Rozdział 10

📣 Gwiazdeczki... 🙏🏻 Skoro udało mi się skończyć wcześniej, zapraszam. Ale najpierw...

Kurczę, planowałam przygotować dla was na przyszły weekend, a w szczególności dla @Iwana84, mały urodzinowy maraton. Nie wiem co z tego wyniknie, ponieważ wyskoczyło mi coś mega pilnego. W tej chwili muszę dzielić czas pomiędzy Grzesznika i nowe rozdziały, a to co muszę zrobić i to na tyle szybko, aby w pełni skupić się na pisaniu dla was. Wolę was uprzedzić już teraz, żebym potem nie zobaczyła swojej twarzy w waszych laleczkach voodoo 🤣🤭🤷🏻‍♀️ 

Na razie macie ode mnie nowy rozdział. Przejściowy, ale i takie potrzebuję, żeby ruszyć z akcją do przodu. Powiem tylko, że zostawiam wam czas, żebyście porządnie naostrzyły noże. 🔪🔪😤👿🔫🙈🙉🙊

Co będzie w przyszłym tygodniu? Mam nadzieję, że więcej niż jeden, ale tak jak wspomniałam wyżej, nie jestem w stanie wam tego obiecać. 

***

Santino...

Po wyjściu Sebastiano zamknąłem się w gabinecie z zamiarem popracowania. Nie wierzcie w utarte schematy, w jakich jesteśmy spostrzegani. Pewnie myślicie sobie, że częściej palimy grube cygara, siedząc z nogami rozwalonymi na antycznych biurkach, pijąc doskonałą whisky, a jakaś laska w tym samym czasie klęczy między naszymi nogami, robiąc użytek z własnych ust. Nic bardziej mylnego.

Riina na przykład, ma na głowie nie tylko sprawy całej organizacji, rozwiązywanie kłopotów z nieuczciwymi dostawcami, czy wysłuchiwanie wzajemnych żalów i oskarżeń zwaśnionych rodzin. Ma również swoją cholerną firmę, która jest przykrywką dla naszych interesów. Dochodzi do tego zbliżające się starcie z cholernym pakhanem, lub co wydaje się bardziej prawdopodobne, z widmowym dziedzicem moskiewskiego tronu.

Dodatkowo przejął całe konsorcjum po ojcu, coś czego nie chce i jak znam tego dupka, zrobi wszystko, żeby rozwalić biznes starego. Nienawidzi go za śmierć matki. Nie wnikam w ten konflikt, przynajmniej nie za bardzo. Wiem, że Danielo jest dumny jak cholera z osiągnięć syna. Widziałem to na uroczystości w jego domu, gdy przekazywał mu władzę nad całą Cosa Nostrą. Ale ten sukinsyn jest tak uparty i zawzięty, że nic do niego nie dociera.

Zapytacie, co ja robię. Riina pilnuje biznesu, tego legalnego i nielegalnego, a co robi jego consigliore? Jasne, ktoś rzuci, że mam więcej niż przyjemność zajmować się klubami nocnymi i naszymi burdelami. No przecież to taka cholerna przyjemność. Chętne laski, które tylko czekają, aż je zerżnę. Przecież co ja mogę więcej tam robić? Ja pierdolę, jak ludzie wkurwiają mnie takim gadaniem!

Dla wyjaśnienia... Jestem tym gościem, który musi sprzątać syf, który mamy pod nogami. Śmieci, czasami jeszcze żywe, które chlapiąc ozorem, naraziły naszą organizację. Owszem, mamy dwóch kurewsko dobrych kapitanów, ale żaden szanujący się mafioso nie zwala wszystkiego na swoich ludzi. Jeżeli nie wiesz jak wykopać porządny dół, czy zajebać ruskim dostawę prochów, to nie oczekuj, że twoi ludzie zrobią to dobrze.

Dokładnie to robię. Lata temu, gdy razem z Riiną ustalaliśmy, jak będzie wyglądała nasza Cosa Nostra, gdy nadejdzie nasz czas, ustaliliśmy te najważniejsze szczegóły. Zajmuję się klubami nie dlatego, że lubię seks i lubię się pieprzyć. Każdego kto tak pomyśli rozpieprzę od razu, bez tłumaczenia. Pracując w Hollywood musisz, kurwa, umieć postępować z ludźmi. Mam jebaną cierpliwość do kobiet. Dziwka, aktorka, piosenkarka... Żony, matki, córki... To wciąż są kobiety. Bez znaczenia, czy urodziły się w naszym zafajdanym świecie, czy nie mają pojęcia, że pod ich kontraktem o pracę podpisał się sam Demon z Hollywood. Tak na mnie mówią i powiem wam, kurewsko mi się to podoba.

Lubię kobiety. Nie tylko pieprzyć je, ale z nimi rozmawiać. Mam cierpliwość, odpowiednie zdystansowanie do tych wszystkich kobiecych fochów, łzawych historyjek, że niby pies zżarł skrypt i nie mogła się gwiazdeczka nauczyć tekstu, albo że laska ma zespół napięcia przedmiesiączkowego i za chuja nie może dzisiaj kręcić tyłkiem tańcząc na rurze. Ile jednostek ludzkich tyle problemów i kłamstw. Nie obchodzą mnie tłumaczenia, nie wierzę w obietnice. Daję konkretną robotę i ma być wykonana.

