002. WHEN WE MET ON A CRIME SCENE.
002. WHEN WE MET ON A CRIME SCENE.
Taksówka zatrzymała się na Washington St. pięć niedługo po tym, jak cyferki na elektronicznym zegarze w środku taksówki pokazały godzinę jedenastą przed południem. Asher pośpiesznie wysiadł z pojazdu, odwracając się jeszcze w stronę kierowcy.
— Reszty nie trzeba — rzucił, podając zapłatę.
— Jakiej reszty? Jest mi pan jeszcze winien dwadzieścia centów!
Demon nie słuchał dłużej pieklącego się mężczyzny, bo zbyt śpieszno było mu zobaczyć miejsce zbrodni. Ciemna uliczka kończąca się ślepym zaułkiem, no tak, klasyk. Halo, mordercy! To już się robi nudne.
— Gdzie jest ciało? — wypalił od razu, podchodząc do pierwszego lepszego policjanta znajdującego się na miejscu. Ten uniósł tylko brew, mierząc Ashera od stóp do głów.
— To nie jest miejsce dla cywili.
— Ach, zapomniałem się przedstawić. — Wyjął z kieszeni niedbale założonej marynarki dokument, potwierdzający jego stopień detektywa. Bezużyteczna rzecz, jak dla niego. Ludzie byli tacy banalni. Wystarczyło, że przeczytają zlepek kilku słów na papierze i już będą patrzeć na ciebie zdeczka inaczej. Nie inaczej było tym razem. Nieznajomy policjant pochylił się nad dokumentem Ashera, po sekundzie wydając z siebie charakterystyczne cmoknięcie. Uchylił czapki, gdy znudzony i lekko poirytowany Stone, schował papier z powrotem do marynarki.
— Prywatny detektyw, a to ci dopiero. Nie ma pan przypadkiem klientów, których sprawami wypadałoby się zająć?
— Nie na ten moment. Zresztą, to jest dużo ciekawsze.
Policjant mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, po chwili wzdychając głośno.
— W takim razie droga wolna do zbadania miejsca zbrodni. Póki nie kręcą się tu federalni, nie mam problemu. Muszę pana tylko pana rozczarować, panie Stone. Koroner zabrał ciało przed kilkunastoma minutami, spóźnił się pan.
— Obejrzę w takim razie tylko miejsce zbrodni — powiedział lekko zawiedziony Asher. Co jak co, ale zbadanie zwłok dałoby mu wiele więcej wskazówek. Skoro zamordowano selkie, demon był pewien, że dostrzegłby o wiele więcej rzeczy, niż zwykli śmiertelnicy badający ciało. Obrzucił jeszcze raz całą okolicę powierzchniowym spojrzeniem, a następnie potrząsnął głową i wszedł do uliczki.
Dopiero teraz poczuł, że poza fetorem, które wydzielało stare ubranie i rozkładający się ptak, zewsząd otaczał go metaliczny zapach świeżej krwi. Co prawda demony nie były na ten zapach tak wrażliwe jak wampiry czy strzygi, ale z pewnością były wyczulone bardziej niż ludzie. Asher powoli zaczął iść wzdłuż uliczki. Ofiara najwyraźniej uciekała, już wtedy krwawiąc. Przewrócony śmietnik, czy ona go przewróciła? Nie, zdążyły się tam zalęgnąć szczury, leżał tak dłużej. Nie miała więc wystarczająco siły aby go przewrócić, albo była w zbyt wielkiej panice.
¸.*☪*.¸¸.*☆*.¸¸.*☪*¸.*☆*.¸.¸¸.*☪*.¸
Na miejsce dotarła także i pewna kobieta, która wcale nie zdawała się być taką, która w jakimkolwiek stopniu zajmowała się krwawymi morderstwami na co dzień. Prawdę mówiąc, to Miriel wcale nie lubiła krwi, ale też nie mdlała na jej widok. Jako anioł była przygotowana psychicznie na różne okrutne rzeczy, które powiązane były z rasą ludzką. Podeszła cicho niedaleko miejsca zbrodni, prawie przechodząc przez żółty pasek rozdzielający pole, które należało teraz do policjantów, gdy nagle stanął przed nim mężczyzna ubrany w mundur.
