Rozdział 28

📣📣 Ja jak zwykle najpierw z ogłoszeniem 🤭

Na moim FB możecie zobaczyć okładki do kontynuacji Trzech Gwiazd. Wiem, wiem... Po Grzeszniku będzie czas na historię naszego Gabrysia, potem bikerzy i dopiero ta część, ale jakoś tak na odmulenie zabrałam się za to, więc chciałam podzielić się z wami efektami. Kusi mnie również wrzucenie wam prologów dziewczyn z NYC i Zakodowanych w sobie, ale jeszcze nie wiem... Jak już może na FB?  Pomyślę... 🤔🤩

Teraz oddaję w wasze ręce naszego Santa 😉🤗🙉🔥 jak zauważycie jakieś błędy dajcie mi znać w komentarzu, bo niby sprawdziłam, ale wiecie... 

***

Santino...

Patrząc w te cudowne oczy uniosłem wyżej twarz dziewczyny. Zapach migdałów otoczył mnie, jak miła w dotyku tkanina. Odetchnąłem głęboko, upajając się tym jedynym w swoim rodzaju aromatem.

- Zakochałem się w tobie, Ava – wyszeptałem.

Trzy sekundy... To trwało nie dłużej niż cholerne trzy sekundy, gdy całym sobą wyczułem, jak Ava zdrętwiała. W jej cudownych oczach pojawił się wyraz zagubienia i całkowitej dezorientacji, jakby nie zrozumiała moich słów.

- Za późno.

- Ava, kochanie - mruknąłem zaciskając palce na jej biodrach. 

- Zapomnij, Brassi... Już za późno.

Poczułem się, jakbym dostał młotem w głowę. Cofnąłem się, całkowicie oszołomiony, patrząc jak Ava umyka w popłochu do swojej sypialni, przekręcając za sobą zamek w drzwiach. Kurwa! Co tu się właśnie odjebało? Potrząsnąłem głową, rozpryskując wodę z włosów na boki i uniosłem twarz, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Oparłem dłonie na marmurze, dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze sekundy temu siedziała Ava i pochyliłem nisko głowę.

Jeszcze nie do końca docierało do mnie słowo, które przed chwilą usłyszałem. Dudniło mi w uszach, a w piersi czułem piekący ból, jakby coś rozorało moje wnętrzności. Zacisnąłem szczęki, aż do pieprzonego bólu, który pomógł mi opanować to dziwne uczucie, w jakim trwałem.

Popełniłem błąd. Nie chciałem tego powiedzieć... Stop, żeby nie było jakiś niedomówień. Czuję to. W każdym uderzeniu serca i w każdym oddechu. W każdej kropli krwi, która tłoczona przez serce, żyłami rozprowadza tę miłość do każdego zakamarka mojego ciała. Jak narkotyk, jak uzależnienie. Mówiąc, że nie chciałem tego powiedzieć, miałem na myśli czas. Jest tak jak myślałem. Ona nie jest jeszcze gotowa, za szybko wyskoczyłem z tym całym kochaniem i cholera! Chyba ją wystraszyłem...

Za późno... Nigdy nie jest za późno, pomyślałem wsłuchując się w ciszę panującą w jej sypialni. Wystraszyłem ją. Szczególnie po tym, co się ostatnio stało. Idiotyczne pytanie, po którym uniosła ramię, jakby obawiała się tego, że ją uderzę. Nigdy bym tego nie zrobił, ale jej gest był dla mnie jak policzek. Czułem się jak sukinsyn, bo swoim zachowaniem przeraziłem Avę. Przywołałem wspomnienia.

Właśnie tylko dlatego pozwoliłem teraz Avie odejść i schować się w sypialni, bo to właśnie zrobiła. Schowała się przede mną. Zawsze się chowa, zamiast stawić mi czoła. Dobra, tych kilku awantur i zniszczenia męskiego marzenia nie liczę. To tylko uboczny efekt mojej arogancji, bo nie doceniłem Avy. Właściwie, to raczej nie znałem jej na tyle, aby przewidzieć jej reakcję, na świadomą prowokację. Kosztowało mnie to zaledwie dwa miliony, ale teraz wiem, że raczej nie powinienem w przyszłości jej denerwować. 

Potarłem dłonią środek klatki piersiowej, gdzie po słowach Avy zaległa wielka bryła lodu. Wewnątrz mnie ścierało się dwóch facetów. Ten pieprzony furiat, cholerny capo i facet, który nie przywykł do nieposłuszeństwa. Chryste, gdyby na moim miejscu był inny mężczyzna, już dawno wziąłby to, co mu się należy z racji kontraktu, pieprzonej przysięgi i tego, że ta cholerna kobieta należy do mnie. Znienawidziłaby mnie za to i nigdy nie wybaczyła. Nasze pożycie wyglądałoby dokładnie tak jak setki, czy tysiące innych mafijnych małżeństw, a to było coś, czego za cholerę nie chciałem. 

Dlatego pozwoliłem, aby w tej sprawie decyzję podjął mężczyzna, świadomy własnych grzechów, które popełnił wobec tej kobiety. Nie chcę być dla Avy wymuszonym mężem. Nie chcę, żeby traktowała mnie jak mafijne zobowiązanie. Tylko kobieta i tylko mężczyzna, a mafię pozostawię daleko od nas. 

Odetchnąłem głęboko, zastanawiając się nad następnym posunięciem. Mieszkanie w tym apartamencie nie miało sensu. Nie chciałem zamykać Avy, a przyznam, że dostałem jakiegoś pierdolca na punkcie jej bezpieczeństwa. Jak Riina, kurwa!

Właśnie tutaj pojawiły się zajebiście strome schody. Takich mieszkań jak to, miałem kilka. Jak nie ja, to organizacja. W samym centrum, blisko do klubów i tych podejrzanych miejsc, w których czasami musieliśmy spotykać się z naszymi ludźmi. Nie tego szukałem. Pozostawała pieprzona rezydencja... Miejsce, do którego naprawdę niechętnie wprowadziłbym ponownie Avę. Nie czuła się tam najlepiej, a mając w pamięci to wszystko, co tam się działo, to powinienem trzymać się rezydencji jak najdalej. Problem był taki, że na zakup nowego domu potrzebowałem czasu. Toć nie wywalę milionów na jakąś małą chatkę, bo mieszkał w niej jakiś pieprzony celebryta, czy inny nieudacznik.

Potrzebuję domu. Prawdziwego domu, gdzie w końcu będziemy mogli zacząć żyć od początku. Zacząć pisać naszą historię od nowa, a nie umykać w popłochu przed cieniami przeszłości, wyzierającymi zza każdego rogu. Nie wielką posiadłość, w której mogło bawić się pół pieprzonego Hollywood, tylko dom. Oczywiście bezpieczny, żebym nie musiał warować przy Avie dzień i noc, jak pojebany stalker. W końcu musi też żyć swoim życiem, prawda?

A może poproszę Rotha o przysługę? Pewnie bez problemu machnąłby taki projekcik. To nie hotel, tylko kilkanaście sypialni i te wszystkie niezbędne dla Avy rzeczy. Basen, bo lubi się opalać, ale z takim wysokim murem dookoła, żeby żaden skurwiel jej nie podglądał. Nauczę ją pływać i... I co, kurwa? A jak będą ją obserwować z dronu? O tym, przyznam, nie pomyślałem. Ja pierdolę, ludzie! Ile niebezpieczeństw czyha na każdym kroku!

Całą noc prawie nie spałem, zastanawiając się, w jakim sposób mam chronić Avę. Do tej pory jakoś nie myślałem o tych wszystkich pułapkach, czekających na każdym kroku. Pieprzona technologia również nie ułatwiała mi zadania. Ludzie, to się w pale nie mieści, ile tego badziewia wymyślili. I co mam zrobić? Zamknąć Avę w jebanym bunkrze?