Jak widać, kluby to nie tylko imprezy ze sprzymierzeńcami i dziwki, umilające nam spotkania. Miliony problemów, z którymi to ja się borykam, a nie Sebastiano. Gdybym dopuścił tego wariata do interesu, po tygodniu zostalibyśmy może z jednym klubem. Wystarczyłoby, że główny boss pojawiłby się ze swoją typową miną mówiącą spierdalać mi z drogi i kolejka do Urzędu Pracy byłaby kurewsko długa. Nie, zdecydowanie lepiej dla mnie, naszych interesów i całego naszego świata, jeżeli Riina ograniczy się do swoich firm, konsorcjum i teraz, swojej laleczki.

Sprawdzając już od dłuższego czasu faktury, zastanawiałem się, gdzie, do chuja, jest Mauricio. Już dawno powinien zejść na dół, a ten jak poszedł do Avy, tak zniknął. Właśnie miałem osobiście sprawdzić, gdzie się zamelinował, gdy ktoś zapukał do drzwi.

- Wejść – mruknąłem opadając plecami na oparcie wysokiego fotela.

Widząc jak doktorek w mało subtelny sposób strzela wzrokiem po gabinecie, chciało mi się śmiać. Ja pierdolę! Jak to pieprzona reputacja potrafi zjebać wszystko. Pewnie spodziewał się, że właśnie pieprzę jakąś cipkę. Nie ukrywam, po jebanej imprezie ostatniej nocy wciąż mam ochotę na porządne ruchanko, ale bez spiny. W tym całym układzie, to ja, a nie mój fiut, podejmuję decyzje. To, że jebany Gotti zjebał swoim wyskokiem imprezę Riinie, nie oznacza, że teraz będę latał z fiutem na wierzchu i ruchał każdą, która mi się nawinie. Nie mam czternastu lat, do chuja!

- Siadaj – mruknąłem wskazując doktorkowi miejsce przed biurkiem. – Napijesz się?

- Nie, dziękuję – sapnął sadowiąc się na fotelu. – Trochę mi zeszło w piwnicy. Opatrzyłem nogę i założyłem opatrunek, choć w zasadzie nie wiem po co, skoro i tak go zabijesz.

- Ja też nie wiem po co – warknąłem pamiętając o małym wrednym chujku, któremu rozwaliłem kolano.

- Temu drugiemu... - potrząsnął głową, a ja zacząłem się zastanawiać, o kim mówi. Nie ruszałem drugiego ochroniarza, więc... - Myślę, że ten też nie będzie potrzebował moich usług, szczególnie po tym, co teraz robi z nim Tur ze swoją ekipą.

A tak, mały zdradziecki barman. To właśnie mi się podobało w tym facecie. Jest lekarzem. Każdy inny na jego miejscu zacząłby teraz pierdolić mi o tym, że torturujemy, nie pozwalamy mu opatrzeć rannych... Ja to widzę inaczej. Po chuj podłączać trupa do defibrylatora? Martwego nie wskrzesisz, prawda?

- Zbadałem Avę – zmienił temat, gdy nie skomentowałem tego, co się dzieje w piwnicy. - Chciałbym zabrać ją do siebie, zrobić szersze badania, ale nie chce się zgodzić.

- Rozumiem, że odzyskała świadomość – stwierdziłem ignorując dziwny uścisk w klatce piersiowej. – Co z pielęgniarką?

Lepiej będzie, jak skupię się na czymś innym, niż zastanawianie się, co u niej. W tej chwili mam taki bałagan w głowie, że nie ogarniam co się dzieje. Za dużo tego. Gotti, jego zafajdany boss, krążący teraz dookoła naszych interesów. Trzech prawie martwych chujków w mojej piwnicy. Na dokładkę przeklęty Gloom i to jak mnie wkurwiał, gdy gapił się na Avę. Tego właśnie nie rozumiem. Nie tego, że się na nią patrzył, tylko tego, dlaczego tak kurewsko mi się to nie podobało. Tłumaczę to tym, że jakby nie było, ta dziewczyna oficjalnie jest moją żoną. Nikogo nie powinno interesować to, czy żyjemy ze sobą, czy nie. Ava nosi nazwisko Brassi, należy do mnie, dopóki nie rozwiążemy naszego małżeństwa.

Gloom... Naprawdę lubię tego skurwiela. Ja pierdolę, zdarzyło się nawet na jakiejś imprezie, że pieprzyliśmy razem jakąś laskę. Podzieliłbym się z nim wszystkim, cipkami, kasą... Tak jak z Riiną. Jednak są granice, których nie powinien przekraczać i tą granicą jest w tej chwili Ava.

- Przyślę ją dzisiaj po południu.

- Mam nadzieję, że nie taką samą jak tamta – wskazałem brodą w stronę drzwi, gdzie ostatni raz widziałem napaloną, niegrzeczną pielęgniarkę, z którą przyjechał. – Tak z czystej ciekawości, Mauricio. Pieprzysz się z tą suczką?

- Santino, do cholery – wysapał kręcąc się na fotelu i unikając mojego wzroku.

- Czyli się pieprzysz – parsknąłem śmiechem. – Dobrze ci radzę... Daj sobie z nią spokój. Laska ma jakieś problemy emocjonalne, a poza tym...

Przypomniało mi się jak zabawiała mnie swoją cipką i co tu dużo mówić. Nie uważam, aby Mauricio był z tych klimatów. Ja zresztą też, ale zawsze byłem otwarty na różne doświadczenia.

- Nie musisz kończyć, rozumiem co chcesz powiedzieć – wystękał już cholernie zażenowany. – Możemy wrócić do naszej rozmowy? – kiwnąłem tylko głową widząc jak się męczy. – Tak jak powiedziałem. Ava nie zgadza się na badania. Żebra nie są złamane, ale mogą być pęknięte. Dobrze by było, żeby następnych kilka tygodni się oszczędzała. Dużo wypoczynku, spacery jak najbardziej, odradzam pływanie, ale basen może być. 

