Rozdział 24
📣 Niby sprawdziłam, ale wiecie jak to jest 🤷🏻♀️ Gdybyście coś zauważyły, to dajcie znać 🤩
Ava...
Po wyjściu Brassiego ze sklepu zapanowała niezręczna atmosfera. Czułam na sobie spojrzenia obsługi, nawet Umberto patrzył na mnie jakoś tak dziwnie. Tanya stanęła obok mnie i bez słowa czekała na mój następny krok. Jak zawsze, to ja dowodziłam, a ta dziewczyna podążała za mną wiedząc, że dla niej i dla jej bezpieczeństwa zrobię wszystko.
Na razie nie chciałam myśleć o tym, czego byłam świadkiem. Było tego za dużo. Tych dziwnych i skomplikowanych myśli, uczuć, których nie potrafiłam nazwać. Ten cały dzień był jakiś cholernie dziwny, pomyślałam, odwracając się w stronę dziewczyny i ignorując wszystkich innych, odgarnęłam z jej twarzy długie włosy, odsłaniając niebieskoszare oczy.
- Wybrałaś wszystko, czego potrzebujesz?
- Nie muszę mieć tych rzeczy – wyszeptała zerkając za moje plecy. Po jej wystraszonej minie mogłam się domyślić, że patrzyła na Umberto. – Jeżeli masz mieć z tego powodu kłopoty...
- Żadne kłopoty, zapewniam – odwróciłam się szukając wzrokiem tej całej Andrei, a gdy zobaczyłam jak zdziwiona przygląda mi, się pokręciłam głową, śmiejąc się cicho. Pewnie myślała, że jestem jakąś panienką, którą Brassi chciał ubrać w eleganckie ciuszki, ale po tym, jak praktycznie bez słowa wyjaśnienia wyszedł, zmieniła zdanie. Miałam to w dupie, co o mnie pomyślała, ale nie pozwolę, żeby Tanya na tym ucierpiała. – Proszę zapakować wszystkie rzeczy, które wybrała moja siostra – oznajmiłam stanowczym głosem.
- A co z pozostałymi? – zapytała kobieta mierząc mnie wzrokiem.
Gdyby zapytała się mnie używając innego tonu, z pewnością zareagowałabym zupełnie inaczej. Jednak potraktowała mnie jak wszystkie te cholerne baby, które pieprzył Brassi, i szlag mnie trafił. Minęłam ją i zrobiłam szybki przemarsz przez sklep. Gdy miałam już wszystko, podeszłam do lady.
- Wezmę tylko to.
- Ava, na litość boską... - obok mnie pojawił się Umberto, kręcąc głową. – Szef się wścieknie, jeżeli nie kupisz sobie ubrań.
- Niczego więcej nie potrzebuję – wzruszyłam ramionami.
Fakt, poza bielizną, butami sportowymi i strojem, w którym będę mogła ćwiczyć, niczego nie chciałam. Nie wtedy, gdy kasa należy do tego faceta, a ja będę musiała ją w jakiś sposób odpracować. Wiadomo w jaki, prawda?
Zaczęłam się domyślać powodów jego dziwnego zachowania. Może się mylę, choć raczej nie, ale ten mężczyzna zrobi wszystko, żeby nie było podstaw do unieważnienia małżeństwa. Jednym słowem, będzie chciał zaciągnąć mnie do łóżka, zaliczy swoją zaległą noc poślubną, a dopiero po tym wystąpi o rozwód. Przecież gdyby w świat poszła wieść, że od pięciu lat nie był w stanie skonsumować małżeństwa, byłby skończony. To co o mnie by pomyśleli, latało mi jak sputnik wkoło tyłka.
Byłam już zmęczona całym tym dniem i dziwnymi utarczkami z Brassim. Przyznam, że nie spodziewałam się po nim niczego dobrego i bardzo zaskoczył mnie tym, że ściągnął do sklepu Tanyę. Wiedziałam, że musi wrócić tam, skąd ją przywieźli, a ja wciąż nie miałam pomysłu, jak mam ją wyciągnąć z tego mafijnego szamba.
Oparłam się o ladę, od niechcenia zerkając, jak obsługa ogarnia cały ten bałagan, który zrobiłyśmy w przymierzalni. Przyjaciółka Brassiego pakowała wszystkie wybrane przez Tanyę ubrania. Moje zmieściły się w jednej torbie i stały z boku, gotowe do zabrania. Myślałam, że Umberto będzie płacił za wszystko, ale jak się okazało, Brassi zostawił swoją kartę. Zapamiętałam kwotę, którą teraz będę mu dłużna. Mogłabym unieść się honorem, w końcu łaski żadnej nie robił, wydając na mnie pieniądze, i wziąć te cholerne ubrania, których tak na marginesie naprawdę potrzebowałam. Nie wszystkie, które przymierzałam, ale kilka z nich zdecydowanie by mi się przydało.
Ale nie... Tylko tyle, ile naprawdę było mi niezbędne. Niczego od niego nie chcę. Niech spieprza do Aurelii. Gdy usłyszałam jej głos w telefonie, dosłownie mnie zmroziło. Nie wiem, może gdzieś w podświadomości chciałam, żeby w końcu ktoś się przekonał, jaką suką jest ta kobieta? Może chciałam, żeby Brassi przejrzał na oczy i zrobił to, co do niego należało. Już w chwili, gdy wyszedł z przymierzalni wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Dziwne, bo zawsze mi się wydawało, że ten facet nie da sobie wejść na głowę żadnej kobiecie, a tym bardziej takiej, która robi z niego idiotę. Widać tak dobrze daje mu się pieprzyć, że niczego złego w niej nie widzi.
Nagle moją uwagę zwrócił sam Umberto. Ze wzrokiem wbitym w Andreę podszedł do lady i pochylając głowę, zaczął szeptać coś, co sprawiło, że kobieta robiła się coraz bledsza. Widziałam jej twarz, to jak jej oczy wypełniły się przerażeniem i łzami. Uniosłam brew, czekając, aż Umberto skończy i wyjaśni mi swoje dziwne zachowanie.
- Przepraszam! – wyszeptała zdławionym głosem.
- Co się dzieje? – zapytałam mężczyznę, gdy stanął obok mnie i bacznie obserwował zachowanie personelu, który teraz inaczej się zachowywał. Nie gapili się na mnie, nie szeptali po kątach. Zdecydowanie unikali patrzenia w moją stronę, a jak już przez przypadek nawiązali ze mną kontakt wzrokowy, spłoszeni opuszczali głowę, oddalając się w przeciwnym kierunku. – Umberto?
- Spokojnie, Ava. Wyjaśniłem im tylko, z kim mają do czynienia – mruknął. – Mają szczęście, że szef tego nie widział.
