Rozdział 11

📣 Dziewczyny! Jakoś byłam nieogarnięta w tym tygodniu. Masa spraw i tak diabelnie mało czasu na napisanie rozdziału. W tym wszystkim zupełnie wyleciało mi z głowy, że jedna z was miała urodziny. 

Spóźnione i z wielką dedykacją dla ciebie, @Iwana84. Nie dałam rady przygotować dla ciebie maratonu, ale jak tylko coś ogarnę, będzie dla ciebie ze specjalnymi życzeniami. 

                                                                   💖🎉🎊🥳🍾🍷🍸🍹💐

***

Santino...

Świadomość, że Ava się mnie boi była jak wielka pięść spadająca na moją klatkę piersiową. Tak mnie przydusiła, że w pierwszej chwili nie mogłem złapać tchu. Ja pieprzę! To się, kurwa, nie mieści w głowie.

Uwielbiam kobiety... Nie tylko te, które pieprzę. Z racji wykonywanego zawodu zawsze fascynowało mnie to, jak kobiety myślą. To nie faceci, do których podejdziesz i powiesz, że mają ogarnąć dupy, bo spierdolili porządne ujęcie. Nie wierzcie w schematy i jakieś utarte powiedzenia. Każda kobieta jest inna i do każdej trzeba podejść w inny sposób. Jak zaczniesz się drzeć, to dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich wpadnie w histerię i płacz, a pozostały jeden odpowie fochem. Zmarnowany cały dzień zdjęciowy, a reszta kobiet będzie na ciebie patrzeć jak na zabójcę małych aniołków.

Pierdolenie! Zdecydowanie wolę dziwki. Co do nich, prawda jest taka, że oprócz seksu nic więcej od nich nie chcę. Nie zastanawiam się co lubią, skąd są, jakie mają marzenia. W tym biznesie takie informacje są zbędne. Pracują dla nas, zarabiają porządną kasę, a to, że od czasu do czasu przelecę jedną, czy drugą... Bonus bycia szefem w takich przybytkach. Żadna się jeszcze nie skarżyła i nie rzuciła mi w twarz, że jest molestowana. Kurwa! Już szybciej to ja czuję się przez nie molestowany.

Ava od początku wzbudza we mnie masę sprzecznych ze sobą emocji. Od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem. Na długo przed tym cholernym ślubem, choć wtedy nie zdawałam sobie sprawy, kim jest. Wiedziałem, że tak będzie, dlatego trzymałem się na dystans. Mam swoje powody, dlaczego częściej przebywam wśród dziwek niż tych porządnych kobiet i z całą pewnością nie jest to związane z tym, że prowadzę nasze kluby. Nie czas teraz na analizowanie tych powodów. Pewne sprawy powinny zostać zakopane bardzo głęboko. Pewne sprawy i zdarzenia zmieniły mnie tak bardzo, że jestem właśnie taki. Sukinsyn i zimny drań. Nie ma we mnie niczego dobrego, a maska bawidamka i wiecznie żartującego faceta skrywa prawdziwego mnie. Nie chcielibyście mnie poznać, zaręczam.

Reputacja robi swoje... Czasami zastanawiam się, komu mam podziękować za to wszystko. Przecież to nie tak, że latam po Los Angeles chwaląc się, ile to ja cipek nie przeleciałem i jakim chujem jestem. To moja, kurwa, sprawa. Skąd w takim razie ludzie pierdolą o mnie takie rzeczy?

Zastanawiam się... Czy strach Avy to jedyny powód, dla którego Sebastiano chciał porozmawiać z nią sam na sam? Nie zrozumcie mnie źle. Nawet jako consigliore nie muszę uczestniczyć we wszystkich rozmowach, które prowadzi. Oczywiście mam na myśli te związane z organizacją. Dla przykładu powiem, że już wszelkie gadki z przedstawicielem innej organizacji, a nie dotyczące spraw prywatnych, muszą się odbyć w mojej obecności. Jestem drugą osobą w rodzinie i muszę być na bieżąco we wszystkim. To samo dotyczy rozmów z członkami naszej familii.

Moje małżeństwo jest, cholera, jak polityczny układ. Tym bardziej teraz, gdy po śmierci Gottiego, Oryginały wciąż siedzą w Stanach, zanieczyszczając swoją obecnością nasze powietrze. Nie jestem idiotą i doskonale wiem, że zanim zabiorą dupy w trok, zostawią swoich szpiegów, albo dogadają się z naszymi, którzy tylko czekają, aż stary porządek powróci. Jak ujebiemy pakhana przyjdzie czas na to, żeby przycisnąć naszych. Na razie są obserwowani przez odpowiednich ludzi. Riina to pamiętliwy sukinsyn, dokładnie taki jak ja. Zdrajcy zapłacą własnym życiem. 

Zmiany, które narzucił rodzinom don Danielo wciąż stoją im kością w gardle. Miliony... Każdego roku tracą miliony, jakie mogli zarobić na prostytucji i handlu nieletnimi, nie mówiąc o tym, że sami chętnie zakosztowaliby kilkuletniej dziewczynki lub chłopca. Nawet wiem kto... Mój stary zostawił po sobie całkiem niezłe informacje. Wiem, który skurwiel lubi chłopców, a który preferuje dziewczynki. Uwierzcie, dla całego świata, łącznie ze swoimi rodzinami, są wzorem. Brudy trzymają z dala od świateł i ciekawskich oczu innych ludzi.