- Co z jej siniakami na plecach? Wyglądają koszmarnie.

- Problem z Avą jest taki, że ma bardzo delikatną i wrażliwą skórę. Pamiętam, że od dziecka miała ten problem. Wystarczyło, że się gdzieś uderzyła, a od razu pojawiały się wielkie siniaki.

Zmarszczyłem brwi. Jakoś kurewsko dziwnie to zabrzmiało. Nie to, że teraz posądzam Mauricio o to, że kłamie, ale czy to nie jest tak, że takim właśnie gównem tłumaczą się ludzie, którzy chcą ukryć to, że są ofiarami przemocy? Kurwa! Setki filmów o tym powstało, więc na dobrą sprawę znam każde jedno, nawet to najbardziej zdumiewające tłumaczenie: porwali mnie Marsjanie i spierdalając z ich statku zjebałem się na ryj. Nie kupuję tego gówna!

- Znałeś jej ojca?

- Alfredo? Oczywiście, że znałem.

- Jaki był?

- Twardy. Cosa Nostra była dla niego ważniejsza od rodziny. Całkowicie poświęcił się jej sprawom, wspierając swego czasu don Danielo w zmianach. Głównie dzięki rodzinie Mancuso nie doszło do krwawych walk, gdy wschód i centralna część kraju raczej niespecjalnie radośnie przyjęła zakaz handlu i prostytucji nieletnich.

- Czyli był dobrym capo. Jaki był jako ojciec?

- Miał trzy żony. Pierwsza dała mu syna, ale zmarła w połogu. Ożenił się z jej siostrą, ale nie miał z nią dzieci. Po jej śmierci ożenił się z matka Avy. Jeżeli pytasz się o to, jaki był w domu, to nie odpowiem ci, Sant. Alfredo był bardzo skrytym człowiekiem. Był twardy nie tylko jako capo, ale i jako człowiek. Nie znosił nieposłuszeństwa. Dużo problemów sprawiał mu syn. Młody wyrósł na bawidamka i pijaka. Nie powinienem źle mówić o zmarłych, ale to dobrze, że nie żyje.

Zanotowałem w głowie, że muszę dowiedzieć się więcej o tym gnojku. Doktorek, choć pracował dla nas i to nam był winien lojalność, ukrywał zdecydowanie więcej, niż nam się wydaje. To jedyny człowiek w organizacji, który ma swobodny dostęp do wszystkich domów. Porody, rany postrzałowe, połamane kości, pobicia... Każdy uraz, z jakim przyszło mu się zmierzyć lecząc naszych.

Mam takie, kurwa, przeczucie, że w tej pieprzonej rodzinie nie wszystko było w porządku. Dlaczego, kurwa, nie pamiętam starego Mancuso? A młody, brat Avy? Powstrzymałem się przed dalszymi pytaniami. Zlecę to Umberto i jego ludziom.

Ustaliłem, że pielęgniarka będzie nocowała w rezydencji. W garderobie apartamentu, w którym przebywa teraz Ava znajduje się dodatkowe łóżko. Było tam jeszcze za czasów, gdy moja matka mieszkała w tym domu. Nie wiem, po jaki chuj potrzebne jej było to wyrko, ale na szczęście teraz się przyda.

Po wyjściu Mauricio próbowałem ponownie zająć się pracą. Łapałem się na tym, że co chwila zamieram wpatrując się przed siebie i nasłuchuję. Jakbym chciał, kurwa, usłyszeć, co robi u siebie dziewczyna. Kurwa!

Zerwałem się z miejsca i z zaciśniętą szczęką wyszedłem z gabinetu. Za chuja nie dopuszczę, żeby znowu napierdoliło mi się w głowie. Nie jestem jak mój stary, kurwa!

Zszedłem do piwnicy. Nie powinienem być zdziwiony, że praktycznie każdy z chłopaków znajdował się teraz w podziemiach. Podpierali ściany, przyglądając się, jak Tur zabawia się z barmanem. Jak mu było? Bruno? A chuj, bez znaczenia.

Oparłem się o kamienną powierzchnię. Obok mnie, z rękami założonymi na piersi stał Arturo, wymieniając z bratem komentarze. Spojrzałem na środek pomieszczenia... No tak, jak mogłem się tego spodziewać, z barmana niewiele zostało. Nie, nie... Dalej ma wszystkie członki, ale to, co robą chłopcy Tura, raczej pozostaje w pamięci. Już kilka razy widziałem do czego są zdolni. Czy mi szkoda chłoptasia? Chyba tylko tego, że wciąż jest przytomny.

- Długo się już z nim tak bawią? – mruknąłem obserwując jak chłoptaś wypluwa własne zęby. Nie chcecie wiedzieć dlaczego, to nie na delikatne nerwy.

- Dobrą godzinę, jak nie dłużej – odpowiedział nie odrywając wzroku od widowiska.

- A kto pilnuje terenu?

- Zmieniamy się – odpowiedział.

Kurwa! Założę się, że nawet nie wie, z kim teraz rozmawia. Arturo był tak zapatrzony, że nie zauważyłby pieprzonego pakhana, gdyby ten tutaj wszedł. Nie jestem kutasem, żeby odmawiać chłopakom odrobiny zabawy. Lubią popatrzeć, bo sami za chuja nie zrobiliby tego, co Tur z chłopakami. Na to trzeba mieć, kurwa, bycze jaja. Riina jest zajebisty w torturowaniu, ale są rzeczy, których nie zrobi. Od tego ma właśnie ich.

