Część pierwsza: dzieciństwo

Mało kto wiedział o istnieniu Mystfall, mieście pod Phoenix w stanie Arizona. Wszyscy skupiali uwagę na stolicy, nie zauważając terroru trwającego od kilku lat w pobliżu. O tym jak władze wykorzystywały ludzi wiedzieli tylko mieszkańcy. Mieli niewielu turystów, a tylko ci głupi lub zakochani powracali. Nikt kto tam mieszkał powyżej dwóch miesięcy nie mógł już opuścić tego miejsca. Jakby jakaś klątwa wisiała nad granicami. Jednakże oprócz polityki Mystfall nie różniło się od normalnego miasta. Mieszkańcy nazywali je miastem-państwem, gdyż nie mogli go opuścić. 

W całym mieście znajdował się jeden kościół. Niewiele ludzi potrafiło nadal wierzyć. Nie po tym co ich spotkało. Nie musieli się martwić, że ich naród pewnego dnia wyginie. Rodzice dbali, aby ich dzieci w odpowiednim czasie spotkały tę jedyną osobę na swojej drodze. A gdy władze wyczuwały spadek liczby urodzeń, to krótko po tym przybywało kilku turystów. Dziwnym przypadkiem spotykali tu miłość swojego życia i chcieli się tu osiedlać. Trochę ponad dziewięć miesięcy później szczęśliwcy witali swoich potomków na świecie. 

To przerażające, że wszystko było planowane, obserwowane i spisywane z góry. Nic nie kryło się przed władzami - Najwyższym Sądem Państwowym. Przedstawicieli nie było wielu, najwyżej ośmiu. A jednak mieli przewagę nad tysiącami podwładnych. Całe szczęście Marina i Lucas Lavis nie pobrali się dzięki intrygom, to był zwykły układ, żeby ich rodziny miały potomków i nie musiały martwić się o przetrwanie. Ślub był malutką uroczystością, wesela nawet nie urządzali. Nie kochali się. Nie potrafili bez serc. Cały czas kierowali się rozumem. 

Krótko po ślubie okazało się, że kobieta jest w ciąży. Mąż rozpieszczał ją w tym czasie, wyręczając w pracach domowych i gotując na co tylko miała ochotę. Osiem miesięcy później, krótko przed porodem żony, mężczyzna zrozumiał, że nie był gotowy na życie w rodzinie i zajmowanie się dzieckiem. Najzwyczajniej stchórzył. Uciekł, ignorując własną rodzinę i zostawiając Marinę samą sobie. Nie bardzo się tym przejęła. Wierzyła, że poradzi sobie sama. Natomiast jej rodzina bardzo się zdenerwowała i próbowała odnaleźć Lucasa, ale słuch po nim zaginął. W mieście, a także poza nim go nie widziano. Istnieje pogłoska, że Sąd go dorwał i ukarał za to co zrobił. Trzeba wiedzieć, że Najwyższy nie pochlebiał takich zachowań. Nikt nie wiedział co z takimi robili. 

Nareszcie miesiąc po rozstaniu i poszukiwaniach na świat przyszedł Eric. Największa radość w życiu pani Lavis. Wychowała go dobrze, starając się go kochać pomimo braku serca. Chłopcu nigdy niczego nie brakowało. Oprócz ojca. Wtedy dziesięć lat temu go to spotkało.

Ω  

Do szkoły przyszedł mężczyzna. Brodaty, poważny, elegancko ubrany i cały jakby ze złota. Był chyba kimś strasznym, bo każdy przed nim uciekał lub kłaniał się strwożony. Ale on szukał tylko jednego. Stanął przed Ericiem, który przyglądał mu się od samych drzwi.

- Dzień dobry. To ty jesteś Eric Lavis? - uśmiechnął się, ale nie czekał na odpowiedź. Wszystko wiedział. - Masz dzisiaj urodziny, prawda?

Przerażony chłopiec jedynie skinął głową. Nie bał się tego mężczyzny z własnej woli, ale coś w nim odpychało i niemal nakazywało strach. Jakby wisiała nad nim jakaś aura.