Zerknąłem za zegarek. Dochodziła dziesiąta... Coś cholernie długo tam siedzi, nieprawdaż?

***

Sebastiano...

Od sobotniego wieczoru, a przypominam, że jest dopiero niedziela, żyję w jakimś pieprzonym cyrku. Banda wściekłych Sycylijczyków gania po mieście jak jebnięta, szukając winnego śmierci tego śmiecia, który chciał zgwałcić Avę. Mają szczęście, że Gloom jeszcze się nie zorientował, bo wojna z motocyklową bracią to nie przelewki, a Gloom jest cięty jak cholera na tych skurwieli.

Teraz jeszcze Sant... Ja pierdolę, zadziwia nie ten facet, słowo. Czasami mam ochotę pieprznąć go w łeb, żeby się w końcu ogarnął. Tak jak jest zajebistym consigliore, tak jeżeli chodzi o kobiety, to jest beznadziejny. Jak mógł się nie zorientować, że dziewczyna się go boi? Jak znam sukinsyna, to trzy lata temu po tym jak dostał zdjęcia i wpadł do domu zionąc ogniem, urządził jej pieprzoną awanturę. Ma tak cholernie krótki zapalnik, że czasami wystarczy zaledwie musnąć go, a Brassi wybucha z całą mocą.

Może sobie mówić co chce, ale ja znam prawdę. Będzie się gnój wypierał w żywe oczy, ale mnie nie oszuka. Znamy się całe życie, wiem co ten sukinsyn myśli, co czuje... Jak się nie ogarnie, będzie z tego dym, wspomnicie moje słowa, bo Brassi ma pieprzonego demona za skórą i tylko jedna osoba jest w stanie wywołać jego wkurwienie. Ta sama osoba ma dar, żeby go uciszyć...

Na korytarzu stało dwóch ludzi z najbliższej obstawy Santa. Najlepsi jego ludzie, gdybyście pytali. Tych drobnych rzeczy zapewne będzie więcej, ale on chyba jeszcze nie ogarnął tematu na tyle, aby zdać sobie sprawę z tego co robi.

- Boss...

- Śpi? – zapytałem.

- Jeszcze nie.

Minąłem ochronę i podchodząc do drzwi zapukałem krótko, czekając aż ktoś mi otworzy. Mówiąc ktoś, mam oczywiście na myśli Avę. Ku mojemu zdziwieniu otworzyła mi kobieta. Na oko dobrze po pięćdziesiątce, patrząc na mnie znad oprawek czarnych okularów. Fakt, coś Sant mówił o innej pielęgniarce, odsyłając tę małą suczkę, z którą zawsze przyjeżdża Mauricio.

- Chciałem porozmawiać z Avą – rzuciłem patrząc na kobietę.

- Oczywiście, don Riina – odpowiedziała wyraźnie speszona moją obecnością, po czym wyszła na korytarz. – Pójdę do kuchni. Życzy sobie pan coś do picia? Powiem służbie, żeby przyniosła na górę.

Mówiąc szczerze, z chęcią bym się napił... Ale to może jak już skonczę rozmawiać z Avą. Mam jeszcze sporo do omówienia z Santino i pewnie spędzę tutaj większą cześć nocy. Grzeczne odmówiłem i wszedłem do apartamentu.

Jeszcze kilka lat temu należał do matki Santa. Przeprowadziła się tutaj, gdy tylko Brassi kupił rezydencję. Bydlak częściej latał po świecie niż mieszkał w tej wypasionej chawirze, z wielkim basenem, kortami tenisowymi i boiskiem do koszykówki. Ma dwie sale kinowe, salę balową i chuj wie ile sypialni. Podejrzewam nawet, że sam Brassi nie ma pojęcia ile ich jest. Jego matka zarządzała służbą podczas nieobecności syna, a przyjęcia, które urządzała na jego koszt przeszły do historii Los Angeles.

Dobrze, że w którymś momencie Sant się porządnie wkurwił na nią i kazał wyprowadzić. Kupił jej penthouse w Santa Barbara, choć jęczała o wielką rezydencję w Beverly Hills. Moim zdaniem, ale nie powiem mu tego w oczy, jego stara ma jakieś problemy emocjonalne, łagodnie mówiąc. Będąc dosadnym powiem, że jest zdrowo jebnięta. Nie dziwię się, zważywszy czyją była żoną.

Była pani Brassi zupełnie wyleciała mi z głowy, gdy w salonie zobaczyłem Avę. Siedziała skulona na sofie, wpatrując się w jeden punkt na ścianie. Stanąłem obserwując ją i zacząłem się zastanawiać, jaka ona naprawdę jest. Cholernie zmieniła się od czasu, gdy widziałem ją ostatni raz. Przyznam szczerze, że nie popisałem się na jej ślubie.