Poprzez przytłumione dźwięki krztuszenia się i jęków, dotarły do mnie ciężkie kroki. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć, kto się zbliża.

- Szefie, ten mały skurwiel nic nie wie – zadudnił.

Arturo, jak i reszta chłopaków w sekundę wyprostował się zerkając na mnie ze strachem. Potrząsnąłem jedynie głową, każąc im wracać do obowiązków. Kurwa, gdyby Riina ich przyłapał, pourywałby im łby i oni doskonale o tym wiedzą. Przepychając się w przejściu, pognali na górę. Umberto stanął obok, czekając.

- W zasadzie nie o informacje nam chodziło – odpowiedziałem zerkając w stronę cel. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem sycylijskie psy trzęsące się ze strachu. – Za kilka dni zajmiemy się naszymi gośćmi – podniosłem głos, żeby mnie usłyszeli. Ja pierdolę, dosłownie przerażenie zaczęło buchać z nich jak dym z komina. – Umberto, upewnij się, że nie mają nic, na czym mogliby się powiesić, zanim z nimi skończymy.

Czysta i klarowna wiadomość. Zdechniecie w tej piwnicy, ale dopiero wtedy, gdy my wam na to pozwolimy. Jestem kurewsko ciekawy, co wiedzą o interesach Gottiego. Wszędzie z nim łazili. Ten skurwiel miał taką paranoję, że nawet stali obok łóżka, patrząc jak on się pieprzy z dziwkami. Nie mamy wątpliwości, że prowadził interesy z pakhanem. Kto, oprócz Gottiego i reszty jego pojebanej rodzinki macza w tym palce? Myślę, że co najmniej na kilka ważniejszych pytań odpowiedzą nam nasi goście.

Druga sprawa... Nie możemy przetrzymywać ich w nieskończoność. Przede wszystkim, to nie więzienie stanowe, żebym miał ich na swoim utrzymaniu. Kolejna sprawa, postaraliśmy się, żeby nikt nie widział, że ich zagarnęliśmy z klubu. Póki co, nikt się o nich nie upomina i to jest nasza szansa na zdobycie informacji. Jeżeli Sycylijczycy zorientują się, że ich mamy, zaczną zacierać ślady. Wiedzą, że nie ma takiej informacji, której nie udałoby się nam uzyskać w czasie tortur.

- To co mamy z nim zrobić? – warknął Tur.

- Jak bardzo jest uszkodzony?

- Nie ma zębów, bo skurwiel gryzł, jak wściekły pies. A reszta? Przynajmniej teraz wie, do czego jeszcze może służyć jego dupsko.

- Zapakujcie go i wieczorem zabierzcie ze sobą. Znajdź mu jakiś nowy dom, niekoniecznie miły i ciepły.

- Zrobi się, szefie.

- Umberto, chodź, pogadamy.

Weszliśmy na górę. W głównym holu stała cała zbieranina z piwnicy. Zerkali na mnie niespokojnie. Kurwa, ja nie Riina, który wkurwiony przestrzelił ramię Dario i Arturo za nieupilnowanie jego laleczki. Wpadam w szał, zdarza się, ale nie za taką duperelę, jak to.

- Mam ochotę powalczyć – zwróciłem się do ludzi. – Za dziesięć minut.

Widząc ich ucieszone jadaczki parsknąłem śmiechem. Chyba wydaje im się, że lepiej zmierzyć się ze mną na ringu, niż gdy wpadnę w złość. Już mi ich, kurwa, szkoda.

- Umberto, mam zadanie dla ciebie – zwróciłem się do swojego kapitana, gdy zostaliśmy sami. – Chcę, żebyś dowiedział się wszystkiego o starym Mancuso.

- Przecież nie żyje.

- Wiem, ale coś mi kurewsko śmierdzi. Postaraj się dowiedzieć co się działo u niego w domu. Służba, jego żołnierze, jakieś plotki. Cokolwiek, co możesz potwierdzić. Interesuję się też jego synem.

- Gustawo Mancuso – podpowiedział.

- To samo. Wyciągnij wszystkie brudy. Dotrzyj do dziwek, które pieprzył, kolesi, z którymi pił. Każdą jedną, nawet najgłupszą rzecz, do której jesteś w stanie się dokopać.

- To może potrwać – mruknął drapiąc się po brodzie. – Wiesz, szefie, kim był.

Wiem, dlatego zdaję sobie sprawę, że niektóre informacje może być kurewsko ciężko zdobyć. Szczególnie te, które Mancuso ukrywał przed całym światem. Mogę się mylić, ale mimo to chcę wiedzieć. Chcę znać prawdę, bo jestem pewien, że tej prawdy nigdy nie dostanę od Avy, a naprawdę coś mi mówi, że w tej rodzinie było w chuj źle i to ona to odczuła najbardziej. 

Następne prawie dwie godziny spędziłem na macie. Wielka siłownia, mieszcząca się w zachodnim skrzydle była miejscem dostępnym dla moich ludzi. Mieliśmy kilka innych takich punktów w mieście, ale ci, którzy mieli służbę w domu, lubili poćwiczyć na miejscu. Skopałem kilka tyłków, rozbijając przy okazji dwa, czy trzy nosy, ale chłopcy zawsze obnoszą się z tymi siniakami, jakbym pasował ich na jebanych rycerzy. Może jedynie Riina byłby w stanie mi dorównać ma ringu, dlatego nigdy ze sobą nie walczymy. To tak, jakbym miał się napierdalać z samym sobą.

