Że będzie rozsądna i posiadała choć odrobinę wolnej woli, a nie podążała ślepo za tym "głosem", który radził jej co ma robić.
— Cholera... — pomasował skroń, nalewając sobie zimnej wody z kranu do szklanki.
Miał ochotę zniknąć z powierzchni ziemi. I nieba. I piekła w sumie też. Był po prostu...zmęczony. To było chyba najtrafniejsze określenie. Usiadł na obskurnym fotelu zamykając powoli oczy. Mógłby zasnąć teraz na dobre i się nigdy nie budzić.
Może by mu to wyszło, gdyby nie uparcie dzwoniący telefon stacjonarny. Odebrał go niechętnie.
— Co znow-
— Detektywie Stone — przerwano mu. — Znowu popełniono morderstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top