Może i nie popierałem tego małżeństwa, ale rozumiałem, dlaczego jest tak cholernie ważne. Stary Mancuso nie dopilnował sprawy, wierząc chyba w swoją nieśmiertelność. Dlatego wybór Brassiego był jednym z dwóch możliwych. Nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby dziewczyna dostała się w łapska kogoś powiązanego z Oryginałami. Ryzyko było zbyt duże, a my musieliśmy utrzymać jedność czterech rodzin.

Nie byłoby problemu, gdyby nie Sant. Takie małżeństw jak jego są w naszym świecie normalnością. Łączymy dwa silne rody, zawieramy pokój pomiędzy organizacjami, odbieramy dług. Kobiety w naszym świecie traktowane są właśnie w taki sposób, jak środek do celu i zanim podpalicie nasze stosy powiem, że nie my to wymyśliliśmy. Miną jeszcze długie lata, zanim nasze kobiety zyskają niezależność. A Sant?

Ten facet ma tak napieprzone w głowie, że nic do niego nie dociera. Jeden jedyny raz próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale równie dobrze mogłem przypieprzyć jego zakutym łbem w ścianę. Od samego początku skazał to małżeństwo na porażkę. To dlatego tak szalał zaraz po ślubie. Nieprzerwany sznurek łatwych panienek, wieczne imprezy i pijaństwo. Jakby szukał czegoś, co zagłuszyłoby jego wyrzuty sumienia. A wiem, że miał ich od cholery i wszystkie dotyczyły właśnie tej dziewczyny. 

Nie staram się w tej chwili go tłumaczyć, bo do cholery, jestem taki sam. Ale Ava? Ciekawe jak wygląda bez tych wszystkich siniaków i ran? Nie wydaje się odpychająca, choć na ślubie wyglądała naprawdę koszmarnie. Nieodpowiednia suknia, makijaż jak dla panienki lekkich obyczajów i te czarne włosy... Dla faceta, takiego jak Sant, który całe swoje życie otaczał się pięknymi kobietami, widok takiej panny młodej był jak gorzka pigułka, której nie udało mu się przełknąć.

Dziewczyna chyba wyczuła, że się jej przyglądam, bo spojrzała na mnie przechylając odrobinę głowę. Zastanawiał mnie kolor jej włosów. Były śliczne, tak jak i jej oczy... Drgnęła gwałtownie, gdy zrobiłem krok w jej stronę. Nie dziwię się, szczególnie po tym co jej się przydarzyło.

- Dobry wieczór, Avo.

- Don Sebastiano – wyprostowała się chowając dłonie pod uda. Wyglądała jak zaszczute zwierzątko zagonione do klatki. – Nie spodziewałam się...

- Wiem, ale chciałem z tobą porozmawiać – wyjaśniałem zajmując miejsce naprzeciwko. – Dużo się dzieje, Avo. Nie będę ukrywał, że śmierć Gottiego wywołała zamieszanie, którego się nie spodziewałem.

- Rozumiem – wyszeptała utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, co było cholernie dziwne. Rzadko kto był w stanie patrzeć mi w oczy dłużej niż kilka sekund, jednak dziewczyna nie miała z tym problemu. – Odpowiem na pytania.

Dziwne, że nie zapytała jeszcze o Santa. Nie jest nowicjuszką w tym świecie i wie, że sprawa jest na tyle poważna, iż powinien być ze mną mój consigliore. Jesteśmy o włos od wojny z Oryginałami, a dziewczyna stoi dokładnie pośrodku tego bałaganu.

- Avo, wiesz, że w klubie praktycznie wszędzie były kamery i podsłuch?

- Tak.

- Na nagraniu jest taki moment, gdy podszedł do ciebie jeden z barmanów, którzy mieli wam pomagać tamtej nocy. Znasz go?

- Nie, pierwszy raz go widziałam – odpowiedziała bez zastanowienia.

- Możesz mi powiedzieć, o czym rozmawialiście?

- Zaproponował mi seks.

Ja pierdolę! Dobrze, że Sant siedzi teraz w swoim gabinecie, pomyślałem obserwując uważnie dziewczynę. Rozjebałby tego byczka jak nic, gdyby wiedział o tym. To, że koleś jest już praktycznie trupem nie oznacza, że nie może jeszcze pocierpieć.

Spokojnym głosem poprosiłem, żeby opisała mi całą sytuację. Widzę jak cholernie jest speszona moją obecnością. Dziwnie się czuję patrząc na Avę. Ja pieprzę, przecież nasze ostatnie spotkanie miało miejsce w dniu jej ślubu, gdy wściekły Sant ciągnął ją po schodach na górę. Wiedziałem, że potem ten idiota coś odjebie, ale nie spodziewałem się, że będziemy we dwóch pieprzyć kuzynkę Avy. Dopiero po fakcie dowiedziałem się, że w sypialni za ścianą była Ava.

Tak jak mówiłem, ten facet ma najebane w głowie, bo chyba nawet ja nie zrobiłbym czegoś takiego, a uwierzcie mi, stać mnie, kurwa, na wiele.