Wykończony, z obolałymi mięśniami wtoczyłem się pod prysznic. Czeka mnie jeszcze dzisiaj spotkanie z chłopakami z motocyklowej bandy. Mam nadzieję, że Gloomowi przeszło i spokojnie będziemy mogli pogadać. Poza tym, Riina musi jeszcze raz pogadać z Avą. Wiele się teraz zmieni. Nie tylko ustawienie pionków na planszy, ale i sytuacja pomiędzy naszymi organizacjami. Wiem, że Sebastiano musi się skupić na pakhanie i tym, co tamten odpierdala. Wezmę na siebie sprawę z Oryginałami. To, że zlekceważyli nowego bossa i mamy na to twarde dowody w postaci nagrania z korytarza, gdzie Gotti wręcz pluje jebanym jadem na Riinę, powinno wystarczyć. Niechętnie i tylko w jebanej konieczności ujawnię tożsamość Avy. Z tego co pamiętam z nagrania, na korytarzu wciąż miała na głowie perukę.

A co, jeżeli skurwiele się uprą? Z tego wszystkiego zapomniałem się zapytać, ile kul ma w swoim podłym sercu martwy Sycylijczyk. To chyba ze zmęczenia, bo raczej jestem facetem, który pamięta o takich ważnych rzeczach. Nagi i mokry zwaliłem się do łóżka. Tylko przez chwilę pomyślałem o tym, żeby zawołać jedną z pokojówek. Pomogłaby mi się zrelaksować. Mogłem nawet zadzwonić do klubu i kazać przyjechać jakiejś dziwce. Ale to była tylko chwila. Pomyślałem o leżącej w sypialni Avie...

Kurwa, to, że trzy lata temu, a właściwie od dnia ślubu, pieprzyłem się z innymi mając żonę, w tej chwili wydaje mi się nie do przejścia. Przynajmniej nie pod tym samym dachem. Jestem skurwielem, powtarzam to cały czas. Jakieś tam małe wyrzuty sumienia mam. Nie na tyle duże, żebym miał zrezygnować z pieprzenia chętnych cipek, bo za chuja nie nadaję się do celibatu. Tym razem jednak porozmawiam z nią. Nie tak jak poprzednio, rzucając jej w twarz te wszystkie pierdoły, tylko na spokojnie i rzeczowo. Jakoś musimy dotrwać do czasu, aż sytuacja uspokoi się na tyle, żeby po cichu przeprowadzić rozwód.

Zamknąłem oczy, po raz kolejny nie dopuszczając do siebie pewnych myśli. To niczego nie zmieni, a nawet może przynieść kurewsko wielki syf...

Wczesnym wieczorem ponownie zjawił się Sebastiano. Po przespaniu kilku godzin miałem jaśniejszy umysł, a przede wszystkim, byłem w pełni skoncentrowany na nadchodzących dniach. W między czasie zjawiła się przysłana przez Mauricio pielęgniarka, a Umberto zaprowadził ją do Avy.

Wystarczył mi rzut na Riinę, żeby się zorientować, że za diabła nie ma humoru. Przyczyn oczywiście mogło być od chuja, ale ja stawiałbym raczej na jego pyskatą laleczkę, albo...

- Będziemy mieli gości – mruknął zwalając się na fotel i kładąc nogi na biurku. – Nasi bracia zza jebanego Oceanu.

Albo jebanych Oryginałów... Zazgrzytałem zębami. Powinienem się, kurwa, domyślić, że jebańcy nie odpuszczą. Jak te wściekłe psy będą teraz węszyć, szukając słabych punktów, brudów, czegokolwiek, aby tylko rzucić nas na kolana. Pierdolone śmieci!

- Mam to samo, stary – westchnął.

Może i minęło kilka godzin od kiedy się widzieliśmy, ale dalej wygląda jak gówno. Nie omieszkałem mu tego powiedzieć, za co przygwoździł mnie do miejsca tym wkurwiającym spojrzeniem. Żebym się go jeszcze, kurwa, bał to rozumiem, ale dajcie spokój... Te swoje mrożące krew w żyłach sztuczki ćwiczył razem ze mną na pustych butelkach po piwie. Wtedy byliśmy przekonani, że samym spojrzeniem jest w stanie rozpieprzyć szkło. Mieliśmy po dziewięć lat, ale od tego czasu Riina doprowadził swój słynny wzrok do jebanej perfekcji. Może jeszcze nie rozbija szkła, ale powoduje, że dorośli faceci spierdalają przed nim, aż się za nimi kurzy. Co do mnie... Niech was nie zmyli to, że z nas dwóch to ja jestem ten weselszy. Nic, kurwa, bardziej mylącego. Jakże uwielbiam te chwile, gdy nasi wrogowie dostrzegają na chwilę przed śmiercią, że tak jak i Riina jestem pieprzonym potworem.

-Kiedy?

- Jak ich znam są w drodze. Pewnie liczą na to, że przyłapią nas na zacieraniu śladów, sycylijskie gnoje.

Jakby na zawołanie, rozległo się pukanie i do środka wszedł Umberto, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Jako, że siedziałem przodem do wejścia, widziałem jak korytarzem sunie pieprzony don Vito, sapiąc jak jebany parowóz. Pewnie biegł za moim kapitanem, chcąc usłyszeć jak ten nas ostrzega. Próżny trud, pomyślałem sobie ani na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy. Mało tego, dalej trzymałem nogi na biurku, dokładnie tak jak Sebastiano, który tylko przekręcił głowę w bok, śmiejąc się pod nosem z czerwonej twarzy starszego mężczyzny.