Wczesnym rankiem, gdy słonce zaledwie zaglądało nieśmiało znad widnokręgu, poddałem się i postanowiłem wstać. Ogarnąłem się w łazience, co chwilę zerkając na zamknięte drzwi prowadzące do sypialni Avy. Nie chciałem jej budzić bladym świtem. Poza tym, jeszcze do końca nie przemyślałem następnych posunięć, w tym podjęcia odpowiednich kroków, po jej cholernym joggingu i ululania się u bikerów, a nie chciałem znowu zrobić z siebie kretyna i pierdolnąć czegoś, jak to miało miejsce wczoraj.

Po cichu wyszedłem z sypialni. Było zdecydowanie za wcześnie na śniadanie, poza tym, chciałem zjeść z nią. Zaparzyłem więc kawę i z gorącym napojem stanąłem w salonie, opierając się ramieniem o ścianę. Od kilku tygodni nie padało. Powietrze na zewnątrz było tak suche, że chwilami miałem wrażenie, że oddycham piaskiem. Spojrzałem na zegarek, było po szóstej rano i już dwadzieścia jeden stopni. Idealny dzień, aby zacząć lekcję pływania.

Niespełna godzinę zajęło mi załatwienie wszystkiego. Teraz z niecierpliwością czekałem, aż dziewczyna wstanie i w końcu będę mógł zacząć działać. W trakcie tej cholernie długiej nocy wypełnionej myślami o Avie przekonałem się, że jestem diabelnie zachłanny. Nie chciałem już uwieść Avy, tak jak radził mi to ten zarośnięty biker. Może i pomysł sam w sobie był przedni, dawał wiele możliwości i jeszcze więcej cudownych wrażeń. Ale okazało się, że nie na tym mi zależy. Och, będzie i uwodzenie i to słodkie i cholernie kuszące, ale przede wszystkim chcę czegoś więcej. Uwieść mogę każdą kobietę, to nie byłby żaden problem. Ale Ava...Od niej chcę czegoś innego. 

Pragnę, żeby mnie pokochała.

***

Ava...

Czas niepostrzeżenie przeminął, zabierając ze sobą nocną ciszę i ciemność, dając w zamian blask i rażące oczy światło. Byłam w Los Angeles bez mała od początku czerwca, czyli prawie cztery miesiące. Przez ten czas wydarzyło się tyle zupełnie niespodziewanych rzeczy, że chwilami miałam wrażenie, iż nie dotyczą one mnie, a ja oglądam tylko jakąś projekcję z równoległej rzeczywistości. Tam też była taka jak ja dziewczyna, uwięziona w mieście, które z aniołami nie miało nic wspólnego. Powinni zmienić nazwę na Los Diablos, a najlepiej na Los Demonos. Pasowałoby idealnie, bo to miasto naprawdę należy do niego.

Praktycznie przez całą noc nie spałam. Wyczulona na każdy szmer, każdy odgłos nocy, jaki zabrzmiał w ciszy sypialni, zastanawiałam się, dlaczego to powiedział. Ten mężczyzna nie ma serca, żeby kochać. Nigdy nie miał, wiem to z własnego, cholernie bolesnego doświadczenia. Mieszkam z nim prawie trzy miesiące i co? Nagle obudził się rano i stwierdził, że nie ma co robić, to się we mnie zakocha? Nie wierzę mu!

Poznałam Brassiego z tej najgorszej strony. Aranżowane małżeństwa rzadko kiedy okazują się choćby udane, nie mówiąc o tym, że może pojawić się w nim jakieś cieplejsze uczucie niż sympatia. Nie w naszym świecie, gdy takie związki zazwyczaj dotyczą dwóch zwaśnionych ze sobą rodzin, a panna młoda to niewinna ofiara, złożona na krwawym ołtarzu męskich ambicji. Przysposobiłam te lekcje w bardzo młodym wieku, a im byłam starsza, im więcej gówna działo się w moim życiu, tym bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu.

Fakt, jako mąż, Brassi mnie nie bił, nie znęcał się nade mną fizycznie, ale częściowo zniszczył mnie psychicznie, zostawiając niewidoczne na pierwszy rzut oka blizny, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Wspomnienia z nimi związane nawiedzały mnie w nocy, wyciskając z gardła ochrypły krzyk. Mieszkając z dala od niego i tego zakłamanego świata, udało mi się pozbierać do kupy na tyle, że odzyskałam wiarę w siebie i tego za cholerę nie dam sobie odebrać.

On nie potrafił kochać, bo nie miał serca, a ja serca już dawno nie mam. Zabrała mi go cholerna mafia. Łącznie z godnością i niewinnością.

Świtało, gdy usłyszałam jak Brassi porusza się w łazience. Mimo niewyspania, podłego humoru i ogólnego wkurzenia, musiałam się uśmiechnąć, gdy zdałam sobie sprawę, że z całych sił stara się zachowywać cicho, żeby mnie nie obudzić. Pewnie zaraz pojedzie do jednego z tych swoich sławetnych przybytków. To kolejna rzecz, czy raczej mnóstwo rzeczy, przez które nie uwierzę w słowa Brassiego, o jakichkolwiek uczuciach. Mężczyzna, który pracuje w takich miejscach i który z każdą jedną nową dziewczyną odbywa te swoje sławne interview, nie wie nic o miłości. Przynajmniej tej, za którą się nie płaci. Tej taniochy, którą jego dziwki wciskają w mężczyzn swoimi cyckami, ma każdego dnia na pęczki.

A czy ja wiem coś więcej? Zdecydowanie nie. Nie mam pewności, czy choćby rodzice mnie kochali. Znam inne uczucia i każde z nich wypełnia mnie, aż po ostatni oddech. Strach, który mimo upływu czasu wciąż czuję. Niepewność, bo nie wiem, gdzie jest moje miejsce na tym świecie. Nadzieję, że mimo wszystko uda mi się wyrwać z tej przeklętej klatki. Nienawiść... Tego uczucia jest chyba we mnie najwięcej. Niezakończone sprawy powodują, że nie potrafię ugasić tego płonącego we mnie ognia. Aurelia, służba w rezydencji, ten mężczyzna...

Zerwałam się, czując jak lodowacieję na wspomnienie tamtej nocy. Tych dziwnych obrazów, które pojawiają się w mojej pamięci. Nie wiem, czy poradziłabym sobie teraz z tym wszystkim, kiedy przez Brassiego cały mój spokojny świat zachwiał się w posadach. Lodowate nitki strachu wciąż obejmowały moje ciało. Nie chciałam ponownie dać się złapać w tę przerażającą karuzelę wspomnień, gdy obrazy pojawiały się w mojej pamięci, jak błyski lamp. Oślepiały, ogłupiały, sprawiały, że wciąż się bałam.

Nie było sensu dłużej ukrywać się w sypialni, a on zapewne zdążył już wyjść. W łazience wciąż unosił się zapach perfum Brassiego i wody wymieszanej z żelem do mycia, ale ignorując to dziwne trzepotanie w dole brzucha, odkręciłam gorącą wodę, pozwalając jej rozgrzać moje zziębnięte ciało. Oparłam dłonie o szklaną przegrodę kabiny prysznicowej i ze zwieszoną w dół głową czekałam, aż odejdzie atak paniki.

Zawsze po czymś takim czułam się wypluta i całkowicie pozbawiona energii. Ubrałam pierwsze lepsze ubrania, jakie wpadły mi w ręce i boso wyszłam z sypialni, przeczesując palcami wciąż mokre włosy. Zmrużyłam oczy, gdy oślepiające promienie słoneczne wlewające się do pomieszczenia przez dwie oszklone ściany, zaatakowało moje oczy. Kolejny, w cholerę fantastyczny dzień, który zapewne spędzę w tej przeklętej klatce, pomyślałam idąc za zapachem zaparzonej kawy w stronę ekspresu. Jedno, co mogę przyznać temu facetowi, to naprawdę potrafi zaparzyć dobrą kawę. Przynajmniej tego się nauczył, bo z całą resztą... Szkoda gadać.

