4.


Co ja mam ze sobą zrobić? Ogarnia mnie pustka, którą nie umiem opanować. Już od paru dni żyję bez uczuć. Nie chodzę do szkoły od paru dni, ale w sumie dyrektor sam do mnie zadzwonił, że po pogrzebie, który odbywa się dzisiaj mam wrócić do szkoły. Nie jem za dużo z Maisie nie mam kontaktu, była tutaj raz z rodzicami złożyć kondolencje, ale nic nie mówiła, tylko wpatrywała się we mnie pełnym smutku wzrokiem. Czasu nie cofnę i wiem, że moja mama ma się dobrze tam u góry, bo nie ma opcji by trafiła gdzieś indziej. Dni stają się takie same, nie widzę obecnie świata poza moim łóżkiem, ale w końcu trzeba wstać i pożegnać ostatni raz mamę. Obecnie stoję przed wielkim lustrem w swojej sypialni, w dopasowanym garniturze. Moja twarz od paru dni nie wyrażała żadnych emocji, jestem całkowicie obojętny na swój los.

Przyjechał ojciec, nie był smutny, tylko obojętny, nie odzywał się do mnie, no może tylko raz przed chwilą mówiąc "Już musimy jechać" i tylko to zamierza mi powiedzieć po miesiącach rozłąki i śmierci mamy. To nie jest mój tata, to jakiś obcy mężczyzna, nie znam Go, co On robi w moim domu. Nie chcę Go tu.

Wiem, że mama przepisała dom i majątek na mnie. Nie wiem czy być jej wdzięczny, czy rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać. Chłopaki mnie odwiedzają i podnoszą na duchu w te złe dni. Ale wydaje mi się, że już pogodziłem się z jej śmiercią, chociaż, sam już nie wiem.

Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół, zamknąłem dom i wsiadłem do czarnego BMW "ojca". Nie odzywaliśmy się do siebie, bo po co? I tak już się więcej nie zobaczymy, po pogrzebie znowu wyjedzie, znajdzie sobie nową rodzinę i o mnie zapomni. Muszę sam sobie radzić, wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, ale nie, że aż tak szybko.

***

Patrzyłem na brązową wylakierowaną trumnę, która zjeżdża powoli w dół. Było słonecznie i wręcz gotowałem się w garniturze, ale nie zwracałem na to większej uwagi, moje myśli i oczy były skierowane właśnie na tą drewnianą puszkę u której leży moja kochana mama. Byli tu wszyscy: moi przyjaciele, jej współpracownicy, uczniowie z mojej klasy, którzy byli tutaj w sumie tylko dlatego, żeby nie iść na lekcję, nie obchodziło ich kim jest/była Karen Clifford, był nawet mój anioł, który przez całą ceremonię nie odrywał ode mnie wzroku, nie wiem o co jej chodziło, nie odzywała się do mnie przez tak długi czas, a teraz myśli, że w takiej sytuacji sam do niej przyjdę?

Ehh.. jestem złym człowiekiem od kiedy nie ma mamy na świecie. Wiem, że się martwiła i patrzyła na mnie, żeby wiedzieć jak się po tym wszystkim trzymam.

Nie uroniłem ani jednej łzy, zbyt dużo już ich z moich oczu wypłynęło w przeciągu kilku dni. Duchowny wypowiedział ostatnie słowa i ludzie rzucając po garści piachu na trumnę zaczęli się rozchodzić. Stałem tam przez cały czas, widziałem jak ją zakopali, jak kolorowe wieńce zostały ułożone na stosie. Gdyby nie Maisie pewnie nadal bym tam stał. Podeszła do mnie.

-Przepraszam, że nie było mnie w tak trudnych dla Ciebie dniach. Ty zawsze przy mnie byłeś, a ja Ciebie opuściłam, wstyd mi za to. Wybaczysz mi?- zapytała, a ja i tak wiedziałem, że ulegnę. Mimo tych złych dni, nadal ją kochałem.

-Wybaczam- to pierwsze słowo od paru dni jakie wypowiedziałem.

Dziewczyna lekko podniosła kąciki swoich ust, złapała mnie za dłoń i odciągnęła od miejsca pochówku wspaniałej kobiety. W sumie jestem jej za to wdzięczny, nie mogę ciągle rozpaczać. Muszę się pozbierać. Maisie odwiozła mnie do domu. Pożegnaliśmy się, a ja zauważyłem, że fioletowy ślad pod jej okiem zaczyna znikać, co mnie cieszyło. Nie wiem... może zamknęła już ten rozdział z tytułem "Sam".

-Maisie?- powiedziałem, zanim jeszcze wyszedłem z samochodu, spojrzałem na nią.

-Tak Michael?- posłała mi ciepły uśmiech, który trochę podniósł mnie na duchu.

-Czy u Ciebie już wszystko dobrze?- zapytałem będąc świadomy, że to delikatny temat, że dziewczyna może nie chcieć o tym rozmawiać.