Zadałem dziewczynie jeszcze kilka pytań, starając się dowiedzieć jak najwięcej. Zrobimy wszystko, żeby ukryć udział Avy w całym zamieszaniu. Nie to, że nie poradzilibyśmy sobie z tym gównem, ale naprawdę, za chuja nie wiem, jak mielibyśmy wytłumaczyć jej obecność w klubie tamtej nocy.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że prawdopodobnie nie obejdzie się bez dochodzenia na szczeblu organizacyjnym – postanowiłem być z nią szczery, bo nie mam pojęcia jak to się skończy. - Don Vito Genovese nawet dzisiaj był tutaj, domagając się wskazania winnego. 

Musi zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Co prawda Ava nie wygląda mi na dziewczynę, która z chęci utarcia nosa Brassiemu, zrobiłaby jakąś głupotę. Jest na to za spokojna i zbyt przestraszona. Sant ma rację, dziewczyna zupełnie nie nadaje się do naszego świata. Jednak zastanawiam się, czy ten normalny świat nie jest dla niej gorszym rozwiązaniem. Teoretycznie ma naszą ochronę. Mówię teoretycznie, bo ktoś podniósł na nią rękę i to dwa, kurwa, razy. Gotti nie żyje, a jak znam Santa, nie popuści i dowie się, kto skrzywdził dziewczynę. Może i początki mieli cholernie złe, ale Ava jest jego żoną, a Sant nie jest facetem, który puściłby w niepamięć jakąkolwiek zniewagę.

- Przyjmę na siebie odpowiedzialność – wyjaśniła.

- Avo, zrobimy wszystko, żeby nikt nie powiązał cię z tym zabójstwem. Broniłaś się i miałaś prawo zastrzelić Gottiego. Mamy nagrania z korytarza, mamy nagrania z pokoju, w którym cię zaatakował. Słychać na nich, jak ostrzegałaś Gottiego, mówiąc kim jesteś. 

Dopiero teraz dotarło do mnie coś ważnego. Na tych nagraniach, gdy Gotti dobiera się do niej, ani razu Ava nie powiedziała, że jest żoną Brassiego. Użyła tylko sformułowania jestem córką capo. Dlaczego? Gdyby od razu powiedziała temu skurwielowi, że jest żoną Santa, jestem przekonany, że zostawiłby dziewczynę w spokoju. Z drugiej strony... Ten bydlak był tak cholernie napalony na nią, że świadomie zignorował moje ostrzeżenia. Nagrania tego dokładnie nie pokazują, ale wydawało mi się, że Ava jest śliczna. Czy to możliwe, żeby aż tak się zmieniła przez te trzy lata? 

- Don Sebastiano?

- Wystarczy Sebastiano, Avo.

- Dobrze. Mam pytanie.

- Śmiało.

- Chodzi o Tanyę – po raz pierwszy uciekła wzrokiem gdzieś ponad moją głowę, ale dopiero to, jak zaczęła wykręcać palce powiedziało mi, jak cholernie jest teraz zdenerwowana.

- Nie rozumiem...

Nie mam pieprzonego pojęcia, o kim mówi. Czy to ta pielęgniarka? Co ja mam, kurwa, do niej?

- Przyjechała razem ze mną z Reno.

O kurwa! To ta małolatka, córka idioty, który chciał mnie orżnąć na czterysta kawałków i spieprzyć w siną dal. Dotarło do mnie, że zabiłem ojca tej małej. Nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Facet doskonale wiedział, czym ryzykuje kradnąc kasę Cosa Nostry. Jedyny problem, jaki w tej chwili miałem to taki, że to nie ode mnie zależy co się z tą małą teraz stanie.

- Powinnaś porozmawiać z Santem – poradziłem spokojnie. – To on odpowiada za wszystkie kluby i osoby w nich pracujące.

Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Zdecydowanie nie była zbyt szczęśliwa, że jakby nie było, właśnie zmusiłem ją do konfrontacji z Brassim. Nie umywam rąk od tej sprawy. To Sant ma pod sobą wszystkie nasze kluby i ja nie wpierdalam się w te sprawy. Dług wisi, a co z nim dalej, zależy od niego.

- Zanim pójdę, mam ostatnie pytanie – pochyliłem się opierając łokcie na udach. Chyba wie dokładnie o co chcę zapytać, ponieważ spojrzała na mnie wstrzymując oddech. – Czy wiesz, kto cię skrzywdził trzy lata temu?

- Nie - odpowiedziała bez chwili wahania. 

Trzy sekundy zajęło mi obserwowanie burzy, jaką widziałem w jej oczach. Tego strachu, który w niej tkwił. Po chwili pojawił się spokój i o dziwo, jakiś twardy wyraz, którego nie mogłem zidentyfikować. Wstałem, pokazując, żeby nie wstawała i podszedłem do drzwi.

- Gdyby coś ci się jeszcze przypomniało... - dodałem patrząc na nią. 

Kiwnęła tylko głową. Wiem, że z pewnością nie powie o niczym Santowi. Jedyna kobieta, która ma go za nic, podczas gdy wszystkie inne oddałyby własne dzieci, nie mówiąc o czymś innym, żeby tylko wylądować w jego łóżku. Czy będzie na tyle cierpliwa, żeby zajrzeć pod jego maskę?