Nalałam kawy w kubek i stojąc tyłem do salonu oparta o kuchenny blat, z cichym pomrukiem wdychałam ten niepowtarzalny zapach. Wzięłam pierwszy łyk by nakarmić tego kofeinowego potwora we mnie, gdy jakimś szóstym, dziesiątym, czy cholera wie jakim zmysłem wyczułam, że jednak nie jestem sama. Myśląc, że to Umberto, albo jeden z jego ludzi, odwróciłam się z uśmiechem. Jestem może i wredna, ale w gruncie rzeczy fajna ze mnie dziewczyna. Witam się nawet z tymi młotkami, których Brassi ustawił pod drzwiami, choć za każdym razem irytują mnie swoim wścibstwem. Dobrze, że jeszcze nie zapytali, kiedy miałam ostatnią miesiączkę, bo słowo, rąbnęłabym jednego i drugiego w zęby.

- Dzień dobry, kochanie...

Aż zakrztusiłam się kawą, którą właśnie miałam w ustach. Kaszlnęłam rozpryskując wszystko dookoła siebie, ale widząc kątem oka zbliżającego się do mnie mężczyznę, ruchem ręki dałam mu znać, że nie potrzebuję pomocy. Nie wiem, czy potrafiłabym zachować rozsądek po tym, co powiedział wczoraj, tym bardziej, że całą noc o nim myślałam. Jezu! Nie spodziewałam się go, słowo! Zawsze mi się wydawało, że faceci mają gorsze fochy niż my, kobiety. Odmów takiemu czegoś, czego chce, a nie będzie się do ciebie odzywał przez tydzień. Trzaskanie czym popadnie i sapanie nie jest tylko domeną kobiet. Dlaczego, u licha, Brassi z tym swoim zadziornym uśmiechem, z którym teraz mierzył wzrokiem moje odsłonięte w krótkich spodenkach nogi, nie mógł być takim facetem?

Wiecie o co mi chodzi? Nie ma seksu? Jeb drzwiami, a potem do najbliższego baru. Tam z pewnością znajdzie co najmniej kilka sympatycznych pań, które z miłą chęcią dotrzymają mu towarzystwa w toalecie na szybkim numerku. Już chyba wolałam, jak znikał na całe dnie i noce, pomyślałam ignorując to dziwne uczucie trzepotania. Przynajmniej zachowywał się jak ten facet, którego poznałam. Z tym nowym nie miałam pojęcia, jak rozmawiać.

Odkaszlnęłam ostatni raz i łapiąc oddech odstawiłam kubek na blat.

- W porządku?

Uniosłam głowę, zastanawiając się jednocześnie, co, do cholery, on wyprawia? Niebieskie tęczówki przyszpiliły mnie do miejsca, takie dziwnie rozjarzone. Ten dziwny uśmiech na przystojnej twarzy odejmował mu lat. Nie to, że był stary, czy coś, ale zdecydowanie wyglądał jak młody chłopak, a nie facet, który trzyma za pysk całe Hollywood. Odetchnęłam głęboko i to zdaje się był błąd...

Dosłownie zachłysnęłam się jego zapachem. Ten dziwny niepokój, który zawsze czułam w jego obecności przybrał na sile, koncentrując się w dole brzucha. Zagryzłam usta, czując pulsowanie, które nijak się miało do tego, że nienawidziłam tego mężczyzny.

- Skoro już wstałaś, Ava... - zaczął i z rękami schowanymi w kieszeniach spodni, podszedł bliżej. Ani na chwilę nie oderwał ode mnie spojrzenia, jakby siłą woli chciał wydrzeć ze mnie wszystkie sekrety, które przed nim ukrywałam. – Wracamy do rezydencji, kochanie. Nie musisz niczego pakować, twoja garderoba będzie na ciebie czekała.

- Nie rozumiem – zdziwiona uniosłam brwi. – Dlaczego nie mogę zostać tutaj?

- Nie możemy zostać tutaj – poprawił mnie z uśmiechem, - ponieważ nie chcę zamykać cię na cały dzień w apartamencie. W rezydencji będziesz mogła się swobodnie poruszać, korzystać z basenu, siłowni... Na co tylko będziesz miała ochotę.

- Tutaj też mogę – odpowiedziałam z uporem, krzyżując ramiona pod biustem.

- Powiedzmy tak... Będę spokojniejszy, gdy będziesz za wysokim murem. Ostatnio ściągasz na siebie za dużo uwagi, a przyznam, że mi się to cholernie nie podoba. Tym bardziej, że jak się wydaje, moi ludzie mają problem z upilnowaniem cię.

Zerknęłam na dłonie mężczyzny, wciąż wciśnięte w kieszenie spodni. Przypomniały mi się zmasakrowane kostki i palce. Chryste! Chyba on nie... Zamrugałam powiekami, czując łzy zbierające się w oczach i zaciśnięte gardło. Wiem, co zrobiłby na miejscu Brassiego mój ojciec, a z tego, czego zdążyłam się dowiedzieć, ten mężczyzna był znacznie gorszy. Nieobliczalny, nieprzewidywalny i śmiertelnie niebezpieczny.

- Spokojnie, Ava – mruknął cicho widząc moją bladą i przestraszoną twarz. – Twoi ochroniarze wciąż żyją. Natomiast jeżeli chodzi o tego szczurka z Reno, który tak wypytywał o ciebie w klubach, to...

- Bob? – wyszeptałam cofając się przed napierającym na mnie mężczyzną, aż uderzyłam placami o zimną powierzchnię ściany. 

- Musisz wiedzieć jedno, Ava – wyszeptał pochylając się nade mną. Drgnęłam zagryzając dolną wargę, gdy gorąca prawa dłoń mężczyzny dotknęła mojego biodra. Kciukiem lewej przesunął po moich ustach, uwalniając z uścisku zębów. Jego oczy płonęły niebieskim blaskiem. Zadrżałam, czując tak blisko jego ciało, to jak reagowałam na niego... Co, do licha, się dzieje? – Ochrona ciebie to mój priorytet. Zniszczę każdego, kto podniesie na ciebie rękę, albo w jakiś inny sposób będzie ci zagrażał. Więc nie prowokuj sytuacji, w których będę zmuszony utrącić kilka łbów, bo ja się nie zawaham. Z teraz chodź. Musimy zrobić jakieś zakupy, bo Sofia jeszcze nie wróciła.

Zamrugałam powiekami, gdy nagle zniknął z mojego pola widzenia. Nie mam pojęcia, co się wyrabia i co się stało temu facetowi, ale stawiam na jakiś ciężki uraz, albo ukrytą chorobę. Co się z nim dzieje? Ostatnio w ogóle bardzo dziwnie się zachowuje. Rozbicie cudownego autka przyjął nad wyraz spokojnie, uśmiecha się do mnie, nie urządza dzikich awantur, a przypominam, że już dwa razy, tak jakby zwiałam jego ludziom i w obydwu przypadkach zgarniał mnie z domu bikerów. Dla faceta takiego jak Brassi, musiało to być cholernie wkurzające. Wiecie, wielki samiec alfa z długą grzywą i wyszczerzonymi kłami, którego boją się wszyscy, a tu nagle jedna nieposłuszna suczka, która ma go totalnie w dupie. Może dać po zwojach, prawda? Zwarcie, iskrzenie i elektrownia wysiadła. Dlatego teraz ma takie dziwne jazdy, łącznie z tym całym jego zakochaniem się. Jednym słowem, pieprzenie! 

- Przestań myśleć, Ava.

Podskoczyłam wystraszona, łapiąc się za brzuch. Jezu, jak taki wielgachny facet może poruszać się prawie bezszelestnie? Zerknęłam w dół, ale nie, w dalszym ciągu miał na stopach kolejne ze swoich odjechanych bucików. Może to jakiś filmowy gadżet? Zanim jednak miałam szansę roztrząsnąć ten problem, popełniałam błąd. Unosząc wzrok, jakoś tak przypadkiem moje spojrzenie zatrzymało się na wysokości jego bioder. Chryste! Poczułam jak moją twarz oblewa rumieniec, a serce zabiło szybciej. Szarpnęłam głową, próbując wymazać z pamięci widok dość sporego wybrzuszenia z przodu jego spodni. Zacisnęłam zęby na języku, ignorując metaliczny smak, który poczułam w ustach. To nie miało prawa się wydarzyć, do licha...