Don Vito wtoczył się do środka posapując, a po kilku chwilach wpadli za nim dwa psy Gottiego i consigliore. Ochrona, czterech karków stanęła pod ścianą. Ja pierdolę, co za ludzie. Nawet nie drgnąłem, gdy z odrazą starzec spojrzał na mnie i Sebastiano. Ma skurwiel szczęście, że Riina tego jeszcze nie zauważył. Jakby nie było, wjebali się bez pytania na nasz teren, a to coś, czego ten skurwiel chronicznie nie znosi. Brak pieprzonego szacunku.

- Siadajcie – machnął od niechcenia ręką, wskazując wielką skórzaną kanapę. Stała bokiem do biurka, tak więc chcąc z nami pogadać, będą musieli siedzieć na niej na jednym półdupku. Ach, ten Sebastiano... – Zapewne Brassi, jako bardzo gościnny człowiek zaproponowałby wam poczęstunek, ale sami rozumiecie... Oddelegował służbę do innych zadań.

- Nie spodziewałem się gości – strzeliłem z uśmiechem.

Uwielbiam ich wkurwiać, a widok czerwonego ze złości pyska don Vito, sprawia mi zajebistą przyjemność.

- Nie jesteśmy gośćmi – mruknął zazwyczaj milczący consigliore Sycylijczyka, Pablo Duffa.

- Zapraszałem was? – udałem zdziwienie. – No, kurwa, chyba musiałem naprawdę przyrządzić, bo za cholerę tego nie pamiętam.

- Riina, synu – wysyczał don Vito obchodząc biurko i zatrzymując się przed nami. – Przywołaj do porządku swojego consigliore. Chyba się zapomina.

- Nie sądzę – mruknął Sebastiano. – Poza tym, Brassi stoi na równi ze mną. Ma dokładnie taką samą władzę jak ja. Jeżeli masz jakieś obiekcje co do jego zachowania to proszę – wskazał na mnie ruchem ręki. – Siedzi tutaj.

Wyszczerzyłem się... Wiem, że teraz odpierdalamy, ale nie mogę się powstrzymać. Proste, kurwa! Do mnie należało zapewnienie ochrony zarówno nam, jak i całemu personelowi. To, że sukinsynowi Gottiemu udało się dorwać Avę przyjąłem na klatę, jako osobistą, kurwa, zniewagę. Nie myślcie tylko, że gdyby to była inna dziewczyna, to zachowałbym się inaczej. Absolutnie nie. Dokładnie tak jak teraz patrzyłbym z uśmiechem jak don Vito toczy pianę z pyska.

- To ty jesteś capo di tutti capi, synu – wysyczał zaciskając po bokach pięści.

Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że po pierwsze, takim syczeniem tylko wkurwia Riinę, po drugie nic z nim nie ugra, bo nie ma większego skurwiela niż on, no chyba, że ja i jest w chuj uparty, a po trzecie... To Riina. Ma wyjebane na Oryginałów, ich fochy i don Vito. Gdyby od początku traktowali go z należnym jego pozycji szacunkiem, sytuacja byłaby diametralnie inna. Odbyłaby się rozmowa, wyjaśnilibyśmy, a przynajmniej staralibyśmy się wyjaśnić problem, a tak...

Będzie ich tak długo wkurwiał, aż don Vito pęknie i zacznie się dym. Stary skurwiel chyba zupełnie zapomniał, gdzie się znajduje. To Stany, a nie zapyziałe Palermo. Takich szczurków jak ci pod ścianą, to Riina rozpieprzał za gówniarza, a jeden nasz człowiek poradziłby sobie z nimi wszystkimi w kilka minut.

- A Santino Brassi ma pod sobą dwie najsilniejsze rodziny – warknął wkurwiony Riina wstając z fotela. – W tej chwili jest drugi. Gdyby coś mi się stało, to Sant przejmie po mnie tytuł i przywództwo nad całą organizacją.

Chciało mi się śmiać z miny don Vito. Zapomniał skurwiel, że Riina to kawał chłopa. Teraz, chcąc patrzeć mu w oczy, musi zadzierać sycylijską mordę do góry, łamiąc przy okazji kark. Albo cofnąć się, czego jego mafijny honor nie pozwala mu zrobić.

- Panowie...

Duffa, widząc swojego bossa w tarapatach, wyskoczył do przodu kładąc rękę na piersi don Vito. Cwany skurwiel! Niby dotyk bez znaczenia, ale pozwolił starcowi odsunąć się z honorem. Nie cofnąć się, ale odsunąć. Jest różnica? Jest i to zajebista.

Nie mam na nich dzisiaj siły, słowo. Jestem, kurwa, niewyspany, wściekły i... No tak, z tym to ja nic nie zrobię, a przynajmniej nie w domu, gdy mieszka tu Ava. Ten, kto mnie nie zna, zapewne uzna, że jeszcze dzisiaj polecę do któregoś z naszych klubów, bo bez cipki i porządnego pieprzenia nie wytrzymam. To się, kurwa, zdziwicie, skurwiele. Powiedziałem, że najpierw porozmawiam z dziewczyną? No, to dopierdolcie się. Może i pieprzę na prawo i lewo, ale potrafię trzymać fiuta w spodniach.

- Tak w ogóle, to po co przyjechaliście? – zapytałem splatając palce na brzuchu.

- Doszło do zabójstwa, chłopcze – syknął don Vito, zerkając na milczących do tej pory zięciów Gottiego. – Cała rodzina pogrążona jest w żałobie. Chcę wiedzieć, kto to zrobił i chcę mieć tego człowieka. Odpowie za swoją zbrodnię zgodnie z naszymi prawami.

- A to ciekawe – mruknąłem. – Bo według mnie, to wasz człowiek złamał nasze prawa.

- Nic mi na ten temat nie wiadomo.