- Żadna nowość dla mnie – wzruszyłam ramionami. – Przyzwyczaiłam się do tego.
- A nie powinnaś. Jesteś żoną cholernie wpływowego człowieka. Muszą cię szanować, jeżeli nie chcą ściągnąć na swoje głowy zemsty szefa.
- Mylisz pojęcia. Na szacunek trzeba zapracować własnym postępowaniem. To, że boją się Brassiego nie oznacza, że go szanują. Następnym razem proszę, żebyś nie wtrącał się. Jestem dużą dziewczynką i nie potrzebuję, żeby ktoś toczył za mnie boje.
- Ava, nie rozumiesz...
- Doskonale rozumiem. A teraz chciałabym opuścić to miejsce – ucięłam temat wskazując na stos toreb wypełnionych damską odzieżą. – Zabieramy to?
- Moi ludzie się tym zajmą.
Po minie Umberto wiedziałam, że najchętniej pociągnąłby temat i dalej mi ględził. Mężczyźni! To, że urodzili się w świecie, gdzie prawa dyktują stare zwyczaje i pieprzony testosteron nie oznacza, że są nieomylni. Z własnej wygody nie pozwalali nam kobietom wyrwać się spod parasola mafii. Trzymają nas na niewidzialnych smyczach, mówiąc nam, co możemy robić, a co nie. Układają nam życie od chwili narodzin do tego momentu, gdy z ostatnim tchnieniem z ulgą żegnamy się z tym zakłamanym światem, pełnym kłamstw, gwałtów i przemocy. Gdzie zdrady i ból towarzyszą nam w każdej minucie życia kobiet w mafii.
Nie czekałam na reakcję Umberto, tylko złapałam Tanyę za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia ze sklepu. Stanęłyśmy czekając, aż ochrona ogarnie te wszystkie torby. Przez chwilę pomyślałam o ucieczce. Zerknęłam za siebie, na prawie pusty korytarz galerii. Jak okiem sięgnąć pustki, tylko jeden mężczyzna szedł spokojnie w naszą stronę, bardziej skupiony na swoim telefonie, niż na tym, co się dookoła niego działo.
Tak cholernie niewiele brakowało... Zacisnęłam palce na dłoni obserwującej mnie Tanyi. Ludzie Brassiego byli zajęci, tym bardziej Umberto, który pilnował, żeby nasze zakupy zostały porządnie spakowane. Nawet nie odwrócił się w naszą stronę, żeby sprawdzić, czy na nich czekamy. Nie miałam pieniędzy, ale miałam telefon i kogoś, kto mógłby mi pomóc. Przynajmniej tak myślę...
Zrobiłam krok w stronę schodów, wciąż wpatrzona w plecy Umberto, ciągnąc za sobą dziewczynę. Kolejny krok i następny... Od schodów dzieliło nas zaledwie kilka metrów, gdyby zaszła taka potrzeba, byłam gotowa zbiec nimi, byle uciec ochronie. Tysiące myśli pojawiło się w mojej głowie. Zastanawiałam się, czy Gloom i jego ludzie rzeczywiście by mi pomogli. Przeciwstawić się Brassiemu, ukrywając mnie, czy nawet pomagając w ucieczce, to ściągnięcie na siebie zemst całej Cosa Nostry. Czy byłam skłonną podjąć takie ryzyko? Patrzeć, jak ten szalony człowiek z zimną krwią będzie zabijał każdego, kto ośmielił się mi pomóc? A gdyby mi się udało, gdybym jakimś cudem, nie angażując bikerów, opuściła Los Angeles...
Co dalej? Nie miałyśmy dokumentów, nie miałyśmy pieniędzy. Nie byłam kompletną idiotką i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mafia to nie kółko staruszków z demencją, którzy zapomną o tym, że zabiłam jednego z nich. Prawo stało po mojej stronie, ale zemsta w tym świecie stała powyżej prawa.
Mimo targających mną wątpliwości i wciąż nowych czarnych scenariuszy, cofałam się w stronę schodów. Podjęłam decyzję. Nie chciałam wracać do tego cholernego domu, w którym każdy kąt przypominał mi o koszmarze, jaki tam przeżyłam. Powoli obróciłam głowę, sprawdzając jak daleko są schody. Dam radę, pomyślałam, widząc niewiele ponad cztery, może pięć metrów, dzielących mnie od drogi ku wolności.
Szarpnęłam Tanyę za rękę, gotowa do ucieczki, gdy nagle wpadłam plecami na coś twardego. Z jękiem odbiłam się od przeszkody i łapiąc drugą ręką za barierkę, starałam się utrzymać równowagę. Upadłam tyłkiem na podłogę i z cichym jękiem chwyciłam się za nadgarstek, który w pewnej chwili utknął pomiędzy poręczą, a szklaną szybą barierki. Musiałam chyba krzyknąć, bo gdy uniosłam głowę, nade mną pochylał się bardzo zdenerwowany Umberto i mężczyzna, którego chwilę wcześniej widziałam idącego z telefonem. Dokładnie z tym samym, który teraz zupełnie roztrzaskany leżał obok moich stóp.
Syknęłam, czując poobijane pośladki, w tym kość ogonową. Ja to mam psie szczęście. Pierwsza próba ucieczki skończyła się na dachu, z którego ściągnął mnie Gloom, a druga znalazła swój finał na podłodze Saksa. W dodatku z siną dupą i uszkodzonym nadgarstkiem.
- Bardzo przepraszam. Nie widziałem cię.
Zamrugałam powiekami, nie wierząc, że głos, który usłyszałam może należeć do żywej istoty. Uniosłam głowę, tylko po to, żeby zobaczyć przed sobą czarne oczy mężczyzny, który wyglądał jak cholerny książę ciemności. Ciemne włosy miał zaczesane do tyłu, jednak kilka pasemek opadło mu na czoło. Gest, którym odgarnął je do tyłu był tak cholernie męski i seksowny, że z trudem przełknęłam wpatrzona w jego twarz. Wysokie kości policzkowe, kwadratowa broda ze śladem zarostu na policzkach i ten przepiękny odcień skóry, który mnie zachwycił. Mężczyzna miał na sobie dopasowaną koszulę na długi rękaw i eleganckie spodnie, i cholera, patrzył na mnie, jakby mnie znał!
- Ava, wszystko w porządku?
Z trudem oderwałam wzrok od przeszywającego spojrzenia czarnych oczu i zerknęłam na Umberto. Widząc w jego dłoni telefon, w jednej chwili poderwałam się na nogi, krzywiąc się, gdy moja kość ogonowa przypomniała o swoim istnieniu.
- Ani mi się waż – syknęłam zabierając mężczyźnie telefon.