Ja pieprzę, Ava! Masz dziewczyno zajebiste kłopoty!

***

Santino...

Problem z Avą jest taki, że ta dziewczyna za dużo myśli. Chwilami miałem wrażenie, że analizuje nawet to, jak ma oddychać. Jej milczenie w gruncie rzeczy niesamowicie mnie wkurwia, bo nie wiedząc, co się dzieje w jej głowie, nie miałem możliwości interweniować. Jak mamy przepracować problemy, które nas dzielą, kiedy ona milczy? Sama z siebie prawie się nie odzywa i słowo, zaczynam się zastanawiać, czy nie podstawić kolejnego auta, żeby je rozjebała w gniewie.

Jednak tym razem byłem zadowolony. Ja pieprzę, niedopowiedzenie roku! To jej wczorajsze za późno nijak miało się do tego, jak jej ciało na mnie reaguje. Z najwyższym wysiłkiem powstrzymałem się dzisiaj rano, żeby jej nie pocałować, a potem wziąć pod tą cholerną ścianą. Kuszą mnie te cholerne wargi, a jak widzę, że zagryza usta, mam takie, kurwa, obrazy w głowie, że dziękuję Bogu, iż w swojej dobroci i przezorności, nie obdarzył kobiet umiejętnością czytania w męskich myślach. Uznałaby mnie z jakiegoś pieprzonego zboczeńca, ale za chuja nie potrafiłem powstrzymać się przed tym.

Nie jestem, cholera, nastolatkiem, który będzie się chował w kiblu za każdym razem, gdy fiut stanie mu na widok seksownej kobiety i napieprzał ręką. Pragnę jej. Cholernie mocno, ale to pragnienie nie dotyczy tylko ciała, choć uwierzcie mi, trzymanie rąk przy sobie powinno zostać wpisane, jako dyscyplina sportowa. Miałbym więcej pieprzonych złotych medali, niż jebanych Oscarów.

Ava, niszczycielka męskich marzeń i moje wieczne utrapienie...

Uśmiechnąłem się widząc kątem oka wyraźnie zmieszaną dziewczynę. Jest w takim stanie, od kiedy klęknąłem przed nią z jej trampkami i założyłem na stopy. Kurwa! Nawet to miała zajebiście seksowne. Potarłem opuszkami o materiał spodni, czując w nich ciągłe mrowienie. Każdy dotyk jej ciała powodował właśnie coś takiego. Nieprzemijające pragnienie kolejnego dotyku, a co za tym idzie, nieprzemijający problem bolesnej erekcji.

Zerknąłem na zegarek, przeklinając w głowie Riinę i te jego pieprzone pomysły. Chciałem spełnić obietnicę, jaką złożyłem Avie i nauczyć ją pływać i bronić się, ale była prawie jedenasta, a w południe byłem umówiony z tym głupkiem. Gdyby to miało być spotkanie tylko z Sebastiano, bez wahania przełożyłbym na inny dzień. Niestety, nasi sprzymierzeńcy też mieli się pojawić, Alexandrow i MacKenna, że o bikerach nie wspomnę. Zakupy i śniadanie, na które pojechałem z Avą zabrały więcej czasu niż się tego spodziewałem, więc nici z dzisiejszych planów. Może dam jej spokój i pozwolę wypocząć w weekend, tym bardziej, że nie wiedziałem, jak szybko uporam się ze sprawami organizacji? Ale od poniedziałku... Na samą myśl o mokrym ciele Avy przytulonym do mnie, poruszyłem się i zagryzając zęby, starałem się powstrzymać jęk.

Dzięki Bogu, właśnie wjechaliśmy na teren rezydencji. Dłuższa jazda i nie wiem, czy dałbym radę tak spokojnie siedzieć, podczas gdy Ava była na wyciągnięcie ręki. Odchrząknąłem prostując się i położyłem prawą rękę na udzie, starając się zasłonić problem, który miałem w spodniach. Pokręciłem głową, bo od razu ożyło wspomnienie jej zaczerwienionych policzków na widok mojego stojącego pod ręcznikiem fiuta. Prawie doszedłem, czując jej cudowny zapach i to jak nie potrafiła oderwać spojrzenia od moich bioder, a ona była cudownie zmieszana. Tak samo dzisiaj, gdy zostawiłem ją na chwilę po to, żeby przynieść jej buty. Zastałem ją w tym samym miejscu, a jej wzrok przepalił mnie na wskroś. Reaguje na mnie w tak słodki i niewinny sposób, że z każdym dniem mam większy burdel w głowie.

Zauważyłem, jak niespokojnie poruszyła się na miejscu, gdy auto, którym jechaliśmy, minęło główne wejście i jadąc żwirową ścieżką okrążyło cały budynek. Oblał mnie płynny żar, gdy poczułem na sobie spojrzenie Avy i odwróciłem głowę, przyglądając się dziewczynie. Znowu zagryzła usta, a z mojego gardła wydostał się ochrypły warkot. Jeszcze chwila, a naprawdę nie będę się potrafił powstrzymać. Te usta... Te pieprzone usta...

- Gdzie jedziemy? – zapytała.

Uśmiechnąłem się. Małe kroczki, które robiłem z Avą czasami wkurwiały mnie swoją powolnością. Zmuszenie jej do podjęcia rozmowy było jednym z nich. Zazwyczaj czekała, aż to ja się do niej odezwę, od razu szykując się do podjęcia sprzeczki. 

- Do domku gościnnego – wyjaśniłem spokojnie. – W rezydencji zleciłem prace, które uniemożliwiają korzystanie z większości pomieszczeń.

- Ale...

- Ava, kochanie... - mruknąłem oddychając zapachem migdałów. Wykończę się przez nią, przysięgam. – W kuchni trwa remont. Tak samo w hallu i niektórych korytarzach. Te domki – brodą wskazałem na widoczne na zewnątrz budynki, - będą musiały nam wystarczyć. Poradzisz sobie w tak małej przestrzeni?

- Oczywiście.

- A więc dyskusję uznaję za zakończoną - oznajmiłem i gdy tylko auto zatrzymało się pod największym z drewnianych domów, wysiadłem na zewnątrz, okrążając samochód. Otworzyłem drzwi po stronie Avy i wyciągnąłem w jej stronę rękę. - Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz mieszkać.

Z niechęcią podała mi dłoń. To również nie umknęło mojej uwagi. Kontakt fizyczny wciąż jest dla niej cholernie wielkim problemem. Nie dziwię się, dlatego starałem się trzymać łapy przy sobie. Z marnym skutkiem, przyznam szczerze, ale czasami nie potrafiłem, mimo wszystko, powstrzymać się przed dotykiem.

Przez następnych kilkanaście minut oprowadziłem Avę po dwupiętrowym domku, pokazując co, gdzie jest. W tym czasie moi ludzie wnieśli wszystkie zakupy, a ja pomogłem Avie powkładać je do szafek.

- Gdzie mam postawić? – zwróciłem się do niej pokazując tym razem butelkę oliwy.

- W szafce – sapnęła zerkając na mnie przez ramię.

- Której?

- Tam, gdzie wstawiłeś olej i...

- A tak. Już wiem, gdzie – przerwałem jej radośnie, widząc jak przewraca oczami.

Zajebiście mi się to spodobało. Już same zakupy w markecie były cholernie fajną zabawą. Ava oczywiście wybierała najtańsze rzeczy, a ja ze śmiechem odstawiałem wszystko z powrotem na półkę, zastępując tymi droższymi, dorzucając od czasu do czasu coś od siebie. Widziałem, że za każdym razem jej złość na mnie rosła, ale dzielnie trzymała język za zębami. Najwięcej czasu spędziliśmy przy stoisku z winami. Na widok taniego winka, które właśnie zdjęła z półki, zdecydowanie podszedłem do niej i obejmując ramieniem w talii, odstawiłem sikacza na miejsce.