— Proszę pani, nie można tutaj wchodzić — odparł stanowczym tonem, wyciągając przed siebie dłoń.
Miriel nie chciała wpływać na jego psychikę, ale bardzo chciała dostać się do ciała. Każda istota celestialna posiadała pewne moce, a manipulacja ludzkim umysłem była dość przydatna, zwłaszcza, gdy któraś narozrabiała i ujawniła niechcący swoją prawdziwą tożsamość. Spojrzała policjantowi głęboko w zielone oczy, w których dostrzegła dość zniszczoną, aczkolwiek funkcjonalną duszę, a następnie przemówiła jej telepatycznie, aby ją przepuściła. Mężczyzna posłuchał więc swojego "wewnętrznego" głosu i przesunął się, pokazując swoim towarzyszem, aby zostawili ją w spokoju.
A wtedy wyczuła nieprzyjemny swąd w powietrzu. Dostała gęsiej skórki na ramieniu, a wewnątrz pewne uczucie niebezpieczeństwa, które mogło oznaczać tylko jedną rzecz: w pobliżu był demon. Najgorszy wróg, jakiego anioł może spotkać. Jedyna istota, która była równie silna, co ona.
W międzyczasie, Asher doszedł w końcu po śladzie krwi aż do miejsca, z którego niedawno zabrano ciało. Przykucnął, uważnie analizując każdy skrawek betonu. Kiedy wysnuł już pewną teorię, podniósł się i chciał zbadać coś jeszcze, ale w tym samym momencie poczuł, jak przeszywa go nieprzyjemny dreszcz. Tak dawno nie doświadczył tego uczucia, że prawie zapomniał jakie ono jest. Skrzywił się nieznacznie.
Czemu ze wszystkich osób, na które mógł tutaj trafić, akurat padło na anioła?
Blondynka rozejrzała się uważnie dookoła, żeby przyjrzeć się komuś podejrzanemu, kto mógł być demonem podszywającym się pod człowieka. Nie musiała długo szukać. Jej uwagę przykuł wysoki mężczyzna o dobrze zbudowanym ciele, który surowym spojrzeniem rozglądał się po miejscu zbrodni. Wiedziała, że to demon, gdyż otaczała go czarna, prawie przezroczysta aura.
Miriel miała nadzieję uniknąć spotkania z jednym ze swoich naturalnych wrogów, ale cóż... stało się. Według niej, najlepiej było bardziej poznać osobę, niż od razu zakładać, iż ta osoba ma złe zamiary. Postanowiła podejść więc do demona z pewnością siebie na twarzy. Wzięła głęboki wdech i ruszyła dziarsko przed siebie.
— Przepraszam? — odezwała się, pukając go w plecy palcem. — Emm... Czy ty jesteś... demonem? — dodała szeptem.
Asher odwrócił się do niej, spoglądając na niższą kobietę z góry. Tak jak przeczuwał, była aniołem. Rozejrzał się na boki, aby się upewnić czy nikt ich nie podsłuchuje i westchnął ciężko.
— Nie widać? Czego tutaj szukasz? Od kiedy w ogóle anioły zajmują się morderstwami?
— Ja... — Miriel nie wiedziała, jak dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. Dawno nie spotkała żadnego demona i nie pamiętała dokładnie tego, jacy oni byli. Czy on odgryzie jej głowę? Będzie z nią walczył? Pomimo obawy, uśmiechnęła się wesoło. — Przyszłam pooglądać! Tej zmarłej dziewczyny uczyłam angielskiego.
— "Pooglądać"? — powtórzył z niedowierzaniem, kręcąc lekko głową. — Nie ma co oglądać, zabrali ciało, a jeśli nie opanowałaś sztuki dedukcji, to niewiele tutaj zdziałasz — wymamrotał, po sekundzie jednak coś sobie przypominając. Coś nie pasowało mu w tym, co powiedziała mu nieznajoma. — Zaraz, uczyłaś jej angielskiego? Jak długo się znałyście?