- Muszę zadzwonić – zaczął się pospiesznie tłumaczyć spanikowany. – Szef mnie zabije.
- Ja też mogę to zrobić – warknęłam. – Poza tym, o ile dobrze pamiętam, to twój szef jest teraz w drodze na bardzo ważne spotkanie – rzuciłam z ironią, ignorując obecność mężczyzny, z którym się zderzyłam. – Raczej bym mu nie przeszkadzała.
- Cholera, dziewczyno! To nie tak! A ty powinnaś jechać do szpitala, mogłaś coś sobie złamać.
- Uwierz mi, tego co mogłam sobie złamać nie wkładają w gips – mruknęłam masując sobie tyłek. – Tyłek nie szklanka, nie pęknie.
- Przepraszam bardzo – ponownie miałam wrażenie, że ten mężczyzna dotyka mnie każdą literką, którą wypowiedział. Zamknęłam oczy, uśmiechając się i wdychając zdecydowanie zmysłowy zapach męskiej wody po goleniu. – Jestem lekarzem.
Otworzyłam szeroko oczy, wlepiając spojrzenie w górującego nade mną meżczyznę. Usłyszałam warczenie Umberto, ale doszłam do wniosku, że to chyba u nich normalne zachowanie. Jego szef też warczy na ludzi, więc pewnie tak już mają.
- Naprawdę? – zapytałam, bo zdecydowanie nie wyglądał na lekarza. Był zbyt przystojny, zbyt doskonały, zbyt groźny...
A to skąd mi się wzięło? Moje spojrzenie przesunęło się w dół, na duże męskie dłonie. Zauważyłam tatuaż na odsłoniętym przedramieniu i przychyliłam głowę na bok, podziwiając dziwny rysunek na opalonej skórze. Wyglądał jak gwiazdy...
- Naprawdę – odpowiedział z cichym śmiechem wyciągając w moją stronę dłoń. – A właściwie, profesorem. Nazywam się Grayson Miller.
- Ava Mancuso - odpowiedziałam, czując delikatny uścisk dłoni.
Warczenie Umberto stało się głośniejsze.
***
Santino...
Zostawienie Avy w tym przeklętym sklepie było najgorszą rzeczą, którą musiałem zrobić. Wiedziałem, że mimo idiotycznego pomysłu z wrzuceniem jej do basenu, szło mi dzisiaj nawet dobrze. Może nie rewelacyjnie, może jeszcze nie spektakularnie, ale byłem zadowolony.
Pozwoliła mi się dotknąć... Powiem więcej, trzymałem ją w moich cholernych ramionach i czułem, że to najbardziej właściwa rzecz, jaką zrobiłem w całym swoim pieprzonym życiu.
Nie miałem zamiaru traktować Avy inaczej. Może musiałem działać wyjątkowo powoli i mniej agresywnie, ale to dodawało smaku całej sprawie. Czułem się jak pieprzony Indiana, kurwa, Jones. Tropiłem swój własny skarb. Musiałem wydobyć go, a potem chronić z narażeniem własnego życia.
Dzisiejszy dzień nauczył mnie też czegoś bardzo ważnego. Po tym, jak po raz kolejny Ava dostała ataku paniki wiedziałem, że popełniłem zajebisty błąd, podchodząc do niej od tyłu. To samo przydarzyło się, gdy leżała na tym cholernym materacu, a potem przed domem. Nie wystraszyła się mnie. Przeraziło ją to, że nie widziała mojej twarzy. Wiem, że mam rację, bo stojąc za nią w przymierzalni widziałem, że wtedy się mnie nie bała. Widziała moje odbicie w lustrze. Widziała moją twarz. To miało związek z gwałtem, ale zastanawiałem się, czy to podświadomość Avy wysyłała taki sygnał, czy rzeczywiście nie widziała twarzy sprawcy i dlatego reaguje w taki sposób.
Te pieprzone tabletki, o ile mogę tak powiedzieć, to w gruncie rzeczy błogosławieństwo dla kobiety, której je podano. Nie pamięta... tego co z nią robiono, tego jak wielką krzywdę ktoś jej wyrządził. Ava mogła mieć jakieś przebłyski, wrażenia, które jej podświadomość kojarzy właśnie z tym zdarzeniem. Idąc tym tropem, może Riina się pomylił i ona faktycznie nie wie, kto ją skrzywdził? Będę musiał zastanowić się nad tym, zanim zacznę drążyć temat. Jednak żeby uzyskać jakieś odpowiedzi od Avy, muszę najpierw zyskać jej zaufanie. Coś, bez czego nigdy nie dopuści mnie do siebie i wydawało mi się, że byłem naprawdę na dobrej drodze
Wszystko spierdolił telefon od tej cholernej suki! Dopiero po fakcie, gdy już siedziałem w samochodzie dotarło do mnie, że powinienem zostać z Avą w przymierzalni, a nie wychodzić, jakbym miał coś do ukrycia. Cholera, zadziałałem instynktownie, tyle mogę powiedzieć. Wcześniej nikomu nie musiałem się tłumaczyć z takich durnych rzeczy. Robiłem co chciałem, ale teraz, kiedy w moim życiu jest kobieta, będę musiał zmienić pewne przyzwyczajenia. W tej chwili, miałem ochotę zdemolować samochód, gdy dotarły do mnie wszystkie konsekwencje mojego zachowania.
Ava była na mnie porządnie wkurwiona. Z pewnością poczuła się zraniona, tym bardziej po tym, co stało się w klubie. Pewnie nawet wbiła sobie do głowy, że będę bronił Aurelii, a nie jej.
Pies jebał! Załatwię sprawę z Aurelią, a potem porozmawiam z Avą. Musi zrozumieć pewne rzeczy, choć nie wszystko będę mógł jej powiedzieć.
Wchodząc do lobby hotelu od razu wyczułem złą atmosferą. Sprawczyni nie trzeba było szukać zbyt długo. Siedziała naburmuszona, jak dziecko w kącie, pilnowana przez czterech uzbrojonych ochroniarzy hotelu. Ja pierdolę, jeszcze z tym gównem będę się musiał użerać, pomyślałem podchodząc do recepcji. Dwie młode pracownice posłały mi szerokie uśmiechy, ale zignorowałem to, jak i wypięte w moją stronę cycki. Jakoś mnie to, kurwa, nie ruszało, rozumiecie?
- Chcę rozmawiać z dyrektorem – warknąłem do dziewczyn. – Teraz.