- W domu mamy wino, kochanie.

Nie jestem snobem. To, że mam kasę i najlepszą kucharkę po tej stronie kraju nie oznacza, że nie zjem zwykłego burgera, czy pizzy w jakimś podrzędnym lokalu. Smakują podobnie, kwestia ceny. Ale nie moja Ava. Wciąż jest za szczupła, więc zależy mi, żeby zaczęła odżywiać się normalnie. Dlatego właśnie zamiast zamówić jedzenie, pojechaliśmy do sklepu. Wybrała to, co na co miała ochotę i nawet, gdy podmieniłem jej niektóre produkty na te lepsze, wciąż ma pewność, że są bezpieczne.

- Muszę się zbierać, kochanie – powiedziałem, gdy wszystkie zakupy były już pochowane. – Mam spotkanie i mówiąc szczerze, nie wiem kiedy wrócę.

- Dlaczego mi to mówisz? – zapytała opierając się biodrem o róg długiego blatu.

Pokręciłem głową, uśmiechając się pod nosem. Co za uparta dziewczyna, pomyślałem. Wciąż mnie odpycha od siebie, ale niespodzianka, kochanie! Nie dam się. Doskonale wiedziałem, co się teraz działo w jej ślicznej główce. Na sam dźwięk słowa spotkanie wyraźnie drgnęła, usztywniając ramiona. Pewnych rzeczy i problemów nie przeskoczę na raz. Ale i temu podołam. Potrzebuję tylko czasu.

- Obiecałem ci, że nauczę cię samoobrony.

- Nie pali się – mruknęła, chowając za siebie rękę.

- Porozmawiamy o tym jeszcze, Ava – ostrzegłem, widząc jej gest.

Naprawdę nie chciałem wszczynać kolejnej awantury, ale chwilami ta uparta koza wkurzała mnie niemiłosiernie. Staram się, kurwa. Może nie idzie mi jakoś zajebiście wspaniale, ale naprawdę staję na jebanych rzęsach, żeby Ava poznała mnie, mężczyznę, a nie pierdolonego capo. Oddzielenie tych dwóch płaszczyzn od siebie już i tak jest w chuj ciężkie, bo jakby nie było, urodziłem się w tym świecie, od małego wiedząc, kim kiedyś będę. Chcę się zmienić, właśnie dla niej...

Odepchnąłem się od kuchennej wyspy, o którą się opierałem i podszedłem do dziewczyny. Nic nie umknęło mojej uwagi. To, jak jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie, jak przełknęła, zaciskając zęby na tej cholernej wardze. To, jak puls widoczny przez cienką jak papier skórę w zgięciu szyi zaczął napieprzać jak szalony, jak jej oddech przyspieszył i to, jak spięła mięśnie ud. Świadomość, że działam na nią jest jedynym, kurwa, pocieszeniem w tym pierdolniku.

Pochyliłem się nad dziewczyną, opierając ramiona na kamiennym blacie za jej plecami i przesunąłem nosem wzdłuż złocistej szyi. Jak narkoman wdychałem zapach Avy i migdałów, zapamiętując, jakie to uczucie, czuć ciepło jej ciała. Na kilka najbliższych godzin będzie mi musiało wystarczyć.

- Do zobaczenia, kochanie – mruknąłem i unosząc głowę pocałowałem ją w kącik ust.

Zacisnąłem zęby i z najwyższym wysiłkiem oderwałem się od niej i tego kawałka pieprzonego kamienia, o który się opierałem. Wyszedłem z domku, nie oglądając się za siebie, bo tak cholernie niewiele brakowało, żebym powiedział Riinie pierdol się, został z Avą i całował te obłędne usta. Wsunąłem się na tylną kanapę i dopiero, gdy byłem oddzielony od niej drzwiami, potarłem usta. Kurwa, mrowiły dokładnie tak jak opuszki palców. Będę musiał chyba przyspieszyć tempa, bo tak jak teraz, to się, kurwa, wykończę.

- Zwiększyłeś ochronę? – zwróciłem się do swojego kapitana, który siedząc na siedzeniu pasażera, rzucał mi w lusterku zaciekawione spojrzenia.

Kurwa, trzeba było zobaczyć ich miny, gdy kazałem im jechać do marketu. Ja pierdolę, myślałem, że zejdą na zawał. Na parkingu prawie dostali spazmów na widok dziesiątek samochodów.

- Przed odjazdem sprawdziłem wszystkie posterunki. Ekipy wciąż przeczesują rezydencję.

- Znaleźli coś?

Po tym, jak dowiedziałem się, co odpierdalała ta suka, którą zatrudniła moja matka, rozkazałem sprawdzić każdy jeden kąt w rezydencji. Gdyby to chodziło tylko o mnie, miałbym wyjebane, czy podsłuchują mnie Oryginały, czy pieprzona Camorra, ale tutaj chodzi o Avę. Przyznam, że wiadomość o tym, że jest spokrewniona i to tak cholernie blisko z tym pojebanym staruchem, trzymającym całą neapolitańską organizację za pysk, wzbudziła we mnie zrozumiały gniew i przyznam, również strach. Matkę miałem już z czapki, ta druga pewnie przeżywa chwile rozkoszy leżąc na jakimś barłogu w kolumbijskim burdelu, ale za to, co odpierdalała powinna zginąć. Niech się cieszy, że pozwoliłem jej pożyć jeszcze kilka miesięcy. Znając temperament tych skurwieli, zajadą ją szybciej niż myśli.

- Jak na razie czysto. Dodatkowe kamery na zewnątrz są już zamontowane, teraz chłopcy tylko podłączają sznurki. Obraz powinien być gotowy w przeciągu kilku godzin.

Kiwnąłem głową i oparłem się uderzając palcami w udo. Nie podobało mi się, że musiałem tak okablować teren, ale w gruncie rzeczy, nie miałem wyjścia. Choćbym, kurwa, chciał, nie byłem w stanie towarzyszyć Avie na każdym kroku. Za dużo się teraz dzieje, więc najbezpieczniejszym i najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji, było zwiększenie ochrony. Tak jak nie znosiłem myśli, że znowu musiała zamieszkać w tym miejscu, tak musiałem przyznać, że tylko tutaj miałem wszystko pod całkowitą kontrolą.

Spotkanie, na które pojechałem do biura Riiny, mówiąc oględnie się nie odbyło. Nawet nie chcę myśleć o tym, co odjebał Sebastiano, ale mina Alexandrowa, gdy ten idiota rzucił mu w twarz, że przeszkadza mu zapłodnić jego siostrę, była bezcenna. Zgarnąłem całe towarzystwo, bo jeszcze chwila, a ten uparty Rosjanin rozwaliłby całe piętro. Tylko Riina potrafi tak wkurwić człowieka i tej gnój doskonale o tym wie.

Teraz naprawdę zacząłem żałować, że nie zostałem z Avą. Niańczenie naszych sprzymierzeńców może i kiedyś sprawiało mi frajdę, ale gdzieś po drodze zapach migdałów i dziewczyna o tych zjawiskowych oczach, stała się najważniejsza. MacKenna miał ochotę porządnie popić, więc postanowiliśmy pojechać do Blue Hell. Posiedziałem z nimi do wieczora, a potem postanowiłem ulotnić się, zostawiając w dobrych rękach naszych najlepszych dziewczyn.

Przed wyjściem zajrzałem jeszcze do głównej sali. Usiadłem przy barze i czekając aż przyjedzie Umberto, sączyłem drinka. Wciąż byłem w chuj trzeźwy, gdy obok mnie usiadła dziewczyna. Spojrzałem na nią i unosząc brew. Nie pracowała tutaj, to pewne. Zerkała na mnie co chwilę, bawiąc się od niechcenia słomką w swoim drinku. Przyjrzałem się jej, zastanawiając się, gdzie ja ją już widziałem. Nie była jakąś pięknością, choć przyznam, ładnie zaokrąglona w tych wszystkich miejscach, które lubili faceci. Miała długie do ramiom ciemne włosy i ciemne oczy. Makijaż i sukienka zbyt grzeczne jak na miejsce, w którym się znalazła. Albo dziecina szuka ostrzejszych wrażeń, albo sama chce się stać wrażeniem.