- Jeszcze jedno – słysząc głos dziewczyny odwróciłem w jej stronę. – To małżeństwo.

A myślałem, że uda mi się uniknąć tego tematu. Odwróciłem się do dziewczyny, wkładając ręce do kieszeni spodni. Sant, gnoju cholerny, żebym ja za ciebie rozwiązywał twoje sprawy! 

- Avo, rozmawiałem już o tym z Santino. Póki trwa nagonka, niestety musicie podtrzymać tę fikcję. Dlatego będziesz mieszkała w tym domu tak długo jak to będzie konieczne. Ktokolwiek się zapyta, masz mówić, że dalej jesteście razem. Rozumiesz?

- A potem?

- Jeżeli dalej będziecie chcieli, to oczywiście usiądziemy i porozmawiamy o rozwodzie. Musisz pamiętać, Avo, że to twój syn dziedziczy tytuł po twoim ojcu. Dlatego będziemy musieli dobrze to...

- Nie mam zamiaru mieć dzieci – przerwała mi cedząc słowa. – Jednego tylko nie rozumiem... Dlaczego powiedziałeś rozwód?

- Nie chcesz się rozwieść? – teraz to ja byłem zaskoczony.

- Oczywiście, że chcę odzyskać wolność. Jednak mam na myśli unieważnienie małżeństwa, a nie rozwód.

No to, kurwa, będziemy mieli zajebisty problem, pomyślałem zastanawiając się, jak mam teraz, do chuja, wybrnąć z tej sytuacji. Nie mogę zbyć Avy jakąś gadką, że porozmawiamy o tym, jak przyjdzie czas. Znam Santa i wiem, że za chuja nie pozwoli, aby małżeństwo z Avą zostało anulowane. Niech pierdoli co chce, ale z pewnością nie chodzi o jego męską dumę, że będą gadać, iż nie potrafił przelecieć własnej żony.

- Posłuchaj... Mówię teraz jako don, a nie przyjaciel Brassiego – powoli zbliżyłem się do stojącej dziewczyny. Przyciskała do siebie ramię, jakby nawet oddychanie sprawiało jej kurewsko duży ból. – Nie sądzę, żeby Sant zgodził się na unieważnienie. Jeżeli już, to w grę wchodzi tylko rozwód, ale jak powiedziałem, najpierw prawnicy będą musieli przyjrzeć się bliżej testamentowi twojego ojca.

- Już powiedziałam, że nie chcę mieć dzieci!

Uniosłem brwi zastanawiając się, czy Ava zdaje sobie sprawę z tego, że przed chwilą mnie obraziła i to nie pierwszy raz. Kurwa mać! Najpierw mi przerwała, czego nigdy wcześniej nikt inny nie zrobił, a teraz warczała wyrzucając z siebie każdą jedną literę. Dobra, może przesadziłem, bo znam co najmniej jeszcze jedną kobietę, która dokładnie tak jak Ava warczy na mnie. Tak jak moją małą petardę mam ochotę za to porządnie sprać po tyłku, tak zachowanie Avy kurewsko mnie dziwi. To nie jest ta sama dziewczyna, na Boga!

- A ja tego nie kupuję – odpowiedziałem wbijając w nią wzrok i...

Ja pierdolę! Właśnie zmierzyła mnie tak wściekłym spojrzeniem, że aż miałem ochotę się uśmiechnąć. Chyba rozpylili coś nad pieprzonym Los Angeles, bo to już druga taka zadziora mi się trafiła. 

Sant, kurwa! Już ci współczuję, bracie!

- Nie, Avo. Na razie nie ma mowy o unieważnieniu. Już sam wasz rozwód będzie w cholerę skomplikowany. Nie narażę organizacji na wojnę, gdy na wieść o waszym unieważnieniu zlecą się wszystkie mafijne sępy, licząc na przejęcie tytułu capo. Pomyśl o tym, Avo...

Otworzyłem szeroko oczy... Odwróciła się do mnie plecami, rozumiecie to? Ja pierdolę, kurwa mać! Nie wiem co powinienem zrobić, do cholery. Powinienem walnąć pięścią i pokazać, że mnie się, kurwa, nie lekceważy? Może i żyła ostatnie trzy lata z dala od mafii i naszych praw, ale posłuszeństwo i szacunek należne bossowi to jak pierdolona modlitwa. Powinienem coś, kurwa, zrobić, ale byłem zbyt oszołomiony, żeby choćby się odezwać. Stałem jak cielę w pustym salonie, patrząc z rozdziawionymi ustami na zamknięte drzwi sypialni, za którymi zniknęła dziewczyna.

Jak długo rozmawiałem z Avą? Zerknąłem z ciekawości na nadgarstek i ciche warknięcie wydobyło się z mojego gardła. Ja pierdolę, niespełna godzina, a ta dziewczyna tak na dobrą sprawę zarzuciła sobie pętlę na szyję. To tak obrazowo, żeby przedstawić wam sytuację. Przerwała mi wypowiedź, warczała rozmawiając ze mną, odwróciła się do mnie pieprzonymi plecami i jebnęła drzwiami. A wszystko to w niespełna piętnaście minut, moi drodzy.