Nie wiem, czy to mój głos, wyraźne wkurwienie malujące się na mojej twarzy, czy widok mojej ochrony stającej za plecami, ale już niespełna minutę później w moją stronę zmierzał mały człowieczek w markowym garniaku. Z pewnością szytym na miarę, bo biorąc pod uwagę niski wzrost, facet ubierał się w dziale dziecięcym. Nie dyskryminuję nikogo z uwagi na niski wzrost, ale cholera, czułem się jak pieprzony gigant stojąc obok niego.
- Panie Brassi – wysapał wyciągając w moją stronę rękę. – To dla nas niebywały zaszczyt.
Uścisnąłem jego dłoń, nie zwracając uwagi na grymas, jaki pojawił się na jego twarzy. Niech dupek zacznie inwestować w swój wygląd coś więcej niż pieniądze na ciuchy i popracuje nad mięśniami. A czy zaszczyt? To się jeszcze okaże, pomyślałem.
- Ponoć jest jakiś problem z płatnością za pobyt w waszym hotelu.
- A tak, rzeczywiście. Karta, którą mieliśmy w systemie, okazała się bez pokrycia.
Spojrzałem w stronę, gdzie siedziała Aurelia i uniosłem brew na widok jej uśmiechu. Rozsiadła się jak pieprzona królowa na tronie, świecąc głębokim dekoltem sukienki i nagimi udami. Gdy zorientowała się, że jej się przyglądam, założyła nogę na nogę, przez chwilę pokazując wszystkim swoją bieliznę. Dobrze, że miała przynajmniej majtki na sobie, bo słowo honoru, chyba bym nie zniósł widoku jej cipki.
Naprawdę, coś musi być z nią cholernie nie tak. Zakręciła się w swoich kłamstwach i zupełnie nie pomyślała o tym, że przecież dowiem się prawdy od dyrekcji hotelu. Jest, kurwa, różnica pomiędzy tym, że karta nie ma pokrycia, a tym, że nie masz tej karty w ogóle. Patrzyłem jak Aurelia wciąż pręży się i uśmiecha, prawie nie słuchając tego, co nawijał do mnie ten mały człowieczek i rozważałem kolejny mój ruch.
Wiedziałem, czego dokładnie chciała, tylko zastanawiałem się, w jaki sposób chce to osiągnąć. Odwróciłem się do niej plecami, żeby nie zobaczyła na mojej twarzy wkurwienia. Prędzej sukę przeciągnę za włosy przez cały kraj, niż pozwolę, żeby zrobiła krzywdę mojej Avie. Dowiem się, co odpierdalała ze swoim ojczulkiem, gdy mieszkali razem z nią i jeżeli potwierdzą się moje podejrzenia, zajebię jedno i drugie. Nawet bez przyklepanego przez Riinę wyroku.
- Proszę zrozumieć, panie Brassi – drgnąłem słysząc swoje nazwisko. – Nie możemy pozwolić sobie na żaden skandal z udziałem naszych gości. To nie ten standard hotelu. Gdyby nie fakt, że ta pani jest pańską narzeczoną, musielibyśmy wezwać policję.
- Chwileczkę... - uniosłem dłoń, przerywając ten słowotok. – Powiedział pan, narzeczoną?
- Tak się przedstawiła – wyjaśnił zdenerwowany, szarpiąc za kołnierzyk białej koszuli.
- Na jakie nazwisko była karta, którą chciała zapłacić?
- A. Mancuso. Sprawdziłem wcześniejsze płatności i muszę przyznać, że nigdy nie mieliśmy problemów z tą kartą. Może to jakiś błąd w banku? – zawyrokował stwierdzenie.
Kurwa mać! Jednak jest jeszcze głupsza niż myślałem. Pokręciłem tylko głową, starając się nie roześmiać. Tak się wjebać, to tylko Aurelia. Nie byłoby całej afery, gdyby zapłaciła swoją własną kartą, a wiem, że ją miała. Zawsze płaciła w naszych lokalach. To, że swego czasu zerżnąłem ją nie oznaczało, że od razu wszystko miała mieć za free. Puściłbym wszystkie kluby z torbami, gdybym robił takie przysługi każdej lasce, którą razem z Riiną przelecieliśmy.
Niebywałe... Nie dość, że zajebała kartę kredytową i używała jej przez ponad pięć lat, to jeszcze przedstawiała się, jako moja narzeczona. Nawet kompletny debil potrafiłby sprawdzić taką informację w Internecie. Może i nie znalazłby żadnych zdjęć Avy, ale już wzmiankę o tym, że jestem żonaty, to i owszem. Jak mogłem być narzeczonym panny Mancuso, skoro to ona była moją żoną? Czy ta Aurelia w ogóle pomyślała o tym, zanim wpadła na tak idiotyczny plan, żeby zajebać mi kasę?
Uzgodniłem z dyrektorem, że płatność za pobyt w hotelu zostanie uregulowana w przeciągu trzech dni. Nie ma chuja, żebym to ja miał za to zapłacić. Wiele rzeczy mogę nagiąć w tej sprawie, ale nie będę płacił za kogoś, kto uderzył moją kobietę.
Podszedłem do zadowolonej z rozwoju wypadku Aurelii i patrząc na nią z góry czekałem, aż pilnujący jej ludzie zostaną odwołani przez dyrektora. O dziwo, nie widziałem już żadnego z tych miernot, którzy byli niby jej ochroniarzami.
- Gdzie twoja ochrona? – zapytałem.
- Wrócili już do Chicago – machnęła ręką i wstając z miejsca położyła dłoń na mojej piersi. – Dziękuję, kochanie – wymruczała patrząc na mnie. – Jak mogę ci się odwdzięczyć?
Zesztywniałem i łapiąc ją za palce, ścisnąłem mocno, wdychając zapach jej strachu, zanim zastąpiło go przerażenie i ból.
- Już cię nieraz ostrzegałem. Nie dotykaj mnie – warknąłem.
- Przepraszam, zapomniałam – pisnęła ze łzami w oczach.
Odtrąciłem jej dłoń i ruchem głowy dałem znać, żeby wyszła z budynku. Nie chciałem mieć świadków ani żadnych nagrań, które mogłyby wyciec do prasy lub telewizji. Nie potrzebowałem tego rodzaju reklamy, tym bardziej teraz. Poczekałem, aż Aurelia wsiądzie do auta, po czym sam zająłem miejsce na tylnej kanapie, blokując drzwi.
- Możesz mi powiedzieć dokładnie, co się stało?
- Już mówiłam. Zostałam okradziona. Nie zauważyłam wcześniej, ponieważ nie używałam karty. Zorientowałam się, gdy chciałam zapłacić rachunek – wyszlochała i o dziwo, jak na zawołanie z jej oczu popłynęły łzy. – To musiało stać się w klubie. Jestem pewna.
- Jesteś? – mruknąłem. – To dziwne, bo zaraz po twoim telefonie, kazałem moim ludziom sprawdzić nagrania. Nawet nie byłaś w barze.