Widząc, że wysączyła swojego drinka, kiwnąłem na barmana, żeby podął dziewczynie kolejnego. Może szuka pracy? Brakowało nam kilku w innych klubach, ale ostatnio nie miałem do tego głowy. Nie do moich obowiązków należało roztrząsanie tego, dlaczego jedna z drugą decydują się pracować, jako dziwki. Lubią seks? Lubią takie klimaty? Jak dla mnie, wszystko jedno, biznes jest biznes i tyle.

- Dziękuję – posłała mi uśmiech, unosząc w toaście wysoką szklankę. – Często tutaj przychodzisz?

- Niezbyt.

- Ja jestem pierwszy raz – przyznała. – Mówiąc szczerze, nie spodziewałam się czegoś takiego.

Podążyłem wzrokiem za gestem, który wykonała w stronę sceny. Właśnie tańczyły na niej trzy tancerki. Całkiem niezły układ, sądząc z ekscytacji oglądających występ mężczyzn.

- To klub go-go – mruknąłem.

- Wiem, ale...

Zamilkła zerkając ponad moim ramieniem. Po tym, jak w jej oczach pojawił się strach, mogłem się tylko domyślić, że pojawił się jedne z moich żołnierzy. To nie regularna armia, na usługach tego cudownego kraju, a pieprzone zabijaki, wyszkolone przeze mnie i przez Riinę. Fakt, ostatnio co niektórym braknie profesjonalizmu w zetknięciu z takimi dwiema kobietkami, ale wszystko ma swój czas. Jak Sebastiano w końcu nacieszy się odzyskaniem swojej pyskatej cholery, wtedy pomyślimy o treningu. Może zrobimy taki międzynarodowy challenge?

Bez zdziwienia spojrzałem na Umberto, który stanął obok mnie. Kiwnął głową, zerkając na dziewczynę. Dopiłem drinka i wstałem szykując się do wyjścia. Dziewczyna widząc co zamierzam zrobić, chwyciła mnie za rękaw koszuli. Cichy warkot zawibrował w moim gardle, bo choć nie czułem dokładnie jej dotyku, to jednak w chuj mi się to nie spodobało.

- Przepraszam – puściła mnie widząc wkurwienie na mojej twarzy. – Chciałam tylko podziękować za drinka.

- Nie ma za co – odpowiedziałem ignorując jej zachęcający uśmiech. – Miłej zabawy.

- Poczekaj! Nie możesz zostać? – wzruszyła ramionami, zerkając na mnie. – Możemy spędzić razem czas, jak chcesz.

- Dzięki, ale podziękuję.

- Jestem Megan – przedstawiła się. – Posiedzę tutaj jeszcze, więc jakbyś zmienił zdanie, to możesz mnie poszukać.

Pokręciłem tylko głową i odwracając się ruszyłem w stronę wyjścia. Dziwna laska, przyznam...

- Umberto, kto jest dzisiaj z twoich na służbie? – zapytałem, gdy cały zgiełk i zapach, jaki zawsze unosił się w powietrzu zostawiłem za sobą. Czułem się w jakiś sposób brudny, szczególnie po tym, jak dotknęła mnie ta dziewczyna.

- Mivo i Sandro.

- Powiedz im, żeby obserwowali dziewczynę. Jest jakaś dziwna.

- Rozkaz.

Zostawiłem go za sobą i wyszedłem na tylny parking, gdzie stały nasze samochody. Wróciłbym sam, ale trochę wypiłem, więc spokojnie czekałem, aż Umberto pojawi się na zewnątrz. Zerknąłem na zegarek, przeklinając pod nosem. Przez cholernego Sebastiano straciłem praktycznie cały piątek. Zbliżała się północ, więc Ava z pewnością już śpi. Zamknąłem oczy, planując następny dzień, bo jak znam Riinę, to nie wypuści z łóżka swojej laleczki aż do niedzieli, więc mam w chuj wolnego czasu. 

Dopiero, gdy wyjechaliśmy spod klubu przypomniało mi się, gdzie widziałem już tę dziewczynę. Kurwa!

- Zawracaj! – ryknąłem do kierowcy. – Dzwoń do Mivo, mają zatrzymać tę dziewczynę do mojego przyjazdu.

Ja pieprzę! Jak mogłem jej nie poznać, do kurwy nędzy? Kilka razy widziałem ją na zdjęciu, ale mówiąc szczerze, nie interesowała mnie aż tak, żebym jakoś ją zapamiętał. Ot, kolejna twarz, kolejna dziewczyna... Takich jak ona było setki, nic w tym dziwnego, że mogło mi coś umknąć.

- Szefie, laska wyszła zaraz po tobie – zameldował Umberto po krótkiej rozmowie z ochroną klubu.

- Kurwa!

Właśnie wjechaliśmy na parking przed klubem. Wyskoczyłem na zewnątrz, rozglądając się po pustej o tej porze ulicy. Jak chuj śmierdzi mi to, bo przecież powiedziała, że zostaje w klubie. Co teraz? Myśl, Sant... Czy to przypadek? Nie wierzę aż w takie przypadki, tym bardziej, gdy te cuda zdarzają się jeden po drugim. Skoro dochodzenie w sprawie Avy utknęło w martwym punkcie, najwyższy czas, żebym sam się do tego zabrał.

- Brassi?

Spojrzałem na zbliżających się w moją stronę dwóch mężczyzn. Gabe i Roth chyba już zakończyli imprezę z Irlandczykiem. Mogłem się tego spodziewać, przynajmniej po bracie Alexi. Czasami zastanawiałem się, czy facet nie jest przypadkiem gejem. Nie wyglądał na miłośnika męskich tyłków, ale jakoś nigdy nie zainteresował się żadną z naszych dziewczyn, a przecież był w Los Angeles już kilka razy.

- Skończyliście się integrować?

- Znasz go – westchnął zatrzymując się obok mnie. – Do jutra stąd nie wyjdzie.

- Gdzie pędzisz? – zapytał Roth.

- Mam ważną sprawę do załatwienia – przyznałem. – Macie ochotę się wybrać ze mną?

- Jasne – oznajmili, nawet nie pytając, gdzie i po jaką cholerę.

- Wsiadajcie – wskazałem na czekające obok wozy. – Umberto? Jedziemy na lotnisko. Zawiadom pilotów, że chcę w przeciągu dwóch godzin wystartować. Mają przygotować odrzutowiec i plan lotu.

- Gdzie?

- Reno. Ta dziewczyna z klubu to prawdziwa Megan. Mam zamiar dowiedzieć się, po chuj przyjechała do Los Angeles i czy miała coś wspólnego z tym skurwielem, którego zajebałem.

Plany na weekend z Avą znowu szlag trafił, ale w pierwszej kolejności to jej bezpieczeństwo stawiam na pierwszym miejscu. Będąc w tym pieprzonym Reno może dowiem się czegoś więcej o tym, co robiła przez ostatnie trzy lata i będę miał okazję pogadać z Alexandrowem.

Cała wyprawa do Reno zajęła nam sporo czasu. Wróciliśmy dopiero w niedzielę w nocy. Zmęczony, wkurwiony i cholernie stęskniony wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Tam, gdzie czekała już na mnie moja kobieta. Pewnie rano zjebie mnie na czym świat stoi, ale czy ja powiedziałem, że będzie mieszkała tutaj sama? 

Wtulając się w pachnące migdałami kobiece ciało pomyślałem, że jutro będzie zajebisty dzień. Miałem zamiar spędzić go z moją Avą, a Riina niech się wali. 