Łże, sycylijskie ścierwo. Kurwa, jak ja ich nie znoszę! W takich chwilach dziękuję moim cholernym przodkom, że przywlekli swoje włoskie dupy za ocean, uwalniajac mnie od uznania ich zwierzchnictwa. Czy ten starzec naprawdę myśli, że nie wiemy skąd ściąga najwięcej kasy? Jeszcze się zdziwi, gdy ruski pies wyrucha go z biznesu.

- Don Vito. Proponuję spotkać się jutro, w moim domu. Jest niedziela.

Chciałem się zaśmiać. Niezłe zagranie, Sebastiano, pomyślałem. Każdy wie, że Sycylijczycy strugają wiernych katolików, co to w niedzielę i święta zapierdalają do kościoła. Jak mówi pismo, dzień święty święcić. Czyli w niedzielę nie robimy interesów. Jeden trup w niedzielę, czy zerżnięta dziwka to nie biznes, ale już omawianie spraw organizacji to dla nich grzech śmiertelny. Po skrzywionej mordzie wszystkich Sycylijczyków wiedziałem, że Riina wkurwił ich niemiłosiernie. Jeżeli będą teraz nalegać na rozmowę wyjdą na pieprzonych kłamców. Nie pozostaje im nic innego niż zwinąć ogony i spierdalać z mojego domu.

Nawet nie wstałem, gdy wychodzili. W końcu jestem u siebie i nie zapraszałem żadnego z nich. Sebastiano usiadł spokojnie, zanim z gabinetu wyszedł ostatni osiłek don Vito. Przesunął ręką po twarzy wzdychając.

- Zajebię ich kiedyś – mruknął. – Ten skurwiel za bardzo skacze, ujadając jak szczerbaty kundel.

- Co chcesz? Liczyli na unię, a dostaną urnę. Wiesz co mnie zastanawia? Wygląda na to, że nie mają pojęcia, kogo Gotti chciał zgwałcić.

- To dla nas lepiej. Ujawnienie udziału twojej żony w tym całym cyrku, to pieprzona ostateczność, Sant. Za chuja nie wiem, jak mielibyśmy wytłumaczyć i to w rozsądny i logiczny sposób, jej obecność na jebanej orgii.

- Też nie wiem... Ja pierdolę, Riina...

- Spokojnie, Sant. Na razie skupmy się na tym, o czym oni wiedzą. Nie mają świadków całego zajścia.

- Niech chłopaki przejrzą ponownie nagrania – podsunąłem. – Pamiętam, że kilku ludzi było na korytarzu, zanim kazałeś ich wyjebać.

- Prawda. Nasze dziewczyny wiedzą co mają mówić. Tym na razie się nie przejmujemy, poza tym... Tak naprawdę niewiele osób zdawało sobie sprawę z całego zajścia. Ochrona Gottiego i barman, ale jak sądzę zająłeś się nimi.

- Chłoptasiem się nie przejmuj. Zostało tych dwóch, ale czekam na rozkaz od ciebie.

- Sant, wiesz, że z chęcią popatrzyłbym jak zabawiasz się z nimi, ale już mówiłem. Potrzebujemy ich. Mają informacje. Ważne informacje.

Zazgrzytałem zębami posyłając gnojowi wściekłe spojrzenie. Nie na rękę mi, że w moim domu będą się, kurwa, wylegiwać śmiecie Gottiego. Gdyby nie wyraźny rozkaz, już dawno bym ich ujebał.

- Dobra, kurwa – sapnąłem odrzucając głowę do tyłu. – Ale radzę ci znajdź dla nich lepsze miejsce.

- Lepsze, czy bezpieczniejsze?

Łypnąłem na Riinę okiem, dając mu znać, że za chuja nie mam nastroju na jego żarty. A to o mnie mówi, że mam zjebany humor. Fakt, Riina zupełnie nie zna się na moich żartach i wkurwia się z byle powodu. Co chcecie... Egzekutor.

- Powiedzmy, że u mnie może ich spotkać nieszczęśliwy wypadek – warknąłem. – Co dalej?

- Chcę porozmawiać z Avą.

Taki mały dziwny dygot... Coś jakby szturchnęło się w mojej piersi, łaskocząc od środka. Przymknąłem na chwilę oczy, wyobrażając sobie dziewczynę. Kurwa! Ciągle mówię dziewczynę, a przecież to Ava.

- Teraz?

- Jeżeli nie śpi, to tak. Od poniedziałku będę miał pieprzone defilady Oryginałów, więc nie znajdę chwili. Poza tym, wolę nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania twoim domem. Po chuj mają przywlec za mną swoje dupska? Dopisze im szczęście, zobaczą ją i co?

- I chujów sto – warknąłem. – Kurwa, Sebastiano. Jaka by nie była pojebana sytuacja, to ona jest moją żoną, do kurwy nędzy. Ma prawo tutaj mieszkać.

- Nie było jej trzy lata, a ty w tym czasie szalałeś, wcale się nie kryjąc, Sant.

No, kurwa mać! Teraz to mi dojebał, nie ma co. Szlajał się razem ze mną, przypominam. Fakt, z nas dwóch to ja mam na karku żonę, ale raczej nikogo w naszym mafijnym świecie nie dziwi fakt, że pieprzę się z kim chcę. Ja pierdolę, nie ja to wymyśliłem, a skurwieli znacznie gorszych ode mnie było przede mną tysiące. Dlatego nie rozumiem, dlaczego teraz wiadomość, że Ava mieszka ze mną ma wzbudzić jakieś zainteresowanie. Szybciej będą się spodziewać informacji o tym, że spodziewam się dziedzica dwóch rodów, niż zastanawiać się, dlaczego po tylu latach zjawiła się w domu pani Brassi i gdzie, do chuja, była przez te trzy lata...