- Wszystkiego najlepszego - uśmiechnął się szeroko, o ile to możliwe, żeby uśmiechać się szerzej niż tamten mężczyzna wcześniej. Podał malcowi paczuszkę.

- Dziękuję...

- Przejdziesz się ze mną na spacer? Wiem, że jestem staruchem, ale chciałem Ci przekazać kilka informacji, które powinny Cię interesować - zaproponował uprzejmie.

- Nie mogę. Za chwilę zacznie się lekcja - grzecznie odmówił, a chwilę później usłyszeli dzwonek szkolny. Świetna wymówka. Przybił sobie w myślach piątkę.

- Oh, nie musisz się tym martwić. Rozmawiałem z dyrektorem i uznał, że nic się nie stanie, gdy opuścisz jedną lekcję.

-No nie wiem. Mam dzisiaj kartkówkę - zmarszczył nos.

- Nalegam - ale uparty. Nie może zrozumieć, że nie chce?

- Naprawdę nie mogę - założył ręce na siebie.

- Właśnie minęło ci pięć minut kartkówki, Eric. Nadal chcesz tam iść? - uniósł brew, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, pokiwał do siebie głową. - Rozumiem, nie wierzysz mi. Mama Cię dobrze wychowała. Możemy pójść do dyrektora i spytać co o tym sądzi.

- Nie odpuści pan, prawda? - westchnął i starał się odejść.

- Czekaj, Eric! Wiem kim był twój ojciec - zawołał starzec. To zadziałało. Lavis odwrócił się i patrzył wyczekująco. Nie mrugał. Tylko czekał na odpowiedź.

- Chodźmy, dobrze? Powiem Ci na miejscu - poczuł dłoń na swoich plecach i dał się kierować na zewnątrz.

Wyszli na szkolny dziedziniec, mijając grupę dzieci na w-fie. Brukowany chodnik dłużył się pod ich stopami. Brama zamiast się zbliżać, wydawała się oddalać. A cisza pomiędzy nimi przytłaczała Erica, niemal dusząc. Czuł się jakby tonął. Nareszcie opuścili teren placówki, uwalniając chłopca od okropnego uczucia oczu na sobie.

- Gdzie idziemy? - nareszcie spytał młodszy. Rozglądał się dookoła, a mijające samochody i kolorowe budynki migały mu w oczach.

- Zobaczysz, Eric - mężczyzna odpowiedział swoim głosem bez żadnych uczuć i emocji jak zawsze. - Dzień dobry, pani Lavis - powitał kobietę, gdy ją szybko wyminęli.

- Dzień do- Nie. Nie odbierzecie mi go. Zostawcie mojego syna - matka chłopca pobiegła za nimi.

Złotoskóry pociągnął dziesięciolatka za sobą. Schowali się w jakiejś ciemnej uliczce, ale kobieta i tak ich znalazła.

- Nie weźmiecie go. Nie zrobicie mu tego. Nie pozwolę na to - odcięła porywaczowi jedyną drogę ucieczki. 

Sędzia zrobił krok do tyłu razem z chłopcem, ale ich plecy napotkały ścianę. Ślepy zaułek. Można się było tego spodziewać.  Kobieta podeszła z uśmieszkiem na twarzy i zwróciła się do starszego.

- Czyżby nie rozpoznawał pan własnego miasta? - spytała, odciągając od niego syna. - A teraz Eric uciekamy.

- Co? - spytał chłopiec. Nie rozumiał co się dzieje.

- W nogi. Już! - krzyknęła matka i złapała dziesięciolatka za rękę, odbiegając najszybciej jak zdołali.

W ten sposób Eric Lavis uniknął strasznej niesprawiedliwości jaka spotykała każdego mieszkańca Mystfall. A to był dopiero początek.

Od autora: Witam w mojej nowej pracy. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Postaram się ją jak najszybciej zakończyć. Opowieść nie będzie długa - przewiduję 3-4 części, ale kto wie? Zapraszam na moje inne prace. Kocham was, icouldbemore_ x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top