***

Lexi... poniedziałek

Szykując się w poniedziałek rano do pracy, w mojej głowie znowu pojawiła się dziewczęca postać. Nie mogłam jej zapomnieć... Ava Mancuso, śliczna smutna dziewczyna, którą spotkałam w czwartek w biurze. Było coś dziwnego w tej dziewczynie, co sprawiało, że czułam wewnętrzny przymus ponownego spotkania się z nią. Oczywiście mogłam zapytać o nią Franco, czy nawet samego Sebastiano, wychodząc z założenia, że dziewczyna należy do rodziny, czy jak oni mówią. Jednym słowem, na dźwięk słowa mafia, nie będzie uciekać w popłochu. 

Jak na złość, Franco gdzieś zaginął i od rana w ogóle go nie widziałam. Nie odbierał też telefonów, a żeby być precyzyjnym, to wyłączył komórkę. Zerknęłam na zegarek na nadgarstku. Zbliżała się pora lunchu, ale na dobrą sprawę, miałam wszystko zrobione. Sebastiano miał się po południu spotkać z Gabrielem i Niallem. Obydwaj czekają w Los Angeles już od piątku, ale niech nie winią mnie o to, bo ja nie zamknęłam Sebastiano w biurze na cały weekend.

Do pracy odwiózł mnie Arturo, ale jemu również nie ufam, że nie wyklepie wszystkiego po drodze swojemu bossowi. Pozostał mi Guido. On jeden nie podlegał bezpośrednio pod rozkazy Sebastiano, co już niejeden raz udowodnił. Wysłałam mu wiadomość, prosząc żeby przyjechał do One California. Czekając na niego, przeszłam się po biurze. Te trzy dziewuchy z recepcji piętra doprowadzały mnie do wściekłości. Będę musiała w końcu zrobić z tym porządek. Albo lalki wezmą się za pracę, albo wylecą z niej z hukiem.

Guido zjawił się niespełna pół godziny później. Obserwując z odległości, jak podchodzi do recepcji, a te wstrętne dziewuchy zaczynają się do niego mizdrzyć, trafił mnie szlag. Zdecydowanie podeszłam do nich, a stukot moich obcasów był wystarczającym ostrzeżeniem, że ktoś zaraz dostanie opierdol.

Pierwszy zauważył mnie Guido i wyprostował się, zerkając na mnie z uśmiechem.

- Przypominam, że to jest miejsce pracy, a nie fotobudka w centrum handlowy. Proszę zachowywać się profesjonalnie, a nie chichotać jak postrzelone nastolatki – warknęłam na dziewczyny. – To samo dotyczy waszych uniformów, a raczej ich ewidentnego braku. Od jutra, przepisowe wdzianka, w przeciwnym razie nie wjedziecie nawet na piętro.

- Ale to są nasze uniformy – zaprotestowała wysoka brunetka zerkając na siebie i koleżanki, po czym wbiła we mnie ironiczne spojrzenie. – Dress code dotyczy wszystkich pracowników, mam rację? – zakpiła mierząc wzrokiem moją letnią sukienkę.

Tak w zasadzie nikt nie wiedział kim jestem, a te trzy lafiryndy osobiście przyjęłam do pracy, więc wiedzą, że pracowałam w HR. Wiadomość o tym, że Danielo jest moim ojcem jeszcze nie obiegła biura i bardzo tego pilnowałam. Dla wszystkich tych ludzi byłam kolejną korpo myszą, mającą swoją małą norkę, w której odbębniałam przepisowe godziny pracy.

- Skarbie... - mruknęłam ze śmiechem. – To ja tutaj wydaję polecenia. Więc jeżeli mówię, że bez przepisowego uniformu nie macie co się fatygować jutro do pracy, to radzę wziąć to na poważnie.

- Ale my nie mamy innych – zaprotestowała plażowa blondynka, mierząc wzrokiem swoją króciutką spódniczkę.

- No to radzę wam kupić szydełko i sobie dorobić – parsknęłam. – Długość przed kolano, a nie do tyłka. A teraz, proszę wziąć się do pracy.

Kręcąc głową odwróciłam się do nich plecami, powstrzymując śmiech. Z tych trzech najbardziej pyskata była właśnie brunetka. Nawet nie starałam się zapamiętać jej imienia, ponieważ już wiedziałam, że zignoruje moje polecenie. Wiecie, suka rozpozna sukę na pierwszy rzut oka. Przekona się jednak jutro, że bycie suką to nie tylko wygląd. Do tego trzeba mieć sukowaty charakter i odpowiedni trening z samym Szatanem.

- Jestem z ciebie dumny – oznajmił Guido, gdy drzwi windy zamknęły się za nami z cichym szumem. – Nareszcie zrobisz porządek z tymi dziewuchami. Don Danielo doskonale wiedział, komu przekazać firmę.

- Jeszcze niczego nie podpisałam – odpowiedziałam.

- Kwestia czasu.

- Dlaczego wszyscy od razu uznali, że zastąpię Danielo? – warknęłam krzyżując ramiona i łypiąc ze złością na mężczyznę. – Nie nadaję się do kierowania takim gigantem. To robota Sebastiano, a nie moja.

- Daj spokój, Lexi. Dasz sobie radę. Poza tym, wyobrażasz sobie bossa w korpo?

Pamiętając moje początki pracy z tymże bossem, jakoś słabiutko to widziałam. Sebastiano na moim miejscu już po pięciu sekundach wywaliłby na bruk wspomniane dziewczyny i to z takim hukiem, że lepiej nie mówić. Za cholerę nie ma w tym facecie cierpliwości, zaufajcie.

Siedząc już w aucie, którym przyjechał Guido, wysłałam wiadomość do Arturo. Jak zorientuje się, że zniknęłam podniesie alarm i od razu zwali mi się na głowę armia Riiny. Dziękuję, obejdzie się bez takich atrakcji. Nie zdążyłam schować telefonu, gdy rozdzwonił się telefon Guido. Dźwięk rozchodził się przez głośniki samochodowe, jak ostrzegawcza syrena.

- Co jest?

- Jest z tobą?

- Jest – zaśmiał się Guido, zerkając na mnie we wstecznym lusterku. – Przejmę ochronę, więc możesz zluzować. Odstawię ją do apartamentu, bez obawy.

- Dobra, dam znać Ignacio.

Pokręciłam tylko głową. Niedowiarek, psia mać. Wiedziałam, że zadzwoni do Guido, gdy tylko otrzyma moją wiadomość. Gdzie zaufanie do bliźniego, ja się pytam? Poczekałam, aż panowie zakończą swoje pogawędki i dopiero, gdy w samochodzie zaległa cisza spojrzałam w lusterku na Guido.

- Gdzie chcesz jechać? Do siebie?

- Nie... Znasz Avę Mancuso?

- Co? – rzucił wyraźnie zaskoczony moim pytaniem. – Dlaczego o nią pytasz?

- Odpowiedz mi. Czy znasz ją?

- Nie osobiście – mruknął pod nosem po dłuższej chwili. – Za wysokie progi.

- Co masz na myśli? – wychyliłam się do przodu, przytrzymując się siedzeń. – Jest nasza, czy raczej nie?

- Nasza? – zaśmiał się kręcąc głową. – Lexi, już bardziej naszą niż ta dziewczyna, nie można być.

- Wiesz, gdzie mieszka? – drążyłam podekscytowana.

- Co ty kombinujesz?

- Guido... Znasz mnie, prawda? – kiwnął głową zrezygnowany, zerkając co chwilę w lusterko. Po zaciśniętych na kierownicy dłoniach wiedziałam, że raczej nie spodobało mu się moje zainteresowanie Avą. Tym bardziej, że chciałam się z nią spotkać. – Tak więc... Skoro wiesz, kim jest, wiesz również, gdzie mieszka, tak?

- Wiem, ale serio, Lexi. To nie jest dobry pomysł.

- Świetnie, to już wiesz, gdzie masz jechać – oznajmiłam spokojnie opierając się o tylną kanapę.