- Gdzieś musiałam zostać okradziona, Santino. Jeżeli nie w klubie, to może zrobiła to...
- Zastanów się dobrze, czy chcesz dokończyć – warknąłem pochylając się nad nią. – Ava jest moją żoną.
Chyba dopiero teraz spostrzegła, jak bardzo jestem wkurwiony. Wykrzywiłem usta w zimnym uśmiechu, gdy przesunęła się na siedzeniu, wciskając plecy w drzwi. Nie miała szans, żeby wyjść z auta bez mojej zgody i ona o tym wiedziała.
- Przepraszam... Po prostu... Nigdy w życiu nie spotkało mnie coś tak strasznego. Ci ludzie myśleli, że chciałam uciec nie płacąc rachunku i chcieli wezwać policję. Czułam się strasznie!
Na końcu języka miałem pytanie, czy zdawała sobie sprawę, jak musiała czuć się Ava przez pięć jebanych lat, gdy nie miała nawet pieprzonego dolara?! Już nie pierwszy raz zastanawiałem się, dlaczego Aurelia tak nienawidzi Avy? Czułem, że to nie ma nic wspólnego ze mną, czy z rywalizacją pomiędzy dwiema kobietami. Zgodzę się, że w tym wyścigu zdecydowanie wygrywała Ava i to mogło być zalążkiem konfliktu i nienawiści. Ale czy było wystarczające do tego, żeby znęcać się nad kimś fizycznie?
Miałem kurewski dylemat. Z jednej strony wiedziałem, że muszę sukę puścić wolno. Gdyby zniknęła, wszystko trafiłby szlag. Jeżeli jej stary kręci z kimś na boku, od razu zwinie interes i wyjebie gdzieś do dżungli. Rozmawialiśmy o tym dzisiaj z Riiną i jego ojcem, i niestety, potrzebowaliśmy sprawdzonych informacji. Nie będziemy ryzykowali, bo chuj wie, czy czasami nie maczają palców w prostytucji dzieciaków, albo nie kręcą gdzieś na boku z naszymi wrogami.
Z drugiej strony wiedziałem, że byłem w takim stanie, że w godzinę wyrżnąłbym z niej każdą tajemnicę. Wyrżnął łącznie ze wszystkimi wnętrznościami, tak jak na to zasłużyła. Dostałbym wszystko, na czym by mi zależało i miałbym w chuj czasu, żeby zorganizować akcję i zgarnąć jej starego. Kurwa, pieprzone rozkazy!
- Wrócisz teraz do Chicago. Masz trzy dni, żeby uregulować rachunek za hotel.
- Ale, jak to? – podskoczyła na siedzeniu zaskoczona moimi słowami. – Przecież... Ja myślałam... Santino, przecież...
- Myślałaś, że ja zapłacę za ciebie? – parsknąłem mierząc ją wzrokiem. – Serio, kurwa?! Czy ja kiedykolwiek dałem ci coś? Zapłaciłem za ciebie? – potrząsnęła głową, zaciskając usta. – No właśnie, Aurelia. Ja nikomu nie daję niczego za darmo. Nie masz nic, co mógłbym wziąć. Trzy dni, Aurelia. Jeżeli kasa nie pojawi się na koncie hotelu, osobiście się po nią pofatyguję do Chicago. Ja nikomu nie robię takich prezentów, a każdy, kto myśli, że udało mu się mnie wyruchać na kasę...
Zamilkłem, karmiąc się jebaną paniką i przerażeniem, jaki zobaczyłem w jej oczach. Nie wiem, czy zorientowała się, że znam prawdę, czy po prostu w końcu obudził się w niej ten mikroskopijny instynkt przetrwania, ale byłem pewien, że zapłaci, jak tylko dotrze do Chicago, a nawet wcześniej. Wyjąłem z kieszeni plik banknotów i odliczyłem trzydzieści dolarów. Tyle powinno jej wystarczyć na taksówkę na lotnisko. Co dalej? Jebało mnie to. Mogłem oczywiście kazać odwieźć ją moim ludziom, ale nie chciałem już tracić na nią więcej czasu. Zjebała mi mój dzień z Avą i teraz bardziej przejmowałem się tym, że muszę znowu odzyskać zaufanie dziewczyny, niż tym, czy faktycznie miała pieniędzy, żeby kupić sobie bilet lotniczy.
- Dziękuję – wyszeptała łapiąc kasę, którą rzuciłem obok jej uda. – Oddam ci.
- Ja myślę – odpowiedziałem. – Czas na ciebie – zwalniając blokadę wskazałem brodą drzwi, nie mogąc się już doczekać, aż zabierze się w cholerę. – Jeszcze jedno – zatrzymałem ją, gdy stała na zewnątrz, trzymając dłoń na klamce. – Następnym razem, gdy ktoś zajebie ci karty, a ty nie będziesz miała jak zapłacić, lepiej zadzwoń do ojca i jego poproś o pomoc. W przeciwnym razie, będziesz musiała własną dupą spłacić dług, który u mnie zaciągniesz. I zapewniam cię, że nie ja bym go odebrał.
Wiecie, co jest w tym najzabawniejsze? Że gdybym zachował się inaczej, od razu wiedziałaby, że to ja zablokowałem kartę, z której korzystała. Dobrze mnie poznała przez ten czas, więc doskonale wiedziała, że nie pierdolę się z nikim, nawet z kobietami. Jestem bezpośredni, częściej chamski i arogancki, niż miły. Zapytajcie moją matkę, powie wam dokładnie to samo.
Uderzyłem dłonią w siedzenie i auto od razu oderwało się od chodnika. Aurelia zdążyła tylko zatrzasnąć za sobą drzwi i odskoczyć, żeby nie zmiażdżyło jej stóp.
W drodze do domu zadzwoniłem do Riiny, zdając raport. Sprawa Aurelii znajdzie swój koniec i to już niedługo. Byłem chyba zbyt pobłażliwy, dlatego myślała, że może pozwolić sobie na więcej. Tak to jest, gdy nawet nie chce ci się odganiać od namolnych bab, a te od razu dostają jakiejś kurwicy, wyobrażając sobie Bóg wie co.
Spojrzałem na zegarek, przeklinając pod nosem. Zanim dojadę do rezydencji, będzie już po dziesiątej, a więc trochę za późno na rozmowę z Avą. Postanowiłem, że odłożę rozmowę do jutra, a widząc że znajdujemy się blisko Blue Hell, kazałem chłopakom jechać do klubu. Byłem zbyt pobudzony po starciu z Aurelią, żeby spędzić kolejną noc, leżąc ze wzrokiem wbitym w sufit i zastanawiając się, czy gdybym poszedł do Avy...Kurwa, marne szanse, muszę przyznać.