— Z... — anielica zacięła się, próbując dokładnie przypomnieć czas ich znajomości. — Z rok. Mieszkała pode mną dwa piętra niżej. Młoda dziewczyna, bardzo życzliwa... ale chwila, chwila. A niby co ty tutaj robisz, panie demonie, co? Pewnie przyszedłeś się napawać rozpaczą, albo opętać kogoś...
— Powiedzmy, że już się nie bawię w takie rzeczy. — Przewrócił oczami. — Jestem detektywem, nie potrzebuję nikogo opętywać, aby legalnie się tu dostać. Rok, powiadasz? I...miałaś ją przez ten cały czas za człowieka?
Miriel popatrzyła najpierw na demona, potem na miejsce zbrodni, a następnie znów na mężczyznę stojącego przed nią.
— ...Nie wtykam nosa w nieswoje sprawy — odparła, wzruszając ramionami bez jakiejkolwiek ekspresji na twarzy. Nagle pewna rzecz wpadła jej do głowy, co sprawiło, że wzięła głęboki wdech. — Zaraz, skoro jesteś detektywem to znaczy, że zajmiesz się tą sprawą?! Bo wiesz, jak byśmy razem dowiedzieli się, kto to zrobił, to nam obu wyszłoby to na dobre!
— Woah, nie zapędzaj się tak — uciszył ją gestem dłoni. — Nie ma żadnego "razem". I tak, chcę zająć się tą sprawą o ile mogę. Nic jednak nie obiecuję. To pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, kiedy zamordowano w Nowym Jorku nieśmiertelnika... — ostatnią część zdania powiedział szeptem.
Do anielicy dotarło w końcu, jak złowieszczo prezentowało się morderstwo jednego z istot nadnaturalnych. Z jej ust chwilowo opadł uśmiech.
— To... — przybliżyła się do niego, jednak na tyle, żeby w razie czego "nie odgryzł jej głowy". — To źle, prawda? Przecież zwyczajny człowiek by nie był w stanie zamordować kogoś... no wiesz... naszego typu.
Asher zrobił krok w tył, chcąc zwiększyć odległość między nimi, z powodu zwykłego wstrętu przed anielicą.
— Tak. To jest źle, wręcz cholernie źle. To może zaburzyć całą harmonię, w której do tej pory żyliśmy. — Zastanowił się chwilę. — W sumie w jednej kwestii masz rację. To będzie negatywne dla obu stron. Żeby nie było, nie jestem przyzwyczajony do zwykłego towarzystwa, a tym bardziej współpracy. Więc teraz jeśli pozwolisz... — znacząco pokazał dłonią w kierunku miejsca zbrodni.
Blondynka spochmurniała lekko, stojąc w miejscu, aż w końcu zdecydowała się na bardziej zdecydowany ton.
— A wie pan, drogi, ekhem, upadły kolego, że mnie też obchodzi ta sprawa? Co więcej, ja również chcę się dowiedzieć tego, co stało się z osobą, którą znałam przez długi czas. Więc czy to się podoba, czy też nie, mam zamiar się tutaj kręcić! Ja również nie przepadam za towarzystwem, które teraz mi przypada, ale ważniejsza jest prawda, aniżeli jakieś durne sprzeczki, prawda? Prawda! No i nie wspominając, że ja mam także dobre umiejętności, żeby babrać się w takich sprawach — Uśmiechnęła się triumfalnie.
Demon jęknął cicho zrezygnowany. Ani trochę nie uśmiechało mu się to, że anielica będzie kręcić się w pobliżu jego miejsca pracy, ale jednocześnie nie mógł jej zaprzeczyć. Sprawa całego morderstwa była dużo ważniejsza niż skłócenie między obiema rasami.
— Cóż, chyba nie mogę zabronić ci działać na własną rękę. Ale nie wchodzisz mi w drogę, dobra?
Miriel radośnie podskoczyła i zaklaskała w dłonie, uśmiechając się szeroko.