Spojrzałam w boczną szybę, próbując rozwikłać dziwne i niejasne odpowiedzi Guido. Ava Mancuso jest z pewnością kimś ważnym, w przeciwnym wypadku jego zachowanie byłoby inne. Spiął się, zaciskając palce na kierownicy i szczęki. Może nie bał się, ale był niespokojny. Z każdą chwilą ciekowość tej dziewczyny rosła. Może jest córką jakiegoś ważnego człowieka? Wiecie, zasłużonego dla sprawy, jakiegoś kapitana, czy capo? Z uwagi na chorobę Danielo i całą niepewną sytuację w kraju, związaną z przejęciem władzy przez Gabriela, raczej nie udzielaliśmy się towarzysko. Zaledwie mała grupka osób wiedziała, kim jestem, a jeszcze mniej wiedziało o moich powiązaniach z Bratvą. Zostało to ustalone jeszcze w Nowym Yorku i chyba było to jedną z niewielu rzeczy, z którymi zgadzałam się w facetami.

Jeszcze nie do końca odnajdowałam się w tym całym mafijnym piekiełku...

Po kilkunastu minutach jazdy, Guido skręcił na prywatną drogę, jadąc wzdłuż asfaltowej arterii, porośniętej po bokach wysokimi drzewami. Dziwne, bo z tego co pamiętałam, Ava nie wyglądała na kogoś, kto mieszkałby w prywatnej posiadłości, a tylko takie tutaj widziałam. Ukryte w gąszczu zielonych liści drzew, stojące na wzniesieniach, żeby każdy śmiertelnik mógł zobaczyć, jak mieszka właściciel tej wypasionej...

- Guido? – zaskoczona znajomym widokiem za oknem pochyliłam się przyglądając wysokiej bramie, która właśnie otwierała się przed nami. – Jesteś pewien, że to tutaj?

- Tak.

Właśnie staliśmy przed olbrzymią posiadłością, której bram strzegło kilku uzbrojonych mężczyzn. Wysoki mur, wszędzie kamery i ten dziwny uścisk, który pojawił się w moim brzuchu.

- Ja pierdolę... Ja już tutaj byłam – wyszeptałam patrząc na wielką rezydencję wyłaniającą się na końcu szerokiej alei.

Wpatrzona w widok domu czułam rodzące się zdenerwowanie. Guido jechał powoli, a żwir pryskał spod kół SUV-a, jak popcorn. Cholera, to niemożliwe...

- Nie wysiadaj – mruknął Guido, i sam wyszedł na zewnątrz, gdy tylko zatrzymał samochód na podjeździe.

O co tu chodzi, do licha? Czy mogę się mylić? Zerknęłam na taras, dokładnie ten sam, na którym znalazłam się kilka miesięcy temu. Z miejsca, w którym stał samochód nie było tego widać, ale założę się, że z drugiej strony, znajduje się nad nim kolejny, trochę węższy i to tam po raz pierwszy usłyszałam rozmowę Sebastiano z Santem. Może Ava tutaj pracuje? Jeżeli to Santino jest właścicielem, to pracę w jego domu mogły dostać tylko zaufane osoby. Jakby nie było, jest sławnym reżyserem, ale przede wszystkim consigliere Cosa Nostry. 

Coraz bardziej zaniepokojona, przyglądałam się, jak Guido rozmawia z mężczyzną, który podszedł do niego, gdy tylko wysiadł. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ stał tyłem do mnie, ale jego sylwetka była dziwnie znajoma. Cofnęłam się zaskoczona, gdy mężczyzna spojrzał na auto. Ignacio? Ale... Jakim cudem? Przyglądając się, zauważyłam niewielkie różnice w wyglądzie. Ten mężczyzna trzymał głowę w zupełnie inny sposób niż kapitan Sebastiano. Choć niewątpliwie podobny, to nie był on.

Widząc jak w jego ręku pojawił się telefon komórkowy, wystrzeliłam z auta jak z procy. Trzasnęłam drzwiami i kładąc ręce na biodrach spojrzałam na mężczyzn.

- Nie wiem, kim jesteś, klonie Ignacjo, ale poproszę o twój telefon – warknęłam wyciągając rękę. Już ja znam te ich numery. Pewnie Guido przywiózł mnie tutaj, żeby zyskać na czasie. Za wysokim murem nie będę sprawiał problemów, więc spokojnie zawiadomią Sebastiano i po sprawie. – Daj, daj... Oddam ci, jak będę wyjeżdżała.

- Panienka, Rivas.

- D'Angelo – poprawiłam wielkoluda podchodząc bliżej i wyjmując mu telefon z ręki, spojrzałam na Guido. – Gdzie?

- Z tyłu – mruknął wskazując kierunek. – Nad basenem.

Odwróciłam się i przeklinając cholerny żwir, w który wbijały się obcasy moich butów, pomaszerowałam we wskazanym kierunku. Nie ze mną te numery, panowie. Wiedziałam, że Guido nie zawiadomi Sebastiano, dlatego nie zabrałam jego telefonu. Nie wiem, co tutaj jest grane, ale jeżeli Ava pracuje w tym domu, to właśnie dzisiaj jest jej ostatni dzień. Miałam szczery zamiar zabrać ją z tego miejsca. Nie mam nic do pracy, w której trzeba sprzątać, czy gotować, ale ta dziewczyna... Ja wiem, że to nie jest praca dla niej. Z Santino sobie poradzę. Znając tego gagatka, w minutę znajdzie co najmniej dziesięć kandydatek na miejsce Avy. Temu facetowi to tylko seks i łatwe laski w głowie. 

Wciąż nie dawało mi spokoju pytanie, po co Ava spotkała się z Franco? Im bliżej byłam części rekreacyjnej, znajdującej się na tyłach rezydencji, tym coraz bardziej czułam, że to wszystko jest cholernie dziwne. Wychodząc zza wysokiego ogrodzenia, które tworzył gęsty żywopłot stanęłam w miejscu, zastanawiając się, czy przypadniemy nie znalazłam się na jakimś planie filmowym.

Wiedziałam, że zarówno Sebastiano, jak i Santino do biednych nie należą, ale czegoś takiego to się nie spodziewałam. Przede mną rozpościerało się pełnowymiarowe boisko do kosza, do piłki plażowej, kilka kortów tenisowych. Otwarta siłownia, wielkie jacuzzi, w którym pomieściłaby się chyba cała drużyna footballowa, łącznie z ich króliczkami. Po prawej stronie, zza kolejnej zielonej ściany wyłaniał się basen. Ruszałam w tamtą stronę i z każdym krokiem szłam coraz wolniej, aż stanęłam niespełna pięć metrów od krawędzi basenu. Niedopowiedzenie, cholera! To wyglądało jak jezioro, z dużym barem wodnym pośrodku, okolony dziesiątkami leżaków i specjalnych wysokich materaców, przeznaczonych do opalania.

Rozejrzałam się uważnie, ale nigdzie nie widziałam Avy. Może jest w przebieralni?

W tym momencie zobaczyłam porzucone na trawie ubrania i usłyszałam cichy gardłowy śmiech, dobiegający z basenu. Męski, dodam. Jezu! Jak Santino zabawia się teraz z jakąś panienką to chyba...

- Ava? – wyszeptałam zaskoczona widokiem dziewczyny w objęciach Santa.

Kurwa! Nie podaruję mu tego! Ma swoje wywłoki w tych klubach, którymi zarządza, to niech się ich trzyma.

- Santino – warknęłam.

Szarpnął głową, chowając dziewczynę za swoje plecy i wbił we mnie spojrzenie tych dziwnych niebieskich oczu. Przez chwilę chyba nawet mnie nie widział, bo z ochrypłym warknięciem obrzucił spojrzeniem brzeg, na którym stałam. Potrząsnął głową, rozpryskując wodę i w końcu spojrzał na mnie.

- Alexia? Co ty, do cholery, tutaj robisz?

Serio, Santino? Spojrzałam na chowającą się za jego plecami dziewczynę i tupiąc butem o kamienną płytę uniosłam w górę brwi. No to teraz sobie potańczymy, panie mafia, pomyślałam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top