Ledwo wszedłem do swojego biura, zaczęła się pieprzona defilada. Chwilami odnosiłem wrażenie, że moim ludziom wyssało mózgi, bo raptem nie potrafili rozwiązać najprostszego problemu. No kurwa! Jak dwie laski złapały się za włosy to co powinni zrobić? Ja bym kazał zostać wojowniczkom po godzinach i wysprzątać klub od piwnicy aż po dach. A potem jeszcze raz, bo z pewnością coś pominęły. Od razu by im się odechciało awantur, gwarantuję.
Dodatkowo widok pieprzonej sterty dokumentów, który na mnie czekał, doprowadził mnie do wściekłości. Nienawidziłem tej całej roboty papierkowej. Nie jestem cholernym księgowym, do diabła. Zirytowany odsunąłem od siebie problem, odkładając robotę na następny dzień i kładąc nogi na biurku, zadzwoniłem do ochrony, żeby ktoś mi przyniósł coś do żarcia.
Zdążyłem wypić dwa drinki, gdy rozległo się pukanie i do środka weszła jedna z naszych dziewczyn. Za jej plecami stanął Mivo, obserwując, jak ta stawia na biurku moje jedzenie. Od czasu, gdy Riina zabrał mi dwóch ludzi, którym zlecił ochronę swojej kobiety, to właśnie jemu powierzyłem zajmowanie się ochroną klubu. Umberto i bez tego miał ręce pełne roboty, szczególnie teraz, gdy jego ludzie prowadzili dochodzenia.
- Coś jeszcze życzy sobie szef?
- Wracaj do pracy – machnąłem ręką nawet na nią nie patrząc, po czym spojrzałem na mojego żołnierza. – A ty siadaj. Dopiero zacząłeś?
- Kilka minut temu, szefie – zameldował. – Sprawdziłem posterunki, wydałem rozkazy. Wszystko w porządku.
- To dlaczego wyglądasz, jakby jednak coś nie było w porządku? – użyłem tego samego sformułowania.
- Nie wiem, szefie... - przesunął dłonią po wygolonej do zera głowie, zerkając na mnie. – Może to jest bez znaczenia, a może wręcz przeciwnie.
- Wyrzuć to z siebie – mruknąłem pomiędzy jednym kęsem, a drugim. Byłem cholernie głodny, bo przez te zakupy z Avą nie zjadłem nawet kolacji. – Wiesz, że nie lubię pierdolenia.
- Jedna z dziewczyn powiedziała mi dzisiaj, że po południu był w klubie jakiś facet i wypytywał ją o dwie dziewczyny, który przyjechały jakiś czas temu z Reno.
Poderwałem gwałtownie głowę, czując jak każdy mięsień od razu zastygł, jakby przygotowywał się do gwałtownej reakcji, kumulując całą energię w jednym miejscu. Skurwiele! Mogłem się domyślić, że jakaś menda puści parę i wyklepie, kim były barmanki z imprezy Riiny. Kurwa mać! Sycylijskie ścierwa już zwęszyli trop i teraz nie popuszczą. Miałem nadzieję, że rozmowa Umberto z naszymi dziewczynami wystarczy, żeby przypomnieć im, komu są winne lojalność i posłuszeństwo. Głupie suki! Nie było innej możliwości, żeby szpiedzy Sycylijczyków dowiedzieli się o Avie. Któraś z dziwek musiała chlapnąć jęzorem. Albo, co też jest prawdopodobne, dostała za tę informację porządną kasę.
- Kurwa! – odsunąłem od siebie talerz. Całkowicie straciłem apetyt, przynajmniej na jedzenie. Miałem za to kurewską ochotę komuś porządnie przyjebać. - Mamy go na kamerach?
- Niewyraźny obraz, szefie. Jakby skurwiel wiedział, gdzie są, bo ewidentnie chował mordę.
- Dawaj mi całe nagranie i przyprowadź dziewczynę, która z nim gadała.
Nie czekając, aż wyjdzie chwyciłem za telefon. W pierwszej kolejności powinienem zawiadomić Riinę. Fakt, spodziewałem się, że nie popuszczą i będą wciąż węszyć. Nie rozumiem tylko, dlaczego. Oficjalnie do zabójstwa Gottiego przyznał się Gloom. Był kryty, bo dostał od Sebastiano zgodę na ujebanie tej sycylijskiej mendy.
- Co jest?
- Sebastiano, przyjedź do Blue Hell – rzuciłem. Raczej nie przerwałem mu upojnych chwil z kobietą, więc mnie nie zastrzeli.
- Będę za dwadzieścia minut – odpowiedział i rozłączył się.
Kolejny telefon wykonałem do Umberto. Czekając aż odbierze wybijałem palcami rytm na drewnianej powierzchni biurka. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Co jest, kurwa?!
- Cholera, boss – wysapał odbierając. – Nie słyszałem.
- Kurwa, Umberto! – warknąłem opadając plecami na oparcie fotela. Odetchnąłem głęboko, starając się uspokoić dzikie bicie serca i rozluźnić mięśnie. – Gdzie ty, do cholery, jesteś?
- Właśnie odwiozłem Avę do rezydencji – wyjaśnił, a mi od razu zapaliła się w głowie jebana elektrownia, a nie tylko jedna marna żarówka.
Odsunąłem telefon sprawdzając dokładnie godzinę. No chyba sobie, kurwa, żartuje, pomyślałem.
- Mogę wiedzieć, gdzie byliście do jedenastej wieczorem? – warknąłem. – Zdaje się, że cholerne sklepy zamykają o siódmej, prawda? Gdzie byliście przez cztery pieprzone godziny?
- Boss, wyjaśnię jak przyjadę – mruknął. – Jestem trzy przecznice od klubu.
- Radzę ci przygotować porządne wytłumaczenie, Umberto – ostrzegłem zaciskając palce na obudowie telefonu. – Dostałeś kurewsko jasne rozkazy. Zakupy i do domu. Nie wiem, czego można było nie zrozumieć.
Miałem cholerne przeczucie, że za całą sprawą stała Ava. Pewnie nie chciała zostawić tej małej, pomyślałem. Kurwa! W planach miałem puścić dzieciaka, ale w obecnej sytuacji raczej nie zaryzykuję. Nie daj Boże, żeby coś się jej stało, to Ava mnie, kurwa, wykastruje. Co najmniej!