— Jasne — odparła zdecydowanie, trąc dłonie. Podeszła bliżej plamy krwi, uważając, żeby nie ubrudzić swoich błękitnych butów, które dość drogo ją kosztowały.
Asher prychnął pod nosem, idąc trochę dalej w głąb alejki, tam, gdzie znajdował się już ślepy zaułek. Tutaj również była krew. Po zapachu wyczuł jednak coś jeszcze, coś nie będącego nieprzyjemną dla niego wonią Miriel i krwią Caroline. Przed paroma godzinami, jeszcze gdy na świecie zamiast słońca świecił księżyc, poza selkie w tej alejce znajdowała się jeszcze jakaś istota magiczna. Nie potrafił jednak ustalić jaka dokładnie. To po prostu tylko potwierdziło jego wcześniejsze domysły: człowiek nie popełnił morderstwa, zrobił to ktoś z nich. A to znaczyło, że może być potężny. Asher wzdrygnął się lekko na tę myśl i szybko zmiótł ją w głębszą część swojego mózgu, aby w pełni skupić się na dochodzeniu.
— Ciekawe... — mówił sam do siebie, nabierając trochę krwi ofiary na palec. Wyglądało na to, że ktoś bawił się w ludzką stonogę, tyle, że na żywo.
— Co jest ciekawe? — zapytała Miriel, patrząc na demona z zainteresowaniem.
— Nie wygląda na to, że Caroline zginęła od szybkich ciosów. Ktoś urządził sobie małą rzeźnię — mruknął, marszcząc przy tym brwi. — Myślałem, że każde z nas działa na własną rękę?
— No taak... — Miriel obróciła oczami, strojąc minę niewiniątka. — Ale może mógłbyś mi co nieco podpowiedzieć? Nie za bardzo się znam na tym całym detektywowaniu. Pierwszy raz zajmuję się czymś takim. No więc?
Przysunęła się do niego bliżej z uśmieszkiem na twarzy.
— Powiedz, proszę!
Asher skrzywił się nieco, na myśl tego, że Miriel stoi tak blisko niego. Nie miał nawet siły, żeby przypominać jej o słynnej "odległości pięciu metrów", więc tylko spojrzał na nią surowo.
— No, a czy nie mówiłaś przypadkiem, że też lubisz "babrać w takich sprawach"? — przywołał jej słowa sprzed kilku chwil.
Anielica była kiepska w kłamaniu i udawaniu czegokolwiek. Dlatego tak źle szła jej praca jako aktorka. Popatrzyła na demona kłopotliwie, łapiąc się za kark. Milczała przez chwilę, aż w końcu wypaliła:
— Dobra, nie lubię. Po prostu chcę się dowiedzieć, co się stało z moją sąsiadką. Jako detektyw sam powinieneś się domyślić, prawda? — uniosła brwi, zadając pytanie, na które raczej nie należało odpowiadać. — Pomóżmy sobie nawzajem i razem dojdziemy do tego, kto zabił Caroline. Ja mam pewne przydatne zdolności też, wiesz?
— Ta, obiło mi się o uszy. — Zrobił kilka kroków w bok, wciąż analizując miejsce zbrodni. To nie tak, że jakoś bardzo nienawidził szczególnie Miriel, przecież dopiero co ją poznał. On ogółem nie przepadał za towarzystwem aniołów. Nawet nie dlatego, że byli naturalnymi wrogami. Myślał, że gdyby nawet nie był demonem, to nie miałby o aniołach lepszego zdania niż teraz. Zwyczajnie go denerwowały, były jak klony obok siebie, wydawały się nie mieć własnego i unikalnego charakteru. Dlaczego niby ta anielica obok niego miałaby być inna? — Mogę chyba ustalić co stało się z twoją sąsiadką. Zresztą, to wcale nie było takie trudne. I tak mieliśmy informacje o ciele... Ludzki koroner nic tam nowego nie odkryje, mogę cię zapewnić. Będzie po prostu patrzył na zwłoki pozbawione organów.