- Przestań, kurwa, warczeć – zaśmiał się widząc jak morduję go wzrokiem.

Chciałbym się na niego powkurwiać, ale nie potrafię. Już mówiłem, jesteśmy tacy sami, a wkurwianie Riiny, gdy ma te swoje zjebane humorki jest rzeczą niebezpieczną dla świata. Tym bardziej teraz, gdy dostał zajoba na punkcie tej swojej laleczki. Jeszcze mu dojebię, spoko. Poczekam na odpowiedni moment. Najlepiej wtedy, gdy ta mała go wkurwi. Mało ją znam, ale widać od razu, że to dziewczyna z jajami. Nie taka, jak te dwie wywłoki, Melinda i Natalia.

- Słuchaj, zanim zapomnę... Dalej myślisz o Natalii?

- Dlaczego pytasz?

- Nasi chłopcy zabawili się z nią wczoraj. Złapała mnie na korytarzu, gdy niosłem Avę i zaczęła pyszczyć. Dałem jej pięć minut, żeby się zmyła i ostrzegłem, że jak zostanie, to przyślę do niej chłopaków.

- No i jak znam tę sukę, to została – parsknął śmiechem.

- Mówiłem ci, że nadaje się do pornobiznesu, a nie na żonę.

- Stary, ja naprawdę mam teraz co innego na głowie. Planowaniem ślubu zajmę się, jak ogarniemy ten burdel. Dobra, idę pogadać z Avą, ale bez ciebie.

Zerwał się z miejsca, a ja wstałem zerkając na wiszący nad kominkiem zegar. Zmarszczyłem brwi, widząc która jest godzina.

- Chyba trochę za późno. Jest po dziewiątej. Chwila, moment... - zreflektowałem się, gdy to co powiedział w pełni do mnie dotarło. – Jakie bez ciebie?

- Stary, kurwa – sapnął przeczesując włosy. – Jak pójdę z tobą, za chuja niczego się nie dowiem. Przecież ona się ciebie boi, skurwielu.

Jakbym, kurwa, dostał w twarz. Cofnąłem się do tyłu, wpadając na fotel i z narastającą furią spojrzałem na Sebastiano. Już chyba całkowicie go pojebało! Jakie, kurwa, boi?! Nigdy nic jej nie zrobiłem, na Boga. W porządku, przyznaję, że w szale i gniewie mogłem powiedzieć jej kilka słów za dużo, może nawet więcej niż kilka. Kto, do licha, zwraca na to uwagę, co?

- Sant, kurwa... Spójrz na mnie – uniosłem głowę, całkowicie oszołomiony tym co powiedział. Nie wierzę w to... - Znasz się na kobietach. Uwielbiasz je. Nie zauważyłeś, że Ava się ciebie boi?

- Jak miałem, kurwa, zauważyć, skoro gadam tylko z czubkiem jej głowy! Ta dziewczyna boi się, kurwa, wszystkiego! Podskakuje przy każdym dźwięku, wyglądając jak zaszczute zwierzątko. Nie wmówisz mi, do cholery, że to ja tak na nią działam.

Po całym tym gównie, które się wylało jeszcze teraz mam mieć jakieś pieprzone wyrzuty sumienia? Ja pieprzę! Nigdy nic jej nie zrobiłem, do chuja. Przed wczorajszą nocą dotknąłem ją może za dwa, góra trzy razy, nie więcej.

- Sant, jebańcu! Nie powiedziałem, że ją biłeś, czy jaki chuj – warknął waląc mnie pięścią w ramię. – Znam cię nie od dziś. Gorszego furiata i skurwiela z krótkim zapalnikiem nie ma. Coś wyjebie, a ty od razu wybuchasz.

- Riina, czy ty sugerujesz, że ja urządzałem jej awantury? Chłopie, do cholery, ja...

Powietrze utknęło mi w piersi, gdy w mojej pamięci pojawiły się te nieliczne momenty, gdy zamiast pięści, użyłem słów. Sypialnia w hotelowym apartamencie, po tym jak widziała mnie na tarasie z tą napaloną suką, Aurelią. Słowa, które jej powiedziałem, gdy ochrona przywiozła ją do tego domu. Tak mnie wtedy wkurwiła tą swoją postawą zahukanej dziewuchy, że powiedziałem jej kilka słów za dużo.

A na koniec nasze ostatnie spotkanie. Po tym jak dostałem te pieprzone zdjęcia i w szale wróciłem do Los Angeles. Przez całą drogę powrotną walczyłem z narastającą furią. Nigdy nie uderzyłem kobiety. Nie w ten sposób, o którym teraz myślę. Ale słowa...

- Powinienem cię zabić. Jeżeli chciałaś się pieprzyć, to nie w moim, kurwa, domu! Wypierdalaj z mojego życia i nigdy więcej nie waż się w nim pojawić. Przysięgam! Jeżeli spotkam cię na ulicy zajebię cię, rozumiesz? Jeżeli w jakikolwiek sposób się ze mną skontaktujesz, znajdę cię i przysięgam, będziesz skomlała o szybką śmierć. Jesteś dziwką, Mancuso i zawsze nią będziesz. Przyprawiłaś mi jebane rogi i to pod moim, kurwa, dachem! Wypierdalaj i to szybko, żebym nie zmienił zdania. Nie chcę cię nigdy więcej oglądać na oczy... Jesteś dla mnie nikim!

Ja pierdolę! Nic dziwnego, że nawet słowem nie powiedziała kim jest... Bała się mnie...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top