Nie mogłem wysiedzieć spokojnie, czekając aż Riina i Umberto zjawią się w klubie. Postanowiłem zajrzeć na salę, ogarnąć sytuację i wypić drinka przy barze. Jakoś ostatnio zaniedbywałem swoją robotę, ale miałem co innego na głowie. W najbliższym czasie będę musiał osobiście rozmówić się z pracującymi w naszych lokalach ludźmi i to nie tylko dziewczynami. Nie jestem naiwny, zdradzić może każdy, co zdaje się potwierdzać obecna sytuacja.
Usiadłem przy barze dając ręką znać, żeby barmanka nalała mi drinka. Wypiłem już dwa, ale coś przeczuwałem, że będę potrzebował porządnego znieczulenia. Wszystko we mnie kurczyło się na samą myśl, że ci skurwiele wiedzą już o Avie. Ich nie zadowolą idiotyczne tłumaczenia, będą chcieli przesłuchać ją, tak jak się tego od początku obawiałem. Kurwa! Prędzej zatopię ich jebaną wysepkę, z której przypłynęli, niż pozwolę chujom choćby na nią spojrzeć.
Drgnąłem, gdy obok mnie pojawił się Sebastiano. Wzdychając klapnął na wysokie krzesło i już po sekundzie miał przed sobą drinka. Nie musiałem się oglądać, żeby wyczuć jak bardzo pojawienie się Riiny wpłynęło na znajdujących się w klubie ludzi. Głównie na kobiety, ale i niejeden facet patrzył z zazdrością, jak jego laska wypalała dziury w placach naszego bossa. Powinien sobie zrobić jeszcze jeden tatuaż i nad skrzydłami, które miał wytatuowane na plecach, powinien mieć obrożę. Chyba każda by zrozumiała, że facet jest nie do ruszenia.
- Co jest grane?
- Jakiś skurwiel wypytywał dzisiaj o dziewczyny z Reno – mruknąłem obserwując w lustrze wiszącym nad barem, co dzieje się za moimi plecami.
- Wiemy, kto?
- Zaraz będę miał nagranie, ale Mivo twierdzi, że facet chował się przed kamerami, więc gówno możemy zobaczyć. Rozmawiał z jedną z naszych panienek.
- Przesłuchamy dziewczynę – rzucił i wspólnie opuściliśmy bar. – Suka odleciała?
- Myślę, że tak – wzruszyłem ramionami. – Dostała trzydzieści dolarów na taksówkę i dalej niech sobie radzi sama.
- Skurwiel z ciebie, wiesz? – zaśmiał się wchodząc do mojego biura i jak zwykle rozwalił się na fotelu stojącym przed biurkiem. – Nie odwiozłeś damy na lotnisko?
- Lepiej mnie nie wkurwiaj, Riina. Gdybyś nie był takim sukinsynem, to już miałbym ją w piwnicy – wytknąłem z grymasem. – Uprzedzam, że jeżeli zacznie coś odpierdalać i zagrozi Avie, nie będę czekał na przyklepanie. Dorwę ją i jej starego.
- Spokojnie, stary. Masz moją zgodę.
W tym momencie usłyszeliśmy pukanie i do środka wszedł Umberto. Za jego plecami stał Mivo i dziewczyna, którą przyprowadził na mój rozkaz. Poczekałem, aż zamkną za sobą drzwi. Rozmowa z Umberto będzie musiała poczekać, aż skończę wypytywać dziewczynę.
Mivo na rozkaz Riiny jeszcze raz przedstawił sytuację. Obserwowałem uważnie jej zachowanie. Nie wyglądało na to, że skłamała. Owszem, była zdenerwowana i miała trudności z patrzeniem Riinie w oczy, ale nie łudźmy się, tak reagowali nawet najwięksi chojracy, a ta szczupła brunetka, to tylko przestraszona dziewczynka.
Ochroniarz postawił przede mną laptop i odtworzył nagranie z baru. Było zaledwie kilku gości, bo o tak wczesnej godzinie to raczej nie było tutaj tłumów. To nie Silver, gdzie klienci czekali w kolejce, żeby dostać szansę znalezienia się wśród tych wszystkich pieprzonych celebrytów, którzy zjawiali się tam, aby się nachlać, naćpać i zaliczyć jakiś przypadkowy seks. W Blue Hell siódma, czy nawet ósma wieczorem, to wciąż za wcześnie na imprezowanie.
- To on – rzuciła dziewczyna wskazując na plecy mężczyzny, który pojawił się przy barze. – Usiadł, zamówił dwa drinki i zaczął rozmawiać.
- Od razu zapytał o te dziewczyny? – zadałem pytanie, zanim Riina wystraszyłby ją na śmierć.
- Nie, szefie – przełknęła z trudem. – Taka zwykła gadka o wszystkim i o niczym. Dopiero po drugim drinku zaczął się rozglądać i wtedy zapytał, czy będą jeszcze inne dziewczyny wieczorem, czy nie.
- Co było dalej?
- Zażartowałam, że ja mu wystarczę, ale wtedy uśmiechnął się i powiedział, że szuka konkretnej dziewczyny. Z początku nie wiedziałam, o kim mówi, bo użył imienia Ava, dopiero potem powiedział, że przyjechała z Reno razem z jeszcze jedną.
- Jesteś pewna, że zapytał konkretnie o Avę? – zapytałem zerkając na stojącego w milczeniu Sebastiano. - Nie o Megan?
- Zdecydowanie, szefie. Zbyłam go, że nikogo takiego nie znam. Pamiętałam, co powiedział nam Umberto, a poza tym, nigdy nie rozmawiam z gośćmi o innych dziewczynach. Facet zniknął, zanim zdążyłam zawiadomić ochronę.
- To wszystko?
- Tak, szefie.
- Jak wyglądał?
- Dobrze po trzydziestce, dość wysoki, ciemne włosy, zarost.
- Dziękuję, możesz wracać do pracy. Jeżeli ten facet pojawi się jeszcze raz, od razu daj znać chłopakom, rozumiesz? Mivo? Ustalcie jakiś sygnał, żeby każdy z twoich ludzi wiedział, w czym rzecz.
- Zrobi się, szefie.
Zatrzasnąłem laptop, bo faktycznie, na nagraniu gówno było. Sukinsyn nie załapał się nawet na kamerach sprzed klubu. Wiedział dokładnie, gdzie były umieszczone i za każdym razem, gdy się do nich zbliżał, od razu zaczynał wpatrywać się w telefon.
- Co o tym sądzisz? – zapytałem.
- Jakaś pojebana sytuacja – mruknął Sebastiano.
Coś śmierdziało w tej sprawie. Nikt nie wiedział, kim naprawdę jest Ava do tamtej nocy, gdy zginął Gotti. Zaledwie kilku ludzi, w tym nas trzech, poznało jej tożsamość. Ludzie Gottiego siedzą pod kluczem. Został doktorek i bikerzy.