— Może jeżeli byśmy się przyjrzeli ciału to zauważylibyśmy jakieś specyficzne zadrapania? Mam w domu dziennik, byłam na Ziemi przez wieki i sporządziłam różne notatki na temat poszczególnych istot. Na ciele powinny być jakieś charakterystyczne zadrapania albo jakiś ślad po czymś nadnaturalnym. Mogę pójść z tobą do kostnicy? — zapytała energicznie. — Mogę, prawda? Chodźmy tam razem!
Wizja badania martwego ciała wcale nie była czymś przyjemnym. Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo sprawa zaczęła coraz bardziej ją pochłaniać. Ta dziedzina wcale nie pasowała do jej charakteru i natury, a jednak. Prawdziwy powód był ukryty głęboko w jej duszy.
Demon zamyślił się chwilę. Nie mógł jej teraz zaprzeczyć, że mówiła od rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że w morderstwie maczała palce istota nadnaturalna, a on wiedział, że za żadne skarby nie uda mu się ustalić jaka bez konkretniejszych wskazówek. Nerwowo postukał się palcami po kolanie.
— Daleko mieszkasz?
Zdobędzie od niej wskazówki. I tyle, żadnej dalszej współpracy. Powtórzył to sobie kilka razy w głowie.
— Nie — odparła wesoło. — Parę przecznic stąd. To porządna okolica, aż dziwne, że takie zajście miało miejsce.
— Mało tu zabezpieczeń, dla chcącego nic trudnego — spojrzał w górę, szukając kamer. — Więc... yyy... — pierwszy raz od naprawdę dłuższego czasu poczuł się głupio, bo słowa niekontrolowanie jakoś uciekały mu z języka. — Pokażesz mi dziennik? Wtedy nie powinienem mieć problemów w kostnicy...
Na twarzy Miriel pojawił się cwany uśmieszek. Wiedziała, że demonowi zależało na przedmiocie, który należał do niej. A skoro mu na tym zależało, mogła to wykorzystać.
— No dobrze — westchnęła teatralnie, wzruszając ramionami i odwracając wzrok. — Ale!
Roześmiała się lekko, patrząc na o wiele wyższego demona zwycięskim wzrokiem.
— Będę mogła towarzyszyć ci w śledztwie. Bo wiesz, ja też chcę się dowiedzieć. Ojciec nie stworzył mnie wczoraj, ja dobrze wiem, że pewnie byś mi ten dziennik zwinął i sam to rozwiązał, a może nawet byś mi go nie oddał. Więc jak?
Westchnął ciężko, wcale nie zdziwiony, że anielica nie była taka naiwna.
— O ile nie będziesz cały czas nawijała i była mniej wkurzająca, to niech ci będzie — powiedział ze szczerym niesmakiem. — Ale robię to tylko dla dobra sprawy. Wyłącznie.
— No oczywiście, a dlaczego innego? — zaświergotała ze satysfakcją. Nie często anioły miały możliwość wygrać pewnego rodzaju "umowę" z demonem. — I nie będę.
— W porządku. — Kiwnął powoli głową, nie do końca wierząc w wiarygodność jej słów. — Masz w ogóle jakieś imię? Żebym mógł jakkolwiek do ciebie mówić?
Anielica puknęła się w czoło.
— Ach tak, rzeczywiście. Gdzie moje maniery. Nie przywitałam się! Jestem Miriel. A ty?
— Asher — powiedział krótko, świdrując ją wzrokiem. — Skoro cały ten nudnawy wstęp mamy już za sobą, pójdziemy w końcu po ten cały dziennik?
— Robi się! — zasalutowała, a następnie ruszyła przed siebie w kierunku jej miejsca zamieszkania.
Właśnie w ten sposób anioł i demon po raz pierwszy w historii świata postanowili, że razem będą pracowali nad czymś dobrym. Jakiekolwiek miało to mieć znaczenie. Kto wie? Może to jest właśnie szansa pokazania światu, że nie trzeba chodzić z naturą jak w zegarku i rzucać się do gardła komuś, kto został stworzony by być naszym idealnym przeciwieństwem. Na razie jednak jest tylko zbyt denerwujący uśmiech dla jednej ze stron i zdecydowanie zbyt mało uśmiechu dla drugiej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top