Kręcąc z niedowierzania głową wyszedłem z apartamentu Avy. Byłem tak pogrążony w myślach, że dopiero jak zwaliłem się na wielki fotel w gabinecie Santa zdałem sobie sprawę, gdzie jestem. Ten gnój wbił od razu we mnie te swoje ślepia, jakby chciał przybić mnie do oparcia i wydusić każde jedno słowo, które padło w trakcie rozmowy z Avą.

Czuję, że będzie z tego zajebisty dym, wspomnicie moje słowa...

***

Santino...

Oparłem się plecami o fotel, patrząc jak Sebastiano zwala się na drugi i swoim zwyczajem kładzie nogi na biurku. Niby wszystko w porządku. Takie same zachowania jak zwykle, a jednak... Czułem pod skórą, że coś jest cholernie nie tak.

- Odwołałem spotkanie z Gloomem – mruknął zamykając oczy.

Zdziwiony, szarpnąłem głową. Kurwa, a tak liczyłem na mały reset. Porządnego drinka, że o innych rzeczach nie wspomnę. Zaraz jednak przypominałem sobie, dlaczego jeszcze, kurwa, nie mogę zrobić tych innych rzeczy i chuj mnie jasny strzelił. O nie... Nie mam zamiaru żyć w takim zawieszeniu jak teraz. Jutro pogadam z Avą. Może i jestem skurwielem, ale...

- W porządku – mruknąłem tylko, na co łypnął na mnie okiem.

Pewnie spodziewał się z mojej strony pieprzonej awantury. Mam chęć, nie przeczę, ale co mi po tym? Dalej gówno będę mógł z tym zrobić. A tego szamba i tak wylało się dostatecznie dużo, żebym czuł ten wkurwiający zapach.

Wszystko zaczyna się totalnie jebać. Nie dość, że mamy na głowach pieprzonego pakhana, to teraz jeszcze naszych. Don Danielo zniknął zaraz na początku imprezy i znowu gdzieś wyfrunął, przez co Sebastiano jest dodatkowo podminowany. Dodajcie do tego jego laleczkę i to co ta mała diablica wyprawia, a mamy pieprzoną wojnę na każdym możliwym polu.

Pieprzona wisienka na torcie... Ava Mancuso i wszystko co się z nią wiąże.

Wybijając palcami sobie tylko znany rytm czekałem, aż sukinsyn zacznie gadać. Czasami tak mnie wkurwiał, że najchętniej przywaliłbym mu w ten mafijny czerep. Jak on mnie lubi wnerwiać!

- Po prostu zapytaj – mruknął z zamkniętymi oczami.

Jeszcze przez chwilę walczyłem ze sobą. Przecież na dobrą sprawę sam, w każdej chwili mogę iść do niej, prawda? Jest w moim domu, jest jakby nie było moją żoną. Mam prawo wejść w każdej chwili do jej sypialni i... Szlag by to trafił! Zacisnąłem pięści, czując jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Potrząsając głową spojrzałem tęsknie w stronę barku. Alkohol i ta cholerna dziewczyna to jest najgorsze, kurwa, połączenie, uwierzcie mi. Ale ten cholerny obraz wciąż był przed moimi oczami. Pieprzona perfekcja, w której chciałem się zanurzyć... 

- Sant, kurwa, nie mam pieprzonego czasu na twoje zawieszki – syknął Riina wlepiając we mnie ślepia. – Widzę, że aż cię roznosi, więc, kurwa, zapytaj!

- Jak się czuje? – wydusiłem.

- Powiedziałabym, że wkurwiająco dobrze.

Zmarszczyłem brwi, kompletnie nie rozumiejąc tego co powiedział. Wkurwiająco dobrze... Co to niby ma znaczyć?

- Uściślij – zażądałem.

- Nie uwierzysz jak ci powiem, więc nie mam zamiaru się teraz pruć o takie duperele – zbył mnie machnięciem ręki i zanim miałem okazję zapytać, zaczął z innej beczki. – Powiedz mi... Co z tą małą z Reno?

Ok, to teraz chyba zaczynam rozumieć. Pewnie Ava pytała się o tę dziewczynę. Wciąż zastanawia mnie ta ich relacja, ale tego pewnie dowiem się od niej samej, bo jakoś Sebastiano nie wygląda na osobę, której można się zwierzyć z takich rzeczy. Jemu nie tylko brak cierpliwości do takich spraw. Ten skurwiel po prostu ma wszystkich w dupie.

- Jeszcze nie wiem – odpowiedziałem. – Na razie Umberto umieścił ją w jednym z naszych domów. Pilnują małej, żeby nie spieprzyła, ale ta dziecina tak cholernie się boi, że szkoda gadać. Pytała o nią?

- Pytała – przyznał. – Posłuchaj, stary... Dwie sprawy i wiem, że żadna z nich ci się, kurwa, nie spodoba.

- Pewnie Ava szlochała ci w rękaw, że nie chce ze mną gadać.