-Sam nadal jest dla mnie ważny, nadal jest w moim życiu, nadal za nim tęsknię, ale pogodziłam się z tym, że mnie nie chce, że woli Sarę ode mnie, tak, On i Sara są teraz parą, a mnie tak boli kiedy na nich patrzę. Można powiedzieć, że w kilku procentach się pozbierałam, pogodziłam z takim, a nie innym losem. Nadal nie jestem gotowa na nowe związki. Próbuję wyleczyć się z miłości do niego. Gdy przez te parę dni, gdy siedziałam sama w pokoju, myślałam, dużo myślałam i uświadomiłam sobie, że naprawdę byłam zabawką, marionetką w jego rękach, byłam na każde jego zawołanie, robiłam co on chciał, no może z wyjątkiem jednej rzeczy- spojrzała w moje oczy- chciał abym przestała się z tobą spotykać, ale tego nie zrobiłam. Nie zostawię Cię, w końcu jesteśmy przyjaciółmi od dziecka. Kocham Cię jak brata Mike.

Wiem, myślała, że te słowa sprawią mi przyjemność, ale zabolało i to bardzo. Jestem dla niej jak brat.

-A ja Ciebie jak siostrę Mai- powiedziałem z rozpaczą w sercu.

Pod mój dom podjechał samochód Ash'a, wiedziałem, że jest tam też reszta chłopaków.

-To ja idę- uśmiechnąłem się sztucznie i wysiadłem z jej Audi. Dziewczyna odjechała machając mi przy tym dłonią. Ja tylko wpatrywałem się w samochód, który po chwili zniknął na skrzyżowaniu.

-Mike, pojedziesz z nami- usłyszałem Luke'a. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co mu chodzi- Nie zadawaj pytań tylko chodź

Zrobiłem tak jak chciał i usiadłem na tylnim siedzeniu obok Calum'a, który posłał mi tylko mały uśmiech. Po obranej przez nas drodze zorientowałem się, że jedziemy do domu Ashton'a.

Mieszkał na odludziu, można by powiedzieć, że mieszał w lesie, ale to by nie była prawda.
Odziedziczył dom po babci i przeprowadził się do Sydney w wieku 17. lat. Na początku mieszkał z swoim kuzynem, ale ten szybko wyjechał na studia dokładnie po roku. Dom ten otaczało dużo drzew, ale nie był to lat tylko pojedyncze drzewa.

-Co robimy u Ash'a?- zapytałem kiedy zatrzymaliśmy się pod jego domem.

-Pamiętasz jak mówiłeś, że chciałbyś założyć zespół?- skinąłem na pytanie Luke'a, wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę garażu, Ashton go otworzył, a tam ukazały mi się dwie gitary elektryczne, bas i perkusja- więc co ty na to aby spełnić to marzenie?

-Żartujecie sobie?- zapytałem niedowierzając temu co właśnie widzę. Obróciłem się w ich stronę, uśmiechali się co oznacza, że nie żartują- Ale... nie mamy żadnych piosenek, ani nic, trzeba będzie coś napisać- zacząłem bardzo szybko mówić, przez co chłopaki wybuchnęli śmiechem.

-Wszystko w swoim czasie, ale widzę, że zatwierdzasz ten pomysł, ja już mam pomysł na jedną piosenkę, niech każdy z nas napisze jakąś, potem przedstawi reszcie zespołu. Deal?- zapytał Ashton.

-Deal- odpowiedzieliśmy wszyscy razem.

Ashton odwiózł nas do domu. I naprawdę jedynym moim obecnym zmartwieniem było to o czym napiszę piosenkę.

Umyłem się i zjadłem jakąś przekąskę na kolację. Po czym usłyszałem dźwięk z mojego telefonu. Odebrałem wiedząc, że to Maisie.

-Tak?- zapytałem z uśmiechem na twarzy.

-Emm... chciałam się tylko zapytać, czy poszedłbyś za mną jutro do kawiarni, no wiesz jak co niedzielę, ostatnio dużo się działo i nie mieliśmy dla siebie czasu- szczerze to nie wiedziałem nawet, że minął tydzień, coś szybko.

-Tak, tak... jutro o tej co zawsze- powiedziałem i mój uśmiech trochę się poszerzył.

-Zmieńmy godzinę, muszę pozałatwiać jutro pewne sprawy w mieście, związane z ... prywatne sprawy Mike, rodzinne- powiedziała, co mnie trochę zdziwiło, zawsze mówiła mi o wszystkim co się działo u niej, abym w razy czego mógł jej pomóc.

-No dobrze, ale pamiętaj, że zawsze Ci pomogę. To o której?- zapytałem.

-Zadzwonię jutro o 10.- powiedziała i rozłączyła się.

Spojrzałem na ekran telefonu, zdziwiła mnie ta rozmowa. Była dziwna. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top