- Umberto, co myślisz?
- Dziwna sprawa, szefie – podrapał się po głowie. – Chłopcy zgarnęli dziewczyny prawie cztery miesiące temu. I co? Nagle ktoś sobie przypomniał o nich? Poza tym, zna Avę.
Poruszyłem się na fotelu, czując jak zaczynam się wkurwiać. Czy to możliwe? Czy faktycznie Ava mogła mieć kogoś w Reno? Miałem odpuścić sobie zadawanie jej takich pytań, żeby nie wywołać jakiejś kosmicznej awantury, ale w obecnej sytuacji, chyba nie miałem wyjścia.
- Gdzie byliście, Umberto? – zapytałem.
- Szefie... Nie wiem, jak to powiedzieć, więc powiem jak było. Po twoim wyjściu miał miejsce incydent. Obsługa nie zachowała się jak powinna. Zwróciłem im uwagę, w tym czasie Ava wyszła ze sklepu z tą małą. Zanim się zorientowałem, usłyszałem krzyk.
- Jaki, kurwa, krzyk? – zerwałem się z miejsca. – Mów, do cholery!
- Ava się przewróciła. Tak w zasadzie, to wydaje mi się, że chciała dać nogę, ale wpadła na kogoś i dlatego się przewróciła.
- Kurwa mać! – ryknąłem uderzając pięścią w biurko. – Mówiłem ci, że masz jej nie spuszczać z oka? Mówiłem! Co ty, kurwa, pierwszy raz miałeś do czynienia z kobietą?
Mówiąc szczerze, to wkurwiłem się nie tylko na Umberto, ale i na Avę. Ja pieprzę! Chciałem sprawić jej przyjemność, obkupić ją i tę jej przyjaciółkę, chciałem, żeby spędziły razem czas, a ona chciała tak zwyczajnie spierdolić? Wiedząc, że Sycylijczycy jej szukają? Czy ona w ogóle, kurwa, myśli?!
- Sant, spokojnie.
- Jakie, kurwa, spokojnie?! Nie rozumiesz? Chciała spierdolić!
- Szefie, nie mam pewności, że naprawdę chciała uciec – zaczął tłumaczyć Umberto, wymieniając spojrzenia z Sebastiano. – Może tak to wyglądało, nie wiem...
Zamknąłem oczy, powstrzymując się przed zastrzeleniem mojego kapitana. Kurwa! Zostawiłem go z Avą, bo byłem kurewsko pewien, że sobie z nią poradzi. Facet miał doświadczenie, w końcu od lat razem ze mną zajmuje się klubami i to właśnie jemu podlegają wszystkie dziewczyny. Każda z nich wie, że z Umberto nie ma zabawy i jak coś powie, to ma być to zrobione od razu. Nie ma kłótni, nie ma podpierdalania sobie klientów, czy kasy. Nie tolerujemy takich rzeczy. Mój błąd, bo wiedziałem również, że ten stary byk miał wyrzuty sumienia za tamtą noc. Myślę nawet, że za cały pobyt Avy w klubie. To nie Ritz, czy inny wypasiony hotel. Pierwszy tydzień Ava mieszkała w małym pokoiku, bez okna, bez możliwości widywania się z innymi, w tym z tą małą. Standardowa procedura, każda z dziewczyn ją przeszła.
- Gdzie ona teraz jest?
- Tak jak mówiłem, zawiozłem ją do domu. Mała pojechała już wcześniej.
- Umberto, kurwa! – warknąłem ze złością. – Przestań mi pierdolić i gadaj, dlaczego nie odwiozłeś jej zaraz po zakupach.
- Szefie... Był mały wypadek...
- Co? – wydusiłem ochrypłym głosem i gdyby nie Riina, który mnie przytrzymał, udusiłbym swojego kapitana. – Mów!
- Nic jej nie jest, szefie – zaczął zapewniać. – Jak mówiłem, wpadła na kogoś i się przewróciła. Bolał ją nadgarstek, więc...
- Jak na kogoś? – rzuciłem szarpiąc się z Sebastiano. – Kurwa, stary, puść mnie!
- Uspokój się, furiacie. Przecież powiedział, że nic jej nie jest.
- Gdzie ten skurwiel? – warknąłem. – Zajebię go!
- No właśnie, szefie... Mamy mały problem.
- Co znowu? Facet wyparował, czy rzucił się z pierdolonej galerii, żeby uniknąć kary?
- To był Grayson Miller.
Poczułem się, jakby ktoś mi przyjebał.
Przeklęta mafijna menda! Czego on chce od mojej Avy?!
***
Grayson...
Utrapienie boskie z tymi kobietami!
Ledwo doszedłem do siebie po potyczkach z Małą Iskierką i jej wybuchowym temperamentem, musiałem zająć się tą drugą. Wcześniej słyszałem tylko pogłoski, że zaczęła już siać spustoszenie, ale nie spodziewałem się kolejnej takiej ognistej dziewczyny. Ja pierdolę! Już współczuję temu idiocie. Będzie się musiał ogarnąć i ugiąć nieco ten swój sztywny kark, żeby przynajmniej dotrzymać kroku Avie Brassi.
Gdyby nie moja interwencja, spieprzyłaby spod nosa kapitana Santa, a ten furiat z pewnością nie przyjąłby tego tak spokojnie. Ciekawiło mnie, gdzie się zapodział nasz mafioso, ale nie miałem zamiaru pytać o to Umberto. Widziałam, że był wkurwiony moją obecnością. Nie wiem, czy łyknąłby ściemę, że znalazłam się w tym samym miejscu zupełnie przypadkowo, co oczywiście było kłamstwem, ale nie zamierzałam się nikomu tłumaczyć.
Zastanawiam się... Czy powinienem powiedzieć Brassiemi, że jego żona chciała spieprzyć, czy raczej powinienem trzymać gębę na kłódkę? Ava nie była moim celem. Wpieprzanie się w rozwój wydarzeń zazwyczaj nie przynosiło niczego dobrego.
Westchnąłem i przytrzymując szklaneczkę z alkoholem przy ustach, sięgnąłem po telefon. Kolejny, dodam, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami?
Czekając, aż raczy odebrać popijałem doskonałą whisky, czując jak rozgrzewa mnie i uspokaja. Po chwili ze złością odrzuciłem telefon, który przesunął się aż na brzeg blatu. Sukinsyn nie odbierał. Ciekawe, co takiego robił? Mam cholerną nadzieję, że nie pieprzy w tej chwili żadnej laski, bo takie coś nie przejdzie.
- Pierdol się, sukinsynu – mruknąłem i spokojnie zostawiając aparat na biurku, wyszedłem z gabinetu.
Musiałem się porządnie wyspać...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top