Z jednej strony wcale się nie zdziwię, jeżeli mam rację. Po pięciu latach małżeństwa, dalej nie znam tej dziewczyny, a ostatniej nocy słyszałem jej głos więcej razy niż od dnia ślubu, pomijając oczywiście te trzy lata, gdy jej nie było w Los Angeles. Zaraz pewnie podniesie się dym i wyleje na mnie fala hejtu, że przecież zamknąłem ją na dwa lata w skrzydle gościnnym i miałem ją w dupie. Prawda, tyle powiem w tym temacie. Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć.

- Szlochała? – parsknął Riina patrząc na mnie z rozbawienie. – Raczej nie nazwałbym tego szlochaniem. Do rzeczy. Poruszyła sprawę unieważnienia małżeństwa.

- To znaczy? – pochyliłem się nad biurkiem zaciskając palce na poręczach fotela. – Chce, czy nie?

- Okazuje się, że wcale nie jesteś taką zajebistą partią, Brassi – parsknął śmiechem.

Jezu! Ależ mnie kusi, żeby mu przyjebać, słowo! Czasami tak mnie wkurwia tym swoim gadaniem... Ale chwila moment... Chyba się właśnie przesłyszałem, do cholery.

- Jakie unieważnienie? – syknąłem ignorując ten cholerny uścisk w mojej piersi. – Nie zgadzam się na żadne unieważnienie, do chuja!

- No to będziesz musiał sam z nią to wyjaśnić. Na chwilę obecną Ava wie, dlaczego musicie utrzymać pozory szczęśliwego małżeństwa. Nie twierdzę, że skakała z tego powodu z radości, pewnie tak samo jak ty.

- Dalej uważam to za poroniony pomysł.

- Nie, Sant. Jeżeli pomyślisz o tym bez tego wszystkiego co się dzieje teraz tutaj, dojdziesz do tych samych wniosków.

Wskazał palcem na moją pierś, jakbym miał w niej coś godnego uwagi. Z doświadczenia wiem, że poza idiotycznym mięśniem odpowiedzialnym za przepływ krwi, nie ma tam nic szczególnego. Pustka i czarna dusza, oto kim jestem w środku. Jebaną pustką...

- Jak jeszcze mi zaraz jebniesz tekst, że dla dobra sprawy powinienem przestać pukać panienki, to ci pierdolnę w zęby – warknąłem.

Już wystarczająco mnie wkurzył swoją gadką. Coś czuję, że moja jutrzejsza rozmowa z Avą będzie raczej długa i wkurzająca. Jak znam kobiety, będzie płakać i histeryzować, aż tak mnie wkurwi, że powiem kilka słów za dużo i skończy się kolejną awanturą.  Jednak tym razem dziewczyna musi niestety zostać w tym domu. Czas, gdy wyjebała do innego miasta minął bezpowrotnie. Tak długo, jak mam z nią niezałatwione sprawy, nie ma możliwości, żeby zniknęła z mojego radaru. 

- Tego to nawet ja nie mógłbym ci rozkazać, Sant – zaśmiał się. – Wiem jaki jesteś, stary. Rób to dyskretnie, ok? Żadnego polowania, bo te skurwiele nas obserwują.

- Odbiegasz od tematu, Riina – warknąłem zaplatając ramiona na piersi. – Dlaczego powiedziałeś unieważnienie?

- Bo dokładnie tego oczekuje Ava. Unieważnienia małżeństwa.

- Po moim, kurwa, trupie!

- Tak myślałem, że to powiesz.

Czy ta dziewczyna w ogóle wie co mówi? Jakie piekło może się, kurwa, rozpętać, gdyby doszło do tego? Okres ochronny, jaki ma od kiedy została moją żoną skończy się w chwili, gdy złoży podpis na papierach. Wściekłe watahy mafijnych skurwieli będą tylko czyhać, aż dostaną ją w swoje łapska. Poza tym, to że razem nie mieszkamy nie jest powodem do unieważnienia. Za chuja się nie zgadzam!

- Riina, kurwa mać! Przecież wiesz, z czym to się wiąże. Mamy Ruskich na karku, a osłabienie nas wewnętrznymi sporami będzie dla kutasa doskonałą okazją. Nie jesteśmy w stanie pilnować wszystkiego, nawet z pomocą Glooma i jego chłopaków.

Wiem, że bez problemu uzyskalibyśmy jego pomoc. Nie w tym rzecz, że proszenie o nią jest poniżej naszych mafijnych nosów. Nie o męski honor i wielkie ego chodzi. Lubię Glooma. Nawet bardzo. Chłopak swoje przeszedł, a jednak zyskał cholernie mocną pozycję w świecie, gdzie takich jak on jest tysiące. Nie o to w tym chodzi...

Zazgrzytałem zębami przypominając sobie jak skurwiel się patrzył na Avę. Jak dał jej swoją koszulę. Dlaczego tak mnie to wkurwia? Tego właśnie nie wiem, ale sama myśl, że ponownie miałby wlepić swoje gały w Avę doprowadza mnie do jebanego szaleństwa. Lepiej dla niego, jeżeli będzie trzymał się od niej z daleka.

- Pogadaj z nią – stwierdził spokojnie podnosząc się z fotela. Przeciągnął się wzdychając. – Wyjaśnij wszystko i ustal co najważniejsze. Macie się nie prać po pyskach, Sant. To głównie do ciebie, bo z twoim charakterkiem to nigdy nic nie wiadomo.

- Przyjebać ci? – syknąłem. – Odezwał się ten, co to...

- Dobra, nie kończ – warknął wbijając we mnie ślepia. Dobre moje, mam na gnoja jakiś bat, po którym nie kłapie dziobem, co mu ślina na język przyniesie. – Dawaj jakiegoś drinka, skoro impreza z Gloomem nie wypaliła.

No i to rozumiem. Poderwałem się i od razu chwyciłem całą flaszkę. Nie mam zamiaru urządzać spacerów do wodopoju, pomyślałem nalewając nam w szklaneczki. Miły zapach rudej wypełnił powietrze wywołując na mojej twarzy uśmiech. Wszelkie problemy związane z Avą postanowiłem odsunąć na jutrzejszy dzień. Po tym całym zamieszaniu należał się nam porządny drink. 

Ponieważ jakoś niespecjalnie chciało nam się siedzieć w gabinecie, zamelinowaliśmy się w małej sali kinowej w piwnicy. Mówiąc mała mam na myśli to, że nie przypomina swoimi rozmiarami sali kinowej. Kilkanaście wygodnych kanap i foteli poustawianych tak, żeby mieć z nich doskonały widok na duży ekran zajmujący całą jedną ścianę. Gdyby sytuacja była inna, zadzwoniłbym do Mony, która opiekuje się dziewczynami, żeby zadbała o miłe towarzystwo, przysyłając kilka z nich.

A sytuacja jest taka, że za chuja nie wiem, jak długo przyjdzie nam udawać małżeństwo. Nie jestem stworzony do takiego życia, gdy kobieta psioczy mi nad głową. Jeżeli Riina oczekuje spokoju w szeregach, to muszę się z nią dogadać. Ustalimy między sobą jak ma teraz wyglądać to nasze małżeństwo i dopiero wtedy... Poza tym, po ostatniej imprezie chyba lepiej nie pieprzyć naszych dziewczyn. Znam kobiety i to bardzo dobrze. Plotki o tym, co się stało już zapewne krążą po wszystkich naszych lokalach. Jeszcze tylko tego brakuje, żeby któraś chlapnęła językiem nie tam, gdzie trzeba. Będę chyba musiał pogadać z dziewczynami. Przypomnieć im zasady współpracy i zasadę trzymania języka za zębami.

Miałem już dobrze w czubie, gdy patrząc zamglonym wzrokiem na ekran na którym leciał jakiś szmirowaty film o szpiegach, przypomniało mi się, co powiedział Sebastiano w moim gabinecie.

- Sebastiano? – spojrzał na mnie unosząc do ust szklaneczkę z alkoholem. Ja pierdolę, zastanawiam się, jak on jutro pójdzie do roboty? – Jaka jest ta druga sprawa?

Przez chwilę nie mógł załapać o co pytam. Potrząsnął głową, odstawiając szkło na stolik. Dodam, że prawie pełne, co już postawiło moje pijane w chuj nerwy w stan pogotowia. Już wystarczająco się wkurwiłem tym jebanym unieważnieniem. Chyba nie ma nic, co mogłoby to przebić. Tak, zdecydowanie muszę jutro odbyć z Avą poważną rozmowę. Na wszelki wypadek przygotuję całe pudło chusteczek, bo jak znam kobiety, zacznie mi szlochać i zawodzić. Nie ruszają mnie takie rzeczy, jak kobiece łzy. Napatrzyłem się na nie i nie ma takiej, która wzbudziłaby we mnie jakieś uczucia. No chyba, że wkurwienie, ale to inna sprawa.

- Sant, nie spodoba ci się to – mruknął tylko poprawiając się na kanapie.

- Gorzej niż z jebanym unieważnieniem chyba nie będzie – parsknąłem śmiechem. Fakt, mogłem do tego dodać małego bana na pieprzenie panienek, ale i to jest do przejścia.

- Zapytałem Avę o tamtą noc sprzed trzech lat.

- O noc? – zawiesiłem się nie bardzo wiedząc o co chodzi. Po sekundzie poczułem się, jakby wielki dzwon kościelny przyjebał mi centralnie w łeb. – Co powiedziała? – zacisnąłem palce na kryształowej szklance z whisky.

- Że nie pamięta.

Dokładnie tego się spodziewałem, skoro według słów Mauricio ktoś podał jej pigułkę gwałtu. Dowiem się, kto to był i chujowi urwę kutasa. Nakarmię nim go, a potem powoli i z uśmiechem, poderżnę skurwielowi gardło. Będę się patrzył jak wykrwawia się, a ostatnią rzeczą, którą będzie widział zanim trafi do jebanego piekła, będzie moja twarz.

- Sant? – spojrzałem na Sebastiano. – Ava kłamała.

- Co?

- Kłamała. Wie, kto to był... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top